Sierpniową wyprawę w Beskid Niski rozpoczynam niemal identycznie jak rok temu: od pojawienia się w południe na dworcu autobusowym w Jaśle.
Dworzec ten bez większych poprawek mógłby grać w filmach o Polsce z końcowej
epoki PRL-u 😏. Chociaż byłbym trochę niesprawiedliwy: pojawił się nowy
element, toi-toi. Nawet dość czysty, zamiast papieru można w nim było
znaleźć pogniecione puszki Harnasia oraz informacje, kto z
miejscowych jest dobry w rozmaitych rodzajach seksu. Niestety, nie podano
numeru telefonu.
Napisałem o "niemal identycznym rozpoczęciu", bo pewne różnice w porównaniu z
ubiegłym rokiem są: wtedy była pochmurna, grożąca deszczem pogoda, teraz
słońce pali aż za mocno. Wówczas był środek tygodnia, teraz niedziela (ale
handlowa!). No i w 2023 roku kręciło się tu mnóstwo osób, a tym razem długo
siedzę sam. Wreszcie pojawia się objuczona bagażami kobieta z trójką dzieci.
- Czy pan też jedzie tym autobusem do Krempnej? - pyta. Potwierdzam, bo to
moje połączenie. Oglądając mój plecak kontynuuje wywiad: - A poleciłby pan
jakieś szlaki do obejścia po okolicy? Gdzie pan pójdzie?
- Ja jadę do Grabia - mówię i widząc jej wielkie oczy uzupełniam: - To jest
dalej, za Krempną.
Jej dzieci słabo sobie radzą z upałem, jedno prawie zemdlało i ma gorączkę.
Kiepski początek urlopu.
Chwilę później zagaduje mnie druga pani, która siadła na ławce z mojej prawej.
Uśmiechnięta, atrakcyjna w przedziale trzydzieści - czterdzieści lat.
- Nie wie pan, czy ten autobus wraca dziś czy dopiero jutro?
- Nie mam pojęcia, ale podejrzewam, że dziś, bo to jedyny kurs.
- A ile może mu zająć droga z Krempnej na ostatni przystanek i powrót? Bo wie
pan, chciałabym trochę sobie po tej miejscowości pochodzić.
- Nie odpowiem dokładnie - rozkładam ręce. - Ale pewnie z godzinę, półtorej to
może potrwać.
Zjawia się busik. Wchodzimy do niego tylko my, to znaczy sześć osób. Pani z
trójką dzieci tak się zapętliła, że... zapomniała dokąd jedzie 😛.
- Do Krempnej - podpowiadam.
- A, faktycznie! Proszę pana, ile to będzie przystanków? - zwraca się do
kierowcy.
- O matko - ten także rozkłada ręce. - To jest cała litania, ze czterdzieści.
Powiem, kiedy trzeba wysiąść.