poniedziałek, 29 listopada 2021

"Wiesz, że nie powinieneś tego robić?" czyli jak pogoda może się zmienić (Rysianka - Hala Górowa - Pilsko).

Ta relacja w ogóle miała nie powstać. Prognozy pogody były tak dołujące, że zastanawiałem się nawet, czy jest sens brać aparat, skoro na cały weekend wieszczono pełne zachmurzenie, fatalną widoczność i w najlepszym razie lekką mżawkę. W sobotę rzeczywiście tak było, za to w niedzielę... No, ale nie uprzedzajmy faktów.

W sobotni poranek, już dość zaawansowany godzinowo, dojeżdżamy w trójkę do Sopotni Wielkiej. Ciśniemy autem najdalej jak się da, aż do lasu pod znak zakazu ruchu. Mamy nadzieję, że w nocy nikt nie odkręci nam kół albo, co bardziej prawdopodobnie, nie spuści benzyny z baku...


Drogą mija nas kilkunastoosobowa grupa rodziców z dziećmi. Fajnie, że chciało im się wyjść z domu w takiej pogodzie. Zakładamy plecaki i ruszamy niebieskim szlakiem wzdłuż potoku Sopotnia.


czwartek, 25 listopada 2021

Na Wielką Czantorię od czeskiej strony.

Wielka Czantoria to jeden z najbardziej znanych (czytaj: oklepanych) szczytów Beskidu Śląskiego - z powodu wyciągu prowadzącego na Stokłosicę pod względem popularności może być nawet numerem jeden, jeśli chodzi o frekwencję. Czy warto znowu tam włazić? Tak, jeśli możemy przy okazji zobaczyć coś nowego, a tak się składa, że mój tata nie wchodził jeszcze na nią od czeskiej strony. No to jedziemy!

Najszybsze dojście prowadzi z Nydka (czes. Nýdek, niem. Niedek). Zatrzymujemy się na parkingu niedaleko urzędu gminy, gdzie stoi już sporo aut, w tym kilka na polskich blachach. W ten sposób tracimy 50 koron, bowiem w weekendy parking jest płatny; ledwo stanęliśmy, a obok zjawiła się uśmiechnięta kobiecina z chodzikiem.
- Przynajmniej rozmienimy pieniądze - stwierdził tata.
 

Obok parkingu działają dwie knajpy, a jedna z nich - Nýdecká Bouda - ma już otwarte drzwi. Niedzielne przedpołudnie, w środku siedzi już całkiem liczne grono osób. I zaraz na wstępie zdziwienie:
- Macie test? - pyta barmanka.
Kilka dni wcześniej w Republice Czeskiej wprowadzono przepisy, że w lokalach będą wymagane paszporty covidove. Formalnie obowiązywały one już od dawna, ale do tej pory sprawdzać mogła je jedynie policja z ichniejszym sanepidem, natomiast w listopadzie przerzucono ten obowiązek na prowadzących obiekty publiczne. Nie sądziłem, iż na takim zadupiu będą się tym przejmować, ale albo perspektywa wysokich kar zadziałała motywująco albo wyglądaliśmy podejrzanie 😏. Oficjalnie zajrzeliśmy tu w celu odwiedzenia toalety, lecz przy okazji wypiłem szybkie małe piwo, a tatuś Becherovkę (miejscowi preferowali Jägermeistra). Przysłuchujemy się rozmowom autochtonów - śląska godka z licznymi czeskimi wstawkami, charakterystyczna dla tej części Zaolzia.

piątek, 19 listopada 2021

Czeska, kolorowa jesień: z plecakiem przez Jesioniki i Rychleby.

Zlaté Hory, czyli początek kolejnej górskiej przygody. Tym razem wymyśliłem, że ruszymy w czeskie Sudety z plecakiem i będziemy nocować wykorzystując małą infrastrukturę turystyczną.
 

Ale najpierw Cukmantl, w którym trzeba odpowiednio rozpocząć wyprawę. Na głównej ulicy tuż obok siebie działają dwie spelunki: Koruna oraz Pivní bar Lyra. Zawsze mam wątpliwości, który lokal wybrać - eh, żeby człowiek miał tylko takie problemy 😏. Wchodzimy do Koruny - podcienia, zapach lekko skisłego piwa, grupa dziadków rżnących w karty, ktoś czyta gazetę i komentuje doniesienia ze świata. Ot, piątkowy poranek w Republice Czeskiej. Zamawiamy tanie i lekkie smíchovské piwo. Przy okazji zdążyłem podpaść barmance, bo władowałem się do damskiego kibla, ale czy to moja wina, że męski nie był oznaczony? 😛


Zarzucamy plecaki, zamykamy samochód i ruszamy między ulice. Niektóre drzewa prezentują już dojrzałą formę kolorystyczną.



niedziela, 14 listopada 2021

W Rychlebach jest prawie tak samo jak w Masywie Śnieżnika (Paprsek i Větrov).

Siedziałem sobie nad internetową mapą i zastanawiałem się, gdzie skoczyć do Czechów na jakąś sudecką jednodniówkę. W pewnym momencie przykuła moją uwagę konstrukcja w Rychlebach (Górach Złotych) - ni to wieża zamkowa, ni to twierdza... I jakaś taka znajoma, choć nowa! Tam pojedziemy!


Docieramy z Bastkiem na przełęcz Ramzovską (Ramzovské sedlo, Ramsauer Sattel). Jest późnowrześniowa niedziela i niezła pogoda, więc walą tu zmotoryzowane tłumy z co najmniej dwóch krajów. Na szczęście na parkingu zachowało się trochę wolnych miejsc - ważne, aby się nie pomylić i wjechać na ten bezpłatny, bliżej ośrodka narciarskiego.
 
 

poniedziałek, 8 listopada 2021

Rumunia - od przełęczy karpackich do falochronów Konstancy. Bo droga długa jest.

Braszów to południowo-wschodnie obrzeża Siedmiogrodu. Za nim zaczynają się wyższe góry, nad którymi niebo przybrało bardzo niepokojące barwy. Ewidentnie pogoda tam dokazuje.



Miasto mijamy obwodnicą (zwiedziłem je dokładnie podczas pierwszej wizyty w Rumunii) i wjeżdżamy na nieszczęsną drogę numer 1, prowadzącą na południe. Deszcz nas nie dopadnie, bo skupił się na innych. Szybko jednak powstał korek, w którym minęliśmy przełęcz Predeal (1033 metry n.p.m., oddziela Karpaty Południowe od Karpat Wschodnich) oraz granicę dwóch okręgów, a jednocześnie Transylwanii i Wołoszczyzny.


środa, 3 listopada 2021

Siedmiogród - kraj kościołów obronnych, kolorowych domów i zmiennej pogody.

Transylwania wielu kojarzy się z Drakulą, innym z Karpatami, a dla mnie to przede wszystkim kraina kościołów warownych. I, w mniejszym stopniu, zamków chłopskich. W ogóle Siedmiogród to ziemia z wielką reprezentacją zabytków średniowiecznych niewiele przekształconych w kolejnych epokach.
 
Zanim jednak zaczniemy podziwianie obiektów sprzed kilku wieków, to najpierw trafiam na wznoszącego się ku niebu Miga-21. Znalazłem się tu zupełnie przypadkowo, gdyż wyjeżdżając z Turdy... pomyliłem autostrady 😛. Samolot stanowi pomnik poświęcony zmarłym lotnikom służącym w pobliskiej bazie.


Wracam na autobanę i po kilkunastu kilometrach już jadę we właściwym kierunku.

A wracając do tematu przewodniego - kościoły warowne, a szerzej świątynie warowne, znane są z wielu krajów Europy. Znajdziemy je m.in. we Francji, Niemczech, na Śląsku, w Polsce, czy wreszcie na dawnych polskich Kresach. Nigdzie jednak nie występują w takiej ilości jak w Siedmiogrodzie - szacuje się, iż zobaczymy w nim około sto pięćdziesiąt takich obiektów, czyli mniej więcej połowę z pierwotnej liczby. Wznoszone je w okresie średniowiecza (od XIII do XVI wieku) przeważnie w miejscowościach zamieszkałych przez ludność niemiecką (określaną zbiorczo jako Sasi siedmiogrodcy, chociaż niekoniecznie Sasami rzeczywiście byli). Znacznie rzadziej budowali je Szeklerzy, lud nadal nieodkrytego pochodzenia, dzisiaj zazwyczaj deklarujący się jako Węgrzy. Madziarowie "właściwi" generalnie nie stawiali świątyń obronnych, stąd położenie takich kościołów odpowiada zasięgowi osadnictwa niemieckiego w późnym średniowieczu - a więc południowy i południowo-wschodni Siedmiogród. Bywa tak, że każda sąsiednia wioska ma własny kościół obronny!

Oczywiście jest rzeczą niemożliwą, aby w trakcie krótkiego pobytu zobaczyć wszystkie. Do tej pory obejrzałem ze dwadzieścia albo i więcej takich budynków w Siedmiogrodzie, ale w ciągu kilku wizyt. W tym roku patrząc na mapę zaznaczyłem kilka obiektów "koniecznie do odwiedzenia" oraz uznałem, że na pewno jakieś nieplanowane trafią się po drodze.