czwartek, 29 października 2015

Październikowe Jesioniki


W Jesioniki (Jeseníky) jedziemy autobusem z miasta o tej samej nazwie... Rankiem musimy wbić się w autokar dalekobieżny - wydaje się, że nie powinno być problemów, ale na dworcu czeka już dziki tłum. W większości polskojęzyczny, część osób wrzeszczy i zachowuje się tak, jakby pierwszy raz byli za granicą i w ogóle dziwowało się światu... Wbrew moim obawom udaje nam się wejść do środka, a nawet zająć miejsca siedzące. Ekipa głośnojęzyczna okazuje się być z Głuchołaz - na szczęście w środku trochę cichną, z kilkoma rozmawiamy, a nawet dostajemy po czymś słodkim do wypicia ;) 

Wysiadamy we wiosce Malá Morávka (Klein Mohrau).
 

Zarówno ta miejscowość, jak i osada Karlov pod Pradědem (Karlsdorf), tworzące jedną gminę, pełne są starych drewnianych i murowanych domów. Co chwila jest na czym oko zawiesić. 
 

poniedziałek, 26 października 2015

Październikowe Rychleby


Październik w górach to często szansa na ładną pogodę, kolorowe drzewa i... niskie temperatury. Na początku miesiąca mieliśmy wszystko w czeskich Sudetach - jednego więcej, innego mniej ;) 

Pierwszego października spotykam się na mieście z Andrzejem o godzinie 14-tej pod Biedronką... Pociąg przywiózł mnie na miejsce o kwadrans za wcześnie - z czymś takim jeszcze się nie spotkałem :! To chyba dobry znak?? Ładujemy się do auta aby ominąć korki i z dwoma krótkimi przerwami jedziemy aż do Jesenika (Freiwaldau), gdzie zostawiamy samochód w miarę bezpiecznym miejscu niedaleko dworca kolejowego. 

Mamy jakieś pół godziny, więc na szybko szukamy jakiegoś lokalu - kierowcę bardzo suszy ;) Udaje nam się znaleźć świetną spelunkę, gdzie leją piwo z ośmiu kranów! Nie lubię tak pić z zegarkiem w ręku, ale co zrobić? 

Wracamy na dworzec i ładujemy się do zatłoczonego autokaru - linia kolejowa w kierunku Šumperka jest w remoncie. Pościskani jak zwierzęta na ubój docieramy do Horní Lipovej (Oberlindewiese); wychodząc niemal zabijam jakąś kobiecinę plecakiem ale w końcu zostajemy sami :) 

Mimo, że jest dopiero po 17-tej, słońce już powoli schodzi za góry i czuć spadającą temperaturę... 
 
 

piątek, 23 października 2015

Rusińskie pogranicze - cerkwie, cmentarze i czołgi

Co roku zawsze we wrześniu udaję się na spotkanie z przyjaciółmi w Sanoku. W tym roku postanowiłem stamtąd wracać na Górny Śląsk przed polsko-słowacki Beskid Niski. To dawne rusińskie pogranicze, obecnie Rusini mieszkają w zwartych grupach tylko po południowej stronie, w regionie Szarysz (Šariš, Sáros)

Pierwszy postój robimy w Króliku Polskim (Королик Польський) - gdzie stoi drewniany kościół z XVIII wieku. 
 

Wygląda raczej na rzadko używany. Obok wzniesiono nową, paskudną świątynię. Nie pojmuję jak można chodzić do takiego klocka, skoro do wyboru jest drewniany obiekt. 

W sąsiednim Króliku Wołoskim znajduje się dość znana zrujnowana cerkiew, ale z drogi nie dość, że jej nie widzimy, to jeszcze nie mamy pojęcia w którym może być miejscu, aby do niej podejść. Szkoda. 

Pofałdowaną, trzęsącą drogą wjeżdżamy na jedną z przełęczy Beskidu Niskiego. 

wtorek, 20 października 2015

Szwecja - informacje praktyczne

Garść informacji praktycznych, które mogą się przydać przed wyjazdem do Kraju Wikingów.

Dojazd - samolot lub samochód. Na krótki wypad lub do konkretnego miasta ta pierwsza opcja. Tanie linie latają z kilku miast Polski, rezerwując odpowiednio wcześniej i mając szczęście można trafić na naprawdę dobre ceny. Dla osób chcących zwiedzić większy obszar kraju pozostaje tylko własny wóz, gdyż komunikacja publiczna w Szwecji jest droga. Najprostszy i najtańszy sposób to oczywiście prom. Generalnie pływają one do Szwecji ze Świnoujścia i Trójmiasta. My wybraliśmy prom z tego pierwszego miasta - z Górnego Śląska bardziej pasowała nam opcja dojazdu do portu. 
Możliwe są rejsy dzienne i nocne: te drugie wydają się bardziej atrakcyjne, gdyż nie tracimy dnia, który możemy poświęcić na zwiedzanie. Nocną podróż promem można też potraktować jako nocleg, za który nie musimy dodatkowo płacić - fotele lotnicze są nieco wiekowe, ale ogólnie wygodne. Nie ma problemu też z kąpielą, gdyż na korytarzu są bezpłatne i dostępne dla wszystkich prysznice. Można wykupić dodatkowo kabinę, lecz na 6 godzin podróży to mało sensowne (rzecz jasna jeśli nie jedziemy z dziećmi). Na promie możemy też zaszaleć w kasynie, zjeść obiad, wypić coś w barze i zrobić zakupy. Ceny jednak są wysokie, a szału nie ma, gdyż wiele towarów jest polskich, więc to żadna atrakcja. 
Pod koniec czerwca 2015 za rejs w jedną stronę (2 osoby plus samochód) płaciliśmy 505 złotych. UnityLines jest trochę tańsza od Pollferies. Na promie musimy zjawić się odpowiednio wcześniej - my byliśmy nieco ponad godzinę przed planowanym odpłynięciem. Co ciekawe - przy wjeździe w ogóle nie sprawdzano naszej tożsamości ani nie zaglądano do bagażnika... Mógłbym wwieźć dowolną rzecz.
Prom pływa pod banderą Bahamów
Inną opcją jest dojazd od strony lądu - z Finlandii to daleko i wygodne jedynie przy kilkutygodniowej podróży po północy Europy. Pozostaje Dania - pomysł ciekawy, ale wiąże się z dodatkowymi opłatami za duńskie mosty. Ewentualnie można zastanowić się nad promami kursującymi z Niemiec.

czwartek, 15 października 2015

Te wspaniałe skandynawskie maszyny


Na sam koniec skandynawskiej przygody, jako małe podsumowanie, galeria spotkanych na tamtejszych drogach pojazdów. Zwłaszcza Szwedzi lubują się w starych samochodach, nierzadko sprowadzanych zza Oceanu - pięknie utrzymane służą im podczas weekendów, bo raczej trudno sobie wyobrazić kabriolety w skandynawskim klimacie... ;) Co ciekawe - im bardziej na północ tym więcej zabytkowych wozów.

Generalnie nie jestem jakimś wielkim fanatykiem samochodów. Nie znam się na nich, nie poznaję marek, nie podniecają mnie współczesne wypasione wozy, gdzie wszystko zależy od elektroniki. Nie głupieję przy wysokim grzaniu silnika, nie skręcam z piskiem opon itp.

Ale takie auta z przeszłości to przyjemna podróż w czasie :).
Oldsmobile

wtorek, 13 października 2015

Przez Niemcy znad Zatoki Flensburskiej do Forst


Pomyśleć, że to już trzy miesiące minęły od czasu powrotu ze Skandynawii, a ja mam wrażenie, że to było wczoraj! Na szczęście dzięki pisaniu i opracowywaniu zdjęć mogę to sobie przeżywać po raz kolejny na nowo :) Na (prawie) koniec trochę o powrocie z Danii przez Niemcy.

Po przekroczeniu granicy duńsko-niemieckiej daję się prowadzić GPS-owi na najbliższy kemping... jest on dość daleko od autostrady i przy bardzo małej wiosce, ale zaraz nad Zatoką Flensburską. Kemping dość prymitywny w porównaniu do duńskich i szwedzkich, lecz absolutnie nam to nie przeszkadza! Najważniejsze, że jest spokojnie, czysto, a na recepcji mogę kupić piwo z oddalonego o dwadzieścia kilometrów Flensburga :) 

 

Zaraz za żywopłotem ograniczającym kemping faluje wspomniana Zatoka Flensburska, czyli de facto Morze Bałtyckie. A dwa kilometry dalej duński brzeg, dosłownie na wyciągnięcie ręki. 

poniedziałek, 5 października 2015

Dania - Roskilde i twierdza Wikingów


Roskilde - dawna stolica Danii, miasto Wikingów i królów. Położone na południowym brzegu Roskildefjordu. Dziś właściwie ośrodek satelicki Kopenhagi, bo leży ledwie 30 kilometrów na zachód od niej. 

W historii muzyki znane jest ze swojego festiwalu rockowego... natomiast biorąc pod uwagę historię Duńczyków to turystów przyciągają tutaj dwa miejsca - jednym z nich jest Muzeum Łodzi Wikingów. Prezentują w nim pięć łodzi odnalezionych w zatoce w latach 60. XX wieku, a pochodzących z XI stulecia. 
 

Bilety wstępu są drogie, a widzieliśmy już takie znaleziska kiedyś w Oslo, więc ograniczamy się tylko do spaceru w pobliskim porcie - znajdują się tam rekonstrukcje łodzi, którymi pływali skandynawscy wojownicy.