Wielka Czantoria to jeden z najbardziej znanych (czytaj: oklepanych)
szczytów Beskidu Śląskiego - z powodu wyciągu prowadzącego na
Stokłosicę pod względem popularności może być nawet numerem jeden, jeśli
chodzi o frekwencję. Czy warto znowu tam włazić? Tak, jeśli możemy przy okazji
zobaczyć coś nowego, a tak się składa, że mój tata nie wchodził jeszcze na nią
od czeskiej strony. No to jedziemy!
Najszybsze dojście prowadzi z Nydka (czes. Nýdek, niem.
Niedek). Zatrzymujemy się na parkingu niedaleko urzędu gminy, gdzie
stoi już sporo aut, w tym kilka na polskich blachach. W ten sposób tracimy 50
koron, bowiem w weekendy parking jest płatny; ledwo stanęliśmy, a obok zjawiła
się uśmiechnięta kobiecina z chodzikiem.
- Przynajmniej rozmienimy pieniądze - stwierdził tata.
Obok parkingu działają dwie knajpy, a jedna z nich - Nýdecká Bouda - ma
już otwarte drzwi. Niedzielne przedpołudnie, w środku siedzi już całkiem
liczne grono osób. I zaraz na wstępie zdziwienie:
- Macie test? - pyta barmanka.
Kilka dni wcześniej w Republice Czeskiej wprowadzono przepisy, że w lokalach
będą wymagane paszporty covidove. Formalnie obowiązywały one już od
dawna, ale do tej pory sprawdzać mogła je jedynie policja z ichniejszym
sanepidem, natomiast w listopadzie przerzucono ten obowiązek na prowadzących
obiekty publiczne. Nie sądziłem, iż na takim zadupiu będą się tym przejmować,
ale albo perspektywa wysokich kar zadziałała motywująco albo wyglądaliśmy
podejrzanie 😏. Oficjalnie zajrzeliśmy tu w celu odwiedzenia toalety, lecz
przy okazji wypiłem szybkie małe piwo, a tatuś Becherovkę (miejscowi
preferowali Jägermeistra). Przysłuchujemy się rozmowom autochtonów -
śląska godka z licznymi czeskimi wstawkami, charakterystyczna dla tej części
Zaolzia.