Góry Stołowe są zawsze zdrowe - to moje motto pozostaje aktualne od pierwszej w nich wizyty. Po trzyletniej przerwie pora odwiedzić je ponownie. Ruszamy w poniedziałek. Aura jest tak samo słoneczna jak w niedzielę, a za to nie spotkamy tłumów ludzi. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Najbardziej oblegane miejsce, czyli Szczeliniec Wielki, odpuszczamy. Trasa pomiędzy skałami i tak pozostaje zamknięta, gdyż jest nadal zalodzona. Zamiast niego chcę zajrzeć do trzech innych grup skalnych.
Samochód zostawiamy na leśnym parkingu przy Lisiej Przełęczy (Fuchsenpass). Ledwo wyłączyłem silnik, a zaraz za nami zjawił się inny wóz, po nim następny i następny. Oho. Na szczęście pasażerowie z tamtych aut idą w innym kierunku niż my.
Skręcamy w prawo i wchodzimy na szlaki biegnące przez Białe Skały (Weisse Felsen). W nich będziemy mieli spokój: oprócz dwójki turystów z psem, spotkanych na samym początku, żaden inny człowiek się nie pojawi.
W skalnych zgrupowaniach jak to u nich: skały, skały, skały... Źle się je fotografuje, bo często ukryte są za drzewami, do tego przeszkadza duży kontrast pomiędzy jasnymi a ciemnymi przestrzeniami.