Roskilde - dawna stolica Danii, miasto Wikingów i królów. Położone na południowym brzegu Roskildefjordu. Dziś właściwie ośrodek satelicki Kopenhagi, bo leży ledwie 30 kilometrów na zachód od niej.
W historii muzyki znane jest ze swojego festiwalu rockowego... natomiast biorąc pod uwagę historię Duńczyków to turystów przyciągają tutaj dwa miejsca - jednym z nich jest Muzeum Łodzi Wikingów. Prezentują w nim pięć łodzi odnalezionych w zatoce w latach 60. XX wieku, a pochodzących z XI stulecia.
Chętni mogą własnoręcznie przepłynąć się repliką - jest to atrakcja głównie dla zorganizowanych grup, których tu nie brakuje. Na zdjęciu widać, że często idzie im dość kiepsko
Można również zajrzeć do kilku warsztatów, pooglądać tłukące się dzieciaki lub pospacerować po nowszej części portu, gdzie cumują współczesne jednostki.
Z Muzeum świetnie widać wieże potężnej gotyckiej katedry - pierwszej takiej w Skandynawii, wzoru dla innych kościołów.
Wpisana na listę UNESCO świątynia powstała w XIII wieku. Wnętrze (wstęp płatny) pełne jest zabytków z różnych epok, ale najważniejszą funkcją katedry jest bycie nekropolią duńskich monarchów.
W kaplicach otaczających trzy nawy stoją nagrobki królów i królowych. Reprezentują różne epoki architektoniczne, lecz niemal każdy jest dziełem sztuki.
Powyżej ciekawe nagrobki Chrystiana X i jego żony - panowali w trudnym okresie okupacji hitlerowskiej. Król jednak nie opuścił kraju i przez wojnę reprezentował on całym sobą państwowość duńską. Reprezentował osobiście, mimo podeszłego wieku codziennie odbywając przejażdżki konne po Kopenhadze - bez ochrony, dla lepszego kontaktu z ludźmi.
Jednym z wcześniejszych jest sarkofag królowej Małgorzaty z XV wieku, stojący za głównym ołtarzem. Figury po bokach są kopiami, gdyż oryginały zniszczono albo w czasie reformacji albo w okresie łupienia kościoła przez Szwedów w XVII wieku.
Inna ciekawostka związana jest z ołtarzem głównym - pierwotnie miał znaleźć się w Gdańsku, ale w 1560 roku statek, którym płynął, został zatrzymany w cieśninach przez Duńczyków i cały towar skonfiskowano. Miała to być kara dla kapitana, który zaniżył wartość transportu w celu zapłacenia niższego cła.
Na katedrę można też spojrzeć z galerii na piętrze.
W katedrze jest już przygotowane miejsce na sarkofag obecnej królowej oraz nawet model nagrobka. To dziwne wiedzieć za życia w czym człowieka pochowają.
Jej ojciec, zmarły w 1972 roku Fryderyk IX, został pochowany na zewnątrz w specjalnie przygotowanej odkrytej kaplicy. Najwyraźniej jednak uznano, że miejsce wiecznego spoczynku monarchy jest w środku kościoła, a nie na powietrzu i dlatego jego córka ma już zarezerwowaną własną kaplicę z zabytkowymi malowidłami na ścianach.
Spacerujemy wokół katedry i po śródmieściu - sporo starych domów, a na głównym placu targ staroci. Z racji soboty kręci się sporo ludzi.
Roskilde to ostatnie miasto skandynawskie w którym zatrzymaliśmy się na dłużej. Po powrocie do auta jedziemy bocznymi, mało ruchliwymi drogami z widokami na zielono-żółtą prowincję.
Naszym celem jest dawna twierdza Wikingów w Trelleborgu. Założono ją w 980 roku w czasie przekształcania się luźnych związków żeglarzy-wojowników w zjednoczone państwo. Funkcjonowała tylko kilkadziesiąt lat, gdyż potem zmieniła się sytuacja polityczna.
A tak ona wyglądała:
Okrąg o wielkości dwunastu boisk piłkarskich chroniony kilkumetrowym murem z czterema bramami. W środku kilkanaście ogromnych chat i mniejsze budynki, zamieszkałe głównie przez wojowników. Poza murem coś w rodzaju podgrodzia - obiekty używane przez cywilnych mieszkańców: rzemieślników, pomocników, ewentualnie rodziny.
Dziś tutaj bardzo tłoczno, ponieważ właśnie rozpoczął się Festiwal Wikingów. Mamy więc dziesiątki rozstawionych namiotów, ludzi w "wikingowskich" strojach, gotujące się kociołki, smażone zwierzęta, kute miecze itp.
Są też tradycyjne wczesnośredniowieczne gaśnice...
...i wciskające się w każdy kąt osoby z selfistickami, choć ja wolę to nazywać odmianą choroby psychicznej.
Aby lepiej pokazać współczesnym warunki życia w warownej osadzie w 1941 lub 1942 roku zrekonstruowano chatę, która stanowiła podstawowy budynek grodu. Chata to określenie dość delikatne, ponieważ była długa na 30 metrów a w pozbawionych okien pomieszczeniach spało kilkadziesiąt osób - prawdopodobnie samych mężczyzn. O intymności można zapomnieć
Na zachowanych wałach można sobie uzmysłowić jak wielka była to osada.
Trelleborg pełnił też funkcję portu - co prawda dwie wijące się w pobliżu wałów rzeczki są zarośnięte i wąskie, ale łodzie Wikingów bez problemów mogły się nimi przeprawiać z racji swego niskiego zanurzenia.
W innej części festiwalowego obozu są rekonstrukcje (mniejsze od oryginałów) domów cywilnych, w których mieszkały rodziny. Tutaj trochę bardziej komfortowo.
W miejscowym muzeum możemy przeczytać historię twierdzy a także zerknąć na nowe znalezisko - oryginalną tarczę z tamtych czasów.
W kwestii natury technicznej - normalnie wstęp na teren osady jest bezpłatny, przy okazji Festiwalu kosztował on 100 koron. Wybraliśmy to miejsce zamiast Muzeum Łodzi i nie żałowaliśmy
Godzina już popołudniowa, a przed nami sporo drogi. Chciałem jeszcze zajrzeć do jednego z zamków, lecz ostatecznie rezygnujemy z tego. Wkrótce za Trelleborgiem na autostradzie wyrastają bramki - to opłata za most, nie za drogę (podobnie jak w Szwecji są one bezpłatne). I podobnie jak w Szwecji do obsługi ręcznych płatności jest tylko jedna bramka.
Z płaceniem mamy zresztą pewien kłopot - podaję euro i liczyłem na wydanie reszty w tej walucie a otrzymuję cały plik koron duńskich... Niby to powinno być normalne, ale przyzwyczajony jestem do tego, że jeśli płacę za granicą w innej jednostce niż miejscowa to zazwyczaj też wydaje mi się w takich banknotach i monetach... No i teraz mam sporo duńskiej kasy, której nie zamierzałem wydawać, a mniej euro, które miały się przydać następnego dnia
Ów płatny most to Storebæltsbroen - nad Wielkim Bełtem. Składa się de facto z trzech części - mostu wiszącego (najdłuższego w Europie, a trzeciego na świecie), wyspy Sprogø i standardowego, niższego mostu. Całość to 13 kilometrów, łącząca Zelandię i Fionię.
Po drugiej stronie mostu, na parkingu, obserwuję statek płynący Wielkim Bełtem ku brzegom Niemiec.
Przekraczamy kolejny most - nad Małym Bełtem. Trochę podobny do poprzedniego ale znacznie krótszy i bezpłatny. Za nim wracamy na kontynent.
Zatrzymujemy się jeszcze na zakupy, wydając nadmiar koron. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów w duńskim Szlezwiku to na przemian słońce, deszcz i tęcza... Ten odcinek autostrady za kilka tygodni zostanie zamknięty z powodu naporu hord migrantów przebijających się z Niemiec do Szwecji - Danię dziwnie omijali po tym, jak obniżyła socjal dla azylantów...
I w ten sposób żegnamy Skandynawię. Ciekawe kiedy tam wrócimy??
Ciekawa relacja i bardzo udane foty architektury. Obrabiasz je jakimś programem graficznym do prostowania budynków?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
tutaj akurat nie poprawiałem za bardzo, ale mam kilka programów, m.in. GIMP, Helicon Filter, Fast Stone Image itp. Bez korekty perspektywy z moim obiektywem ani rusz, czasem też się podciągnie jakiś kontrast czy kolor, ale z tym staram się nie przesadzać :)
UsuńWidzę, że masz podobne podejście do "słit foci" z kija ;-) . Ja jeszcze nie przepadam za zdjęciami z serii "JA i... [wstaw dowolne]".
OdpowiedzUsuńczasem też robię sobie zdjęcia "na tle", ale bez przesady ;) zauważyłem, że odkąd pojawiły się kijki to i na blogach gwałtownie wzrosła liczba ujęć ich autorów, mimo, że do tej pory świetnie sobie bez nich radzili ;)
Usuń