Tradycyjnie na początku roku dokonuję podsumowania ubiegłego sezonu górskiego. Chociaż właściwie "sezon" jest pojęciem umownym, gdyż wychodzę na szlaki przez cały rok 😊.
1) Styczeń zacząłem tak jak kończyłem grudzień i cały 2018 rok, czyli w Sudetach. Wyskoczyliśmy z Bastkiem na kilka dni w Karkonosze, aby przejść odcinek od Śnieżki do Hali Szrenickiej. Wtedy mieliśmy tam zimę - śniegu do 3 metrów, zagrożenie lawinowe. Dzisiaj biała pokrywa sięga ledwie kilkunastu-kilkudziesięciu centymetrów...
W pierwszy dzień pogoda była jeszcze w miarę łaskawa, pokazało się trochę kolorów. W kolejne to już prawie pełne zachmurzenie, wiatr, mgła. Niewiele widzieliśmy, prawie też zgubiliśmy się przy Labskiej boudzie. Mimo wszystko było fajnie, zaliczyliśmy też dwie sympatyczne integracje w schroniskach!
2) W połowie lutego znowu ruszyłem z Bastkiem, lecz tym razem na jednodniówkę, najbliżej jak to możliwe - na Kopę Biskupią. Tam okazało się, że poza szczytem właściwie nie ma już śniegu! Faktycznie zima stulecia, jak wieścili różni debile z mediów... Dla odmiany tego dnia niebo było praktycznie bezchmurne.