Podczas tegorocznej majówki postanowiłem zaatakować jedno z peryferyjnych pasm
karpackich, a mianowicie Małe Karpaty (Malé Karpaty, Kis-Kárpátok, Kleine Karpaten). Są one położone w południowo-wschodniej Słowacji i ciągną się wąskim pasem
przez ponad sto kilometrów: od Dunaju w Bratysławie aż do okolic ponad
uzdrowiskiem Piešťany. Słowacy do pasma zaliczają także
Wzgórza Heinburskie (Heinburger Berge) leżące na
austriackim brzegu Dunaju, co jednak nie zmienia faktu, że jest to kraniec
Centralnych Karpat Zachodnich.
Pisząc "zaatakować" należałoby raczej ubrać to słowo w cudzysłów, gdyż Małe
Karpaty są niewysokie: najwyższy szczyt Záruby ma ledwo 768 metrów.
Dominują góry o wysokości trzystu - czterystu metrów. Dzięki temu można łatwo
zaplanować wędrówkę bez dużych przewyższeń, co w przypadku kilkudniowego
wyjazdu z ciężkim plecakiem ma ogromne znaczenie. Inną cechą pasma jest duże
zalesienie: tutaj nadal rosną lasy, masakr oraz wycinek znanych z Beskidów i
Sudetów oraz rozjeżdżonych ciężkim sprzętem szlaków raczej nie spotkamy. Może
dlatego, że większość drzew jest liściasta, a może tutejsze władze trochę
inaczej podchodzą do "nowoczesnej gospodarki leśnej"? Są także minusy tej
sytuacji: z powodu niskości oraz lesistości trafimy na mniej punktów
widokowych, ciężej odwiedzić polany z rozległymi panoramami. Oczywiście takie
miejsca też się tu znajdą, ale zazwyczaj najlepiej będzie widać nie ze
szczytów, lecz z wież widokowych, skał lub ruin licznych zamków. Kilka dni
przed wyjazdem Bastek zadał podstępne pytanie:
- To w ogóle będą tam jakieś widoki, czy tylko sam las?
- Eeee... coś chyba będzie.
Ale gwarancji nie dałem 😏. Zresztą nie po to się jeździ w góry, aby podziwiać
widoki, prawda 😏.