Burgenland jeszcze sto lat temu nie istniał. Jego tereny od wieków stanowiły pogranicze niemiecko-węgierskie, a przynależność państwowa wielokrotnie się zmieniała. Mimo, że od średniowiecza przeważała tam ludność germańska, to w XV wieku król Maciej Korwin włączył je w granice Królestwa Węgier jako "Niemieckie Węgry Zachodnie" i pozostały tam aż do XX wieku.
Wielka Wojna i upadek Austro-Węgier kompletnie przeorał sytuację polityczną w tym regionie. Przeważający w zachodnich częściach granicznych komitatów Niemcy chcieli trafić do nowej, republikańskiej Austrii, Węgrzy nie chcieli o tym słyszeć. Do tego wtrącili się Czesi, bo prezydent Masaryk wpadł na genialny pomysł utworzenia "słowiańskiego korytarza" długiego na 200, a szerokiego na 80 kilometrów. Powodem miała być liczna grupa mieszkających tu Słowian, a konkretnie Chorwatów, choć praktycznie nigdzie nie stanowili oni większości. Ów korytarz łączyłby Czechosłowację z Jugosławią, a najlepiej, gdyby oczywiście zarządzała nim Praga. Pomysł ten był tak idiotyczny, że nie poparła go nawet Ententa, do tej pory spełniająca prawie wszystkie zachcianki Czechów.
Traktaty międzynarodowe przyznały sporny obszar Austrii - była to mniej niż połowa dotychczasowych komitatów Moson, Sopron i Vas. Wbrew pozorom struktura etniczna była tu dość pokręcona, w przybliżeniu można napisać, iż w miastach mieszkali przeważnie Madziarzy, a na wsiach Niemcy i Chorwaci. Austriacka administracja powinna przejąć władzę w sierpniu 1921 roku, jednak do tego nie doszło. Rok wcześniej zwycięskie państwa drastyczne okroiły Węgrów w Trianon, teraz Węgrzy postanowili stawić zbrojny opór. Wybuchło powstanie, oficjalnie będące spontanicznym wystąpieniem mieszkańców, ale po cichu wspierał je Budapeszt. Powstańcy skutecznie odpierali próby austriackich żandarmów i wojskowych, lała się krew, padali zabici. W październiku ogłosili utworzenie własnego państwa Lajtabánság (Palatynatu Litawskiego). Sytuacja stawała się patowa - Austriacy nie chcieli eskalacji, powstańcy nie chcieli kapitulacji. Ostatecznie dzięki mediacji Włoch doszło do porozumienia - samozwańcze państewko uległo rozwiązaniu i znalazło się w Austrii, ale jednocześnie zgodzono się na zorganizowanie plebiscytu w największym mieście - Sopronie - i okolicy. O plebiscycie jeszcze wspomnę w kolejnym wpisie, ale wygrała go strona węgierska, co ustaliło granicę w dzisiejszym kształcie, a to powoduje, iż Burgenland przybrał nietypową postać długiego i wąskiego pasa (w najwęższym miejscu mierzy ledwie... 5 kilometrów 😛).
A skąd nazwa? Początkowo Austriacy używali określenia Vierburgenland (Kraj Czterech Zamków). Chodziło o stolice (zamki) czterech komitatów: Pozsony, Moson, Sopron i Vas. Żaden z nich nie znalazł się w granicach Austrii, więc nazwę tę można było uznać za kontrowersyjną i wyrażającą pretensje terytorialne, zatem skrócono ją do Burgenlandu (Kraj Zamków). W tym przypadku nie ma żadnych niedomówień, gdyż faktycznie zamków w landzie jest sporo.
Właśnie Burgenland wybrałem jako pierwszy rejon do zwiedzania podczas tegorocznego urlopu. Granicę austriacko-słowacką przekraczamy na dawnym przejściu Petržalka-Berg. To jeszcze nie Burgenland, ale kraj związkowy Dolna Austria, więc granica jest w tym miejscu niezmieniona od kilku wieków. Pamiątkę po starych czasach stanowi historyczny słup graniczny. Pokazuje on odległość do Wiednia na Stephansplatz (55 kilometrów) oraz do Bratysławy (Pressburga) na Michaelerplatz (8 kilometrów; szczerze pisząc nie wiem, o który plac chodzi, może o okolice Bramy Michalskiej?). Górną część zajmował zapewne kiedyś cesarski orzeł, teraz skuty.