piątek, 21 maja 2021

Góry Stołowe: Białe Skały, Skalne Grzyby, Radkowskie Skały i Fort Karola.

Góry Stołowe są zawsze zdrowe - to moje motto pozostaje aktualne od pierwszej w nich wizyty. Po trzyletniej przerwie pora odwiedzić je ponownie. Ruszamy w poniedziałek. Aura jest tak samo słoneczna jak w niedzielę, a za to nie spotkamy tłumów ludzi. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Najbardziej oblegane miejsce, czyli Szczeliniec Wielki, odpuszczamy. Trasa pomiędzy skałami i tak pozostaje zamknięta, gdyż jest nadal zalodzona. Zamiast niego chcę zajrzeć do trzech innych grup skalnych.

Samochód zostawiamy na leśnym parkingu przy Lisiej Przełęczy (Fuchsenpass). Ledwo wyłączyłem silnik, a zaraz za nami zjawił się inny wóz, po nim następny i następny. Oho. Na szczęście pasażerowie z tamtych aut idą w innym kierunku niż my.

Skręcamy w prawo i wchodzimy na szlaki biegnące przez Białe Skały (Weisse Felsen). W nich będziemy mieli spokój: oprócz dwójki turystów z psem, spotkanych na samym początku, żaden inny człowiek się nie pojawi.

W skalnych zgrupowaniach jak to u nich: skały, skały, skały... Źle się je fotografuje, bo często ukryte są za drzewami, do tego przeszkadza duży kontrast pomiędzy jasnymi a ciemnymi przestrzeniami.

środa, 12 maja 2021

Majówka na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej: Żarki - Mirów - Bobolice - Góra Zborów.

Na Jurę Krakowsko-Częstochowską zapewne bym się nie wybrał, gdyby nie pandemia, a konkretnie to zamknięte granice Słowacji i Czech. W ubiegłym roku majówkę odpuściłem całkowicie, tym razem uznałem, że tak nie wypada, więc skoro nie można pojechać z plecakiem nad Wag lub Wełtawę, to niech chociaż będzie Jura.

Pogoda postanowiła dostosować się do apeli ministra zdrowia aby wytrzymać jeszcze dwa tygodnie i że długi weekend będzie naprawdę kluczowy, więc w prognozach zapowiadano same świństwa. Potem jednak okazało się, że piątek ma być słoneczny, sobota w miarę bezdeszczowa, a niebo zawali się na głowy dopiero w niedzielę, kiedy i tak musieliśmy wracać.

Faktycznie w piątkowy poranek świeci słońce. Pociąg ze stolicy Górnego Śląska pełni także rolę wehikułu czasu, gdyż przenieśliśmy się do stycznia 1970 roku i to w środek nocy 😛.

W godzinach południowych wychodzę z Bastkiem na peronie przystanku Żarki-Letnisko. Ciepłe promienie słońca sprawiają, że mamy wrażenie przebywania gdzieś nad morzem albo przypominają mi coroczne tradycyjne wędrówki wzdłuż wschodnich rubieży Polski.

czwartek, 6 maja 2021

Góry Suche. Zapomniałem jak tam stromo!

Góry Suche (Javoří hory, Heidelgebirge, czasem też Dürre Gebirge) to wschodnia, najwyższa i chyba najciekawsza część Gór Kamiennych. Do tej pory byłem w nich tylko dwa razy. Po raz pierwszy kilkanaście lat temu w formie zupełnie dla mnie nietypowej, bo z wycieczką zorganizowaną przez koło PTTK. Na swoje usprawiedliwienie dodam, iż wtedy pracowała u nich znajoma, więc sądziłem, że będzie fajnie, tymczasem miałem za towarzystwo osoby jęczące ze zmęczenia po stu metrach, przewodniczka myliła szlaki piesze z rowerowymi, a w końcu skrócono trasę z powodu licznych obtarć. Po raz drugi pojechałem tam z kumplem w pochmurną, smutną jesień. Teraz nadszedł czas trzeciej próby, wreszcie mogłem wybrać się w tym roku samotnie. Analizowałem pogodę, która jak zwykle w moim przypadku miała być średnia, w końcu machnąłem na nią ręką i stwierdziłem, że co będzie, to będzie.

Po pokonaniu zaledwie 160 kilometrów parkuję przy kościele w Unisławiu Śląskim (Langwaltersdorf). Musiałem dobrze wybrać miejsce, żeby nie zająć kawałka łąki przeznaczonego dla samochodu księdza proboszcza (informowała o tym tabliczka przyczepiona do wbitego w ziemię patyka). Na razie jeszcze świeci słońce, lecz chmury już nadciągają.

Jakaś kobieta z pobliskiego domu głośno woła "dzień dobry". Odkrzykuję powitanie, ale okazuje się, że ona tylko gada z kimś przez telefon. No dobra, pora wskoczyć w górskie buty i ruszać.

Gdy zobaczyłem najbliższą górę, zakląłem bardzo szpetnie. Świetną sobie wybrałem trasę, od razu na samym początku ściana płaczu! Zdjęcie nie oddaje tego tak dokładnie, ale Stożek Wielki (Groß Storch Berg) to jest kaliber grubszej wagi!

 
I wtedy sobie przypomniałem, że w Górach Suchych praktycznie nie ma "normalnych" szczytów, na każdy musisz się wdrapać, nawet jeśli ich wysokość wcale nie jest duża.