Wrocław to jedno z moich ulubionych miast. Chodzenie po jego ulicach to jakby spacer w dwóch światach na raz - jedno, polskie miasto, skrywa drugie, którego już od pół wieku nie ma. Niemieckojęzyczny Breslau, choć zrobiono w PRL-u wiele aby go wymazać, nadal istnieje: wychodzi spod tynków, spogląda ze starych napisów i rzeźb, drzemie w budynkach, które przetrwały wojnę w całości lub przynajmniej częściowo. Spogląda z detali, na które mało kto z przechodniów spojrzy, drzemie w starym bruku...
W pewien marcowy weekend udało się ponownie odbyć mały spacer po dawnym Breslau.
Na początek, choć właściwie powinno być na koniec: Jahrhundertstein, czyli Kamień Stulecia. Z okazji nowego, XX-wieku, władze miasta postawiły sześć granitowych słupów (o wyglądzie nawiązującym do śląskich kapliczek słupowych) przy drogach wylotowych na granicach ówczesnego miasta.