Akcje rewindykacyjno - polonizacyjne w II RP wobec prawosławia

Zbiór moich tekstów o akcjach rewindykacyjno-polonizacyjnych wobec cerkwi prawosławnej w II Rzeczpospolitej.

Miejscowość Świerże. Robię szybką rundę po wiosce, która do XIX wieku posiadała prawa miejskie. Kiedyś niedaleko od sklepu stała drewniana cerkiew. Pozostał po niej pusty plac z krzyżem i kilkoma nagrobkami.


To efekt tzw. akcji rewindykacji cerkwi prowadzonej w okresie międzywojennym. Warto o niej wspomnieć zwłaszcza tym, którzy żyją mitami dotyczącymi II Rzeczpospolitej i uważają ją prawie za państwo idealne, a na pewno prawe i sprawiedliwe.

W ogólnym założeniu chodziło o odzyskanie świątyń katolickich, które w okresie zaborów zostały skonfiskowane przez władze carskie i przekazane prawosławnym. Pierwsza z akcji, trwająca do 1925 roku, była prowadzona częściowo spontanicznie i dotyczyła obiektów, gdzie po wojnie mocno skurczyła się liczba prawosławnych, a istniało zapotrzebowanie na kościoły dla katolików (przy czym większość unitów zmuszona przez Rosjan do przejścia na prawosławie po odzyskaniu niepodległości przy nim pozostała i nie wróciła pod skrzydła Watykanu). W dawnej guberni chełmskiej 165 cerkwi przekazano katolikom i zazwyczaj nie budziło to większych kontrowersji.

W 1929 roku ruszyła druga "rewindykacyjna" - tym razem postanowiono wyburzyć cerkwie "zbędne". Przy czym o tym, które są niepotrzebne, decydowały władze, co często nie miało odbicia w rzeczywistości. Z zaplanowanej likwidacji 97 obiektów rozebrano "jedynie" 23, po czym działania te przerwano wskutek protestów prawosławnych. Zlikwidowano m.in. cerkwie w Janowie Podlaskim i Różance.

Trzecia faza to lata 1937-1938. W Warszawie stwierdzono wówczas, iż konieczne jest kolejne uderzenie w ortodoksów, tłumacząc to polską racją stanu i stłumieniem ukraińskiego ruchu narodowego. Oficjalnie znów chodziło o likwidację świątyń "zbędnych" i nieczynnych, a także usunięcie skutków rusyfikacji z czasów carskich, bowiem miejscowych prawosławnych uznano za zruszczonych Polaków. Tak jak za cara określono ziemię chełmską "pradawną ruską krainą", tak za sanacji były to "tereny odwiecznie polskie". Metody polonizacji nie-katolików bardzo przypominały te sprzed kilkudziesięciu lat, gdy próbowano wyplewić polskość: zakazano nauki języka ukraińskiego na Chełmszczyźnie i Podlasiu, nawet w liturgii kościelnej nakazano używać polskiego. Zdarzały się przypadki siłowego nawracania na rzymski katolicyzm przy udziale wojska, czyli dokładnie tak samo, jak Rosjanie postępowali z unitami.
Przede wszystkim jednak ostro wzięto się za prawosławne cerkwie: w województwie lubelskim zniszczono 127 obiektów, w tym 91 cerkwi, 10 kaplic i 26 domów modlitwy. Większość budynków była nadal używana przez Ukraińców/Rusinów, na liście strat znalazły się nawet miejsca pielgrzymkowe. Niektóre rejony zostały całkowicie pozbawione prawosławnej struktury kościelnej. Podczas rozbiórki profanowano obrazy i niszczono wyposażenie. Do prac używano głównie żołnierzy, strażaków, więźniów lub zatrudniano robotników z dalszych okolic. Zastraszona ludność zwykle nie stawiała czynnego oporu, choć zdarzały się przypadki starć, po których na prawosławnych spadały wysokie kary pieniężne.

Te akcje "zbrodniczej wręcz głupoty" (jak określił je jeden ze specjalistów ds. stosunków polsko-ukraińśkich) przyniosły na ziemi chełmskiej - co oczywiste - efekt odwrotny do zamierzonego:
- zamiast polonizacji społeczeństwo ukraińskie zwarło szyki i zawiesiło wewnętrzne spory,
- konwersji na katolicyzm dokonało maksymalnie 10% "odszczepieńców" (część zmuszona siłą), reszta pozostała przy starym kulcie,
- państwo polskie zaczęło być traktowane jako wrogie (w dawnej Galicji wśród części ludu ukraińskiego było tak od dawna, natomiast w byłej Kongresówce nastroje panowały dotychczas inne),
- względnie pokojowe współistnienie Polaków i Ukraińców uległo załamaniu, nastąpił wyraźny wzrost ukraińskich nastrojów nacjonalistycznych, co dało efekt już kilka lat później,
- kolejnym wrogiem został kościół katolicki, który niesłusznie był oskarżany o inicjowanie wyburzeń cerkwi (księża chyba zdawali sobie sprawę, że przyniesie to więcej szkody niż pożytku, przynajmniej jeśli chodzi o końcówkę lat 30.).

Władze sanacyjne planowały kolejne działania, które do 1941 roku miały całkowicie oczyścić województwo lubelskie z ludności prawosławnej i ukraińskiej ("w Polsce tylko Polacy są gospodarzami, pełnoprawnymi obywatelami i tylko oni mają coś w Polsce do powiedzenia"). Okazało się jednak, że historia ma inne plany (choć ostatecznie taki sam efekt został osiągnięty dzięki PRL-owi).

Na zakończenie tego przydługiego i smutnego wywodu dodam tylko, iż cerkiew w Świerżach została wybudowana około 1770 roku, a zniknęła z krajobrazu w 1938.

Czumów, jak niemal każda miejscowość na południe od Hrubieszowa, do czasów akcji "Wisła" zamieszkały był w większości przez ludność ukraińską, względnie rusińską. Spis z 1921 roku wykazał jedynie dziewięciu Polaków na ponad trzysta mieszkających tu osób. W XVIII wzniesiono niewielką unicką cerkiew, która w 1875 roku stała się prawosławna w efekcie likwidacji przez carat kościoła greckokatolickiego. W odrodzonej Polsce prawosławni nie uzyskali zgodę na jej użytkowanie, chociaż dominowali w całej okolicy; związane to było z planowanym przez polskie władze zmniejszeniem roli prawosławia, a ostatecznym celem była polonizacja i katolizacja całej Chełmszczyzny (dawni unici, których w czasie zaborów zmuszono do przyjęcia prawosławia, nie skorzystali z możliwości powrotu do wiary ojców i pozostali przy ortodoksji). Apogeum tych działań przypadło na lata 1937-1938 i w tym przypadku dotyczyło niemal wyłącznie dawnej guberni chełmskiej (w przybliżeniu późniejsze województwo chełmskie i zamojskie): pisałem już kiedyś o tym, więc nadmienię tylko, iż zburzono wtedy ponad setkę prawosławnych obiektów religijnych, a Ukraińcy, żyjący do tej pory we względnym spokoju z polskimi sąsiadami, przeszli na pozycje wrogie, czemu trudno się dziwić. Cerkiew w Czumowie była jedną z ofiar akcji "rewindykacyjnej", jak eufemistycznie napisano na tablicy informacyjnej.

Po świątyni nie ma śladów, przetrwał jednak cmentarz, choć lepsze byłoby określenie "las". Pozostawiony bez opieki ponad pół wieku temu kompletnie zarósł; przedzierając się przez krzaki i pokrzywy udaje nam się odnaleźć kilka nagrobków.

W samochodzie przekraczamy historyczną granicę pomiędzy Rosją i Austrią. Czy po ponad stu latach może to mieć jakieś znaczenie? Dla turysty jak najbardziej! Tereny znajdujące się w byłej Kongresówce, czyli dawna gubernia chełmska, objęte były w okresie sanacji akcją polonizacyjną, więc z ich krajobrazu zniknęły niemal wszystkie wiejskie cerkwie należące do Ukraińców. Ziemie położone na południu, a więc dawna Galicja, uniknęły tego nieszczęścia. I choć miejscowi Ukraińcy byli znacznie mniej przychylnie nastawieni do państwa polskiego, to nie próbowano zrobić z nich katolickich Polaków, nikt też nie burzył ich świątyń. W efekcie wiele cerkiewek stoi do dzisiaj, przeklasyfikowanych na kościoły łacińskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz