Mówiąc o czeskich uzdrowiskach mamy zazwyczaj na myśli znane miejscowości położone na zachodzie kraju, przy granicy z Niemcami. Ale na Morawach? Też są! Największe z nich (a czwarte w całej Republice) to Luhačovice (Bad Luhatschowitz), leżące w kraju zlińskim, na pograniczu Slovácka i Valašska.
Nocujemy na kempingu nad pobliskim zalewem Luhačovická přehrada. Czwartkowy wieczór przywitał nas ładną pogodą, ale nie zdążyłem się wykąpać.
W sobotę, którą przeznaczyliśmy na zwiedzanie najbliższej okolicy, aura nie była już taka łaskawa.
Budowę zapory rozpoczęto w 1913 roku, a wodę po raz pierwszy napuszczono w 1930. Miała zapobiegać powodziom na potoku Šťávnice, który zwykle jest niewielki, ale po ulewach potrafił zalać całe uzdrowisko.
Do Luhačovic znad zapory można dojść wygodną ścieżką pieszo-rowerową, na której kręci się sporo osób w mniej lub bardziej zaawansowanym okresie życia.
Chociaż mineralne źródła odkryto już w średniowieczu, to jako uzdrowisko Luhačovice zaczęły funkcjonować dopiero pod koniec XIX wieku. Zaproszono wtedy kilku znanych architektów do zaprojektowania budynków zdrojowych - jednym z nich był słowacki geniusz Dušan Jurkovič.
Na skraju parku stoi pierwszy z budynków jego autorstwa: Jestřabí z 1904 roku.
W dalszej części parku zdrojowego stylowych obiektów jest znacznie więcej. Lázeňský dům Bedřicha Smetany z 1910 roku; ten z kolei jest dziełem Emila Králíka.
Společenský dům, którego zdjęcie umieściłem na początku, wybudowano w 1935 roku i był wówczas jedną z najnowocześniejszych tego typu konstrukcji w Europie. To chyba symbol tego uzdrowiska.
Moim (i nie tylko) zdaniem najładniejszy jest hotel Jurkovičův dům - powstał w 1902 roku z połączenia dwóch różnych obiektów. Sama nazwa wskazuje, kto był autorem 😉.
Reprezentant stylu szwajcarskiego bardzo modnego pod koniec 19. stulecia.
Architektura to jedno, ale przecież ludzie przyjeżdżają do sanatoriów głównie się kurować. Luhačovice są wskazane dla osób z chorobami płuc, z problemami z trawieniem oraz z otyłością. Najsłynniejsze źródło to Vincentka, które tryska w pawilonie z lat 40. XX wieku.
Wodę można pobrać w trzech wersjach: oczyszczonej, naturalnej zimnej oraz naturalnej ciepłej. Oczyszczona smakuje jak zwykła mineralna, zimna jest paskudna, natomiast po ciepłej normalny człowiek ma od razu odruch wymiotny! Bleee.
Inne źródło znajduje się niedaleko teatru. Do 1929 roku funkcjonował pod nazwą Janovka i nie posiadał jakiś specjalnych właściwości, ale przy pogłębianiu studni nastąpiła erupcja wody z głębokości ponad 37 metrów. Otrzymała nazwę miejscowego doktora Františka Šťastného. Nie mogłem patrzeć jak podchodzą kolejne osoby i piją to świństwo ze smakiem!
Za granicą parku zaczyna się deptak, który kojarzy mi się trochę z Bałkanami. Czego tam nie ma - kryształy, mydełka, perfumy itp.. Oczywiście wszystko w odpowiednich cenach. W bramie ukryła się winoteka z miejscowymi produktami; po próbnej degustacji biorę sobie kubek na wynos aby przepłukać smak leczniczej wody 😊.
W centrum miasta, przy rondzie i ogromnym hotelu, stoi pomnik żołnierza radzieckiego tańczącego z kobietą. Na cokole tablice z zaangażowanymi hasłami typu: "A gdyby zginęli wszyscy, wstaną nowi wojownicy" (co jest w sumie nielogiczne).
Główna ulica z willami "tyrolskimi"...
Nagle obok mnie śmiga niebieska Škoda 706 RTO z... polską przyczepą autobusową, dokładnie taką, w jakiej spałem na majówce w 2016 roku! Wesele się wozi tam i z powrotem.
Zobaczyliśmy zabytki, wypadałoby gdzieś usiąść, zwłaszcza, że od dłuższego czasu lekko pada deszcz. Ale gdzie może być jakiś mniej snobistyczny lokal?? Oczywiście w pobliżu dworca kolejowego 😉.
Zdobienia podobne do tego w Uherskim Brodzie, motywy ludowe Slovácka.
Faktycznie obok bany jest knajpka - w środku co prawda cuchnie starym olejem, ale można usiąść na zewnątrz w przyjemnym zadaszonym ogródku.
Inny interesujący bar jest w centrum - w internecie można o nim przeczytać m.in., że "jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądały restauracje w 1985 roku w Czechosłowacji to właśnie tutaj". Coś w tym musi być.
Jedzenie mają kiepskie, piwo miejscowe z Uherskeho Brodu. Klientela chyba też stała; przychodzą dwie starsze kuracjuszki z walizkami i zamawiają to co zawsze, czyli gotowaną golonkę. Nie wygląda zachęcająco, do tego w ogóle niczym jej nie popijają. My wręcz przeciwnie 😉.
A po ulicy znów jedzie niebieski autobus...
Deszcz przestaje w końcu padać, kierujemy się zatem powoli w kierunku kempingu, ale postanawiamy jeszcze zahaczyć o miasteczko Pozlovice (Poslowitz) - administracyjnie zalew znajduje się na terenie tej gminy.
W tym celu musimy podejść kilkaset metrów, ponieważ miejscowość położona jest wyżej niż Luhačovice. Po drodze widzimy drewnianą wiejską chałupę z początku XX wieku...
...a także opuszczony ośrodek wypoczynkowy, taki do jakich jeździłem z rodzicami pod koniec PRL-u.
Nie przez przypadek dokładnie na przeciwko działa nowy i wypasiony hotel.
U Czechów bardzo lubię fakt, że zazwyczaj nawet największa wiocha posiada swój herb.
W Pozlovicach mają hostinec, ale akurat odbywa się w nim impreza. Idziemy więc zobaczyć kościół na górce i cmentarz. O ścianę świątyni oparto płyty z XVIII wieku z napisami w języku czeskim.
Uwagę przyciąga też nagrobek z ubiegłego roku w który wkomponowano szklaną skrzynkę z modelem żaglowca i globusem. Czyżby marynarz??
Z górki schodzimy znów do zalewu. I ponownie nie wskoczę popływać, zbyt chłodno...
W niedzielny poranek wychodzi słońce! Na powitanie oświetla Dacię 1300, która z piękną przyczepą zaparkowała na kempingu niedaleko nas. Patrząc na kierowcę podejrzewam, że może to być jej pierwszy właściciel.
Takiej pogody nie można zmarnować, więc przed wyruszeniem w dalszą drogę zahaczamy po raz drugi o Luhačovice, aby porobić kilka zdjęć.
Willa Pod Lipami (Lindenhaus).
Modernistyczna poczta w pobliżu pomnika czerwonoarmisty, z 1929 roku, ozdobiona czechosłowackim herbem.
Najpopularniejszym przysmakiem są lázeňské oplatky, sprzedawane na ciepło w dużym wyborze smakowym - pychota!
Do Luhačovic znad zapory można dojść wygodną ścieżką pieszo-rowerową, na której kręci się sporo osób w mniej lub bardziej zaawansowanym okresie życia.
Chociaż mineralne źródła odkryto już w średniowieczu, to jako uzdrowisko Luhačovice zaczęły funkcjonować dopiero pod koniec XIX wieku. Zaproszono wtedy kilku znanych architektów do zaprojektowania budynków zdrojowych - jednym z nich był słowacki geniusz Dušan Jurkovič.
Na skraju parku stoi pierwszy z budynków jego autorstwa: Jestřabí z 1904 roku.
W dalszej części parku zdrojowego stylowych obiektów jest znacznie więcej. Lázeňský dům Bedřicha Smetany z 1910 roku; ten z kolei jest dziełem Emila Králíka.
Společenský dům, którego zdjęcie umieściłem na początku, wybudowano w 1935 roku i był wówczas jedną z najnowocześniejszych tego typu konstrukcji w Europie. To chyba symbol tego uzdrowiska.
Moim (i nie tylko) zdaniem najładniejszy jest hotel Jurkovičův dům - powstał w 1902 roku z połączenia dwóch różnych obiektów. Sama nazwa wskazuje, kto był autorem 😉.
Reprezentant stylu szwajcarskiego bardzo modnego pod koniec 19. stulecia.
Architektura to jedno, ale przecież ludzie przyjeżdżają do sanatoriów głównie się kurować. Luhačovice są wskazane dla osób z chorobami płuc, z problemami z trawieniem oraz z otyłością. Najsłynniejsze źródło to Vincentka, które tryska w pawilonie z lat 40. XX wieku.
Wodę można pobrać w trzech wersjach: oczyszczonej, naturalnej zimnej oraz naturalnej ciepłej. Oczyszczona smakuje jak zwykła mineralna, zimna jest paskudna, natomiast po ciepłej normalny człowiek ma od razu odruch wymiotny! Bleee.
Inne źródło znajduje się niedaleko teatru. Do 1929 roku funkcjonował pod nazwą Janovka i nie posiadał jakiś specjalnych właściwości, ale przy pogłębianiu studni nastąpiła erupcja wody z głębokości ponad 37 metrów. Otrzymała nazwę miejscowego doktora Františka Šťastného. Nie mogłem patrzeć jak podchodzą kolejne osoby i piją to świństwo ze smakiem!
Za granicą parku zaczyna się deptak, który kojarzy mi się trochę z Bałkanami. Czego tam nie ma - kryształy, mydełka, perfumy itp.. Oczywiście wszystko w odpowiednich cenach. W bramie ukryła się winoteka z miejscowymi produktami; po próbnej degustacji biorę sobie kubek na wynos aby przepłukać smak leczniczej wody 😊.
W centrum miasta, przy rondzie i ogromnym hotelu, stoi pomnik żołnierza radzieckiego tańczącego z kobietą. Na cokole tablice z zaangażowanymi hasłami typu: "A gdyby zginęli wszyscy, wstaną nowi wojownicy" (co jest w sumie nielogiczne).
Główna ulica z willami "tyrolskimi"...
Nagle obok mnie śmiga niebieska Škoda 706 RTO z... polską przyczepą autobusową, dokładnie taką, w jakiej spałem na majówce w 2016 roku! Wesele się wozi tam i z powrotem.
Zobaczyliśmy zabytki, wypadałoby gdzieś usiąść, zwłaszcza, że od dłuższego czasu lekko pada deszcz. Ale gdzie może być jakiś mniej snobistyczny lokal?? Oczywiście w pobliżu dworca kolejowego 😉.
Zdobienia podobne do tego w Uherskim Brodzie, motywy ludowe Slovácka.
Faktycznie obok bany jest knajpka - w środku co prawda cuchnie starym olejem, ale można usiąść na zewnątrz w przyjemnym zadaszonym ogródku.
Inny interesujący bar jest w centrum - w internecie można o nim przeczytać m.in., że "jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądały restauracje w 1985 roku w Czechosłowacji to właśnie tutaj". Coś w tym musi być.
Jedzenie mają kiepskie, piwo miejscowe z Uherskeho Brodu. Klientela chyba też stała; przychodzą dwie starsze kuracjuszki z walizkami i zamawiają to co zawsze, czyli gotowaną golonkę. Nie wygląda zachęcająco, do tego w ogóle niczym jej nie popijają. My wręcz przeciwnie 😉.
A po ulicy znów jedzie niebieski autobus...
Deszcz przestaje w końcu padać, kierujemy się zatem powoli w kierunku kempingu, ale postanawiamy jeszcze zahaczyć o miasteczko Pozlovice (Poslowitz) - administracyjnie zalew znajduje się na terenie tej gminy.
W tym celu musimy podejść kilkaset metrów, ponieważ miejscowość położona jest wyżej niż Luhačovice. Po drodze widzimy drewnianą wiejską chałupę z początku XX wieku...
...a także opuszczony ośrodek wypoczynkowy, taki do jakich jeździłem z rodzicami pod koniec PRL-u.
Nie przez przypadek dokładnie na przeciwko działa nowy i wypasiony hotel.
U Czechów bardzo lubię fakt, że zazwyczaj nawet największa wiocha posiada swój herb.
W Pozlovicach mają hostinec, ale akurat odbywa się w nim impreza. Idziemy więc zobaczyć kościół na górce i cmentarz. O ścianę świątyni oparto płyty z XVIII wieku z napisami w języku czeskim.
Uwagę przyciąga też nagrobek z ubiegłego roku w który wkomponowano szklaną skrzynkę z modelem żaglowca i globusem. Czyżby marynarz??
Z górki schodzimy znów do zalewu. I ponownie nie wskoczę popływać, zbyt chłodno...
W niedzielny poranek wychodzi słońce! Na powitanie oświetla Dacię 1300, która z piękną przyczepą zaparkowała na kempingu niedaleko nas. Patrząc na kierowcę podejrzewam, że może to być jej pierwszy właściciel.
Takiej pogody nie można zmarnować, więc przed wyruszeniem w dalszą drogę zahaczamy po raz drugi o Luhačovice, aby porobić kilka zdjęć.
Willa Pod Lipami (Lindenhaus).
Modernistyczna poczta w pobliżu pomnika czerwonoarmisty, z 1929 roku, ozdobiona czechosłowackim herbem.
Najpopularniejszym przysmakiem są lázeňské oplatky, sprzedawane na ciepło w dużym wyborze smakowym - pychota!
Bardzo lubię styl Jurkovica. Tak w drewnianej zabudowie jak i cmentarzach I wojny światowej. Podobają mi się te Luhacovice, postaram się kiedyś odwiedzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Na pewno fajnie je obfotografujesz :)
UsuńA to uzdrowisko ile liczy mieszkańców ? :) Architektura bardzo piękna, miejsce na pewno warto zobaczenia ! Bar piwny obity boazeriami i cały w drewnie rzeczywiście przenosi klientów do minionej epoki :) Chyba to celowy zamysł właściciela, jak myślisz ? ;)
OdpowiedzUsuńNieco ponad 5 tysięcy, więc nie za wielkie :) A knajpa na pewno korzysta z sentymentów, bo na jedzeniu by nie zarobili :)
UsuńBardzo ciekawa architektura i położenie tej miejscowości. Boazeria jeszcze pozostała w wielu polskich barach, ale ten pokój i czystość zawsze na mnie robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńPomimo marnej pogody, foty bardzo urodziwe :)
Pozdrawiam
Fakt, była to spelunka, ale spelunka czysta :) Takiej syfiastej z brudem to już ciężko znaleźć nawet w Czechach :) Pozdrawiam!
Usuń