sobota, 16 grudnia 2023

Jarmarki bożonarodzeniowe w Berlinie.

Dla miłośników jarmarków bożonarodzeniowych Berlin będzie prawdziwym rajem: organizuje się ich tam kilkadziesiąt! Dokładna liczba nie jest mi znana, oficjalna strona miasta mówi o ponad sześćdziesięciu, ale trafiałem na informacje, że ilość mogła przekroczyć setkę! W każdym razie nawet niższa z tych liczb jest imponująca, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj miejscowości organizują taki jarmark jeden, ewentualnie kilka. Taka mnogość nie może jednak dziwić, bo w końcu kraje niemieckie to ojczyzna Weihnachtsmarktów: pierwsze pojawiły się już w XIII wieku, natomiast najstarszy berliński odnotowany został w 1529 lub w 1530 roku. Jarmarki organizowano nieprzerwanie w kolejnych wiekach, również w czasie podziału miasta odbywały się zarówno w zachodniej, jak i we wschodniej części. Dziś przyciągają miliony turystów z całego świata. Naprawdę miliony.


Jarmarki w Berlinie są bardzo różne: małe, duże oraz ogromne. Niektóre mają po kilkaset stanowisk. Najwcześniejsze zaczynają się pod koniec listopada, najdłuższe trwają do początku stycznia. Małe, dzielnicowe jarmarki potrafią trwać tylko przez jeden weekend albo kilka dni. Są jarmarki standardowe, jak w każdym innym kraju, są i tematyczne: historyczne, rzemieślnicze, żydowskie, japońskie, fińskie, karaibskie, afrykańskie, bajkowe, magiczne, LGBTQIA, parafialne, dla psów (jak sądzę dla ich właścicieli również), perwersyjne i tak dalej. Większość jarmarków jest bezpłatna, niektóre pobierają wstęp w cenie kilku euro, jest co najmniej jedna impreza all inclusive, gdzie płaci się na wejściu i cała reszta jest już darmowa. Oferta jest naprawdę imponująca! Zastanawiam się, ile potrzebowałbym czasu aby odwiedzić wszystkie jarmarki? Miesiąc? Krócej? Dłużej? Mi musiały wystarczyć tylko trzy dni, więc zajrzałem jedynie na kilka wybranych. Każdy z nich wciąga na dłużej i choć w jakiś sposób wszystkie są trochę do siebie podobne, to za każdym razem z taką samą fascynacją przechadzałem się pomiędzy straganami.


Cechą charakterystyczną niemal każdego odwiedzonego przeze mnie jarmarku były tłumy ludzi. Dawno nie widziałem takiego ludzkiego morza, choć przecież sam Berlin ma ponad trzy i pół miliona mieszkańców. Reprezentanci wszystkich kontynentów i pewnie większości światowych języków. Polski jest jednym z najczęściej słyszalnych, do Berlina wyjeżdża sporo grup zorganizowanych przez biura podróży - można ich rozpoznać z daleka, jak karnie podążają za przewodnikiem. O dziwo, znacznie mniej widoczni są Turcy i Arabowie, którzy na co dzień wyskakują z każdego berlińskiego rogu. Być może na ową mniejszą frekwencję wpływ ma pijaństwo odbywające się powszechnie na prawie każdym jarmarku. Nie da się ukryć, że grzane (i zimne) napitki procentowe to jeden z głównych magnesów przyciągający ludzi 😏, do tego wśród mięs króluje wieprzowina.


Ilość ludzi potrafiła być męcząca, zwłaszcza, że niektórzy poruszają się jakby byli naćpani i idąc za nimi miałem wrażenie, że biorę udział w jakimś pochodzie pingwinów. Na szczęście wszędzie szło znaleźć luźniejsze miejsca i trochę odetchnąć. Kolejki do stoisk też zdarzały się zaskakująco rzadko, właściwie tylko tam, gdzie sprzedawano coś wyjątkowego. 
Kolejną cechą charakterystyczną były płatne toalety. To zresztą przypadłość całego Berlina, a właściwie całych Niemiec: praktycznie nie ma czegoś takiego jak darmowy kibel! Nawet w centrach handlowych niemal zawsze pobiera się opłaty, co dla mnie jest po prostu chamskie. To tak jakby w restauracji po posiłku kazali dodatkowo płacić. Pójście za potrzebą mieściło się w przedziale 0,50 - 1,50 euro, przy czym ta druga kwota wzbudzała oburzenie nawet u przedstawicieli bogatych państw.
Nie muszę chyba dodawać, że na każdym jarmarku można było bardzo smacznie zjeść (kuchnia z całego świata, ale najwięcej niemieckiej) oraz kupić pamiątki, elementy wystroju i wyroby rzemieślników. Portfel nie był w takich przypadkach zadowolony.





Zatem ruszajmy na przegląd odwiedzonych przeze mnie jarmarków w grudniu 2023:

* Jarmark przy Czerwonym Ratuszu (Weihnachtsmarkt am Roten Rathaus)
Jeden z większych w mieście, zlokalizowany w samym centrum pomiędzy ratuszem, wieżą telewizyjną a kościołem Mariackim. Działa od listopada do stycznia. Bardzo tłoczny i chyba tu było najwięcej polskich wycieczek.




Symbol jarmarku - pięćdziesięciometrowe koło młyńskie z podgrzewanymi kabinami. Koszt przejazdu: 7 euro. Do tego kilka innych, mniejszych karuzel.



Wokół fontanny Neptuna urządzono lodowisko. Ślizganie się kosztowało 5 euro.


Fotobudki, w których trzeba było się uśmiechnąć i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie 😏.


Uliczki stylizowane na dziewiętnastowieczny stary Berlin. Teren jarmarku, dzisiaj pusta przestrzeń otoczona socrealistyczną architekturą, był kiedyś gęsto zabudowany kamienicami. 



Toalet było kilka, więc obywało się bez kolejek. Koszt: 0,70 centów.


Najbliższa stacja: Rotes Rathaus U5.

* Jarmark na Alexanderplatz (Weihnachtsmarkt am Alexanderplatz)
Oddalony o kilka minut od jarmarku pod ratuszem, więc można obejrzeć je w czasie jednej wizyty. Z daleka wydawał się skromny, ale potem okazało się, że składa się z dwóch części, rozdzielonych torami tramwajowymi.



Widowiskowa piramida świąteczna, obowiązkowa na niemieckich jarmarkach (Weihnachtspyramide). Piramidy ustawiono prawie wszędzie, ale ta była jedną z najładniejszych.



Zamiast lodowiska jest rolkowisko.


Toaleta jedna lub dwie. Koszt: 1 euro. Tablica sugeruje, że należy sikać pomiędzy drzewlami.


Najbliższa stacja: Alexanderplatz U2, U5, U8, S3, S5, S7, S9.

* Jarmark na Forum Humboldta (Wintermarkt am Humboldt Forum)
Precyzyjniej byłoby napisać, że to jarmark organizowany na terenie i w sąsiedztwie Pałacu Berlińskiego, dawnego Pałacu Królewskiego. A jeszcze precyzyjniej, że to nowa konstrukcja stylizowana częściowo na byłą siedzibę pruskich królów, którą zburzyli komuniści. Po zjednoczeniu Niemiec postanowiono ją odbudować, choć moim zdaniem efekt tych działań jest co najmniej wątpliwy. 


Stragany rozstawiono na dziedzińcu wewnętrznym (Schlüterhof) oraz w północnej części Schloßplatzu. Te fasady, która odtworzono na wzór historyczny, wyglądają bardzo ładnie podświetlone rozmaitymi wzorami.
Jarmark organizowany był po raz pierwszy i nie był przesadnie wielki, ale może dzięki temu było tutaj dość luźno. Czasami nawet szło w spokoju porobić zdjęcia 😏.


Na stanowiskach z jedzeniem panowała dziwna moda: po otrzymaniu potrawy pobierano kaucję (Pfand) w wysokości 2 euro za... papierowy talerzyk! Potem trzeba go było oddać i dostać zwrot. Dla mnie bez sensu, wszędzie były kosze, nikt nie śmiecił, a te talerzyki i tak nie nadawały się do ponownego użytku. Obsługa rzucała je na osobną brudną kupkę. Tyle wysiłku dla segregacji? Przecież one i tak będą wymagać czyszczenia przed przemiałem.


Jarmark mile zdziwił nie tylko brakiem tłumów: w pałacu działa bezpłatna toaleta! To naprawdę berliński wyjątek!

Najbliższa stacja: Museuminsel U5.

* Jarmark przy pałacu Charlottenburg (Weihnachtsmarkt am Schloss Charlottenburg)
Jeden z najbardziej znanych, popularnych i zatłoczonych. Czasem tworzyły się takie zatory, że ciężko było się przecisnąć, ale wystarczyło odbić lekko w bok i robiło się luźniej. Tutaj także można było spotkać sporo grup z Polski.



Jarmark odbywa się w parku i na dziedzińcu pod barokowym letnim pałacem królów pruskich, co niewątpliwie wpływa na jego oblężenie. Fasady rezydencji są nieustannie oświetlone rozmaitymi, zmieniającymi się tapetami, dlatego warto tu zajrzeć po zmroku.



Inna atrakcja jarmarku to możliwość wejścia na dach jednego ze stanowisk (sprzedającego produkty kuchni węgierskiej). Z góry impreza robi jeszcze większe wrażenie, pod nami przelewa się nieustannie ludzka masa. Jarmark rozciąga się na takiej przestrzeni, że i tak nie ma możliwości ogarnięcia całości nawet z dachu.




Jarmark na Charlottenburgu uchodzi za ekskluzywny, więc prawdopodobnie chciano to podkreślić cenami toalet, wynoszącymi półtora euro! To naprawdę grube przegięcie! Kible były czyste i ogrzewane, ale jedynie dwa i do tego kiepsko oznaczone, więc do części kobiecej potrafiła się ustawić  kilkunastoosobowa kolejka.



Najbliższe stacje: Richard-Wagner-Platz U7, Sophie-Charlotte-Platz U2.

* Jarmark historyczny na terenie RAW (Historischer Weihnachtsmarkt auf dem RAW-Gelände)
Jarmark tematyczny odbywający się we dzielnicy Friedrichshain na terenach dawnych kolejowych zakładów naprawczych (Reichsbahnausbesserungswerk). Okolica jest ciekawa i mroczna, pełno tutaj opuszczonych lub zaadaptowanych budynków przemysłowych, graffiti, poukrywanych knajpek i klubów, prowadzących donikąd torów. Przyjechaliśmy skuszeni "historycznością". Wstęp jest płatny, kosztuje 3 euro (z wyjątkiem poniedziałku oraz wtorku) i jest to jednorazowe wejście (po opuszczeniu i chęci powrotu musimy ponownie kupić bilet).


Przyznaję, że się troszkę zawiodłem. Ale tylko troszkę. Spodziewałem się czegoś w rodzaju zamku, średniowiecznego miasteczka, rycerzy i tym podobnych. Nic z tych rzeczy. Historyczne stylizacje były, część osób było przebranych (czasem ciężko stwierdzić za co 😏), pod nogi wysypano trociny niczym w stajni, a większość oświetlenia była gazowe lub za pomocą pochodni, lecz czegoś mi zabrakło... Może miałem za wysokie oczekiwania?




Niewielka karuzela napędzana siłą rąk ludzkich.


Największe wrażenie robiły pokazy "zabaw" z ogniem.


Mimo opłaty za wstęp toaleta także była płatna - 1 euro. W dodatku jedna, brudna i chłodna. Nieustannie trwały przy niej awantury osób twierdzących, że skoro kupili bilet, to kibel powinien być w cenie.


Najbliższa stacja: Warschauer Str. U1, U3 i sporo linii S-Bahn.

* Jarmark w Alt-Rixdorf (Alt-Rixdorfer Weihnachtsmarkt)
Jarmark lokalny w dzielnicy Neukölln. Działał tylko w jeden weekend (8-10 grudnia). Ciekawe jest otoczenie, bo Rixdorf ma klimat małego miasta, jakim było jeszcze ponad sto lat temu i zupełnie nie czuć, że jesteśmy w Berlinie.


Tutejsze kramy prowadzą organizacje charytatywne. Rozmaite: są świeckie zakony rycerskie, koreańscy ewangelicy, Lekarze Bez Granic, lokalne parafie wszystkich wyznań, Niemiecki Czerwony Krzyż, przedszkola i szkoły... Tak więc kupując grzańca wspomagasz np. kopanie studni w Ugandzie 😏. Zdecydowanie wolę taką formę niż zbieranie datków na ulicach.




W dodatku był to najtańszy jarmark w Berlinie: grzaniec kosztował przeciętnie 3 lub 4 euro, ale dało się znaleźć również takie za 2,5 euro, co wychodziło taniej niż w Polsce!


Kowale na bieżąco kuli żelazo póki gorące, można też było zobaczyć lamę i inne zwierzaki.


W Rixdorfie spotkaliśmy Mikołaja takiego jakiego pamiętam jeszcze z dzieciństwa, a nie wszechobecną wersję cocacolapodobną. Jak widać biskup był żonaty.


Tylko tutaj widziałem bezpłatne toalety (toi-toje), były też płatne kible miejskie (0,50 euro).


Najbliższa stacja: Karl-Marx-Str. U8.

To skromny wybór z wielkiej ilości jarmarków. Podobno godne polecenia są m.in. te na Gendarmenmarkt (byliśmy pod nim, ale nie widziałem powodu, aby płacić 2 euro za wstęp), na Potsdamer Platz oraz w Spandau (kiedyś go odwiedziliśmy, rzeczywiście fajny).

Informacje praktyczne:
* większość jarmarków zaczynała działać dopiero od popołudnia (zwłaszcza w tygodniu), przed 14-tą funkcjonowały tylko te największe.
* pamiętając zamach terrorystyczny w Berlinie sprzed kilku lat zastanawiałem się jak będą wyglądać środki bezpieczeństwa. Tymczasem odwiedzane przez nas jarmarki nie były jakoś specjalnie odgrodzone od ulicy (z wyjątkiem tego pod ratuszem), każdy chętny do masowego morderstwa raczej nie miałby problemu z wjechaniem w tłum. Człowiek czuł się jednak bezpiecznie, widać było sporo służb ochrony i nieco mniej policji.
* aby kupić wino należy opłacić kaucję za naczynie (Pfanz). Wynosiła ona od 3 do 5 euro, jedynie na Rixdorf były plastikowe kubki za 0,50 euro. I znów trochę się zawiodłem, większość naczyń do picia była szklanych i skromnie zdobionych. Ciężko było znaleźć coś ładnego i glinianego na pamiątkę. Oczywiście można było podchodzić z własnym naczyniem, ale wtedy obsługa potrafiła podejrzliwie sprawdzać, czy nie mamy za dużego kubka.


* na jarmarkach króluje gotówka. W wielu miejscach kartą nie zapłacimy, o czym informowały stosowane kartki. Z tego powodu wystawiono mobilne bankomaty. Trzeba też uważać na sprzedawców, całkiem sporo z nich "zapominało" wydać resztę. Tu euro, tam dwa i druga pensja ląduje do kieszeni. Należy nie odchodzić i domagać się wypłaty należnego bilonu.


* nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że najszybciej i najwygodniej poruszać się komunikacją miejską. Berlińska sieć metra (U-Bahn) i kolejki miejskiej (S-Bahn) jest niesamowicie rozwinięta. Bilet 24-godzinny na strefy A i B (strefa C to tereny poza miastem) kosztuje 9,5 euro i ważny jest od momentu skasowania.
* informacji o wszystkich jarmarkach udziela oficjalna strona Berlina: berlin.de.

Ceny:
Poza jarmarkiem na Rixdorf wszędzie były one podobne albo wręcz takie same (dotyczyło to zwłaszcza napitków). Zmowa cenowa albo jakiś odgórny nakaz. Jedzenie potrafiło się różnić o jedno lub dwa euro, większe wahania bywały przy rękodziele i pamiątkach. Poniżej subiektywna lista:
* grzaniec, poncz - 5 euro, z wkładką od 7 euro,
* piwo - od 5 euro,


* kieliszek wódki - od 3,5 euro,
* zapiekanki z serem, warzywami i/lub mięsem - od 7 euro,


* pieczone pieczarki - 7 euro,
Schupfnudeln - kluseczki podobne do kopytek, sześć sztuk 6 euro,


* frytki - od 5 euro,
* currywurst - od 5 euro,


* krakauer (krakowska) - od 5 euro,
* stek - 7,5 euro,


* bratkartofle - 6 euro,
* porcja jedzenia kuchni tajskiej - od 9 euro,


* donutsy - pięć sztuk za 5 euro,
* zielona kapusta z kiełbasą (bardzo smaczne!) - 6 euro.


* trdelniki - od 6 euro,
* makaron z gulaszem (okazał się makaronem z keczupem i maciupeńkimi kawałkami mięsa) - 6 euro.




4 komentarze:

  1. Widać, że sporo ciekawych rzeczy można zobaczyć i zapewne dla handlarzy dodatkowa możliwość zarobku. Da sią zauważyć, że spore tłumy odwiedzają taki jarmark. Fajnie pokazałeś tego kowala. Nawet w Polsce takie obrazki należą do rzadkości. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzwyczaiłem się od takich tłumów. W Czechach jest jakieś 10 razy mniej osób ;)
      A ci kowale ponoć są na Rixdorfie na stałe, nie tylko w czasie jarmarków. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Kurczę, byłam ponad dobre dziesięć lat temu i wydaje mi się, że aż takich tłumów nie było... Chciałoby się wrócić, ale jednak ten tłok odstrasza - w Wiedniu mam wystarczający :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że najgorzej jest w weekend, jak się zwalają wycieczki, więc trzeba pojechać do Berlina w tygodniu ;) W Wiedniu to mnie też dawno na jarmarku nie było...

      Usuń