Lwowska starówka nie jest zbyt rozległa: spacer z jej jednego końca na drugi zajmie maksymalnie 10 minut, a odległość jaką przebędziemy wynosić będzie 500-600 metrów. Między dawnymi murami miejskimi toczyło się główne życie miasta od średniowiecza do XIX wieku, kiedy to "rozlało się" ono także po sąsiednich dzielnicach.
Serce stanowi oczywiście rynek (Площа Ринок) w kształcie prostokąta. Wytyczono go wkrótce po lokacji miasta, czyli jeszcze w 14. stuleciu. W centralnym miejscu wznosi się ratusz, a otaczają go 44 kamienice w różnych stylach architektonicznych.
Czytając przewodnik sprzed kilkunastu lat można tam znaleźć informacje, że rynek (...) nieco opustoszały pozostaje na uboczu głównego nurtu życia. To już dawno nieaktualne: co prawda mieszkańcy swoje sprawy załatwiają zapewne w innych miejscach, ale przez główny plac Lwowa przewijają się codziennie tysiące turystów. Najczęściej słychać język polski, lecz sądzę, że procentowo przybysze znad Wisły i Odry nie stanowili większości zwiedzających (przynajmniej podczas mojej wizyty, w długie weekendy sytuacja na pewno się zmieni).
Z tłumami trzeba się pogodzić: w epoce tanich lotów Lwów ze swoimi nadal niskimi cenami, bogatą historią i architekturą będzie działał jak magnes. Zwłaszcza, gdy trafi się na ładną pogodę. Nie ma możliwości przedarcia się przez starówkę bez zostania zaczepionym z propozycją wycieczki.
Jeśli chcemy zobaczyć rynek prawie pusty to należy przyjść rano, kiedy turystyczne towarzystwo odsypia gorączki ostatniej nocy.
Zwiedzanie zaczęliśmy od ratusza. To spora konstrukcja zajmująca większość placu, z daleka przypominająca pałac lub koszary.
Podobnie jak wiele innych budynków ciężko objąć go na jednym zdjęciu lub z normalną perspektywą. Czasem próbowałem robić panoramę z kilku ujęć, ale i tak efekty zazwyczaj były niezadowalające, zatem proszę o wybaczenie, jeśli coś będzie wyglądać pokracznie 😏.
Obecny obiekt jest bodajże trzecim w tym miejscu. Pierwszy gotycki stanął w XIV wieku, drugi ponad sto lat później, a następnie go przebudowano w stylu renesansowym. Posiadał wieżę wysoką na 58 metrów, która runęła w lipcu 1826 roku zabijając 8 osób. Katastrofa była o tyle nieoczekiwana, iż kilka godzin wcześniej specjalna komisja stwierdziła, iż wieża jest co prawda w złym stanie technicznym, ale nie grozi jej upadek...
Po tym tragicznym wydarzeniu wzniesiono zupełnie nowy ratusz o klasycystycznych rysach. Też miał pecha, gdyż spłonął w czasie Wiosny Ludów, gdy Austriacy bombardowali miasto. I znowu musiał zostać odbudowany. Z powodu swej ciężkiej sylwetki wielu dawnym mieszkańcom się nie podobał, podnoszono kwestię, że jest brzydki.
Nowa wieża ma 65 metrów i ma być jest najwyższą tego typu na Ukrainie. Można, a nawet powinno się na nią wejść (wstęp kosztuje 30 hrywien), choć trzeba pokonać ponad 300 sfatygowanych schodów.
Na klatce schodowej co rusz mijamy się zakonnicami i ojczulkami w czarnych kieckach udających się na jakąś konferencję. Z kolei na samym dole umieszczono witraż z obecnym herbem Lwowa.
Z tarasu na szczycie wieży mamy dookolną panoramę miasta. Rzędy różnokolorowych dachów, beczułki kościołów, pasy zieleni a w tle blokowiska.
Na wschodzie bliski horyzont zamyka Wysoki Zamek (Висо́кий За́мок) i kopiec Unii Lubelskiej. Tam nie udało nam się dotrzeć, zresztą całość wygląda na mocno zarośniętą (ale podobno z ładnymi widokami o poranku).
W drugą stronę widać sobór św. Jura i kościół św. Elżbiety. Szero-zielona przestrzeń po lewej to park Iwana Franki a budynek z zieloną kopułą mieści siedzibę kolei (kiedyś Dyrekcję Okręgową PKP).
Cytadela wybudowana przez Austriaków w latach 50. XIX wieku, obecnie hotel.
To co bliżej, czyli podwórze wewnętrzne ratusza...
...i kamieniczki.
Tarasy na dachach i wąskie przejścia.
Wracamy na powierzchnię.
W każdym z rogów rynku stoi fontanna z rzeźbą przedstawiająca postać z mitologii antycznej: Neptuna, Dianę, Amfitrytę, Adonisa. W Kraju Rad Neptunowi obcięto trójząb, bo za bardzo kojarzył się z ukraińskim tryzubem.
Jak już pisałem - domów przy rynku jest 44. Najstarsze pochodzą z XVI wieku - to m.in. tzw. kamienica Bandinellich (na zdjęciu po lewej stronie). Nazwa pochodzi od włoskiego kupca, który założył w 1619 pierwszą pocztę we Lwowie. Podróż przesyłek do Italii trwała dwa tygodnie.
W środku zielona rokokowa kamienica Wilczków, a zasłonięto, niestety, Czarną Kamienicę, chyba najbardziej znaną z powodu czarnej elewacji (według jednej teorii ściemniała ona ze starości, według drugiej została od razu pomalowana na taki kolor). Uznawana jest za jeden z najpiękniejszych przykładów renesansowego budownictwa mieszczańskiego Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Kamienica Bandinellich była przeze mnie najczęściej fotografowana, bowiem ładnie oświetlało ją słońce i tworzyła ciekawą kompozycję wraz z wieżą kościoła dominikańskiego 😊.
Przyglądamy się dalej wschodniej pierzei: pod numerem 6 znajduje się Kamienica Królewska. Przez pewien okres jej właścicielami byli Sobiescy - Jakub, a potem jego syn Jan, król Polski, który przebudował ją na okazałą rezydencję. We wnętrzach, podobnie jak w kilku innych kamienicach, mieści się muzeum, ale o tym napiszę trochę niżej.
Ukraińcy używają dzisiaj częściej nazwy Pałac Korniakta (Палац Корнякта, od pierwszego rezydenta - greckiego kupca). Na szczycie fasady widać postać króla wraz z orszakiem.
Końcowe budynki pierzei to także pałace: dawna siedziba arcybiskupów łacińskich oraz pałac Lubomirskich. W tym pierwszym (wyższy, po lewej) bywał m.in. król Zygmunt III, a w 1673 zakończył żywot Michał Korybut Wiśniowiecki. W tym drugim przez prawie 40 lat rezydowali gubernatorzy Galicji.
W pierzei południowej można podziwiać kamienicę nr 14 należącą w przeszłości do weneckiego kupca, ale podczas naszej wizyty była osłonięta rusztowaniami.
Pierzeje zachodnią zamyka po prawej stronie były Dom Handlowy Zipperów z początku XX wieku - teraz w nim działa Teatr Piwa "Prawda" (Театр пива "Правда") oblegany przez miłośników piwa oraz wszystkich innych, którzy znaleźli go na liście "must see in Lviv".
Pierzeja południowa z popularnymi i już nie tak tanimi (jak na Ukrainę oczywiście) restauracjami.
Detale.
Na zdjęciach widać, że niemal wszystkie kamienice są wyremontowane (z zewnątrz) i gdyby nie napisy w cyrylicy, to na pierwszy rzut oka można by nie uwierzyć, że jesteśmy na Ukrainie. Rzecz jasna to taka mała pokazówka dla turystów, gdyż w bocznych ulicach ściany sypią się na głowę (dosłownie i w przenośni), ale w końcu większość ruchu cudzoziemców koncentruje się właśnie tutaj.
Wśród przechadzających się dojrzałem samego Freddy'ego Krugera - aż boję się pomyśleć do czego zachęcał 😛.
Wspominałem już o muzeach: bezpośrednio na rynku zapraszają co najmniej 3 oddziały Lwowskiego Muzeum Historycznego (Львівський історичний музей). Instytucja ta powstała w 1940 w oparciu o zbiory polskiego Muzeum Historycznego Miasta Lwowa założonego już w 1891 roku.
Czarna Kamienica była zamknięta z powodu remontu, więc najpierw zajrzeliśmy pod numer 24 do Kamienicy Gieblowskiej z okresu renesansu. W środku znajduje się wystawa opisująca historię "zachodniej Ukrainy" mniej więcej do końca XVIII wieku. Aranżacja wyraźnie trąciła myszką (gdzie te innowacyjne multimedialne muzea z innych części Europy?), ale była dość ciekawa. Frekwencja nie powalała; oprócz nas jedynie jakaś para z zagranicy.
Nie mogło braknąć poloników, w tym dość znanego obrazu alegorii przedrozbiorowej Rzeczpospolitej.
Panorama Lwowa z XVIII wieku i drewniany fragment sieci wodociągowej z tamtego okresu (pierwsze wodociągi powstały w 1407 roku).
Wycinki obrazu przedstawiającego jakąś bitwę wojsk polsko-litewskich. Już nie pamiętam dokładnie z kim, ale chyba z Tatarami albo Turkami.
Sama kamienica jest interesująca: czteropiętrowa, z trzeszczącymi wiekowymi schodami, a szklany sufit zwieńczony był herbem miejskim. W 1707 roku gościł w niej car Piotr Wielki, próbujący pozyskać Polskę do wojny ze Szwecją.
Kolejny oddział muzealny działa w opisywanej Kamienicy Królewskiej. Niegdyś było to Muzeum Narodowe im. króla Jana III. Zawieruchy wojenne i grabieże czasów radzieckich przetrwały sale pałacowe z czasów panowania Sobieskiego. Aby je zwiedzić należy ubrać na buty nieśmiertelne kapcie.
W wnętrzach monarcha bywał wielokrotnie, zaprzysiągł w nich m.in. traktat Grzymułtowskiego - pokój wieczysty z Carstwem Rosyjskim z 1686 roku, oddający Moskwie spore połacie na wschodzie, w tym Kijów. Co ciekawe - sejm zatwierdził umowę dopiero prawie wiek później, niedługo przed rozbiorami.
To już zjawiło się więcej turystów, wychodząc minęliśmy się z bandą dzieciaków powodującą hałas przypominający startujący samolot.
Drugą atrakcją kamienicy jest jej dziedziniec nazywany kiedyś Małym Wawelem. Sobiescy w czasie przebudowy faktycznie nawiązali stylistyczne do krakowskiego zamku. Ukraińcy woleli o tym nie pamiętać i bezpiecznie używają określenia "Włoskie podwórko" (Італійський дворик).
Warto zacząć zwiedzanie Lwowa właśnie od rynku. Możliwe nie będzie nam dane zażyć ciszy i spokoju, ale to nic nowego w dużych i popularnych miastach. Choć widać, że miejscowi zdążyli się do tego już przyzwyczaić 😛.
Piękne miasto. A te kamieniczki maja mnóstwo uroku!
OdpowiedzUsuńNiektóre wręcz cukierkowe :) Czasem ciężko się zorientować, czy człowiek jeszcze był na Ukrainie czy raczej gdzieś nad Dunajem ;)
UsuńFakt, iż "mieszkańcy swoje sprawy załatwiają zapewne w innych miejscach" znacząco podnosi estetykę rynku, bo z publicznymi toaletami tam słabo.
OdpowiedzUsuńJeśli wszystko kojarzy ci się z oddawaniem moczu lub czegoś grubszego to wypada tylko współczuć :)
UsuńA na rynku jest publiczna toaleta, więc słabo to może co najwyżej być komuś, kto do niej nie zdążył.
"Z tłumami trzeba się pogodzić: w epoce tanich lotów Lwów ze swoimi nadal niskimi cenami, bogatą historią i architekturą będzie działał jak magnez." Magnez to powinieneś regularnie przyjmować, bo wspomaga myślenie. Od przyciągania jest magnes.
OdpowiedzUsuń"Nie ma możliwości się przez starówkę bez zostania zaczepionym z propozycją wycieczki." Czytasz czasem to, co piszesz, czy idziesz na żywioł. Skup się bardziej na sensie wypowiedzi niż na błyskotliwych złośliwościach na temat napotkanych osób.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy - i kto tu jest złośliwy?
OdpowiedzUsuń@Pudelek - z tym magnesem Anonimowy ma rację. Ale i tak się dobrze czyta...
Możliwe, że to jakiś organizator wycieczek po Lwowie który przez weekend nic nie zarobił ;) Choć biorąc pod uwagę ostatnią częstotliwość anonimowych wpisów to jakiś inny niespełniony artysta.
UsuńAle przynajmniej widać, że tekst czytał dokładnie. Na magnez/s to bym nawet nie zwrócił uwagi, a z tym drugim to widać, że mimo iż człowiek sprawdza tekst kilka razy, to zawsze coś może umknąć.