Na Biskupią Kopę wchodziłem już prawie z każdej strony. Z
Pokrzywnej i z Jarnołtówka. Ze Zlatych Hor kilkoma trasami. Z Heřmanovic.
Na szybko z Petrovych boud. A pisząc krainami: ze Śląska. Głównie Dolnego,
poza Pokrzywną, która leży na Górnym Śląsku, ewentualnie za taki można uznać
Jarnołtówek. Pod koniec stycznia postanowiłem zaatakować ją... z Moraw.
Patrząc na mapę niektórzy będą się głowić, gdzie Morawy, a gdzie Góry
Opawskie? Ano całkiem blisko, bo przecież na południowy - wschód od Kopy
rozciągają się morawskie enklawy na Śląsku.
Niestety, spóźniłem się na zimę. Jeszcze tydzień temu góry przykryte były
przyjemną warstwą białego puchu, który nagle zaczął błyskawicznie znikać.
Wysoka temperatura, opady deszczu i silny wiatr skutecznie go wyeliminowały
😕. Zwłaszcza chyba ten ostatni... Staję przed Prudnikiem, żeby zrobić Kopie
zdjęcie z oddalenia i podmuchy miotają mną po polu jak pijanego rolnika na
rondzie. Fotkę jakoś udało mi się wykonać, ale spróbujcie się wysikać w
takich warunkach 😛.
Pogodę zapowiadano bardzo zmienną. Już w czasie dojazdu mam na przemian ścianę
deszczu i przeskakujące po zboczach słońce.
Parkuję pod urzędem gminy w Janovie (Johannesthal). Jest to jedno z najmniejszych miast Republiki
Czeskiej - z niecałymi trzema setkami mieszkańców zajmuje czwarte miejsce od
tyłu. Tradycje jednak posiada bogate: został założony przez biskupów
ołomunieckich w średniowieczu, później stał się miasteczkiem górniczym, bo jak
wszędzie w okolicy wydobywano srebro. Jeszcze w latach 30. ubiegłego
wieku żyło w nim ponad tysiąc osób.