Przejście graniczne na zaporze Żelazne Wrota II jest z gatunku tych bocznych; nie mogą z niego korzystać pojazdy ciężarowe, więc i ruch tutaj niewielki. Przed nami jeden samochód. Po serbskiej stronie dokumenty odbiera pani pogranicznik i gdzieś znika. Chwilę potem wraca i możemy jechać dalej. Pod nami Dunaj.
Na drugim brzegu czekają Rumunii. Wychodzi celnik, w końcu wjeżdżamy do Unii. Zagląda do samochodu, z przodu, tyłu. Bagażnik.
- Zigaretten? - pyta z uśmiechem.
Nie mamy. Zapomniałem kupić, choć w Serbii są sporo tańsze i mogę częstować znajomych kurzoków.
Celnik wkłada rękę do torby podróżnej i wyciąga flaszkę.
- Rakija - wzruszam ramionami.
To go nie interesuje.
- Zigaretten? - dopytuje jeszcze raz.
Widać, że nie chce uwierzyć w brak papierosów, kopie nawet w małym plecaczku na tylnym siedzeniu, nie odpuścił też schowkowi obok kierowcy.
- Zigaretten? - tym razem zwraca się do Teresy.
Nic nie znalazł, bo i nic nie było. Możliwe, że zapisaliśmy się w annałach tej zmiany 😉.
Wczoraj gapiliśmy się na Dunaj od zachodu, dziś od wschodu, a drugi brzeg jest dla odmiany serbski.
Do Rumunii powróciliśmy niemal dokładnie po roku, bez jednego dnia. Na początek wypadałoby kupić rovinietę, potrzebną na wszystkich drogach krajowych. Niedaleko przejścia jest jakaś stacja benzynowa, ale szybko się okazuje, że to obiekt-widmo. Co prawda jakieś chłopy tam sobie siedzą i piją piwo, lecz ani benzyny ani winietek nie mają. Mówią, że najbliższy punkt sprzedaży jest w Şimian, a to kilkadziesiąt kilometrów stąd. I że mam się nie przejmować policją, bo ta nie sprawdza tutaj, czy ktoś opłacił winietkę, czy nie...