Nadeszła wiosna, więc można rozpocząć turystykę górską z alternatywnymi w
stosunku do schronisk i chatek noclegami, a mianowicie z
wiatami, szałasami i bacówkami. W kwietniu postanowiłem spędzić w ten
sposób moje urodziny. Miejsce? Beskid Żywiecki, czyli jeden z moich
ulubionych. Nadal, pomimo coraz większej dewastacji, wycinek i zabudowy
wdzierającej się coraz dalej.
Ruszamy w czwartkowy poranek. W Katowicach widzimy fajne malowanie pociągu -
"Niebo nad Beskidami". Idealnie w temacie 😏.
Wysiadamy w
Rajczy. Nie w
Rajczy Centrum, gdyż tutaj jest
bliżej do przystanku autobusowego.
- Ale do busa mamy jeszcze pół godziny - marudzi Bastek. - Co będziemy przez ten
czas robić?
Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewaliśmy: obok cesarsko -
królewskiego dworca działa niewielki sklep. Nie spodziewałem się go tutaj.
Wpadamy i kupujemy piwo. Ledwo z nim stanęliśmy na zewnątrz, a zjawił się
jegomość na rowerze i konspiracyjnie poinformował:
- Panowie, uważajcie, bo tu często jeżdżą pały i mandaty wypisują.
No tak, Polska, zapomniałem. Przenosimy się zatem w mniej eksponowane miejsce
i wdajemy się w pogawędkę z kierowcą autobusu tam stojącego.
- Czekacie na to połączenie po trzynastej? - pyta.
- Nieee, o dwunastej pięćdziesiąt dwa.
- Nie ma takiego - dziwi się.
- Jest w rozkładzie.
- Niemożliwe. Jedyny kurs to ten, na który i ja czekam, bo zbieram z niego
ludzi i jadę na Rycerkę!
Rzeczywiście! Okazało się, że połączenie na które się nastawialiśmy... nie
istnieje, choć widnieje w internetowej rozpisce. Za to tego późniejszego
autobusu w internecie nie ma. Logiczne, prawda? Więc po co w ogóle rozkład w
sieci, skoro nijak ma się do rzeczywistości?
Czas oczekiwana nam się wydłuża, umilamy go sobie czytaniem tablicy pełnej
różnych ogłoszeń. Głównie zaproszenia na mecze, pikniki i festyny - a kiedy
czas na pracę?