poniedziałek, 18 września 2023

Czeski Beskid Śląski: Studeničné i Gírová.

Jaka waluta obowiązuje w Republice Czeskiej? Korony. Jakie więc było moje i mojego taty zdziwienie, gdy czeski bankomat zaproponował jedynie... euro. Działo się to pod koniec sierpnia na tyłach urzędu gminy w Mostach u Jablunkova (Mosty koło Jabłonkowa, Mosty bei Jablunkau). Przyjechaliśmy na Zaolzie, aby zrobić małą wycieczkę po czeskich szlakach Beskidu Śląskiego i okazało się, że będziemy mieli problem z funduszami. Co prawda posiadamy trochę gotówki, ale nie na tyle dużo, żeby szastać pieniędzmi na lewo i prawo 😏. Jest jeszcze karta, ale akurat ona u Czechów niekoniecznie się przyda. Czyżby spisek?

W centrum wioski stoi całkiem zgrabny Kulturní dům reprezentujący połączenie stylu góralskiego i japońskiego (przynajmniej takie odniosłem wrażenie patrząc na ścianę po prawej stronie 😏). Powstał w okresie międzywojennym dla PZKO (Polski Związek Kulturalno-Oświatowy), ale obecny wygląd to efekt niedawnego remontu.


Pomnik ofiar II wojny światowej. Co ciekawe, najwięcej z nich pochodziło z... Sosnowca. Podejrzewam, że jacyś robotnicy przymusowi.


Ruszamy na wschód (gdybyśmy poszli na zachód, to w Beskid Śląsko - Morawski). Początkowo czerwony szlak prowadzi przez wyludnione ulice Mostów.


poniedziałek, 11 września 2023

Hercegowina: Jablanica, Blagaj, Radimlja i Stolac.

Bośnia i Hercegowina jest jedynym krajem w Europie i jednym z ledwie kilku na świecie, które w swojej nazwie posiada spójnik. Co prawda prawie każde państwo składa się z kilku lub więcej regionów, ale w przypadku tego bałkańskiego tworu zdecydowano się to podkreślić już w XIX wieku. Mniejszą siostrą większej Bośni jest Hercegowina. Początkowo chciałem napisać "mniej znaną", ale przecież odwiedzają ją tłumy turystów podążające z Dalmacji do Mostaru!

Nazwa krainy pochodzi od niemieckiego słowa herzog, czyli księcia. A Hercegovina to "ziemia książęca". Herzogiem tytułował się w XV wieku niejaki Stjepan Vukčić Kosača, który stworzył na tym terenie samodzielne księstwo. Jego syn i następca został pobity przez Turków, którzy jako pierwsi użyli określenia Hercegovina dla nowo utworzonego sandżaku; mieli taką fantazję mianowania świeżo zdobytych ziem imionami wcześniejszych władców. Tu jednak przypadek zdarzył się wyjątkowy, bo chodziło nawet nie o imię, a o tytuł. W każdym razie ponad pięć wieków temu Hercegowina znalazła się na mapie Bałkanów i aż do kongresu berlińskiego (w 1878 roku) w jej skład wchodziły również obszary leżące w dzisiejszej zachodniej Czarnogórze i na skrawku Serbii (tak zwana "Stara Hercegowina"). Nie one nas będą jednak interesować, ale ta "właściwa", zajmująca jedną czwartą lub jedną piątą powierzchni państwa Bośnia i Hercegowina, w jej południowej części.

Hercegowina nie ma ściśle określonych granic, stąd różne dane odnośnie ilości mieszkańców i kilometrów kwadratowych. Północną może być pasmo Makljen, oddzielające dwa kantony Federacji boszniacko - chorwackiej, przy czym jeden kanton uznawany jest za przynależny do Bośni, a drugi do Hercegowiny, co zresztą znów sugeruje nazwa (hercegowińsko - neretwiański). Tak się złożyło, że jadąc na południe od Bugojna przejeżdżaliśmy akurat przez te góry i przez przełęcz o takim samym brzmieniu, zatem można uznać, że w tym miejscu oficjalnie rozpoczęliśmy przygodę z Hercegowiną 😏.



czwartek, 7 września 2023

Bośnia wzdłuż Vrbasu: Jajce i Bugojno.

Droga na południe Bośni jest bardzo fotogeniczna, prawie cały czas jedziemy w obszarze górskim, przeważnie doliną rzeki Vrbas. Dodatkowo w niedzielę pojawia się mało ciężarówek, więc odpada ten element, który na bośniackich szosach często stanowi problem.




Długi, ale wąski sztuczny zbiornik Bočačko jezero (Бочачко језеро).


W pewnym momencie przekraczamy wewnątrzbośniacką granicę: z Republiki Serbskiej wjeżdżamy do Federacji boszniacko - chorwackiej. Ponieważ Boszniacy i Chorwaci nie umieszczają wielkich tablic wjazdowych jak Serbowie, to rozpoznać to możemy po zmianie głównego alfabetu na łaciński. No i zniknęły masowe serbskie flagi, w Federacji flag etnicznych jest jednak mniej. Jedynym elementem związanym z szeroko pojętą władzą był radiowóz stojący blisko granicy i polujący na nieostrożnych kierowców.

czwartek, 31 sierpnia 2023

"Czyja jest Bośnia?". Z wizytą w Banja Luce.

W relacjach z Bałkanów najczęściej pisze się o Kosowie jako miejscu wybuchu kolejnego międzynarodowego konfliktu. W przeciwieństwie jednak do wielu ekspertów jak i "ekspertów" uważam, że znacznie bardziej niepewna jest Bośnia i Hercegowina. Kosowo to mały kraik na uboczu, bez znaczenia gospodarczego i politycznego, w dodatku zamieszkały w ogromnym procencie przez jedną narodowość (Albańczyków), którzy zdecydowanie górują nad burzącą się mniejszością (Serbami). W Bośni wygląda to zupełnie inaczej, gdyż państwo jest znacznie większe i ludniejsze, może być języczkiem u wagi w geopolityce, leży przy granicy unijnej, a rozłożenie sił pomiędzy różnymi narodami jest o wiele bardziej wyrównane niż w Kosowie. Zresztą już mieliśmy przykład sprzed ponad stu lat, że to wydarzenia w Bośni mogą mieć wpływ na całą Europę.

Choć Bośnia i Hercegowina nie jest głównym celem masowej bałkańskiej turystyki, to i tak sporo się po niej kręci cudzoziemców. Większość z nich zapewne słyszała o wojnie sprzed trzydziestu lat, dostrzeże jej ślady, wielu kojarzy oblężenie Sarajewa i przypadki ludobójstwa, ale ilu będzie znało szczegóły? Zapewne nieliczni, może i słusznie, gdyż nie po to jedziemy na wakacje, aby analizować masowe mordy, gwałty czy też inne niegodziwości z przeszłości. Ja jednak nie potrafię obok tego przejść/przejechać obojętnie, zwłaszcza, że w przypadku Bałkanów nie jest wcale pewne, iż nie nastąpi powtórka. Na wyjazd wziąłem ze sobą odpowiednią literaturę tematyczną. Zwłaszcza cenna okazała się książka "Czyja jest Bośnia?" Andrzeja Krawczyka, byłego ambasadora Polski w BiH - co prawda złapałem autora na kilku nieścisłościach, ale to świetna lektura dla kogoś zainteresowanego tematem. W tym odcinku mam zamiar zagłębić się "troszkę" w kwestię bośniacką.


Bośnię i Hercegowinę można dziś śmiało nazwać "chorym człowiekiem Europy". Tak naprawdę w tej formie jest to twór sztuczny, siłą utrzymywany przez inne państwa. Nie znaczy to jednak, że sama Bośnia i Hercegowina jako kraina jest sztucznie wykreowana. Jej granice z grubsza istnieją od czasów średniowiecza, choć wielokrotnie próbowano je zamazywać i zawsze z kiepskim skutkiem. Od wieków średnich był to także teren pogranicza, w tym przypadku cywilizacji zachodniej i wschodniej, chrześcijaństwa rzymskiego i ortodoksyjnego. To kwestie religijne wpłynęły na powstanie późniejszych narodów, bo każda z trzech głównych narodowości BiH to przecież Słowianie, genetycznie się prawie od siebie nie różniący. Każdy z tych narodów głosi, że jest u siebie i ma do tych ziem jeśli nie wyłączne, to główne prawo. Serbowie twierdzą, że byli tu od zawsze, tak jak i prawosławie. Boszniacy mówią to samo, tyle, że prawosławie zamienili w czasach tureckich na islam. Różne były ku temu powody (gospodarcze, pragmatyczne, rodzinne - np. aby ratować swoje dzieci przed porwaniem przez Turków), jednak według Serbów są oni zdrajcami, a nawet... Turkami (w czasie ostatniej wojny Serbowie często określali ich jako Turków). Chorwaci wywodzą, co za niespodzianka, że to oni są tu od zawsze, tylko trwają w wierze katolickiej. Co ciekawe, Chorwaci niekoniecznie uważają Boszniaków za zdrajców, a faszystowscy ustasze głosili, że muzułmanie to "najlepsi z Chorwatów", natomiast Serbowie są obcy. Najgorsze jest to, że każda z tych trzech stron częściowo ma rację i jej nie ma, jednak brak szans, aby uznała argumenty drugiej i trzeciej strony.

sobota, 26 sierpnia 2023

Grábóc i Slavonski Brod: węgiersko - chorwacki początek wyjazdu na południe.

Wyprawa na Bałkany w 2023 roku zaczyna się tradycyjnie od przystanku na rozprostowanie nóg na autostradowym parkingu w okolicy uzdrowiska Piešťany. I tam zdziwienie, bo toalety są zamknięte, a zamiast nich ustawiono rozpadające się toj-toje. Jeszcze większe zdziwienie nastąpiło, gdy okazało się, że Słowacy uczynili tak na wszystkich MOP-ach, nawet tam gdzie działały bary: jak chcesz za potrzebą, to do tojka marsz! Ciekawa polityka.


Podobnie tradycyjnie z autobany przeskakuję na boczną drogę numer 573 w stronę Dunaju. Ruch tu umiarkowany, mało jest obszarów zabudowanych, więc aby nie było tak szybko, to co rusz wyskakuje jakiś remont albo wahadło.
Większe zakupy robimy w markecie w Komárnie, gdzie klienci przepychają się i przeklinają na wszystkich po węgiersku, choć przecież będąc na Słowacji niekoniecznie muszę ich w tym języku rozumieć. Z kolei kasjerka pożycza od kogoś kartę klienta sieci, która uciekła z Polski i dzięki temu mniej płaciliśmy za większość produktów. Miło.

W południe wjeżdżamy do Madziarów. Podobnie jak rok temu częściowo ich bojkotuję, więc potraktuję ich tylko jako tranzyt na południe. U Orbana Victora jest problem, również tradycyjnie, z wiecznie korkującą się autostradą M1. Dodatkowo w tym roku Węgrzy chcąc poprawić kierowcom humor akurat w wakacje rozpoczęli jakieś "prace techniczne", więc codziennie internetowe mapy świeciły czerwonym kolorem informującym o zatorze. W takim przypadku nawet nie próbowałem dojechać do autostrady, tylko od razu po przekroczeniu granicy skręciłem na krajówkę z numerem jeden. Asfalt - znowuż tradycyjnie - mniej lub bardziej kiepski, ale dzięki niemu na obrzeżach Komárom, a właściwie w Almásfüzitő, odkryłem zrujnowane zabudowania wielkiego zakładu. Wyszperałem, iż była to największa w Europie Środkowej fabryka tlenku glinu.



niedziela, 13 sierpnia 2023

Wschodnie Karkonosze: Horní Maršov, Janské Lázně i Svoboda nad Úpou.

Horní Maršov (Marschendorf) to wioska w powiecie Trutnov, we wschodniej części Karkonoszy. Wybrałem ją jako miejsce noclegowe podczas wiosennego wyjazdu do Czech nieprzypadkowo: znalazłem tutaj jedne z najtańszych możliwych noclegów. Chyba po raz pierwszy planując weekend nie kierowałem się lokalizacją, ale właśnie ceną: gdy okazywała się atrakcyjna, to sprawdzałem, czy okolica mi odpowiada. Tutejsza zdecydowanie odpowiadała, szczególnie niektórzy strażnicy terenów prywatnych 😏.



Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z XV lub XVI wieku (istnieją rozbieżności w tej kwestii). Wkrótce potem przybyli do niej koloniści, drwale z Tyrolu. Wyrąbywali rosnące na zboczach lasy, a drewno spławiali w głąb kraju, głównie do kopalń srebra w Kutnej Horze. Marschendorf był wówczas ważnym ośrodkiem administracyjnym wschodnich Karkonoszy, a także religijnym: najpierw protestanckim, później katolickim. Swój pałac postawili właściciele majątku - Schaffgotschowie z Aichelburgami, a następnie rodzina Czernin - Morzin. Działał browar, destylarnia, a od 19. wieku duża huta szkła, powstawały obiekty dla turystów. Ludność, której było dwukrotnie więcej niż obecnie, niemal w całości mówiła po niemiecku. Wypędzenia z 1946 roku przetrwało kilka niemieckich rodzin, a miejsce pozostałych zastąpili Czesi z różnych części państwa. Tyle w skrócie o dawniejszej historii. W czasach komunizmu zburzono niektóre zabytkowe budynki, zwłaszcza przemysłowe, ale zainteresowani znajdą w wiosce te, które miały więcej szczęścia. 


Zimą musi być tu tłoczno z powodu bliskości ośrodków narciarskich. Latem na pewno przyciągają najwyższe szczyty Karkonoszy, na szlaki łatwo można dotrzeć komunikacją publiczną. W czerwcu w Maršovie panował spokój.
 
 

wtorek, 8 sierpnia 2023

Podkrkonoší: Kuks, Dvůr Králové nad Labem i Les Království.

Podkrkonoší to region w północno - wschodnich Czechach. Jego charakter oraz granice nie są ściśle sprecyzowane. Zazwyczaj wydziela się go jako osobną krainę w celach turystycznych, ale czasem uznaje się za go odrębną jednostkę etnograficzną. Jak sama nazwa wskazuje (Podkarkonosze) rozciąga się on pod Karkonoszami, ale jego zasięg bywa rozmaity. W najszerszym wariancie obejmuje on nawet niższe partie samych Karkonoszy (podobnie w Polsce na Karpaty mówi się często Podkarpacie 😏) oraz tereny pomiędzy miastami Železný Brod, Trutnov, Náchod i Nová Paka. W węższej opcji (m.in. na oficjalnej stronie regionu turystycznego) nie ma żadnego z tych miast ani gór, lecz i tak można w niej znaleźć wiele ciekawych miejsc. Do kilku z nich, położonych we wschodniej części Podkrkonoší, zajrzymy w tym wpisie.

Po raz pierwszy zatrzymuję się w wiosce Heřmanice (Hermanitz), niedaleko Jaroměřa. Przyznaję, że trafiłem do niej przypadkowo, dzięki objazdowi zamkniętej drogi. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moją uwagę od razu przykuwają piękne budynki dawnego majątku lub fabryki.


Do 1945 roku Heřmanice leżały na niemiecko - czeskiej granicy językowej: miejscowość była ostatnią (lub pierwszą, zależy jak patrzeć) z ludnością niemieckojęzyczną, bardziej na południe mówiono już po czesku. 


W XVI wieku w wiosce, a konkretnie w istniejącej tu wtedy twierdzy, urodził się Albrecht von Wallenstein (Albrecht s Valdštejna), jeden z najsłynniejszych habsburskich wodzów okresu wojny trzydziestoletniej. Przypomina o tym niemiecka tablica w kościele oraz czeska przed świątynią.


środa, 2 sierpnia 2023

Bieszczady wysokie: przełęcz Orłowicza, Rawki, Połonina Caryńska.

Po Bieszczadach niskich przyszła kolej na te wyższe. Planowałem je zacząć dzień później, ale trzeba korzystać z ładnej pogody, więc z wetlińskiego PTTK-u pędzę przez Stare Sioło na żółty szlak w kierunku przełęczy Orłowicza. Widoki na okoliczne górki podkręcają mi tempo.



Na szlaku pustawo. Jeszcze. Nawet w kasie parkowej pusto, ale okazuje się, że kontrolerka siedzi obok zamkniętej budki, więc i tak muszę opłacić haracz.
W okolicach deszczochronu zaczepia mnie facet z babą.
- Który szczyt dzisiaj?
- Dopiero pierwszy.
- Ale w którą stronę? W lewo czy w prawo na przełęczy?
- Prosto.
- Ooo? Jak to?
- Idę do Jaworca, sprawdzić jak tam podrożało - mrugam okiem.

Uwielbiam wyjście z lasu pod przełęczą. Nagle uderza w człowieka zieleń i przestrzeń!


środa, 12 lipca 2023

Bieszczady niskie: Baligród - Rabe - Łupków.

Późnowiosenną przygodę z Bieszczadami w roku 2023 zaczynam tym razem w Baligrodzie (Балигород). Po raz pierwszy przyjechałem tu autobusem, a nie stopem, ale skoro w Lesku akurat się trafił, to bez sensu byłoby kombinować dla siedmiu złotych oszczędności. W Baligrodzie niebo jest całkowicie zachmurzone (co zapowiadano) i lekko mży (czego nie zapowiadano).


Siadam na przystanku aby zjeść śniadanie. Obok kręci się grupka dzieci, które czekają na autobus szkolny. Zagaduje je jakaś babka.
- Jedziemy na Chatkę Puchatka - informuje jedna z nastolatek.
- Ooo - dziwi się babka. - A gdzie to?
Pada przybliżona lokalizacja.
- No proszę. Mieszkałam kiedyś w Wetlinie, ale o niej nie wiedziałam - kręci głową kobieta.
- Tam się idzie pięć godzin! - dodaje z powagą kolega nastolatki.
Ta krótka rozmowa jest kolejnym potwierdzeniem częstej sytuacji, że można mieszkać w górach i nie mieć o nich pojęcia.

Podczas mojej pierwszej wizyty w Bieszczadach w Baligrodzie wizytowałem spelunkę, ale teraz oczywiście nic takiego już nie działa. Skoro nie można się nawodnić, a zresztą pora jeszcze wczesna (jest ósma rano), to chociaż pozwiedzam. Postanawiam sprawdzić czy coś się zmieniło na miejscowym cmentarzu żydowskim. No i nic się nie zmieniło: nadal trzeba się wspinać po śliskiej ścieżce i łazić w głębokiej trawie. Przy okazji, lustrując znaki, dowiedziałem się, że "cmentarz żydowski" to nie to samo co "kirkut", bowiem ewidentnie prowadzą do nich inne drogi.




Chmury wiszą nisko, ale na szczęście mżawka chwilowo ustała.


środa, 5 lipca 2023

Roztocze cerkwiami malowane (5): Brusno - Cieszanów - Gorajec.

Brusno (Брусно) jest, a właściwie było, najbardziej znanym ośrodkiem kamieniarskim Roztocza, którego sława sięgała daleko. O pierwszych bruśnieńskich kamieniarzach wspomina się już w XVII wieku. W XIX wieku na cmentarzach całego regionu pojawiły się setki krzyży zwanych bruśnieńskimi, a także wiele krzyży przydrożnych pochodzących z miejscowego kamieniołomu i obrabianych przez miejscowych rzemieślników. Przez długi czas były to krzyże prymitywne w swojej formie, z błędami w pisowni (co może świadczyć o tym, że tworzyli je analfabeci), ale dzięki temu łatwo rozpoznawalne. Znaleźć jest można było w tak odległych miejscowościach jak Lwów, Zamość czy Jarosław.
Początkowo Brusno było jedną wsią. W czasach kolonizacji józefińskiej władze austriackie założyły w jej środku nową osadę Deutschbach (Дойчбах), do której przybyli niemieccy kalwini. W ten sposób ukształtowały się trzy wioski: Nowe Brusno (Нове Брусно), gdzie przeważali Polacy, Deutchbach z większością niemiecką oraz Stare Brusno (Старе Брусно) z ludnością ukraińską. Po II wojnie światowej Stare Brusno wysiedlono i dziś porasta je las. Deutschbach przemianowano na Polankę Horyniecką (Полянка Горинецька), zamieszkało tam kilku rzeźbiarzy, którym udało się przetrwać wywózki. Ostatni z nich pracowali jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku. 
Razem z Kasią i Krwawym przyjeżdżamy stopem do Nowego Brusna, złapaliśmy go w połowie drogi z Horyńca - Zdroju. Kierowca ma dostarczyć paczkę, więc i nas dostarcza prosto pod cerkiew.


Świątynia pod wezwaniem św. Paraskiewy z 1713 roku zachwyca, ale to w dużym stopniu współczesna rekonstrukcja. Przez kilkadziesiąt lat niszczała, pod koniec PRL-u groziło jej rozebranie. Dopiero przed dekadą przejęło ją Muzeum Kresów w Lubaczowie i dokonało szeregu inwestycji: wymieniono część ścian, dachy, odtworzono soboty, okna i drzwi. Na zdjęciach sprzed remontu ciężko ją poznać.


środa, 28 czerwca 2023

Roztocze cerkwiami malowane (4): Werchrata - Horyniec - Radruż.

Mówi się, że w Polsce granice rozbiorów są nadal widoczne. W dużym stopniu to prawda, natomiast czasem okazuje się, że i granice województw doskonale widać w terenie, nawet jeśli nie ma żadnego znaku. Przykładem może być droga wojewódzka nr 867. Prowadzi ona z Hrebennego w województwie lubelskim aż do Sieniawy w podkarpackim, ale jeszcze kilka lat temu asfalt kończył się w ostatniej miejscowości lubelskiego (Siedliska), a zaczynał w pierwszej podkarpackiego (Prusie) 😛. Przez las, ponad trzy kilometry, trzeba było mknąć piaszczystą gruntówką. Ten odcinek, wyglądający dobrze na mapach, ale nie do przebycia przez ciężarówki, a przy deszczowej aurze również przez auta osobowe, uzupełniono w 2014 roku, lecz nadal na wielu tablicach i w informatorach widać starą lukę, co wywołuje spore zdziwienie.

Kierowca, którego złapałem na stopa, wysadza nas na obrzeżach Prusia (Прусе). Idziemy zobaczyć cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, od czasów wywózek kościół św. Józefa, choć podobno odbywają się w niej również nabożeństwa unickie. Świątynia jest dość prosta konstrukcyjnie, obok stoi dzwonnica, na którą można wejść i podziwiać okoliczne pola rzepaku. Przedtem z poziomu ziemi zwiedzał je Piotrek i to tak intensywnie, że ugryzła go pszczoła.




Brama nie zawsze daje się łatwo sforsować 😏. Może dlatego, że chroni pomnik papieski z małą figurą JP2 jako Buddy.



wtorek, 20 czerwca 2023

Roztocze cerkwiami malowane (3): Teniatyska - Hrebenne - Siedliska.

Podobnie jak dzień wcześniej miejscowość (wtedy Bełżec, teraz Lubyczę) opuszczamy przez las i szlakiem. Podobnie ów szlak nie występuje na wszystkich mapach - tym razem czerwony Szlak Wolnościowy jest w wersji papierowej, ale nie ma go, na przykład, na stronie mapy.cz, a to przecież Biblia współczesnego podróżnika.


Wśród drzew znajduje się stary cmentarz, na którym chowano mieszkańców wioski Teniatyska (Тенетиська). Gdzieś w pobliżu stała drewniana cerkiew św. Dymitra, która rozpadła się ze starości już za polskiej demokracji. To stąd przeniesiono dzwonnicę do Lubyczy. Podobno na miejscu cerkwi postawiono współczesną kaplicę, ale ani jej ani cerkwiska nie udaje nam się znaleźć, więc chodzimy tylko wśród grobów wystających z zielonego podłoża.



Jakiś facet na rowerze ostrzega nas, że kawałek dalej trwa wycinka i nie przejdziemy, że najlepiej podejść do torów i iść wśród nich. Po szybkiej burzy mózgów decydujemy się zaryzykować i maszerujemy dotychczasową drogą. Drwale musieli zrobić sobie przerwę obiadową albo coś ich porwało, bo panuje cisza jak makiem zasiał.

Teniatyska były kiedyś dużą, półtoratysięczną wsią ukraińską, których uzupełniali pojedynczy Polacy i Żydzi. Dziś liczba mieszkańców nie dochodzi do setki. Według polskiej Wikipedii są to głównie grekokatolicy, ale żadne inne źródła tej informacji nie potwierdzają.


niedziela, 11 czerwca 2023

Roztocze cerkwiami malowane (2): Zatyle - Lubycza - Kniazie.

Opuszczamy Bełżec i kierujemy się na południe idąc za znakami niebieskiego szlaku. Dziwny to szlak, bo występuje tylko na niektórych mapach, nie ma go natomiast na tablicach gminnych, choć nosi on nazwę Centralnego Szlaku Roztocza.
Przez długi czas ścieżka prowadzi przez las. Spotykamy znaki informujące, że to otulina obozu zagłady, więc w ziemi mogą znajdować się szczątki ofiar.


W pewnym momencie wychodzimy przy niedużym jeziorku z wiatą i pomostem, co oznacza, że źle skręciliśmy. Korzystamy z okazji i robimy sobie przerwę w pięknych okolicznościach przyrody. Gdyby była późniejsza godzina, to zastanowilibyśmy się nawet nad noclegiem tutaj, ale jest dopiero piętnasta.


Wracamy się do leśnego przejścia kolejowego i przez krótki odcinek idziemy wzdłuż torów. Szyny są pordzewiałe, pociągi pasażerskie kursują rzadko (w wybrane weekendy), większa jest szansa spotkać składy towarowe na Ukrainę.


wtorek, 6 czerwca 2023

Roztocze cerkwiami malowane (1): Lublin - Tomaszów - Bełżec.

Tradycyjnie maj jest okresem naszej grupowej wędrówki wzdłuż granic Polski. Rok temu maszerowaliśmy po Mazurach, więc zgodnie z zasadą naprzemienności w tym roku wypada kierunek południowy blisko granicy z Ukrainą. Administracyjnie będzie to pogranicze województwa lubelskiego i podkarpackiego, historycznie ziemia bełska na Rusi Czerwonej, a geograficznie w większości Roztocze. Brzmi nieźle.

Co ciekawe, prognozy wieściły nam bardzo dobrą pogodę. To zaskakujące, bo zazwyczaj pogodynka sugeruje różne katastrofy w aurze i rok temu częściowo się to sprawdziło, bo dolewało nas prawie codziennie. Tym razem deszcz ma być wyjątkiem. No cóż, zobaczymy.

Jako pierwsza podróż zaczyna Buba. Po niecałej godzinie dosiadam się i we dwójkę mkniemy na wschód. Za oknem migają kolejne stacyjki, pierwszy dłuższy postój wypada w Koniecpolu. Nigdy go nie odwiedzałem, więc wyskakuję rozprostować kości. Robię spacer wokół dworca i zaglądam przez płot na pobliskie ruiny poprzemysłowe.


Kolejna przerwa w podróży (doczepiania składu i zmiana kierunku jazdy) to Kielce. Te wizytowałem z pociągu już dwa lata temu, zatem liczę, że zrobię jakieś szybkie zakupy. Niestety - cały dworzec jest w rozsypce, znaczy w remoncie, a dosłownie wszystkie lokale w pobliżu, również gruzińskie, akurat w tę sobotę postanowiły zrobić sobie wolne.


Ślązacy też lubią kebaby, ale tu ich nie zjemy.

W południe docieramy do Lublina. Doświadczeni rokiem 2021, kiedy to okazało się, że spod dworca kolejowego praktycznie nic nie jeździ, rozpisałem sobie rozkład komunikacji miejskiej i dość sprawnie dotarliśmy na dworzec autobusowy. A tam można się poczuć jak na Ukrainie: więcej kursów jest do tego kraju niż w Polskę, częściej słychać ukraiński i rosyjski niż polski. Praktycznie każdy facet zaopatrzony jest w pederastkę - torebkę, która jeszcze kilka lat temu była szczytem obciachu i kojarzyła się z gastarbeiterami zza Buga, a dziś wydaje się być ikoną męskiej mody 😏. Burdel organizacyjny także panuje nieziemski, gdyż okazuje się, że część busów odjeżdża z innej części dworca i nie ma ich na głównym rozkładzie. Szukaj człowieku, a może znajdziesz. 
 
 

wtorek, 30 maja 2023

Słowacka majówka wśród wież widokowych (2): Budatin - Dubeň - Strečno.

Wysiadamy z autobusu w Budatinie, północnej dzielnicy Żyliny oddzielonej od reszty miasta Wagiem. Wita nas przedziwny pomnik, którego dziesiątki razy widziałem z okien samochodu: jeździec konny na stylizowanego słowackiego herbu. To Jozef Miloslav Hurban, jeden z inicjatorów słowackiego odrodzenia narodowego w XIX wieku.


Zaglądamy do przyjemnego parku, aby sfotografować pałaco-zamek Budatin. Rezydencja należąca kiedyś do rodu Csáky z zewnątrz wygląda ciekawie, ale zdarzało mi się już zwiedzić i w środku nie ma nic specjalnie interesującego.


Wieczór zbliża się szybkimi krokami, więc wracamy znów do głównej drogi, z której dobrze widać nowoczesny kościół wśród jednorodzinnej zabudowy.


czwartek, 18 maja 2023

Słowacka majówka wśród wież widokowych (1): Czadca - Zákopčie - Tábor.

Czadca wita nas deszczem i chłodem. Wiwat maj, trzeci maj... Nie, w tym momencie nie ma powodów do wiwatowania. Opuszczamy modernistyczny dworzec kolejowy w kształcie piramidy, aby poszukać jakiegoś miejsca schronienia.


Nie przeszliśmy daleko: kilkaset metrów dalej działa od bladego świtu spelunka. Opinie w internecie ma tak fatalne, że grzechem byłoby ją ominąć 😏. "Śmierdzi fajkami, piwem i moczem", co potwierdził Bastek, ale w rzeczywistości nie było aż tak źle. Mimo, że na zegarku nie pojawiło się jeszcze południe, to ludzie kręcili się tam jak w ulu, a my mogliśmy patrzeć z zainteresowaniem na telewizor. Pokazywano program udający rozprawę sądową, a konkretnie rozwodową łysego męża i młodszej żony lafiryndy. Sędzina orzekła rozwód, łysy musiał płacić 150 euro alimentów na potomka, choć to ją uznano za winną rozpadu małżeństwa, a w dodatku jej nowy chłop okazał się damskim bokserem posiadającym ukrytą dwójkę dzieci 😏. Słowem - proza życia.


Po opuszczeniu lokalu robimy zakupy i ruszamy na zwiedzanie. I tu pojawia się problem. Jeśli gdzieś czytam, że w danej miejscowości nie ma nic ciekawego, to zazwyczaj podchodzę do tego sceptycznie, gdyż mnie prawie wszędzie udaje się coś interesującego znaleźć. Ale w Czadcy (Čadca, węg. Csáca) naprawdę nie ma nic, co przykułoby oczy na dłużej niż kilka sekund!


Miasto było pierwszą słowacką mieściną jaką w życiu odwiedziłem: był to 1993 albo 1994 rok, przyjechałem z rodzicami pociągiem ze Zwardonia, korzystając z niedawno otwartego przejścia kolejowego. I wtedy Czadca zrobiła na mnie wrażenie, to był powiew nowości, wręcz egzotyki! Pamiętam, że dużo czasu spędziłem w księgarni wertując słowackie mapy górskie (wówczas u nas niedostępne), kręciliśmy się też po ulicach i z zachwytem czytałem obce napisy. To jednak zamierzchła przeszłość i poszukujący ciekawostek w Czadcy musi się sporo namęczyć, a i tak najprawdopodobniej poniesie porażkę. Na zdjęciu ponura, mokra Kisuca (Kysuca), dopływ Wagu.