Co roku zawsze we wrześniu udaję się na spotkanie z przyjaciółmi w Sanoku. W tym roku postanowiłem stamtąd wracać na Górny Śląsk przed polsko-słowacki Beskid Niski. To dawne rusińskie pogranicze, obecnie Rusini mieszkają w zwartych grupach tylko po południowej stronie, w regionie Szarysz (Šariš, Sáros).
Pierwszy postój robimy w Króliku Polskim (Королик Польський) - gdzie stoi drewniany kościół z XVIII wieku.
Wygląda raczej na rzadko używany. Obok wzniesiono nową, paskudną świątynię. Nie pojmuję jak można chodzić do takiego klocka, skoro do wyboru jest drewniany obiekt.
W sąsiednim Króliku Wołoskim znajduje się dość znana zrujnowana cerkiew, ale z drogi nie dość, że jej nie widzimy, to jeszcze nie mamy pojęcia w którym może być miejscu, aby do niej podejść. Szkoda.
Pofałdowaną, trzęsącą drogą wjeżdżamy na jedną z przełęczy Beskidu Niskiego.
W dole rozciąga się Daliowa (Далева), a w niej cerkiew grekokatolicka św. Paraskewy.
Wybudowana w 1933 roku reprezentuje nietypowy dla Łemkowszczyzny styl ukraiński - pojedynczą kopułę nad nawą, a całość tworzy krzyż. Obok kościoła dziwny budynek, chyba jakiś dworek?
W Tylawie (Тилява) stoi cerkiew murowana z 1787 roku, dzisiaj kościół rzymskokatolicki.
Wokół cerkwi cmentarz - dominują nowe groby, kilkanaście starych chyli się ku ziemi.
Na granicznej przełęczy Dukielskiej czujna Straż Graniczna i Żandarmeria Wojskowa wypatrują wroga nadciągającego z południa... Tylko po co, skoro migranci wchodzą w kraje EU jak chcą i nikt ich realnie nawet nie próbuje powstrzymać?
To był akurat dzień, kiedy Austria i Niemcy wprowadzały lotne kontrole na swoich granicach - jak wiadomo nic to nie dało, bo Angela nadal wszystkich chętnie zaprasza...
Zaraz za dawnym (i zapewne przyszłym) przejściem granicznym odbijamy w lewo i droga przez las doprowadza nas do muzeum i wieży widokowej w jednym.
Muzeum poświęcone jest, jak wszystkie w okolicy, operacji dukielsko-preszowskiej, kiedy to od września do listopada 1944 ZSRR wraz z Korpusem Czechosłowackim próbował przebić się do centrum Słowacji. Walki w Karpatach zakończyły się jednak taktycznym zwycięstwem Niemców.
Wieża, wzniesiona w 1974 roku w miejsce starszej, jest zamknięta. Poniedziałek - na Słowacji muzealny dzień martwy. Pozostaje rozejrzeć się na zewnątrz: kilka sztuk broni oraz rzeźbę, mającą być symbolem słowiańskiej solidarności oraz czechosłowackiej generalicji.
Rzeźb w pobliżu przełęczy jest więcej, upamiętniają jakieś ważne wydarzenie lub postacie, choć często nie mam pojęcia o co mogło chodzić...
Przy głównej drodze poniżej przejścia stoi dumnie czołg. Odmalowany, z efektowną gwiazdą. Czeka na lepsze czasy.
Nieco wyżej w 1949 roku wzniesiono monumentalny pomnik Bitwy Dukielskiej (oficjalnie 1. Korpusu Czechosłowackiego - pamätník Československého armádneho zboru).
Na kamiennych tablicach wypisano nazwiska poległych żołnierzy czechosłowackich, z których jednak większość spoczywa po polskiej stronie. W tym miejscu pochowano ich ponad pięciuset.
W 1981 roku w części cmentarza utworzono, korzystając ze słusznych wzorów radzieckich, Aleje Bohaterów Dukli. Piętnaście popiersi Bohaterów ZSRR i Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej, którzy polegli w tym rejonie.
Cmentarz ogólnie jest zadbany, z pomnika czasem coś odłazi, lecz w pobliżu nie ma żadnego normalnego parkingu. Można albo wciskać się w jakieś zatoczki albo stanąć na dużym płatnym placu, zajętym przez TiRy.
Wracając do samochodu mija mnie współczesna kolumna wojskowa prowadzona przez policję i kierująca się na Polskę. Nie zdążyłem dojrzeć tablic rejestracyjnych, ale barwy i wozy przypominały Amerykanów.
Pierwszą wioską na Słowacji jest Vyšný Komárnik (Felsőkomárnok, Вишній Комарник). Wszystkie te osady w tej części regionu Szarysz są do siebie podobne - nieduże, z dużą ilością Rusinów i Cyganów. W tle widać zamkniętą wieżę na granicy.
Jedynym zabytkiem jest prosta cerkiew Kosmy i Damiana z 1924, postawiona po zniszczeniu poprzedniej w czasie Wielkiej Wojny.
Zamknięta, i tak będzie dzisiaj wszędzie
Odbijamy od głównej drogi na boczną, biegnącą zboczami.
Co jakiś czas natrafiamy na sprzęt wojskowy, stawiany tutaj w okresie socjalizmu. Niewątpliwie najciekawszy jest radziecki samolot Li-2, choć szyby zabite jakimś żelastwem nie wyglądają zbyt pięknie
Kawałek dalej - a to haubica, a to jakieś działko...
Następnie wpadamy na remont drogi - dałoby się przejechać, gdyby nie blokujący ją ciężki sprzęt, którego panowie robotnicy ani myślą przestawić (wystarczyłoby dosłownie z metr albo dwa). Wcześniej żadnego ostrzeżenia, że droga jest zamknięta, ale co tam... musimy się wrócić, ostrożnie manewrując między kupami kamieni, ziemi i innych materiałów.
Na głównej szosie jest niewiele lepiej - cała E371 od przełęczy przez Svidnik, a potem do Bardejova to jeden wielki remont. Średnio co kilka kilometrów ruch wahadłowy, objazdy, korki, światła, potem kilka kilometrów normalnej drogi i znowu stop. Jeździ się bardzo wolno, jeśli komuś się spieszy to niech ją omija do czasu ukończenia!
Nižný Komárnik (Alsókomárnok, Нижній Комарник) wygląda jak wymarły, od czasu do czasu tylko przemknie jakiś znudzony Cygan.
Nad domami znajduje się ciekawa cerkiew Ochrony Bogurodzicy z 1938 roku (poprzedniczka także nie przetrwała wojny).
Podobno to jedyna na Słowacji cerkiew w stylu bojkowskim. Charakteryzują się one trzema kopułami (nad przedsionkiem, nawą i prezbiterium), podczas gdy w cerkwiach łemkowskich nad wejściem najczęściej wznosi się wieża zaczerpnięta z kościołów zachodnich.
Spod cerkwi widok na wioskę i eksponaty po drugiej stronie doliny.
Bodružal (Rózsadomb, Бодруджал), leżący na uboczu - typowa cerkiew łemkowska; pod wezwaniem św. Mikołaja, wpisana na listę UNESCO.
Hunkovce (Felsőhunkóc, Гунківці) - przy głównej drodze stoją dwie cerkwie; nowa i murowana to nic ciekawego, starsza jest z 1799 roku.
Na obrzeżach wsi spory cmentarz niemiecki - pochowano na nim ponad trzy tysiące żołnierzy III Rzeszy poległych w 1944 i 1945 roku.
Znów odjeżdżamy od głównej szosy, która wywołuje u mnie wybuchy wściekłości kolejnymi postojami - Dobroslava (Dobroszló, Доброслава) to otoczona lasami malutka wioska, w której mieszka jedynie 27 Słowaków i 14 Rusinów.
Na końcu osady góruje cerkiew św. Paraskiewy z 1705 roku.
Styl łemkowski, dziś na planie krzyża - dwie boczne kaplice dobudowano podczas remontów świątyni uszkodzonej w czasie przechodzenia frontu.
Kilka kilometrów niżej ciągnie się tzw. Dolina Śmierci (Údolie smrti).
Miejsce zaciętych walk w 1944 roku znane jest jako pole czołgów... dosłownie - T-34 stoją jakby w szyku gotowym do ataku.
Często można spotkać opinię, że tanki stoją w tym miejscu od czasu bitwy, po prostu zostały już tutaj na zawsze. Sam też tak myślałem, ale nic bardziej mylnego - ustawiło je dopiero czechosłowackie wojsko w 1969 roku w ramach czynu społecznego w 25 rocznicę wydarzeń. Dopiero z bliska widać, że pod każdym czołgiem jest betonowy podest. Mimo to z daleka wyglądają bardzo naturalnie. Kiedyś podobno był tu i niemiecki sprzęt, ale dzisiaj reprezentowana jest tylko radziecka myśl techniczna.
Dwa czołgi i pomnik poległego żołnierza stoi także w Kapišovej (Kapisó, Капішова).
Najsłynniejsza jest niewątpliwie konstrukcja przy wjeździe na obwodnicę Svidnika - T-34 miażdży PzKpfw IV.
Mam pewne skojarzenia z innym pomnikiem :
Czołgi stanęły w tym miejscu już w 1959 roku i od tego czasu zmieniało się kilkukrotnie maskowanie niemieckiej maszyny. Niedawno dodano mu gustowną panterkę, która nie wiem czy dobrze by się sprawdzała w krajobrazie Beskidu Niskiego.
Svidník (Oberswidnik, Felsővízköz, Свідник) jest największą miejscowością w której się dziś zatrzymamy. Miasto powiatowe z blokowiskami w centrum - to pokłosie i zniszczeń wojennych i industrializacji czasów socjalizmu. Większość mieszkańców to wyznawcy religii greckich, a etnicznie to spora mieszanka z dobrze widocznymi Romami.
Nowa cerkiew prawosławna.
W Svidniku działa rusiński skansen oraz centrum kulturalne. Inną atrakcją jest Muzeum Wojskowe - zamknięte, choć i tak nie starczyłoby nam dziś czasu. Na łące obok Muzeum i tuż przy osiedlu zorganizowano kolejną plenerową ekspozycję sprzętu militarnego, tzw. Park Wojskowej Techniki. Wśród kilkunastu egzemplarzy m.in. samolot Li-2, Katiusza i niemiecki (lub czechosłowacki) transporter opancerzony.
Dziwnie to wygląda miedzy blokami: wstajesz rano i gapisz się na czołg
Niedaleko umiejscowiono duży cmentarz żołnierzy radzieckich - w zbiorowych grobach leży 9 tysięcy osób. Już z daleka widać ogromny pomnik.
Wokół niego ciekawe pomysły rzeźbiarskie typu "jak żołnierz nie dał się młodej kobiecie"...
Śmiałe spojrzenie w przyszłość! (Idealne hasło na wybory).
Inne szczegóły - reliefy oraz tablice.
Przez pieprzone remonty zrobiło się późno, więc nie mamy już za wiele czasu. W Zborovie (Zboró) zerkam jeszcze na chwilę na drugi cmentarz niemiecki, najstarszy w Czechosłowacji, bo otwarty w 1991 roku. Tu pochowano ponad tysiąc zmarłych i zabitych.
Wyjeżdżając z miasta zaintrygowała mnie dwujęzyczna tablica miejscowości - nazwa nie-słowacka brzmi tak samo jak słowacka!
Do tej pory nie wiem po jakiemu to jest, ale na pewno nie po węgiersku, niemiecku i z oczywistych powodów po rusińsku. Cygański?? Nie wiem czy ma status urzędowego...
Ostatnie zdjęcia Szarysza spod granicznego Kurovskiego sedla (przełęczy Tylickiej).
Na granicy żadnych komitetów powitalnych wobec migrantów, ogólnie pustka. Punktem końcowym było zrobienie zdjęcia kościoła katolickiego - dawnej cerkwi w Muszynce.
Bardzo ciekawe tereny do dokładniejszego spenetrowania
Fajne, stasiukowe klimaty. Cerkiewki wręcz bajkowe, ale sprzęt wojskowy też mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńDwujęzyczne nazwy miejscowości, drugi język to rusiński...
OdpowiedzUsuńZborov na pewno nie jest po rusińsku, bo jest zapisany w alfabecie łacińskim. Do tej pory nie udało mi się ustalić co ta niebieska tabliczka za narzecze oznacza.
UsuńPoprzednie wioski oczywiście są rusińskie.