środa, 27 grudnia 2017

W Górach Orlickich już zima.

Zima pod koniec grudnia nie jest w górach niczym wyjątkowym, choć w ostatnich dniach występuje jedynie w wyższych partiach, co najmniej na wysokości 1000 metrów n.p.m.. Wpis dotyczy jednak wyjazdu z ostatniego piątku listopada, kiedy to w nizinach panowała optymistyczna jesień, a Sudety zabieliło bardziej niż dzisiaj.

Góry Orlickie (Orlické hory, Adlergebirge) są najwyższym pasem Sudetów Środkowych i przedostatnim, w którym do tej pory nie byłem z plecakiem. Czas więc było to zmienić, tym bardziej, że prognozy były łaskawe. 

W drodze, gdzieś przed Nysą, oglądamy ładną panoramę gór oświetlonych porannym słońcem. Widać tutaj sporą część Jesioników: od Kopy Biskupiej po Pradziad.




piątek, 22 grudnia 2017

Niemodlin (Falkenberg) - zamek uratowany

Niemodliński zamek to kawał historii, dość typowej dla tego typu obiektów Śląska. W przeciwieństwie do wielu z nich miał szczęście, że los kilka razy dawał mu kolejną szansę. Także dzisiaj.


Ponad 700 lat temu wybudowano w tym miejscu gotycką warownię w miejscu wcześniejszej kasztelanii. Pierwszymi właścicielami byli książęta niemodlińscy, następnie strzeleccy. Potem znajdował się w rękach różnych arystokratycznych rodów Rzeszy - Hohenzollern, von Logau, Pückler, Promnitz i Zierotin. Ostatni gospodarze to rodzina von Praschma, wywodząca się z Moraw. Ich herb znajduje się pod jednym z okien.


niedziela, 17 grudnia 2017

Brno. Subiektywny przewodnik po stolicy Moraw.

Drugie największe miasto Republiki Czeskiej nie jest zbytnio oblegane przez turystów. Dlaczego? Nie ma tak pięknej starówki jak Praga i Ołomuniec. Nie stoi tu malowniczo położony nad rzeką zamek jak w Českým Krumlovie. Nie otaczają go góry jak w Libercu. Nie posiada tak zdobionego pałacu jak Litomyšl. Mimo wszystko warto zajrzeć do Brna.

Zapoznawanie się z obecną stolicą Moraw najlepiej zacząć od Špilberku. Wybudowano go w XIII wieku jako siedzibę królewską. Z początkowej rezydencji stopniowo nabierał większego znaczenia militarnego jako główny element twierdzy miejskiej.


Przez kilkaset lat pełnił funkcję więzienia, jednego z najcięższych w państwie Habsburgów. Następnie od połowy XIX do połowy XX wieku funkcjonował jako koszary.

Dzisiaj jego kazamaty i wąskie korytarze można zwiedzać, choć poniedziałek to dzień zamknięty.  Otwarty jest jednak dziedziniec, na którym znajduje się średniowieczna studnia, głęboka na 111 metrów.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Grudniowe Morawy: trochę zimy i jesieni, trochę Prostějova i Vyškova

Na kalendarzu pojawia się grudzień, a to oznacza czas jarmarków bożonarodzeniowych. W tym roku nie byłem oryginalny i ponownie wybrałem Morawy, a konkretnie Brno (o szczegółach tamtej imprezy piszę w osobnym artykule).

Tradycyjnie w drodze do celu wypadałoby zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Zwykle towarzyszy temu pogoda jesienna, czyli zmęczona, stara trawa, błoto i szarówka. Rzadko zdarza się przebłysk z nadciągającej zimy...

Pierwsza sobota obecnego grudnia była ciut odmienna, bowiem podczas przejazdu przez Jesioniki aura pokazała swe białe oblicze 😊.


Wśród mgieł pięknie wyglądała Třemešná (niem. Röwersdorf), znana jako stacja końcowa/początkowa słynnej kolejki wąskotorowej.

środa, 6 grudnia 2017

Brno - Vánoční trhy

Brno (Brünn), jak na swoją wielkość przystało, organizuje drugi największy w kraju jarmark bożonarodzeniowy. Zaczął się on, jak w poprzednich latach, już z końcem listopada, a skończy w wigilię Wigilii.


Jarmark odbywa się aż w czterech miejscach, którymi są cztery strategiczne place miejskie. Przez miesiąc życie towarzyskie stolicy Moraw toczy się właśnie na nich.

piątek, 1 grudnia 2017

Pradziad październikową porą

Tegoroczny październik przez większość czasu nie rozpieszczał pogodą, zwłaszcza dla osób chcących wybrać się w góry. O ile początek miesiąca był jeszcze jaki-taki, to im później tym gorzej. Podczas śledzenia prognoz okazało się, że ostatni ładny dzień przed długim okresem dziadostwa wypada w pewien piątek... Szybka burza mózgów i jedziemy! Na cel wybrałem popularną górę, będącą najwyższym szczytem dwóch krain.


Zabieram ze sobą Bastka, z którym wiosną chodziliśmy po Górach Opawskich - a właściwie to on zabiera mnie, bo robi za kierowcę 😏. Dojeżdżamy do Koutów nad Desnou (Winkelsdorf) i parkujemy przy kompleksie narciarskim.

środa, 29 listopada 2017

Zdążyć przed "dekomunizacją": nieprawomyślne pomniki w okolicach Opola.

"Śpieszmy się kochać pomniki, tak szybko odchodzą". 

Postanowiłem uwiecznić kilka położonych w okolicy niepoprawnych politycznie pomników, które już wkrótce mogą zniknąć z powodu "dekomunizacji" (zapis celowo w cudzysłowu).

Jako Ślązak nie mam powodów, aby czuć sentyment do Krasnoarmiejców; jak wyglądało "wyzwalanie" Górnego Śląska wie każdy, kto choć trochę zna historię. Uważam jednak, że te pomniki to świadectwo minionych czasów i powinny pozostać na swoich miejscach, także ku przestrodze. W dziejach ludzkości zawsze było tak, że ci, co burzyli pomniki, później sami mieli burzone...

Dwa obiekty są bardzo blisko granic Opola. W Żelaznej (Eisenau, do 1934 Zelasno) stoi przy głównej drodze pomnik z czerwoną gwiazdą. Skromny, lekko surowy, minimalistyczny. Około dziesięciu lat temu pomalowano go na biało, teraz farba mocno wyblakła, odpada tynk.


Widać, że czas odcisnął tutaj swoje piętno, lecz teren jest zadbany, drzewka przystrzyżone, stoją też znicze.

sobota, 25 listopada 2017

Muzeum Lotnictwa w Pradze

Muzeum Lotnictwa Kbely (Letecké muzeum Kbely) to największa instytucja tego typu w Republice Czeskiej. Położone jest w peryferyjnej dzielnicy Pragi (Praha-Kbely).


Otwarto je w październiku 1968 roku w smutnej atmosferze niedawno stłumionej Praskiej Wiosny. Miejsce wybrano nieprzypadkowo - lotnisko o takiej samej nazwie jak dzielnica było pierwszym wybudowanym w Czechosłowacji w listopadzie 1918 roku, niecały miesiąc po proklamowaniu niepodległości. Spowodowane to było sytuacją polityczną - jedyne funkcjonujące lotnisko z czasów Austro-Węgier znajdowało się w Chebie (Eger), czyli na terenie kontrolowanym wówczas przez czeskich Niemców.

wtorek, 21 listopada 2017

Po środkowych Czechach w poszukiwaniu burčáku (cz. II)

Ostatni dzień poszukiwań burčáku rozpoczynamy od miasteczka Liběchov (Liboch), położonego kilka kilometrów od Mělníka. Miejscowość to enklawa starej zabudowy, wygląda jakby szał stawiania nowego ją ominął.


W rozległym parku czai się barokowy pałac z 1730 roku... Mocno poszkodowany podczas powodzi w 2002 roku i od tego czasu trwa w nim remont, którego końca nie widać.

czwartek, 16 listopada 2017

Mělník - księstwo wina i Lobkowiczów

Mělník (Mielnik) to miasto leżące na północ od Pragi, w miejscu gdzie Wełtawa wpływa do Łaby. Jest to jeden z głównych ośrodków czeskiego regionu winiarskiego* i dlatego wybraliśmy go jako bazę noclegową w czasie weekendu spędzonego na poszukiwaniu burčáku.

Starówka mieści się na skarpie położonej nad rzekami, więc z każdej strony trzeba się do niej wspinać. Rynek otoczony zabytkową zabudową, wśród której wyróżnia się ratusz w pastelowych kolorach.


Na placu rozłożyło się kilka straganów: można kupić warzywa, owoce, swojskie produkty wędliniarskie i mleczne, oraz - rzecz jasna - burčák 😊. Dziś w sprzedaży biały, który od razu otwieramy na pobliskiej ławce 😛.

poniedziałek, 13 listopada 2017

Škoda Auto Muzeum

Mladá Boleslav posiada zabytki, ale przede wszystkim zakłady Škoda, produkujące samochody już ponad sto lat (początkowo pod nazwą Laurin & Klement). Duma Czechów, natomiast w Polsce czasem słyszę od osób politycznie zaangażowanych kąśliwe uwagi o "kiepskich podróbkach Volkswagena". Odpowiedzi na pytanie "co jest polską kiepską podróbką zachodnich konstrukcji?" nigdy nie dostałem...


W latach 90. koncern otworzył swoje muzeum zlokalizowane w dawnych halach fabrycznych. W 2012 roku obiekt zmodernizowano i przebudowano, aranżując wystawy w nowy sposób. Zapraszam więc do relacji z wizyty odbytej w ostatni dzień września tego roku 😊.


piątek, 10 listopada 2017

Po środkowych Czechach w poszukiwaniu burčáku (cz. I)

Kraj nad Wełtawą powszechnie kojarzy się z piwem. Ale Republika Czeska to również wielowiekowa historia winiarstwa, rozpoczynająca się w średniowieczu, a czasem już w starożytności. Co prawda czeskie wina nadal są za granicą dość rzadko spotykane, ale cieszą się coraz większą popularnością wśród miłośników tego trunku.

Od kilku lat staram się jesienią zawsze zajrzeć do Czechów, ale nie po zwykłe wino, tylko burčák, czyli moszcz z winogron. Lekki, orzeźwiający i zazwyczaj pyszny 😊.


Kosztujący tego trunku z reguły dzielą się na dwie grupy: jego zdecydowanych przeciwników oraz zdecydowanych zwolenników. Ja oczywiście należę do tych drugich 😊. Z burčákiem jest pewien problem: trzeba trafić w odpowiedni moment na jego spożycie, bo już kilka dni po zakupie może całkowicie zmienić swój smak na coś w rodzaju sikacza. Może też wybuchnąć, co raz mi się zdarzyło i potem pokój długo pachniał winem 😛. Niektórych odrzuca też jego zapach, który często nie idzie w parze z reakcjami kubków smakowych. Dlatego najlepiej kosztować go na miejscu, świeżutkiego.

wtorek, 7 listopada 2017

Sierpniowy wyjazd na Bałkany i okolice - podsumowanie

Postanowiłem się zabawić w małe podsumowanie tegorocznego wyjazdu wakacyjnego na południe Europy.

Odwiedziliśmy 9 krajów. Niestety, nie było żadnego nowego, co zdarzyło się po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat.


Były za to powroty: do Czarnogóry i Chorwacji po 5 latach, do Albanii i Macedonii po 3. Do Rumunii i Serbii po roku 😛.

Przez 16 dni przejechaliśmy w sumie 4788 kilometrów. Daje to 299 km na dzień, czyli dość sporo. Najdłuższy odcinek wypadł na sam koniec, kiedy to z Węgier wracaliśmy na Śląsk - 773 kilometry. Najkrótszy - bo zerowy - to trzy dni leniuchowania: nad Balatonem, jeziorem Szkoderskim oraz Ochrydzkim 😉. Średnie spalanie na koniec wyniosło teoretycznie 6,6 litra, ale bywały dni, że przekraczało 9 litrów.

piątek, 3 listopada 2017

Gödöllő i Esztergom

Gödöllő to miasto położone w bliskości węgierskiej stolicy. Nie wyróżniałoby się niczym szczególnym, gdyby nie znajdowała się tutaj dawna szlachecka i królewska rezydencja.


Zawsze chciałem ją obejrzeć, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze, dopiero w sierpniu tego roku na same ostatki południowoeuropejskich wojaży.

piątek, 27 października 2017

Siedmiogrodzkie kościoły warowne: Cisnădie, Cisnădioara i Orăștie

Na Wołoszczyźnie zwiedza się zabytkowe cerkwie, w Siedmiogrodzie to kościoły ewangelickie, zwłaszcza warowne, przyciągają turystów. Według pobieżnych szacunków jest około stu pięćdziesięciu miejscowości z takimi świątyniami. Kilka wpisano na listę UNESCO, większość zaś zapomniano i są rzadko odwiedzane. Zapewne można zorganizować cały wakacyjny wyjazd i skupić się tylko na takich obiektach, a i tak ciężko byłoby wszystkie obejrzeć.

Rok temu zaliczyliśmy kilka w okolicach Sybina. W sierpniu 2017 po zjeździe z Karpat znowu znaleźliśmy się w tej części Transylwanii i skorzystaliśmy z okazji, aby dokonać małego uzupełnienia.

Cisnădie (Heltau, węg. Nagydisznód) leży kilka kilometrów na południe od najważniejszego miasta Sasów Siedmiogrodzkich. Chciałem tu zajrzeć już podczas ubiegłorocznego wyjazdu, ale na obwodnicy przegapiłem skręt i nie chciało mi się zawracać. Tym razem trafiamy bezbłędnie do samego centrum.


niedziela, 22 października 2017

Curtea de Argeş i Droga Transfogaraska

Curtea de Argeş wybraliśmy do swojej trasy nieprzypadkowo: w późnym średniowieczu była to siedziba hospodarów i prawosławnych metropolitów wołoskich. Po licznych zniszczeniach wojennych miasto na przełomie XVI i XVII wieku podupadło i dziś nie ma znaczenia we współczesnej polityce, może jednak pochwalić się kilkoma ważnymi zabytkami sakralnymi.

Najważniejszym z nich jest cerkiew metropolitalna Zaśnięcia Matki Bożej. To jedna z najładniejszych świątyń jakie widziałem.


Jej budowę rozpoczął na początku 16. stulecia hospodar Basarab, ale wkrótce zmarł. Półtora wieku później doczekała się renowacji, a kolejnej już w XIX wieku po pożarze. Cerkiew miała być formą rekompensaty za przeniesienie stolicy do innego miasta.

czwartek, 19 października 2017

Powrót do Rumunii: zabytkowe monastyry w Oltenii i kolorowy las

Przejście graniczne na zaporze Żelazne Wrota II jest z gatunku tych bocznych; nie mogą z niego korzystać pojazdy ciężarowe, więc i ruch tutaj niewielki. Przed nami jeden samochód. Po serbskiej stronie dokumenty odbiera pani pogranicznik i gdzieś znika. Chwilę potem wraca i możemy jechać dalej. Pod nami Dunaj.

Na drugim brzegu czekają Rumunii. Wychodzi celnik, w końcu wjeżdżamy do Unii. Zagląda do samochodu, z przodu, tyłu. Bagażnik.
- Zigaretten? - pyta z uśmiechem.
Nie mamy. Zapomniałem kupić, choć w Serbii są sporo tańsze i mogę częstować znajomych kurzoków.
Celnik wkłada rękę do torby podróżnej i wyciąga flaszkę.
- Rakija - wzruszam ramionami. To go nie interesuje. - Zigaretten? - dopytuje jeszcze raz.
Widać, że nie chce uwierzyć w brak papierosów, kopie nawet w małym plecaczku na tylnym siedzeniu, nie odpuścił też schowkowi obok kierowcy.
- Zigaretten? - tym razem zwraca się do Teresy.
Nic nie znalazł, bo i nic nie było. Możliwe, że zapisaliśmy się w annałach tej zmiany 😉.

Wczoraj gapiliśmy się na Dunaj od zachodu, dziś od wschodu, a drugi brzeg jest dla odmiany serbski.


Do Rumunii powróciliśmy niemal dokładnie po roku, bez jednego dnia. Na początek wypadałoby kupić rovinietę, potrzebną na wszystkich drogach krajowych. Niedaleko przejścia jest jakaś stacja benzynowa, ale szybko się okazuje, że to obiekt-widmo. Co prawda jakieś chłopy tam sobie siedzą i piją piwo, lecz ani benzyny ani winietek nie mają. Mówią, że najbliższy punkt sprzedaży jest w Şimian, a to kilkadziesiąt kilometrów stąd. I że mam się nie przejmować policją, bo ta nie sprawdza tutaj, czy ktoś opłacił winietkę, czy nie...

poniedziałek, 16 października 2017

Spod Ochrydy nad serbsko-rumuński Dunaj. Bo droga długa jest.

Znowu nadszedł dzień, w którym przyjdzie nam spędzić wiele godzin w aucie. Chcemy przejechać odcinek z Jeziora Ochrydzkiego aż nad granicę serbsko-rumuńską na Dunaju. Według mapy to grubo ponad 500 kilometrów. Żadnego wielkiego zwiedzania nie mamy dziś w planach.

Mimo to już po chwili zatrzymujemy się na poboczu drogi Ochryda-Struga. Znajduje się tutaj cerkiew św. Erazma. Z zewnątrz wygląda jednak jak zwykły dom, w dodatku wstęp jest płatny (to, niestety, norma w Macedonii), więc postanawiamy skorzystać z opcji darmowej i odwiedzić położoną kilkaset metrów dalej kaplicę św. Katarzyny. Kaplica jest niewielka (niepotrzebne są klucze, które otrzymaliśmy na dole), przyklejona do skały nad urwiskiem i samotnie modli się przy niej kobieta w czerni.


Główną atrakcją są widoki na jezioro. W dole widać zaś prace przy budowie drugiego pasa drogowego.

czwartek, 12 października 2017

Ochryda, macedońska perła.

Okolice Ochrydy (Охрид, alb. Ohër) to jedyne miejsce w Macedonii, gdzie można zetknąć się z masową turystyką. Co prawda w innych miejscach kraju pojawia się coraz więcej obcokrajowców, ale tylko tutaj ich ilość jest tak zauważalna.

Jezioro o nazwie takiej samej jak słynne miasto uznają za najstarsze w Europie i jedno z najstarszych na świecie. Woda jest krystalicznie czysta i nigdy nie zamarza. Nie potrzeba dostępu do morza przy takim akwenie.


sobota, 7 października 2017

Między Jeziorem Szkoderskim a Ochrydzkim: Lezha i malownicza droga SH6

W nocy nad Jeziorem Szkoderskim przeszła ulewa, pierwsza od tygodnia. Poranek przywitał nas rześką temperaturą, wynoszącą jedyne 21 stopni. Powietrze zrobiło się czystsze, z miejsca poprawiła się widoczność, można było dojrzeć nawet północno-wschodni brzeg jeziora, który dzień wcześniej tonął w upale.




wtorek, 3 października 2017

Nad Jeziorem Szkoderskim. Dzień lenia.

Jezioro Szkoderskie to największy zbiornik wodny na Bałkanach. Niebieska plama wody wśród gór i niedaleko Adriatyku. Większość jeziora (2/3) położona jest w Czarnogórze (Skadarsko jezero), reszta w Albanii (Liqueni i Shkodrës). I właśnie nad albańskim brzegiem chcemy zrobić sobie trochę przerwy podczas objazdówki tej część Europy.


Jako miejscówkę wybieramy kemping oddalony o jakieś 10 kilometrów na północ od Szkodry. Podobno jakiś czas temu został zaliczony do 10 najlepszych kempingów w Europie! Co za reklama! Tyle tylko, że to niekoniecznie na plus, oczami wyobraźni widzę tłumy chętnych do jego odwiedzenia, w końcu to może być must see.

czwartek, 28 września 2017

Szkodra. Albania dla początkujących.

Przejście graniczne Sukobin-Muriqan. W kolejce kilkadziesiąt samochodów, kawałek przed budynkami rozdzielają się na kilka rzędów. Wybieram skrajny po prawej. Dojeżdżam do pogranicznika czarnogórskiego.
- Ile osób? - pyta i zaznacza coś na kartce.
- Dwie.
- Dokumenty w porządku?
Macham zwitkiem papierów.
- To jechać - pokazuje ręką. 
Funkcjonariusz albański stoi po sąsiedzku. Ten nawet o nic się nie pytał, tylko z uśmiechem wskazał drogę przed siebie. Zero kontroli! Dawno tak mi się nie zdarzyło na granicach poza strefą Schengen!


Po trzech latach wracam do Albanii. Dotychczas zwiedzałem głównie środkową i południową część kraju, północ to terra incognita

poniedziałek, 25 września 2017

Czarnogórska Albania: Ulcinj i okolice.

Najbardziej wysunięta na południe gmina Czarnogóry nie bez powodu nazywana jest "czarnogórską Albanią" - 70% jej mieszkańców stanowią Albańczycy. Głównym miastem jest Ulcinj (alb. Ulqini), do którego postanawiamy zajrzeć na zakończenie krótkiego pobytu nad Adriatykiem.

W mieście totalny chaos komunikacyjny, ale jadąc na wyczucie udaje mi się dotrzeć do szeroko rozumianego centrum. Znowu mam fuksa i znajduję kawałek miejsca na zaparkowanie samochodu.



Na ulicach dwujęzyczne napisy, lecz znacznie częściej słyszy się albański. Pojawia się sporo kobiet w chustach, głównie starszych, ale i młodzież. Często chodzą w towarzystwie swoich roznegliżowanych koleżanek, co wygląda dość komicznie.

piątek, 22 września 2017

Park Narodowy Lovćen.

Wszystkie bałkańskie państwa są bardzo "zagórzone", ale Czarnogóra chyba jest pod tym względem rekordzistką. Właściwie jedynie wybrzeże i tereny wokół Podgoricy nie są zajęte przez któreś z pasm górskich.

Lovćen jest najłatwiej dostępny dla plażowiczów i zwiedzających Cetynię. Dla Czarnogórców to wyjątkowe pasmo, gdyż ich państwowość kształtowała się właśnie w tym masywie. Dla turystów - okazja aby podziwiać widoki.


Trochę głupio jechać tu samochodem, to mało sportowe. Ale z braku czasu musi wystarczyć. Zresztą w tym upale wędrówka piesza byłaby wyzwaniem z wyższej półki.

Z dawnej królewskiej stolicy w góry prowadzi droga z niezłym asfaltem (21 kilometrów). Jedynym utrudnieniem są zakręty i konieczność wzmożonej uwagi przy mijankach z autami.


Na przełęczy Krstac znajduje się punkt gastronomiczny i jakieś stragany. Podobno kiedyś pobierano tutaj opłatę za dalszą podróż, ale teraz nikogo nie ma. Cel jest już widoczny, jeszcze tylko kilka kilometrów.


niedziela, 17 września 2017

Cetynia. Mała królewska stolica.

Cetynia (Cetinje) była stolicą lub najważniejszym miastem Czarnogóry przez kilka stuleci. Początkowo państwa biskupów-władyków, od 1852 roku księstwa, a od 1910 królestwa. Po Wielkiej Wojnie Czarnogóra znalazła się w Jugosławii, ale Cetynia stołeczną pozycję straciła dopiero w 1946 roku, kiedy to otrzymała ją Podgorica, przemianowana na Titograd. Mimo tego nadal pełni ważną rolę kulturowo-religijną oraz nosi tytuł Starej Królewskiej Stolicy.

Zatrzymujemy się na prowizorycznym parkingu w centrum, w miejscu gdzie jakiś czas temu musiał stać budynek, o czym świadczą resztki fundamentów oraz niedokładnie zakryte dziury po piwnicach. Mało to reprezentatywne, a przecież kilkaset metrów dalej znajduje się letnia rezydencja prezydenta Czarnogóry - Błękitny Pałac.


Pałac wybudowano w 1895 roku dla następcy tronu, księcia Daniela. Stał się on później wzorem dla innych obiektów użytkowanych przez dynastię panującą. Wygląda dość skromnie oraz... łatwo dostępnie. Żadnych postawnych ochroniarzy, żadnych barierek, jedynie facet w historycznym mundurze stoi sobie w drzwiach i zerka, nawet nie na mnie.

W okresie stołecznym Cetynia liczyła ledwie kilka tysięcy mieszkańców i wszystkie najważniejsze budynki były zlokalizowane niedaleko siebie. Od siedziby kronprinca do głównego placu jest kawałeczek.


Znajdują się tutaj dwa pałace. Starszy to Biljarda (Bilardówka). Z zewnątrz przypomina trochę średniowieczny zamek z murem i basztami.


wtorek, 12 września 2017

Czarnogórskie wybrzeże: od Starego Baru do Jazu.

Przygodę z czarnogórskim wybrzeżem Adriatyku zaczynamy od Starego Baru. Malownicze ruiny u stóp masywu górskiego Rumija są jednym z ważnych punktów na turystycznej mapie kraju.


Wzdłuż drogi z wyślizganym brukiem ulokowały się liczne punkty gastronomiczne. Cenowo - raczej drogo.


Nad wejściem w murach obronnych wyrzeźbiony wenecki lew. Bar znajdował się w granicach włoskiej Republiki do XVI wieku, po czym zajęli go Turcy. 


piątek, 8 września 2017

Kierunek: Czarnogóra! A potem Adriatyk!

Góry wraz z wyżynami stanowią 70% terytorium Serbii, a południowo-zachodnia część kraju to właściwie jedno wielkie nieprzerwane pasmo. Całość należy do Gór Dynarskich (zwanych też Alpami Dynarskimi) ciągnących się wzdłuż Adriatyku od Słowenii po Albanię.

To raj dla miłośników wypraw górskich, ale ile trzeba by mieć czasu, aby je spenetrować? Mi pozostało symbolicznie nacieszyć się nimi podczas jazdy samochodem. A jak pisałem wcześniej: to zakręty, zakręty, zakręty i jeszcze raz zakręty!


Oprócz ciągłych zwrotów w lewo lub w prawo jazdę skutecznie spowalnia duży ruch i, oględnie pisząc, zawalidrogi. Już kiedyś wspominałem, że dla mnie Bałkany nie kojarzą się z piratami drogowymi ale kierowcami, których misją życiową jest tak wolna jazda, aby doprowadzić wszystkich innych do szewskiej pasji 😛.

Czasem zdarzają się zabawne sytuacje: gdzieś z bocznej drogi wyskakuje samochód z przyczepką, na której ulokowano dwie krowy. Serpentyny powodują, że mućki latają z jednej strony na drugą, rozpaczliwie próbując złapać równowagę. Może nie powinniśmy, ale kilka kilometrów zanosiliśmy się śmiechem, bo wyglądało to przezabawnie. Podziwiam, iż choroba lokomocyjna nie zakończyła się zanieczyszczaniem okolicy.


W jednej z wiosek samochód zjechał w bok na jakiś targ i już odetchnąłem z ulgą, a w tym czasie jego miejsce zajął inny wóz z przyczepką, a tam do dwóch sztuk bydła doszły... dwie owce 😁. Rezultat był ten sam: biedne zwierzęta latały po przyczepie jak pijany po autobusie, a ja ze śmiechu prawie puszczałem kierownicę 😆. Dobrze, że udało mi się w końcu ich wyprzedzić, bo nabijanie się z nieszczęsnych pasażerów mogłoby zakończyć się wypadkiem 😉.


wtorek, 5 września 2017

Z Wojwodiny do Zlatiboru czyli Serbia nieoczywista

Podróż przez Wojwodinę przypomina kartkowanie atlasu geograficznego - w każdej mijanej miejscowości żyją ludzie, których przodkowie przybyli z innej części Europy.

W wiosce Svilojevo (Свилојево) większość zamieszkałych stanowią Węgrzy (węg. Szilágyi).


W Odžaci (Оџаци) zdecydowanie dominują Serbowie, ale są też Madziarzy (Hódság), Słowacy, Chorwaci, Jugosłowianie, Czarnogórcy.


W centrum fajna mozaika.


czwartek, 31 sierpnia 2017

Chorwacko-serbski Dunaj: Batina, Apatin i sporna granica

Nie lubię Chorwacji. Jest droga, zatłoczona, miejscowi traktują turystów jak chodzące portfele. Dlatego informacja o tym, że w tym roku zamierzam odwiedzić ten kraj, wywołała u znajomych zdziwienie. "Ale jak to?". Musiałem wytłumaczyć, że planuję przejechać u Chorwatów około dwudziestu kilometrów i spędzić aż godzinę 😏.

Jak już pisałem, na przejściu granicznym jesteśmy jedynym samochodem. To bardzo boczna droga, dzięki której można ominąć ruchliwe większe przejścia - to był też jeden z powodów, dlaczego zdecydowałem się zahaczyć o Chorwację. Odprawa zajęła nam niecałe dziesięć minut i to tylko dlatego, że początkowo nie umieliśmy się dogadać z pogranicznikiem o co mu chodzi.

Po chorwackiej stronie ruch tak samo mały jak po węgierskiej, więc na krótki postój zatrzymuję się dopiero na obrzeżach miasta Beli Manastir (węg. Pélmonostor), w pobliżu dworca kolejowego.


Mimo, iż zmieniliśmy państwa, to nadal jesteśmy w Baranji. W traktacie z Trianion w 1920 roku jego południowo-wschodnią część oderwano od Węgier i przyłączono do późniejszej Jugosławii. Granicę wytyczono na mapie, kompletnie sztucznie, bez żadnych przesłanek etnicznych: najludniejszą narodowością byli Niemcy, niewiele mniej było Madziarów, kilkanaście procent Serbów, natomiast Chorwaci stanowili promil. Polityka jednak rządzi się swoimi prawami...

Wjeżdżając do kolejnych wiosek mijamy tablice z węgierskimi nazwami miejscowości - Węgrzy w wielu z nich nadal stanowią większość mieszkańców.