poniedziałek, 5 października 2015

Dania - Roskilde i twierdza Wikingów


Roskilde - dawna stolica Danii, miasto Wikingów i królów. Położone na południowym brzegu Roskildefjordu. Dziś właściwie ośrodek satelicki Kopenhagi, bo leży ledwie 30 kilometrów na zachód od niej. 

W historii muzyki znane jest ze swojego festiwalu rockowego... natomiast biorąc pod uwagę historię Duńczyków to turystów przyciągają tutaj dwa miejsca - jednym z nich jest Muzeum Łodzi Wikingów. Prezentują w nim pięć łodzi odnalezionych w zatoce w latach 60. XX wieku, a pochodzących z XI stulecia. 
 

Bilety wstępu są drogie, a widzieliśmy już takie znaleziska kiedyś w Oslo, więc ograniczamy się tylko do spaceru w pobliskim porcie - znajdują się tam rekonstrukcje łodzi, którymi pływali skandynawscy wojownicy. 
 

Chętni mogą własnoręcznie przepłynąć się repliką - jest to atrakcja głównie dla zorganizowanych grup, których tu nie brakuje. Na zdjęciu widać, że często idzie im dość kiepsko ;) 
 

Można również zajrzeć do kilku warsztatów, pooglądać tłukące się dzieciaki lub pospacerować po nowszej części portu, gdzie cumują współczesne jednostki. 
 
 

Z Muzeum świetnie widać wieże potężnej gotyckiej katedry - pierwszej takiej w Skandynawii, wzoru dla innych kościołów. 
 

Wpisana na listę UNESCO świątynia powstała w XIII wieku. Wnętrze (wstęp płatny) pełne jest zabytków z różnych epok, ale najważniejszą funkcją katedry jest bycie nekropolią duńskich monarchów. 
 
 

W kaplicach otaczających trzy nawy stoją nagrobki królów i królowych. Reprezentują różne epoki architektoniczne, lecz niemal każdy jest dziełem sztuki. 
 
 
Powyżej ciekawe nagrobki Chrystiana X i jego żony - panowali w trudnym okresie okupacji hitlerowskiej. Król jednak nie opuścił kraju i przez  wojnę reprezentował on całym sobą państwowość duńską. Reprezentował osobiście, mimo podeszłego wieku codziennie odbywając przejażdżki konne po Kopenhadze - bez ochrony, dla lepszego kontaktu z ludźmi. 

 
 
 

Jednym z wcześniejszych jest sarkofag królowej Małgorzaty z XV wieku, stojący za głównym ołtarzem. Figury po bokach są kopiami, gdyż oryginały zniszczono albo w czasie reformacji albo w okresie łupienia kościoła przez Szwedów w XVII wieku. 
 

Inna ciekawostka związana jest z ołtarzem głównym - pierwotnie miał znaleźć się w Gdańsku, ale w 1560 roku statek, którym płynął, został zatrzymany w cieśninach przez Duńczyków i cały towar skonfiskowano. Miała to być kara dla kapitana, który zaniżył wartość transportu w celu zapłacenia niższego cła. 
 

Na katedrę można też spojrzeć z galerii na piętrze. 
 

W katedrze jest już przygotowane miejsce na sarkofag obecnej królowej oraz nawet model nagrobka. To dziwne wiedzieć za życia w czym człowieka pochowają. 
 

Jej ojciec, zmarły w 1972 roku Fryderyk IX, został pochowany na zewnątrz w specjalnie przygotowanej odkrytej kaplicy. Najwyraźniej jednak uznano, że miejsce wiecznego spoczynku monarchy jest w środku kościoła, a nie na powietrzu i dlatego jego córka ma już zarezerwowaną własną kaplicę z zabytkowymi malowidłami na ścianach. 
 

Spacerujemy wokół katedry i po śródmieściu - sporo starych domów, a na głównym placu targ staroci. Z racji soboty kręci się sporo ludzi. 
 
 
 

Roskilde to ostatnie miasto skandynawskie w którym zatrzymaliśmy się na dłużej. Po powrocie do auta jedziemy bocznymi, mało ruchliwymi drogami z widokami na zielono-żółtą prowincję. 
 
 
 

Naszym celem jest dawna twierdza Wikingów w Trelleborgu. Założono ją w 980 roku w czasie przekształcania się luźnych związków żeglarzy-wojowników w zjednoczone państwo. Funkcjonowała tylko kilkadziesiąt lat, gdyż potem zmieniła się sytuacja polityczna.

A tak ona wyglądała: 
 

Okrąg o wielkości dwunastu boisk piłkarskich chroniony kilkumetrowym murem z czterema bramami. W środku kilkanaście ogromnych chat i mniejsze budynki, zamieszkałe głównie przez wojowników. Poza murem coś w rodzaju podgrodzia - obiekty używane przez cywilnych mieszkańców: rzemieślników, pomocników, ewentualnie rodziny. 

Dziś tutaj bardzo tłoczno, ponieważ właśnie rozpoczął się Festiwal Wikingów. Mamy więc dziesiątki rozstawionych namiotów, ludzi w "wikingowskich" strojach, gotujące się kociołki, smażone zwierzęta, kute miecze itp. 
 
 
 
 
 
 
 
 

Są też tradycyjne wczesnośredniowieczne gaśnice... 
 

...i wciskające się w każdy kąt osoby z selfistickami, choć ja wolę to nazywać odmianą choroby psychicznej. 
 

Aby lepiej pokazać współczesnym warunki życia w warownej osadzie w 1941 lub 1942 roku zrekonstruowano chatę, która stanowiła podstawowy budynek grodu. Chata to określenie dość delikatne, ponieważ była długa na 30 metrów a w pozbawionych okien pomieszczeniach spało kilkadziesiąt osób - prawdopodobnie samych mężczyzn. O intymności można zapomnieć ;) 
 
 
 

Na zachowanych wałach można sobie uzmysłowić jak wielka była to osada. 
 
 
 

Trelleborg pełnił też funkcję portu - co prawda dwie wijące się w pobliżu wałów rzeczki są zarośnięte i wąskie, ale łodzie Wikingów bez problemów mogły się nimi przeprawiać z racji swego niskiego zanurzenia. 
 

W innej części festiwalowego obozu są rekonstrukcje (mniejsze od oryginałów) domów cywilnych, w których mieszkały rodziny. Tutaj trochę bardziej komfortowo. 
 
 
 

W miejscowym muzeum możemy przeczytać historię twierdzy a także zerknąć na nowe znalezisko - oryginalną tarczę z tamtych czasów. 
 

W kwestii natury technicznej - normalnie wstęp na teren osady jest bezpłatny, przy okazji Festiwalu kosztował on 100 koron. Wybraliśmy to miejsce zamiast Muzeum Łodzi i nie żałowaliśmy ;) 

Godzina już popołudniowa, a przed nami sporo drogi. Chciałem jeszcze zajrzeć do jednego z zamków, lecz ostatecznie rezygnujemy z tego. Wkrótce za Trelleborgiem na autostradzie wyrastają bramki - to opłata za most, nie za drogę (podobnie jak w Szwecji są one bezpłatne). I podobnie jak w Szwecji do obsługi ręcznych płatności jest tylko jedna bramka. 
 

Z płaceniem mamy zresztą pewien kłopot - podaję euro i liczyłem na wydanie reszty w tej walucie a otrzymuję cały plik koron duńskich... Niby to powinno być normalne, ale przyzwyczajony jestem do tego, że jeśli płacę za granicą w innej jednostce niż miejscowa to zazwyczaj też wydaje mi się w takich banknotach i monetach... No i teraz mam sporo duńskiej kasy, której nie zamierzałem wydawać, a mniej euro, które miały się przydać następnego dnia ;) 

Ów płatny most to Storebæltsbroen - nad Wielkim Bełtem. Składa się de facto z trzech części - mostu wiszącego (najdłuższego w Europie, a trzeciego na świecie), wyspy Sprogø i standardowego, niższego mostu. Całość to 13 kilometrów, łącząca Zelandię i Fionię. 
 
 

Po drugiej stronie mostu, na parkingu, obserwuję statek płynący Wielkim Bełtem ku brzegom Niemiec. 
 

Przekraczamy kolejny most - nad Małym Bełtem. Trochę podobny do poprzedniego ale znacznie krótszy i bezpłatny. Za nim wracamy na kontynent. 
 

Zatrzymujemy się jeszcze na zakupy, wydając nadmiar koron. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów w duńskim Szlezwiku to na przemian słońce, deszcz i tęcza... Ten odcinek autostrady za kilka tygodni zostanie zamknięty z powodu naporu hord migrantów przebijających się z Niemiec do Szwecji - Danię dziwnie omijali po tym, jak obniżyła socjal dla azylantów... 

I w ten sposób żegnamy Skandynawię. Ciekawe kiedy tam wrócimy??

4 komentarze:

  1. Ciekawa relacja i bardzo udane foty architektury. Obrabiasz je jakimś programem graficznym do prostowania budynków?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj akurat nie poprawiałem za bardzo, ale mam kilka programów, m.in. GIMP, Helicon Filter, Fast Stone Image itp. Bez korekty perspektywy z moim obiektywem ani rusz, czasem też się podciągnie jakiś kontrast czy kolor, ale z tym staram się nie przesadzać :)

      Usuń
  2. Widzę, że masz podobne podejście do "słit foci" z kija ;-) . Ja jeszcze nie przepadam za zdjęciami z serii "JA i... [wstaw dowolne]".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem też robię sobie zdjęcia "na tle", ale bez przesady ;) zauważyłem, że odkąd pojawiły się kijki to i na blogach gwałtownie wzrosła liczba ujęć ich autorów, mimo, że do tej pory świetnie sobie bez nich radzili ;)

      Usuń