Jesień zaczynała wkraczać w fazę kolorów, kiedy kolejny raz w tym roku
ruszyłem w Beskidy. Tym razem w
Beskid Mały i w
Beskid Makowski.
Celem miało być przejście pomiędzy dwoma chatkami "studenckimi". Piszę w
cudzysłowie, bo pierwsza chatka ze środowiskiem studenckim nie ma już od dawna
nic wspólnego, a druga nigdy nie była z nim związana. Mowa o
chatce pod Potrójną oraz
"Naszej chacie" na Adamach (nie mylić z SST "Pod Soliskiem"). W 2021 roku robiliśmy podobne przejście, ale
z Potrójnej na Lasek.
Wypad odbył się w mocnym, męskim składzie: pięć chłopów! Bastek, Kaper, Karol,
Owen i ja! Pociągiem turlamy się do Żywca, gdzie odwiedzamy naszą
ulubioną spelunkę, a potem zaczynają się kłopoty! Chcemy na szlak podjechać
busikiem, ale znalezienie właściwego rozkładu jazdy w internecie to
sztuka! Rozkłady są bowiem dwa: jeden na stronie starostwa i jeden na
e-podróżniku. Gdy po wielu próbach udaje mi się dodzwonić do kierowcy, to
okazuje się, że ten z e-podróżnika to kompletna bzdura, co zresztą zdarza się
dość często w przypadku tej wyszukiwarki. Ba, e-podróżnik sprzedaje bilety na
nieistniejące połączenia, to dopiero jest jazda!
Godzinę odjazdu znamy, idziemy zatem na właściwy przystanek. Teoretycznie
wiem, w którym miejscu on się znajduje - przy rondzie za rzeką - ale... tam go
nie ma. Stoi przystanek w inną stronę i bez żadnych naklejonych rozkładów.
Latamy zdenerwowani po okolicy, bo czas się kończy, zagadujemy ludzi na innych
przystankach.
- Nie mam pojęcia - to najczęstsza odpowiedź.
- Aaa... to chyba gdzieś tam - mówi jakaś babka nieprzekonywującym głosem.
- Niee, najbliższy przystanek na Kocierz to jest koło szpitala - informuje
młodzież, a szpital oddalony jest o kilka kilometrów!
Byłem pewien, że trzeba będzie uderzyć po taksówkę, a tu nagle widzę nasz
busik! Machamy mu z przypadkowego przystanku i... łapiemy go na stopa.
- To nie jest właściwe miejsce do wsiadania - kiwa głową kierowca, ale nas
zabiera. Uratowani, lecz fuksem! Najbliższy "prawidłowy" przystanek
rzeczywiście jest dopiero pod szpitalem, daleko dalej.
A to nie koniec historii. Kilka tygodni później z tej samej linii postanowił
skorzystać Kaper. Zauważył, że na przystanku przy rondzie pojawiły się
rozkłady na Kocierz, więc tam stał i czekał, choć byliśmy pewni, że to
odwrotny kierunek. Busik się pojawił i... pojechał dalej bez zatrzymywania.
Szybki telefon do firmy, busik wraca, kierowca wściekły.
- To nie jest przystanek na Kocierz! - woła.
- Ale tam jest rozkład jazdy i innego przystanku tu nie ma - tłumaczy Kaper.
- Nie, wchodzi się tutaj - facet pokazuje wjazd na parking naprzeciwko
przystanku.
Podsumujmy zatem cały przypadek: w październiku w okolicy ronda nie było
żadnego oznaczonego przystanku na Kocierz i musieliśmy złapać busa na stopa. W
listopadzie pojawiły się oznaczenia na przystanku skierowanym w drugą stronę i
po przeciwnej stronie drogi, natomiast rzekomy punkt wsiadania dla pasażerów
to nieoznakowany wjazd na parking, o którego istnieniu wiedzą chyba tylko
kierowcy! Pogratulować starostwu i firmie przewozowej! Co najśmieszniejsze,
mam podejrzenia, że zatrzymywanie się w tym miejscu busa jest niezgodne z przepisami ruchu drogowego, bo takie pojazdy mogą to robić jedynie na wyznaczonych
przystankach. Wjazd na parking raczej nim nie jest.
Dodam jeszcze, że gdy dwa lata temu próbowaliśmy przebyć tę samą trasę, to
również się nie udało: autobus z Żywca nie odjechał, choć był na rozkładzie.
Burdel jak na Bałkanach? Nie, Polska w XXI wieku.
Zasapani, zdenerwowani, ale szczęśliwi dojeżdżamy do Kocierza - Basie,
gdzie zaczyna się szlak chatkowy oznaczony słoneczkiem. Przypomniały się dawne
czasy, na przełomie pierwszej i drugiej dekady tego stulecia pokonywaliśmy go
wielokrotnie, czasem nawet co miesiąc. Chatka pod Potrójną była najczęściej
odwiedzanym przez nas obiektem w górach: bywaliśmy w niej na urodzinach,
spotkaniach, sylwestrach i zupełnie bez okazji. To dawno się skończyło i
raczej na pewno nie powróci. Dlaczego? Przekonamy się za chwilę. Na razie
przygotowujemy się do startu 😊.