Modra (Modor, Modern) jest kolejnym zabytkowym miasteczkiem położonym u
stóp Małych Karpat. A właściwie miastem, bo mając prawie dziesięć
tysięcy mieszkańców (raz tyle, co Svätý Jur, z którego przyjechaliśmy)
zalicza się do słowackich miejscowości średniej wielkości.
Nawet jednak i tu nie ma co liczyć na zrobienie zakupów w Święto Pracy. Sklepy
pozamykane. Otwarte są za to... kwiaciarnie. Czyżby ludziom czynu wręczano
kwiatki? Przy głównej ulicy działa kilka lodziarni, cukiernie, winiarnia i
jeden pub wyglądający na drogi, więc odbijamy w boczną alejkę. Reklama na
ścianie narożnego budynku sugeruje, że ma tam być knajpa z piwami
rzemieślniczymi. Knajpa faktycznie jest, ale pojęcie "rzemieślniczy"
najwyraźniej ma na Słowacji inne znacznie, bo niemal wszystkie piwa z menu to
masowe standardy! Nie ma jednak co marudzić, skoro zjawia się kelner z
pytającym wyrazem twarzy i po chwili stawia przed nami dwa przyjemne kufelki.
Korzystając z chwili wolnego czasu zostawiam Bastka nad szkłem i idę powłóczyć się trochę po najbliższej okolicy. Jedna z wąskich uliczek obok nas zwie się Moyzesova. Początkowo sądziłem, że to od Mojżesza, a więc może dawna dzielnica żydowska? Jednak nie, okazało się, że patronem jest Štefan Moyzes. Z Mojżeszem ma tyle wspólnego, że służył temu samego Bogu, gdyż był katolickim biskupem 😏. A także pierwszym przewodniczącym Maticy Slovenskiej (Macierzy Słowackiej), najstarszej słowackiej organizacji kulturalnej.