Lwów można śmiało określić jako miasto świątyń - przed wybuchem II wojny światowej samych tylko kościołów rzymskokatolickich było ponad 40. Do tego należy doliczyć obiekty innych wyznań. Ponad pół wieku później prawie wszystkie istnieją nadal, choć często zmieniły swoją funkcję. Większość z tych najważniejszych znajdowało się w granicach Starego Miasta.
Jedną z najstarszych i najwyższych rangą jest gotycka Katedra Łacińska, której pełna nazwa brzmi Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Архікафедральна базиліка Успіння Пресвятої Діви Марії). Nie sposób jej przegapić, gdyż stoi w rogu rynku. Z racji gęstej zabudowy najlepiej ogarnąć ją wzrokiem z wieży ratuszowej.
Spod samych murów trudno zrobić "normalne" zdjęcie 😏.
Jej budowę rozpoczęto za panowania Kazimierza Wielkiego, poświęcono w 1405 roku, ale prace wykończeniowe ciągnęły się jeszcze kilkadziesiąt lat. W późniejszych wiekach zmieniano jej wygląd na styl barokowy, a następnie częściowo znowu wracano do gotyku.
We wnętrzach doszło do kilku wydarzeń ważnych dla historii Rzeczpospolitej: w 1656 roku słynne "śluby lwowskie" złożył Jan Kazimierz, a 21 lat później ochrzczono przyszłego króla Stanisława Leszczyńskiego. W pierwszym przypadku deklaracja królewska polepszenia sytuacji chłopów i mieszczan okazała się nic niewarta, a w drugim historia potoczyła się nawet jeszcze gorzej, gdyż monarcha rodem ze Lwowa odgrywał jedynie rolę szwedzkiej marionetki.
Główne wejście do katedry zamurowano w XVIII wieku w ramach sprzeciwu po zajęciu miasta przez Austriaków, więc wchodzi się z boku, pod nigdy niedokończoną drugą wieżą.
W nawie głównej miesza się surowość średniowiecza z barokowym przepychem. Polichromia na suficie pochodzi mniej więcej z okresu I rozbioru.
Bardziej bogato jest w bocznych nawach i kaplicach - najstarszą z nich jest widoczna na pierwszym zdjęciu kaplica Wiśniowieckich.
Ołtarz główny powstał w podobnym czasie co polichromia i prezentuje styl rokokowy, z kolei otoczenie to neogotyk z 19. stulecia.
Umieszczono w nim kopię obrazu Matki Bożej Łaskawej (oryginał przebywa "na wygnaniu" w Lubaczowie). Powyżej znajduje się ciekawy witraż przedstawiający Maryję jako Królową Korony Polskiej. W jego górnej części zasłonięto (być może celowo) herby Korony, Litwy i Rusi.
Katedra miała sporo szczęścia w poprzednim wieku i nie została zbytnio poszkodowana. Działania wojenne nie poczyniły większych szkód w zabudowie, a w okresie ZSRR kościół był normalnie otwarty dla wiernych (jako jeden z dwóch kościołów rzymskokatolickich we Lwowie). Nie dokonano też przymusowej ukrainizacji, a przynajmniej nie takiej rzucającej się w oczy. W oczywisty sposób musiałem porównać to ze swoimi ojczystymi stronami: na Śląsku nie ma żadnej świątyni, która zachowałaby tak niemiecki charakter po zmianie granic. Wszystko zostało dość skutecznie spolonizowane. Czy mogę sobie wyobrazić w centrum polskiego Wrocławia bazylikę sercem będącą jeszcze w Breslau? Raczej nie. Takie przemyślenia nachodziły mnie co krok, zwłaszcza w kontekście nieustannych żalów, jacy to źli są ci Ukraińcy, bo tak wymazują przeszłość...
Polskość widać bardzo wyraźnie i to także w tej negatywnej formie: głośne przepychające się jednodniowe wycieczki, strzelające flesze, melodyjki i rozmowy o dupie Maryny przez telefony, musiał się też znaleźć obraz JPII w jednej z kaplic. W ogólnym rozrachunku, pomimo ładnego wnętrza, podobało mi się tu chyba najmniej wśród wszystkich odwiedzonych kościołów.
Ktoś dostał objawienia 😏.
Częścią kompleksu bazyliki jest kaplica Boimów (Каплиця Боїмів), a oficjalnie Trójcy Świętej i Męki Pańskiej. Stoi kilka metrów od świątyni na terenie nieistniejącego już cmentarza. Kiedyś był to obiekt wolnostojący, teraz przylega do kamienicy.
Wybudowano ją na początku XVII wieku jako miejsce spoczynku tytułowego rodu Boim (Boym) przybyłego z Siedmiogrodu razem ze Stefanem Batorym. Elewacja z piękną rzeźbiarską dekoracją została oszpecona plakatami wzywającymi do uwolnienia przez Rosję ukraińskich więźniów politycznych. Rozumiem, że cel ma być szczytny, ale czemu to wieszać akurat tutaj??
Wnętrze również robi wrażenie, zwłaszcza kopuła z 36 kasetonami z których wyłaniają się postacie aniołów, świętych i proroków.
Przewinęła mi się przez uszy legenda, że przez dłuższy czas żaden ksiądz nie chciał jej poświęcić. Powodem miał być diabeł widoczny obok cieszącego się srebrnikami Judasza. Szukałem go długo i w końcu znalazłem, ale przypomina on raczej szczerzącego zęby psa!
Blisko katedry znajduje się dawny kościół św. Piotra i Pawła jezuitów. Postawiony w latach 1610-1635 i wzorowany na rzymskiej świątyni Il Gesù, która była pierwowzorem dla wielu barokowych budowli w Europie.
Po II wojnie światowej władze radzieckie zamieniły go w magazyn książek oraz czasopism, składowano w nim m.in. zbiory Ossolineum, których nie przekazano Polsce. Warunki ich przetrzymywania nie miały nic wspólnego z ochroną starych druków, jednocześnie niszczało też wnętrze. Tak to wyglądało w poprzedniej dekadzie: link do zdjęcia.
Wreszcie w 2010 roku postanowiono budynek opróżnić (transport książek odbywał się czasem w skandalicznych warunkach) i ustanowić go kościołem garnizonowym obrządku bizantyjsko-ukraińskiego (grekokatolickiego). Ponownie jest poświęcony Piotrowi i Pawłowi (Гарнізонний храм святих апостолів Петра і Павла).
W środku niespodzianka: las rusztowań. Od kilku lat trwają intensywne polsko-ukraińskie prace renowacyjne. Gruntownie odnowiono m.in. część malowideł, których teraz i tak prawie nie widać. Perła polskiego baroku ma odzyskiwać swój blask jeszcze długo.
W lewej nawie sztandary i zdjęcia przypominają o ofiarach wojny w Donbasie.
We wschodniej części starówki należy zerknąć na kościół dominikanów, dzisiaj greckokatolicką cerkiew Najświętszej Eucharystii (Церква Пресвятої Євхаристії). To kolejny cenny barokowy zabytek i kolejny, który bardzo trudno objąć aparatem.
Domikanów pozbyto się we wiadomym okresie, a następnie urządzono w środku magazyn cementu (w budynku klasztoru Muzeum Religii i Ateizmu, które w zmienionej formie działa do tej pory). Czczony jako cudowny obraz Matki Boskiej Zwycięskiej znalazł się w Gdańsku. Do wiernych katolickich (choć - jak już pisałem - wschodnich) kościół wrócił dopiero w latach 90. ubiegłego wieku.
Tutaj najmniej udało mi się zobaczyć, bo akurat trwała msza i ksiądz mocno się trudził podczas kazania 😏.
Kościół św. Andrzeja i klasztor zakonu bernardynów to również barok, łączący wzorce włoskie i flamandzkie. Wybudowano go w podobnym czasie co obiekt jezuicki, ale poza murami miejskimi, został więc ufortyfikowany jako osobny kompleks obronny.
Na górze fasady herby Polski i Litwy.
Na placu przed kościołem (niegdyś Berdnardyńskim, teraz Soborowym) strzela w niebo kolumna św. Jana z Dukli, którego relikwie kiedyś znajdowały się w klasztorze.
Po ostatniej wojnie wywieziono je do nowej Polski i ostatecznie wylądowały w rodzinnej miejscowości świętego (figurę świętego na słupie zastąpiono... wazą). Miejsce mnichów zajęli archiwiści, a kościół stał nieużywany. Na szczęście go wyremontowano i przekazano pod dozór Lwowskiej Galerii Obrazów, więc wnętrza są w niezłym stanie. Bogactwo zdobień wręcz kłuje w oczy.
W 1991 roku stał się greckokatolicką cerkwią i dziś opiekują się nim bazylianie.
Nieliczną, ale widoczną grupą narodowościową byli kiedyś Ormianie. Osiedlili się oni we Lwowie jeszcze przed lokacją miasta i przyłączeniem do Polski. Wśród nich było wielu kupców, a społeczność należała do warstw zamożniejszych. W kolejnych wiekach praktycznie całkowicie się spolonizowali, jednak utrzymywali odrębność religijną.
Pierwsze ormiańskie kościoły w mieście powstały w XIV wieku i z tego okresu pochodzi część katedry pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (Вірменський кафедральний собор Успіння Пресвятої Богородиці). Poświęcono ją w 1363 roku, jest więc prawdopodobnie najstarszą nadal istnieją świątynią na terenie Starego Miasta (przypominam, że chodzi mi stricte o obszar starówki otoczony murami obronnymi). Z biegiem czasu kościół był odbudowywany, przebudowywany i poszerzany.
W 1630 roku lwowski biskup ormiański złożył katolickie wyznanie wiary, które stało się początkiem kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego i w jego strukturach katedra funkcjonowała do 1945 roku.
Z zewnątrz świątynia wygląda niepozornie, przypomina klimaty kaukaskie i bałkańskie. Pierwszy kościół miał nawiązywać do kolonii ormiańskich na Krymie.
Arkadowe krużganki dołączono w 15. stuleciu.
Wysoka jest za to dzwonnica z 1571 roku stojąca przy ulicy, a jakże, Ormiańskiej (Вірменська, Wirmenśka).
Inna perspektywa z poziomu ratusza:
Dziedziniec południowy to dawny cmentarz. W środku rokokowa kaplica Męki Pańskiej.
Tzw. Zaułek Ormiański - po prawej stronie dawny pałac arcybiskupów ormiańskich.
Do wnętrza świątyni wchodzi się od ulicy Krakowskiej (Краківська, Krakiwśka) przez bramę którą łatwo przeoczyć. Przy drzwiach oparto o ścianę kilka nagrobków zapisanych w języku armeńskim, łacińskim i polskim.
W środku także nie można narzekać na nadmiar przestrzeni, ale i Ormian nigdy nie było aż tak wielu, aby się nie pomieścili (na początku XX wieku ich liczbę w całej Galicji szacowano na ponad 5 tysięcy osób).
Wystrój wewnętrzny jest efektem wielkiego remontu zakończonego w międzywojniu, powstała wtedy większość polichromii. Panujący półmrok nadaje temu miejscu specyficznego klimatu, ale też nie pozwala dobrze przyjrzeć się detalom.
Po zaprowadzeniu komunistycznego raju niemal wszyscy Ormianie opuścili Lwów, katedrę jako obiekt kultu zamknięto. Pełniła rolę magazynu galerii obrazów. Ściany zaatakowała wilgoć i grzyb. Po upadku komunizmu rozpoczęto starania o ponowne otwarcie świątyni i ostatecznie w latach 2000-2003 stopniowo wracała do swej roli, choć już w innych strukturach religijnych. Polscy Ormianie obrządku katolickiego, którzy nie opuścili swego miasta, stanowią grupę liczącą zaledwie 20-30 osób. Liczniejsi okazali się powojenni przybysze z Armenii, wierni Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, niezależnego od Watykanu i to właśnie oni stali się nowymi właścicielami katedry. Z jednej strony było to podejście pragmatyczne, z drugiej zachowano się nieładnie, nie zapraszając na konsekrację dawnych gospodarzy.
Pomijając wieczne prztyczki pomiędzy odmianami tej samej religii warto wstąpić w progi tego Domu Bożego; jest to jedna z najciekawszych lwowskich świątyń. Kolorowa i tajemnicza.
W prezbiterium fresk Ustanowienie Najświętszego Sakramentu z lat 20. XX wieku autorstwa Jana Henryka Rosena.
W okresie polskim i austriackim rzymscy katolicy stanowili we Lwowie najliczniejszą grupę (około połowy mieszkańców), ale na Starym Mieście już wtedy znalazło się miejsce na dwie cerkwie.
Starszą była cerkiew Wołoska (Uspieńska; Успенська, Волоська церква, oficjalnie Zaśnięcia Matki Bożej). Sądziłem początkowo, że uczęszczali do niej Wołosi (Rumuni), lecz nazwa pochodzi od fundatora - hospodara mołdawskiego. Powstała na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy pożar strawił starszą konstrukcję. Co ciekawe - odbudowę zaczęto od wieży, bardzo charakterystycznej we lwowskim krajobrazie.
Żeby dostać się do środka musimy wejść na podwórko i potem przestąpić próg kaplicy Trzech Świętych Hierarchów (z trzema zielonymi niedużymi kopułami).
Sklepienia kopuł zachwycają stiukowymi dekoracjami. Pochodzą prawdopodobnie z końca XVII wieku, gdy przeprowadzono remont całego zespołu kościelnego uszkodzonego po tureckim oblężeniu (m.in. spłonęła wówczas wieża).
Cerkiew "właściwa" oddzielona była od kaplicy żelazną kratą, więc musiałem się zadowolić tylko tym widokiem.
Cerkiew Wołoska od powstania aż do 1700 roku służyła prawosławnym, następnie przystąpiła do unii z Watykanem. W 1946 roku siłą z powrotem włączono ją do prawosławia i obecnie wchodzi w skład Kościoła Prawosławnego Ukrainy.
Znacznie młodszy rodowód posiada cerkiew Przeobrażeńska (Преображенська церква, Przemienia Pańskiego) na Krakowskiej. Pojawiła się na mapie Lwowa w 1906 roku w miejscu, gdzie kiedyś stał kościół trynitarzy (spłonął w czasie Wiosny Ludów po austriackim ostrzale). Do zachowanych częściowo ruin dobudowano nowe elementy oraz przystosowano do wschodniego ceremoniału.
W Związku Radzieckim i tę świątynię włączono do prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, ale w 1989 roku, gdy władza sowiecka wyraźnie słabła, stała się pierwszą parafią odrodzonego kościoła greckokatolickiego na Ukrainie.
Wnętrza utrzymane są w stonowanych, spokojnych barwach.
Na sam koniec nie mogło zabraknąć obiektu społeczności, która przez wiele lat była drugą najliczniejszą; co trzeci obywatel Lwowa był Żydem. Do wybuchu II wojny światowej funkcjonowało 45 synagog, choć niektóre dane mówią nawet o setce! Pogromy i wywózki przetrwały jedynie dwie, ale poza starówką.
W centrum, w dawnej dzielnicy żydowskiej, zachowała się... ściana. I resztki posadzki. Tylko tyle zostało z synagogi Złota Róża, starej, bo z 1582 roku. Renesansowej, cenny zabytek. W sierpniu 1941 Niemcy ją spalili, a następnie wysadzili, jak niemal wszystkie inne.
W ostatnich latach pojawiły się pomysły odbudowy bożnicy albo postawienia nowego budynku wraz z Centrum Kultury Żydowskiej. Na razie skończyło się na pracach archeologicznych oraz odsłonięciu pomnika holocaustu w wielu językach. Teren w okolicach synagogi służy dzisiaj jako wielka imprezownia.
Podsumowaniem powyższego tekstu niech będą statystyki religijne współczesnego Lwowa:
* najwięcej wiernych ma kościół greckokatolicki (bizantyjsko-ukraiński) - 52-56%.
* prawosławie 32-39 %, przy czym najliczniejsze były dwa narodowe kościoły ukraińskie, które same ogłosiły się autokefalicznymi, lecz ich uznanie przez Konstantynopol nastąpiło dopiero na początku 2019 roku. Dzisiaj tworzą zjednoczony Kościół Prawosławny Ukrainy, bojkotowany przez Rosję oraz m.in. przez... prawosławnych z Polski. Z kolei Ukraiński Kościół Prawosławny podporządkowany Patriarchatowi Moskiewskiemu ma ledwie około 3% wyznawców.
* ewangelicy 2%,
* katolicy rzymscy 1%,
* niewielka grupa żydów,
* kilka procent pytanych osób nie podało lub nie znało swojego wyznania,
* ateiści stanowią niecałe 2%.
Po wielu wiekach wieloreligijności Lwów jest dzisiaj miastem "ortodoksyjnym", choć większość uznaje jednak prymat papieża. W tym kontekście nie dziwi, iż stare kościoły oddawano właśnie obrządkom wschodnim, a nie łacińskim; pomijając kwestie polityczne i narodowościowe świątynie rzymskokatolickie po prostu stałyby puste.
Bardzo ciekawa i bogata notatka.
OdpowiedzUsuńDo Wilna jakoś sentymentu nie mam, choć stamtąd ćwierć moich korzeni, lecz Lwowa szkoda bardzo. :-(
Spacer po takich miejscach wyzwala przemyślenia. Siłą rzeczy nie mam żadnych sentymentów do Lwowa, ale po wizycie w nim jeszcze lepiej zrozumiałem co czuli np. Niemcy opuszczający Wrocław czy Opole... Albo Grecy wyrzucani z Konstantynopola czy Tatarzy wywożeni z Krymu...
UsuńFaktycznie Wilno jakoś mniej wywołało u mnie takie zadumy. Miasto ładne, ale gdzie mu tam do Lwowa?
No i Litwini z większym zapałem pozbyli się śladów polskości. Też wolę Lwów od Wilna.
OdpowiedzUsuńLitwini mają znacznie większe kompleksy niż Ukraińcy. Choć z drugiej strony chyba kwatera wojskowa na Rossie została zniszczona w mniejszym stopniu niż Orląt Lwowskich.
UsuńOgromna dawka historii! Piękne kościoły, bardzo szkoda że z synagog zostało tyle co nic :(
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że katedra z zewnątrz nie prezentuje się zbyt ciekawie. Kto ją tak paskudnie otynkował? Ale za to wnętrza są naprawdę mega! Uwielbiam takie ciekawostki, cieszę się, że trafiłem do Ciebie :) Kościół Jezuitów to forma znana, aczkolwiek ja osobiście nie przepadam za Il Gesu...
OdpowiedzUsuńNo, we Lwowie nie byłem, ale jestem bardzo usatysfakcjonowany Twoimi zdjęciami i prezentacją. Czuć polskość tego miasta bardzo mocno. Trochę szkoda, że już nie nasze!
Pozdrawiam!
Nie wiem kto ją tak otynkował, ale patrząc też na stare zdjęcia to wyglądała już w ten sposób co najmniej 150 lat temu :)
UsuńPozdrawiam.