Suwałki na pierwszy i drugi rzut oka nie sprawiają najlepszego wrażenia - hałas, tłok, sznury pojazdów, blokowiska, kiczowata i niezbyt ciekawa architektura; ot, przeciętne polskie miasto średniej wielkości.
Tym razem przywitały nas dodatkowo korkiem-gigantem; autobus PKS-u bardzo wolno pokonywał kolejne metry, aby w końcu wysadzić nas na dworcu. Nareszcie!
Ostatnią noc na Suwalszczyźnie postanowiliśmy spędzić jak ludzie na oficjalnym kempingu. Kilka lat temu było to nie do pomyślenia, liczyło się tylko spanie na dziko i jak najbardziej prymitywne 😉. Czasy się jednak zmieniają, już rok temu doceniliśmy nocleg pod dachem w
PTSM-ie w Chełmie, po którym wypoczęci i czyści mogliśmy wracać do domu.
Suwalski kemping znajduje się w okolicach zalewu Arkadia, więc musimy przejść do niego przez centrum. Jest to dobra okazja aby trochę dokładniej poznać stolicę regionu, w której jestem trzeci raz.
Plac przy ulicy Sejneńskiej zawsze braliśmy za rynek, a okazuje się, że to jest... park. Jak dla mnie zbyt mało w nim roślinności, aby mógł nosić tą nazwę.