sobota, 26 kwietnia 2025

Rowerowo wokół Łambinowic i Tułowic.

Wysiadam z pociągu w Łambinowicach (Lamsdorf). Tym razem nie będę zwiedzał terenów dawnych obozów jenieckich, mam zamiar pokręcić się po okolicy na kole. 
Łambinowicki dworzec to typowa pruska konstrukcja z XIX wieku, na ścianach zachowały się jeszcze ślady niemieckich napisów. Przy okazji można dowiedzieć się, gdzie wylądowały drzewa z wyciętych lasów: gromadzą je tutaj.



Początkowo planowałem przejechać przez centrum wioski, ale zmieniam zdanie i postanawiam od razu ją opuścić, kierując się na południe. Przez długi czas będzie mi dziś towarzyszył widok na Sudety z odległą o zaledwie trzydzieści kilometrów Biskupią Kopą.


Pierwsza odwiedzana przeze mnie miejscowość to Wierzbie (Wiersbel, Weidengut). Na skrzyżowaniu z drogą wojewódzką fotografuję krzyż, postawiony w 1946 "z prośbą o błogosławieństwo pracy w duchu Rz-Kat kościoła". Podejrzewam, że krzyż jest w rzeczywistości starszy i po prostu "zagospodarowano" dzieło poprzednich, niemieckich mieszkańców.


piątek, 18 kwietnia 2025

Śląskie niedaleko: z Polskiej Cerekwi nad Odrę w Grzegorzowicach.

Kierując się w stronę granicy czeskiej wielokrotnie przejeżdżałem przez Polską Cerekiew (Groß Neukirch), położoną przy drodze krajowej wioskę w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim. Za każdym razem moją uwagę przykuwała masywna, ceglana bryła zamku i obiecywałem sobie, że kiedyś stanę i obejrzę ją sobie na spokojnie. Obietnicy dotrzymałem w pewną marcową sobotę, parkując w pobliżu urzędu gminy. Jego najbliższa okolica wygląda jak spełniony sen polskiego urzędnika: zero drzew, tylko goły bruk i płyty!


Zamek stoi w parku, gdzie na szczęście ostała się roślinność. Z daleka prezentuje się całkiem okazale.


Po bliższym spojrzeniu można dostrzec, że to częściowa rekonstrukcja. Obiekt wzniesiono być może w późnym średniowieczu, a w XVII wieku ród Opersdorffów przebudował go w stylu renesansowym. Później gospodarzyli w nim i dodawali swoje poprawki rodziny von Gaschin i Seherr-Thoß, wreszcie hrabiowie von Matuschka. W 1945 roku zamek spłonął. I tu pojawiają się różne wersje tego wydarzenia. Najpopularniejsza brzmi, że stał się po prostu ofiarą przechodzenia frontu. Ale znalazłem także informacje, potwierdzane ponoć przez mieszkańców, że podpalił go sam właściciel, aby nie dostał się w ręce wroga. Problem w tym, że Hans Eberhard, który jest wspominany jako ostatni pan na zamku, miał na froncie wschodnim dostać się do niewoli radzieckiej i tam umrzeć. Nie mógł więc tego uczynić osobiście. Być może jednak posiadał rodzinę, która została w Groß Neukirch i nie łudząc się niemieckim zwycięstwem, wolała puścić z dymem swój majątek, niż wydać go w ręce Sowietów.


niedziela, 13 kwietnia 2025

Nowy Cmentarz w Belgradzie.

Novo groblje to najbardziej znany cmentarz Belgradu. Wbrew swojej nazwie nie jest aż taki nowy, bo otwarto go w 1886 roku. Była to trzecia nekropolia chrześcijańska na obecnym terenie stolicy Serbii, ale biorąc pod uwagę, że jeden starszy cmentarz zlikwidowano, a drugi znajduje się w dzielnicy Zemun (która do 1920 roku należała do Węgier), więc w praktyce jest to najstarszy ściśle belgradzki obiekt tego typu 😏. Dodatkowo Novo groblje był pierwszym w Serbii zaprojektowanym jako cmentarz pod względem architektonicznym i urbanistycznym. W naturalny sposób stał się miejscem pochówku dla najbardziej znanych i zasłużonych obywateli, artystów, polityków i wojskowych. Szacuje się, że na 30 hektarach znajduje się prawie 50 tysięcy grobów, 1500 rzeźb i kilkadziesiąt grobowców. Co ciekawe, istnieje spory rozrzut pomiędzy potencjalną liczbą pochowanych: od 380 tysięcy do... 700 tysięcy! W latach 80. ubiegłego wieku został on uznany za zabytek o wielkim znaczeniu.


Choć bardzo lubię odwiedzać cmentarze, to pewnie bym go pominął, bo w Belgradzie jest tyle ciekawych miejsc do zobaczenia. Tak się jednak złożyło, że nocowałem tuż obok niego. To, co dla niektórych gości hostelu było minusem, dla mnie okazało się wielkim plusem 😊. Być tak blisko i nie zajrzeć? Niemożliwe. Niestety, miałem na wizytę zdecydowanie za mało czasu, bo jakieś półtorej godziny, momentami był to wręcz sprint!


Novo groblje w chwili swego otwarcia leżał na odległych peryferiach, więc mieszkańcy nie bardzo chcieli grzebać na nim bliskich. Wkrótce jednak nie mieli wyboru: dotychczasowy cmentarz na Tašmajdanie, w centrum miasta, zaczął ograniczać przyjęcia "lokatorów", aż w końcu całkowicie go zamknięto. Przez kilkadziesiąt lat przenoszono stamtąd groby do nowej lokalizacji, potem zamieniono go w park, ale wielu zmarłych nie zostało ekshumowanych. W XX wieku nowy cmentarz stał się europejskim w stylu: międzynarodowym i międzywyznaniowym. Tragiczne wydarzenia ubiegłego stulecia także odcisnęły na nim piętno, bowiem chowano na nim ofiary wszelkich wojen. I właśnie kwatery wojenne najbardziej mnie interesowały.


sobota, 5 kwietnia 2025

Polskie Morawy: wioski wokół Kietrza.

Kontynuuję zwiedzanie enklawy kietrzańskiej, czyli jedynej enklawy morawskiej na Śląsku położonej na terenie Polski. Po odwiedzeniu stolicy, czyli Kietrza (Ketscher, Ketř), przyszła pora na otaczające go wioski. Jest ich sześć, okrążają stolicę enklawy ze wszystkich stron. Patrząc od zachodu i poruszając się zgodnie ze wskazówkami zegara:
* Kozłówki (Kösling, Kozlůvky),
* Księże Pole (Knispel, Kněží Pole),
* Langowo (Langenau, Langov),
* Tłustomosty (Stolzmütz, Tlustomosty),
* Pietrowice Wielkie (Groß Peterwitz, Velké Petrovice),
* Krotoszyn (Krotfeld, Krotin).

Zaczynamy w kolejności takiej, jaką podałem wyżej, a więc jako pierwsze odwiedzam Kozłówki. Nie jest to ludna wioska, liczy około stu pięćdziesięciu mieszkańców. Przy głównej ulicy, równoległej do szosy wojewódzkiej, większość domów ma długą metrykę, ale wiele z nich jest zaniedbanych lub opuszczonych.


Ludzi za bardzo nie widać, lecz się nie dziwię, bo jest przed południem w dzień roboczy. Pojawił się tylko jeden chłop z reklamówką na zakupy, ale nie wiem, gdzie mógłby je zrobić, bo sklepu tu brak. Tu i ówdzie na asfalcie walają się bryłki węgla, w które oczywiście kilka razy wjechałem.

Za centrum wioski można uznać skrzyżowanie, przy którym stoi kaplica św. Anny z 1842 roku. Czasem określana jest jako kościół, taki też drogowskaz do niej prowadzi. Wymiarami zdaje się być czymś pośrednim pomiędzy jednym a drugim. Przed budynkiem krzyż ufundowany w 1887 roku przez rodzinę Mosler.



piątek, 28 marca 2025

Polskie Morawy: Kietrz.

Morawy to jedna z trzech głównych krain historycznych wchodząca w skład Republiki Czeskiej. Mało kto jednak wie, że niewielkie ich fragmenty znajdują się również w Polsce! Jak do tego doszło? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy cofnąć się do... średniowiecza 😏.

Ówczesne Margrabstwo Moraw w dużej mierze pokrywało się z granicami kościelnej diecezji ołomunieckiej. Na północy sięgało ono terenów dzisiejszego Śląska, m.in. należał do niego Prudnik i Głubczyce. W drugiej połowie XIII wieku czeski król wydzielił z jego ziem księstwo opawskie dla swojego nieślubnego syna. Syn, spłodzony z dwórką królowej, został oficjalnie uznany przez ojca a nawet papieża, lecz nie mógł dziedziczyć korony, więc otrzymał w ramach pocieszenia coś mniejszego. Księstwo to w wyniku układów, transakcji handlowych oraz koneksji rodzinnych w kolejnych stuleciach zaczęło być wiązane ze Śląskiem i traktowane jest jako część tej krainy. Żeby jednak nie było tak prosto: z terenów nowo utworzonego księstwa monarcha wykroił pewne obszary i przekazał je pod bezpośrednią władzę biskupów ołomunieckich. Było to podziękowanie za pomóc w krucjatach przeciwko Prusom. W ten sposób biskup sprawował w darowanych ziemiach nie tylko władzę kościelną, ale też świecką. Obszary te, będące enklawami otoczonymi Śląskiem, nadal traktowano jako Morawy, obowiązywały tam morawskie prawa, podatki płacono do morawskiego skarbu. 
Po wojnach austriacko-pruskich w XVIII wieku nie tylko Śląsk (również Opawski) został podzielony, ale także enklawy morawskie. Większość z nich pozostała przy Habsburgach, ale jedną przyłączono do Prus: było to miasto Kietrz (Katscher, Ketř) oraz kilka wiosek wokół niego. O ile w Austrii, a potem w Czechosłowacji, odrębność enklaw utrzymywała się aż do XX wieku, o tyle Niemcy potraktowali je jako normalną część Śląska, choć sporadycznie używano określenia "pruskie Morawy". W 1945 roku niemiecki Śląsk przypadł Polsce i w ten oto sposób skrawek historycznych, najprawdziwszych Moraw znalazł się pod rządami Warszawy. Oczywiście komuniści nie ustanowili żadnej odrębności administracyjnej dla enklawy, ale diecezja ołomuniecka nadal tutaj sięgała (obejmowała niemal cały dzisiejszy powiat głubczycki oraz południowo-zachodnią część raciborskiego; Prudnik już kilka wieków wcześniej włączono do diecezji wrocławskiej). Dopiero w 1972 roku Watykan utworzył oficjalnie diecezję opolską i formalnie dopiero wówczas administracja kościelna została wyjęta spod jurysdykcji biskupa ołomunieckiego.
Czasem, zwłaszcza polskie źródła, pod pojęciem "polskie Morawy" lub "Morawy polskie" uznają cały teren, który należał do diecezji ołomunieckiej. Uważam, że to nadinterpretacja, bowiem w ten sposób należałoby uznać za Morawy całą ziemię opawską, a przecież od stuleci nikt tak nie robi. Moje zdanie podzielają Czesi: dla nich Opawszczyzna to Śląsk pełną gębą, a Morawami są jedynie enklawy, czyli nie tyle dawna diecezja ołomuniecka, lecz posiadłości ołomunieckich biskupów. Zatem, podpierając się czeskim punktem widzenia, udajemy się na objazd po polskich Morawach, czyli do Kietrza i otaczających go wiosek. Biorąc pod uwagę obecny podział administracyjny, są to rubieże województwa opolskiego (większość) oraz śląskiego (jedna miejscowość).

Poniżej enklawa kietrzańska na przedwojennej mapie WIG z naniesionymi jej granicami (pochodzi z Wikimedia Commons).


Z oddali Kietrz wygląda jak wiekowe miasto: są wieże kościoła, starych budynków, jakiś komin. Swoje lata rzeczywiście ma: lokowali go w 14. stuleciu biskupi ołomunieccy, ale jako osada istniał już kilkaset lat wcześniej.


niedziela, 23 marca 2025

Na Łysej Górze pożegnanie z zimą, której nie było.

Na najwyższym szczycie Beskidu Śląsko-Morawskiego byłem do tej pory co najmniej cztery razy. Wybrałem się po raz piąty (w tym trzeci raz z tatą), bo tam mieliśmy jedyną szansę, aby w czeskich Beskidach w marcu spotkać jeszcze zimę!

Z ciekawości pozwalamy nawigacji poprowadzić się najkrótszą drogą. Ta ciągnie nas po naprawdę dziwnych miejscach, dziurawych asfaltach, jezdniach bez możliwości minięcia się. Pod Prašivą spotykamy dziesiątki zaparkowanych byle jak samochodów i jeszcze więcej ludzi udających się na szczyt: bez wątpienia ta słoneczna sobota wyciągnęła z domów tłumy. Krótsza droga niekoniecznie oznaczała w tym przypadku szybszą, ale mieliśmy ładny widok na Łysą Górę, Smrk, Radhošť i pasmo Ondřejníka.



Bardzo malownicze ujęcie kościoła w Malenovicach (Malenowitz) - świątynia prezentuje się prawie jak w Alpach 😏.


piątek, 14 marca 2025

Rychleby: Złoty Stok - Jawornik Wielki - Bílá Voda.

Często człowiek zaczyna się mocno głowić, gdzie skoczyć na szybko w góry, aby nie powtarzać utartych tras i jeszcze zobaczyć coś nowego. I jeszcze żeby było względnie blisko! No to wymyśliłem: Rychleby/Góry Złote. Co prawda byłem w nich w styczniu, lecz wtedy kręciliśmy się nad Jeseníkiem, a teraz wybrałem dokładnie przeciwne: północno-zachodnią część pasma i to głównie po polskiej stronie.

Po godzinie dziesiątej dojeżdżam do Złotego Stoku (Reichenstein). Liczyłem, że zaparkuję gdzieś w pobliżu wapienników, ale wszędzie prywatny teren, więc jestem zmuszony podjechać w górę aż na plac Mickiewicza. Tam, wśród historycznej zabudowy, jest kawałek powierzchni na zostawienie auta. Po sąsiedzku działał kiedyś lokal "Alaska" i podejrzewam, że mimo nazwy bywało tam gorąco.



Ale wróćmy do poważnych spraw: moim głównym celem będzie Jawornik Wielki, bo tak się złożyło, że jeszcze na nim nie byłem. Co prawda opinie o tym, czy warto na niego leźć, są rozbieżne, lecz uznałem, że będzie to dobra okazja, aby je zweryfikować. No i właściwie cały dzień to będzie wędrówka po szlakach, które mnie jeszcze nie widziały, co w Sudetach wcale nie jest takie łatwe.
Na Jawornik pójdę jednak trochę okrężnie. Najpierw jednak muszę zejść w dół wzdłuż drogi krajowej, a to oznacza, że przy powrocie będę musiał się tędy wdrapać...