sobota, 30 grudnia 2023

Dłubanie w Wojwodinie: Bela Crkva, Arača i inni.

Wielokrotnie wspominałem już, że Wojwodina to mój ulubiony region Serbii. Wielokulturowa społeczność, ciekawa historia i habsburska architektura jest tym, co mnie w niej szczególnie przyciąga. Jeszcze nie Bałkany, ale już nie tak do końca Europa 😏.

Podobnie jak kilka lat wcześniej tym razem wpłynęliśmy do niej promem z miejscowości Ram (Рам), o czym zresztą pisałem. Dunaj w najwęższym miejscu jest tu szeroki na osiemset metrów, ale przeprawa to ponad dwa kilometry otoczone wielką wodą. Po rzece wolno sunie niemiecki wycieczkowiec spotkany wcześniej w Żelaznych Wrotach, a my wpływamy do kanału Dunaj - Cisa - Dunaj (Kanal Dunav - Tisa - Dunav), gdzie prom przycumuje w Starej Palance (Стара Паланка). Rok temu podczas wycieczki rowerowej piłem tu w knajpce piwo i molestowałem kota, którego kelner oferował mi na wynos 😏.




Bazą noclegową tradycyjnie będzie Bela Crkva (Бела Црква), gdzie znajduje się jeden z moich ulubionych kempingów: tani, swojski, tuż nad dawnym żwirowiskiem, który teraz służy jako miejsce kąpielowe z plażą.



piątek, 22 grudnia 2023

Češko Selo, czyli z wizytą u Czechów w Wojwodinie. Plus okolice.

W Wojwodinie, najbardziej multietnicznej prowincji Serbii, spisy powszechne odnotowują prawie dwadzieścia narodowości liczących co najmniej tysiąc osób. Silnie reprezentowane są narody słowiańskie i nie mam tu na myśli Serbów. Najbardziej ludnym narodem, po gospodarzach i Węgrach, są Słowacy, który mieszka tam prawie czterdzieści tysięcy. Oprócz nich Chorwaci, Czarnogórcy, Buniewcy (często traktowani jak część narodu chorwackiego), Rusini, "Jugosłowianie", Ukraińcy i gdzieś tam na końcu Czesi. Spis z 2011 roku wykazał prawie dwa tysiące osób deklarujących się jako Pepiki, nie wiadomo ilu to powtórzyło dziesięć lat później, ale na pewno mniej, gdyż jest to społeczność kurcząca się.

Największym skupiskiem Czechów jest gmina Bela Ckva (Бела Црква), położona w południowo-wschodniej części Wojwodiny, na styku Dunaju i granicy rumuńskiej. To historyczny Banat, co ma znaczenie w przypadku historii czeskiego osadnictwa. W gminie tej Czesi stanowią kilka procent populacji, język czeski ma status urzędowego, czeskie nazwy pojawiają się na niektórych tablicach miejscowości. Najwięcej Czechów mieszka w mieście - siedzibie gminy, ale jest także jedna niewielka wioska, gdzie potomkowie przybyszów znad Wełtawy są absolutną większością. Ponieważ w Belej Crkvi często zatrzymuję się na kempingu, więc w tym roku (podobnie jak w poprzednim) wypożyczyłem rower i postanowiłem odwiedzić tę małą czeską ojczyznę.


Mój cel jest gdzieś na prawo, za tymi wzgórzami na horyzoncie.


Pierwsza wioska po drodze to Vračev Gaj (Врачев Гај, węg. Varázsliget). Napis węgierski już rok temu był zamazany przez jakiś genetycznych patriotów, ale widać nie było czasu tablicy wyczyścić. To zupełnie jak pod Opolem z napisami niemieckimi.


sobota, 16 grudnia 2023

Jarmarki bożonarodzeniowe w Berlinie.

Dla miłośników jarmarków bożonarodzeniowych Berlin będzie prawdziwym rajem: organizuje się ich tam kilkadziesiąt! Dokładna liczba nie jest mi znana, oficjalna strona miasta mówi o ponad sześćdziesięciu, ale trafiałem na informacje, że ilość mogła przekroczyć setkę! W każdym razie nawet niższa z tych liczb jest imponująca, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj miejscowości organizują taki jarmark jeden, ewentualnie kilka. Taka mnogość nie może jednak dziwić, bo w końcu kraje niemieckie to ojczyzna Weihnachtsmarktów: pierwsze pojawiły się już w XIII wieku, natomiast najstarszy berliński odnotowany został w 1529 lub w 1530 roku. Jarmarki organizowano nieprzerwanie w kolejnych wiekach, również w czasie podziału miasta odbywały się zarówno w zachodniej, jak i we wschodniej części. Dziś przyciągają miliony turystów z całego świata. Naprawdę miliony.


Jarmarki w Berlinie są bardzo różne: małe, duże oraz ogromne. Niektóre mają po kilkaset stanowisk. Najwcześniejsze zaczynają się pod koniec listopada, najdłuższe trwają do początku stycznia. Małe, dzielnicowe jarmarki potrafią trwać tylko przez jeden weekend albo kilka dni. Są jarmarki standardowe, jak w każdym innym kraju, są i tematyczne: historyczne, rzemieślnicze, żydowskie, japońskie, fińskie, karaibskie, afrykańskie, bajkowe, magiczne, LGBTQIA, parafialne, dla psów (jak sądzę dla ich właścicieli również), perwersyjne i tak dalej. Większość jarmarków jest bezpłatna, niektóre pobierają wstęp w cenie kilku euro, jest co najmniej jedna impreza all inclusive, gdzie płaci się na wejściu i cała reszta jest już darmowa. Oferta jest naprawdę imponująca! Zastanawiam się, ile potrzebowałbym czasu aby odwiedzić wszystkie jarmarki? Miesiąc? Krócej? Dłużej? Mi musiały wystarczyć tylko trzy dni, więc zajrzałem jedynie na kilka wybranych. Każdy z nich wciąga na dłużej i choć w jakiś sposób wszystkie są trochę do siebie podobne, to za każdym razem z taką samą fascynacją przechadzałem się pomiędzy straganami.


czwartek, 7 grudnia 2023

Cmentarz żydowski w Katowicach.

Cmentarze żydowskie są nieodłączną częścią krajobrazu większości śląskich miast. Nie inaczej jest z Katowicami. Stolica województwa posiada jedną nekropolię tego typu i to stosunkowo młodą, bo otwartą w 1869 roku. Wynika to z historii Katowic, które same są młodym miastem - prawa miejskie uzyskały ledwie kilka lat wcześniej. Ówczesna gmina żydowska była filią gminy w Mysłowicach, co wiązało się ze sporymi niegodnościami: zmarłych trzeba było wozić na pochówek do sąsiedniej miejscowości. Po usamodzielnieniu się katowickiej gminy od razu zaczęto myśleć o utworzeniu własnego cmentarza.


Żydzi kupili grunt przy Gartnerstrasse, późniejszej ulicy Kozielskiej. Lokalizacja nie budziła obaw władz miejskich, ponieważ wtedy był to teren oddalony od centrum, zresztą zakładano, że nowe miasto Kattowitz będzie się rozwijać głównie w kierunku północnym i północno - wschodnim. Czas pokazał, że aż do czasu PRL-u było dokładnie odwrotnie 😏. Dziś ulica Kozielska i kirkut leżą w katowickim śródmieściu i z większości stron otacza je zwarta zabudowa.

Cmentarz na co dzień jest zamknięty, czemu się nie dziwię, bo regularnie zdarzają się na nim dewastacje (ostatnia miała miejsce w lipcu), a dodatkowo wielu ludzie traktuje go jako miejsce do przerzucania śmieci przez mur. Można go zwiedzić na organizowanych regularnie wycieczkach z przewodnikiem albo w wybrane święta - ja trafiłem tu 1listopada. Oczywiście nie jest to żydowskie święto, ale na wielu kirkutach w Polsce tego dnia również płoną znicze. Niektóre z nich mają chrześcijańskie symbole, lecz myślę, że najważniejsza jest pamięć, więc nikt się o nie nie obrazi.


piątek, 1 grudnia 2023

Beskidzkie chatkowanie: Potrójna - Adamy.

Jesień zaczynała wkraczać w fazę kolorów, kiedy kolejny raz w tym roku ruszyłem w Beskidy. Tym razem w Beskid Mały i w Beskid Makowski. Celem miało być przejście pomiędzy dwoma chatkami "studenckimi". Piszę w cudzysłowie, bo pierwsza chatka ze środowiskiem studenckim nie ma już od dawna nic wspólnego, a druga nigdy nie była z nim związana. Mowa o chatce pod Potrójną oraz "Naszej chacie" na Adamach (nie mylić z SST "Pod Soliskiem"). W 2021 roku robiliśmy podobne przejście, ale z Potrójnej na Lasek.

Wypad odbył się w mocnym, męskim składzie: pięć chłopów! Bastek, Kaper, Karol, Owen i ja! Pociągiem turlamy się do Żywca, gdzie odwiedzamy naszą ulubioną spelunkę, a potem zaczynają się kłopoty! Chcemy na szlak podjechać busikiem, ale znalezienie właściwego rozkładu jazdy w internecie to sztuka! Rozkłady są bowiem dwa: jeden na stronie starostwa i jeden na e-podróżniku. Gdy po wielu próbach udaje mi się dodzwonić do kierowcy, to okazuje się, że ten z e-podróżnika to kompletna bzdura, co zresztą zdarza się dość często w przypadku tej wyszukiwarki. Ba, e-podróżnik sprzedaje bilety na nieistniejące połączenia, to dopiero jest jazda!
Godzinę odjazdu znamy, idziemy zatem na właściwy przystanek. Teoretycznie wiem, w którym miejscu on się znajduje - przy rondzie za rzeką - ale... tam go nie ma. Stoi przystanek w inną stronę i bez żadnych naklejonych rozkładów. Latamy zdenerwowani po okolicy, bo czas się kończy, zagadujemy ludzi na innych przystankach.
- Nie mam pojęcia - to najczęstsza odpowiedź.
- Aaa... to chyba gdzieś tam - mówi jakaś babka nieprzekonywującym głosem.
- Niee, najbliższy przystanek na Kocierz to jest koło szpitala - informuje młodzież, a szpital oddalony jest o kilka kilometrów!
Byłem pewien, że trzeba będzie uderzyć po taksówkę, a tu nagle widzę nasz busik! Machamy mu z przypadkowego przystanku i... łapiemy go na stopa.
- To nie jest właściwe miejsce do wsiadania - kiwa głową kierowca, ale nas zabiera. Uratowani, lecz fuksem! Najbliższy "prawidłowy" przystanek rzeczywiście jest dopiero pod szpitalem, daleko dalej.
A to nie koniec historii. Kilka tygodni później z tej samej linii postanowił skorzystać Kaper. Zauważył, że na przystanku przy rondzie pojawiły się rozkłady na Kocierz, więc tam stał i czekał, choć byliśmy pewni, że to odwrotny kierunek. Busik się pojawił i... pojechał dalej bez zatrzymywania. Szybki telefon do firmy, busik wraca, kierowca wściekły.
- To nie jest przystanek na Kocierz! - woła.
- Ale tam jest rozkład jazdy i innego przystanku tu nie ma - tłumaczy Kaper.
- Nie, wchodzi się tutaj - facet pokazuje wjazd na parking naprzeciwko przystanku.
Podsumujmy zatem cały przypadek: w październiku w okolicy ronda nie było żadnego oznaczonego przystanku na Kocierz i musieliśmy złapać busa na stopa. W listopadzie pojawiły się oznaczenia na przystanku skierowanym w drugą stronę i po przeciwnej stronie drogi, natomiast rzekomy punkt wsiadania dla pasażerów to nieoznakowany wjazd na parking, o którego istnieniu wiedzą chyba tylko kierowcy! Pogratulować starostwu i firmie przewozowej! Co najśmieszniejsze, mam podejrzenia, że zatrzymywanie się w tym miejscu busa jest niezgodne z przepisami ruchu drogowego, bo takie pojazdy mogą to robić jedynie na wyznaczonych przystankach. Wjazd na parking raczej nim nie jest. 
Dodam jeszcze, że gdy dwa lata temu próbowaliśmy przebyć tę samą trasę, to również się nie udało: autobus z Żywca nie odjechał, choć był na rozkładzie. Burdel jak na Bałkanach? Nie, Polska w XXI wieku.

Zasapani, zdenerwowani, ale szczęśliwi dojeżdżamy do Kocierza - Basie, gdzie zaczyna się szlak chatkowy oznaczony słoneczkiem. Przypomniały się dawne czasy, na przełomie pierwszej i drugiej dekady tego stulecia pokonywaliśmy go wielokrotnie, czasem nawet co miesiąc. Chatka pod Potrójną była najczęściej odwiedzanym przez nas obiektem w górach: bywaliśmy w niej na urodzinach, spotkaniach, sylwestrach i zupełnie bez okazji. To dawno się skończyło i raczej na pewno nie powróci. Dlaczego? Przekonamy się za chwilę. Na razie przygotowujemy się do startu 😊.