poniedziałek, 29 grudnia 2014

Polná, Žďár nad Sázavou i Polička

W drodze powrotnej z Jihlavy na Śląsk zatrzymujemy się jeszcze w trzech (a właściwie czterech) ciekawych miejscach. Na początek miasto Polná (Polna), kilkanaście kilometrów od Jihlavy.



Niewielkie, senne, w historii zaznaczyło się tylko raz - za sprawą tzw. Hilsneriad, serii procesów o podłożu antysemickim. W 1899 niejaka Anežka Hrůzová została zamordowana w pobliskim lesie - o rytualny mord na katoliczce oskarżono Leopolda Hilsnera, upośledzonego umysłowo włóczęgę żydowskiego. Mimo dość wątpliwych dowodów (a właściwie ich braku) skazano go na śmierć (Hilsnera bronił Masaryk, późniejszy prezydent Czechosłowacji); po kasacji wyroku kolejny sąd zrobił to samo - Hilsner ostatecznie nie został zabity, a w 1918 roku dzięki aktowi łaski cesarza Karola wyszedł do wolność, ale morderstwo to do dzisiaj nie zostało wyjaśnione.

środa, 24 grudnia 2014

Jihlava, stolica Kraju Vysočina

Jihlava (Iglau), stolica Kraju Vysočina. Mając około 50 tysięcy jest najmniejszą stolicą kraju w Republice Czeskiej, rzadko też odwiedzają ją turyści (choć nie powiat, przez który biegną najdłuższe schody współczesnej Europy, czyli autostrada Praga-Brno ;) ) 

Nocujemy w ubytovni tuż przy głównym dworcu kolejowym. Stąd będziemy wychodzić na miasto i jarmark bożonarodzeniowy.
 
 
Mimo bliskości torów w ogóle nie słychać pociągów. Przeszkadza za to rąbnięty wilczur, drący się cały sobotni ranek za oknem. Na szczęście okazało się, że stara jihlavska tradycja nakazuje na dwie niedziele przed Wigilią porywać niegrzeczne psy i na drugi dzień problemu już nie ma :D 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Morawy, Czechy i trochę Śląska w grudniu

Grudzień to okres, kiedy tradycyjnie wyjeżdżam gdzieś na weekend pod pozorem jarmarku adwentowego - bo głównym celem jest jednak zobaczenie nowych miejsc :) W tym roku za cel wybrałem sobie Kraj Vysočina w Rep. Czeskiej (jakoś polska nazwa mi nie leży).

Najpierw trzeba tam jednak dojechać, a, jak wiadomo, droga też jest celem ;) Ruszamy zatem w piątek przy ładnej pogodzie (to akurat wyjątek, bo praktycznie co roku jest ona mniej lub bardziej paskudna) i pierwszy postój wypada w Linhartovach (Geppersdorf), na czeskim Śląsku, gdzie znajduje się ładnie odnowiony pałac.

czwartek, 27 listopada 2014

Węgry - Balaton i antyczne Gorsium


Pora na ostatni odcinek, choć już nie bałkański ;) 

Granicę serbsko-węgierską przekraczamy bez większych problemów. 
 

Celnik węgierski oczywiście zagląda do bagażnika, pyta się o fajki (zadziwiające jest to, jak państwa dbają, aby ludzie truli się ku chwale budżetu) i alkohol (ouzo?? nie, rakija... a, to w porządku). Pyta się też, czy mamy rodzinę w Albanii - no dobra, trochę się opaliłem, ale bez przesady ;) 

Za to przy sąsiednim stanowisku króciutka kolejka, ale trudno się dziwić - tam szaleje kobieta, która tak wczuła się w rolę, że przeszukuje wózki dla dzieci, bagażniki z ciuszkami itp.. Mam nadzieję, że w odpowiednim czasie ktoś jej też coś przeszuka :) 

sobota, 15 listopada 2014

Ponownie Serbia i Belgrad


Po Kosowie, Albanii, Grecji i Macedonii pora jechać w kierunku Śląska, a to oznacza, że musimy powrócić do Serbii... 

 

Odprawa przebiega w miarę sprawnie (choć Serbowie trzepią porządnie jakieś auta, zdaje się, że niemieckich Turków). 

wtorek, 4 listopada 2014

Macedonia - powrót po dwóch latach


Tak się złożyło, że do Macedonii wjechaliśmy dokładnie dwa lata (co do dnia) po tym, gdy z niej wyjeżdżaliśmy - to jakiś znak ;) 

 

Niestety, na dzień dobry humor psują nam macedońscy celnicy. Dwóch debili najwyraźniej się nudzi, zadają głupie pytania, w dodatku nie mogą się nadziwić, że posługujemy się paszportami różnych krajów. Każą nam zjechać na bok i wypakować cały bagażnik! Potem bawią się w złego i dobrego policjanta - zły oklepuje wnętrze (auto ma swoje lata i plastik w wielu miejscach odchodzi), sprawdza silnik, wszystkie półki... dobry w tym czasie wesoło zagaduje o wakacjach w Albanii i poleca najlepsze drogi objazdowe. Gdy widzę tego złego jak podchodzi z kluczem to robi mi się słabo - jeszcze tylko brakuje, że nam auto rozkręci... 

piątek, 31 października 2014

Tirana i okolice


Tirana, stolica Albanii. Miasto, delikatnie mówiąc, niepolecane przez turystów. Bo brzydkie, chaotyczne, nic w nim ciekawego... Pora była zweryfikować te opinie, tym bardziej, że będzie to takie podsumowanie przed opuszczeniem kraju. 

Miasto jest młode, za rok założenia przyjmuje się 1614, choć już wcześniej znajdowała się tutaj m.in. twierdza. Praktycznie aż do XX wieku nie miało większego znaczenia, było zakurzoną, senną wiochą. W 1920 niespodziewanie dla siebie samej stało się stolicą młodego państwa - położone w centrum kraju, nie leżało w żadnej ze stref wpływów klanowych idealnie nadawało się jako miejsce najbardziej neutralne. 

Za króla Zoga miasto zaczęło nabierać stołecznych i europejskich kształtów - powstało wówczas sporo budynków wybudowanych przez Włochów. W okresie komunistycznym stanęły monumentalne socrealistyczne gmachy i szpetne bloki, które dominują w dzisiejszym krajobrazie. A od 1991 roku trwa szał budowania nowego... 

czwartek, 16 października 2014

Albania - Berat (Białe Miasto)

Drugie miasto z listy UNESCO w Albanii to Berat (Βεράτι), w środkowej części kraju, nad rzeką Osum.

Najpierw trzeba tam dojechać - droga z Lushnjë jest zdecydowanie najgorszą z głównych, jakimi przyszło nam się w tym roku poruszać. Trwa jej kompleksowa przebudowa, co oznacza ponad 30 kilometrów po kamieniach, dziurach, szutrze i nie wiadomo czym jeszcze...



wtorek, 14 października 2014

Albania - Srebrne Miasto (Gjirokastёr)


Po definitywnym pożegnaniu Morza Jońskiego i, poza jednym spojrzeniem, Adriatyku, bierzemy na cel dwa wspaniałe albańskie miasta wpisane na listę UNESCO. Najpierw trzeba jednak znowu przejechać przez góry... 
 

W szerokiej dolinie rzeki Drino znajduje się miasto Gjirokastra (Gjirokastёr, Αργυρόκαστρο), miasto słynące z szarych domów, pokrytych dachami tego koloru. Zwane jest "Srebrnym Miastem" i to już od średniowiecza. 

czwartek, 9 października 2014

Jeden dzień w greckim Epirze

Nasza baza wypadowa (czyli Ksamil) była tak blisko Grecji, że żal by było choć na chwilę do Kraju Roszczeniowych Bankrutów nie zajrzeć 😉.


Już na granicy dostajemy lekcję greckiej pracowitości - na dużym przejściu, gdzie jest kilka stanowisk, działa jedno, w dodatku w dwie strony naraz. Korek, burdel, kieruje wszystkim wrzeszczący policjant - panowie pogranicznicy siedzą w budce, bo przecież nie będą podchodzić do aut. Musisz sam do nich łaskawie podejść, aby mogli zerknąć na paszport. To wszystko wykorzystują różne cwaniaczki, znający tutejsze warunki i w efekcie omijający nieświadomych kierowców...

poniedziałek, 29 września 2014

Albańska Riwiera

Przełęcz Llogara jest symboliczną granicą pomiędzy Albanią środkową a południową (teren nadmorski bywa nazywany Albańską Riwierą), czasem jest też określana jako północna granica Epiru, choć niektórzy historycy umieszczali ją jeszcze nad Wlorą. 


W każdym razie podjazd pod przełęcz od północnej strony okazał się wyzwaniem dla mojego samochodu, ale ostatecznie udało się podjechać te ponad 1000 metrów praktycznie od poziomu morza. A z góry piękne widoki... 

piątek, 19 września 2014

Albania centralna

Na granicy do odprawy staje wóz z sianem... witamy w Albanii ;) 

Początkowe kilometry albańskiej ziemi to zwykła dwupasmówka, potem zmienia się w nową autostradę, mającą w przyszłości łączyć dwa kraje w których mieszkają Albańczycy. Poprowadzona w trudnym, górskim terenie - jedzie się super. 

 
Biorąc pod uwagę, że przed 1991 rokiem Albania właściwie nie umiała utwardzonych dróg, bo posiadanie prywatnych samochodów było zakazane, postęp infrastrukturalny, jaki się dokonał przez dwie dekady, jest imponujący. A w Polsce od lat chwalą się śmiesznym tunelikiem "Emilia"... 

Autostrada się kończy i dojeżdża się do drogi Szkodra - Tirana. Przyzwoitej, choć oczywiście trzeba uważać na wszystko. Po kilkudziesięciu kilometrach odbijam w lewo, do Kruji (Krujë). W pewnym momencie znikają oznaczenia, jeszcze wpieprza się orszak weselny, ale na stacji benzynowej informują mnie, że jadę w dobrym kierunku. 

wtorek, 16 września 2014

W bałkańskim kotle: Kosowo - Prizren


Prisztinę i Prizren łączy obecnie wygodna droga, na większej części będąca nową autostradą, przeprowadzoną w trudnym terenie. Miejsce na bramki opłat już jest... 
 

W Prizrenie kręcę się w kółko szukając darmowego miejsca do parkowania - nie ma. Pozostaje wjechać mi w jakąś bramę, gdzie między domami samochodów pilnuje starszy pan. Można ruszyć w miasto :) 

czwartek, 4 września 2014

W bałkańskim kotle: Kosowo - Mitrovica i Prisztina

Przekroczenie granicy serbsko-kosowskiej (dla jednych to granica międzypaństwowa, dla innych między dwiema serbskimi prowincjami) było najszybsze podczas tego wyjazdu. Zero ruchu, Serb bardzo szybko, po drugiej stronie kilka pytań (do tej pory nie wiem, kto tam siedział - mundur wydawał się kosowski, ale człowiek mówił ze wschodnim akcentem, a tego terenu pilnują żołnierze ukraińscy) i wjeżdżam... jedyny zgrzyt to fakt, że na przejściu nie można wykupić obowiązkowego ubezpieczenia samochodowego (ZK nie jest honorowana) - w tym celu mam się udać do Mitrovicy. Fajnie, a jak bym wcześniej miał jakąś stłuczkę?

W telefonie wyświetla mi się informacja: "Witamy w Monako"! Prawdopodobnie władze kosowskie dogadały się ze śródziemnomorskim księstwem i te "wypożycza" im usługi telefoniczne, więc stawki obowiązują takie jak na terenie Unii Europejskiej.

Tę część Kosowa nadal zamieszkują Serbowie, jest więc pod pewnymi względami bardziej serbska niż Republika Serbii. Setki flag wzdłuż granic, jugosłowiańskie (nawet nie serbskie) tablice miejscowości, wreszcie plakaty przypominające podróżnym, gdzie są.


Nie trwa to jednak długo - po kilkunastu kilometrach wewnątrz-etniczna granica, zasieki, próg zwalniający i wieża z żołnierzami KFOR, po czym wjeżdżamy na tereny albańskie. Wkrótce potem już rogatki najbardziej zapalnego punktu w Kosowie - Mitrovicy.

środa, 27 sierpnia 2014

Krótko przez Węgry i Serbia w drodze na południe

Cele wakacyjne na ten rok były ogólnie trzy: Turcja (do Bosforu) i kolejna penetracja Bułgarii, Mołdawia z szerokim pasem Rumunii i Albania. 

Pierwsza odpadła Turcja - raz, że najdrożej. Do tego zaczęli kombinować z wizami - o ile do tej pory można je było kupić na granicy, to teraz trzeba aplikować w ambasadzie. Dziękuję za takie ułatwienia. No i widać postępującą tam islamizację, co też mnie nie zachęcało.

Potem, wiosną, wykluczyłem Mołdawię. Zaczęli tam majstrować Rosjanie (kraj jest mocno podzielony - nie mówię nawet o Nadniestrzu - część spogląda w stronę łysiny Putina, inni wolą Conchitę Wurst) i nie bardzo było wiadomo jak to się do lata rozwinie. Doszedłem też do wniosku, że pod względem widoków, zabytków i kuchni wolę znowu Bałkany, więc na świeczniku została Albania. Byłem co prawda tam 2 lata temu, ale tylko na krótko, objazd wokół Jeziora Ochrydzkiego. A więc startujemy 😊.

Przy wyjeździe ze Śląska nie pada - co jest dziwne, bo w ostatnie lata zawsze lało jak z cebra! Ogólnie to pogoda nawet się utrzymuje... coraz dziwniej.

Pierwszy dłuższy postój to węgierskie miasto Kecskemét - było na liście zwiedzania już 2 lata temu, ale z powodu korku na obwodnicy Budapesztu trzeba było to odłożyć. Dziś korków nie ma, więc możemy trochę połazić po centrum. Miasto, poza tym, że produkuje się tutaj palinkę, słynie głównie z secejnej zabudowy z okresu belle époque.

sobota, 26 lipca 2014

Południowe Morawy i Dolna Austria - cz. IV (Lednice i okolice)


Powrót do kompleksu Lednice-Valtice, wpisanego na listę UNESCO ;) 

Kolejność zwiedzania miała być nieco inna, ale ponieważ nie umiałem znaleźć normalnego parkingu, więc zajechałem na początek wąską drogą w odludne, nieco wodniste miejsce... do "prawdziwych" średniowiecznych ruin - Janův hradu (Hansenburg)

 

Powstały one oczywiście na początku XIX wieku, kiedy była moda na takie różne, romantyczne, "stare miejsca" i służyły jako pałacyk myśliwski, w związku z czym dzisiaj można oglądać w środku wystawy o tej tematyce, czyli nie dla mnie... 

wtorek, 22 lipca 2014

Południowe Morawy i Dolna Austria - cz. III (od Vranova do Mikulova)


Kilkanaście kilometrów od Znojma jest senna wioska Čížov (Zaisa), w której zresztą początkowo chciałem nocować. Jest to 40 starych domów, barokowa kapliczka, poniemiecki zniszczony cmentarz i jedyna w Republice Czeskiej dłuższa pozostałość po infrastrukturze Żelaznej Kurtyny

 

To właściwie granica wewnętrzna - oddzielała obywateli od zamkniętego pasma granicznego. Dopiero z 3 kilometry dalej jest właściwa granica ze wspominanym już austriackim Hardegg. Uciekinier musiał przedostać się przez tą barierę, do lat 60. XX wieku będącą pod napięciem, i dopiero wtedy pilnować się, aby nie złapała go straż graniczna. Oczywiście na samej granicy też były zabezpieczenia, ale generalnie główna linia "odporu" była w tym miejscu. Tereny na "ziemi niczyjej", a wcześniej "strefie śmierci", zajmowały 2% całej Czechosłowacji! 

czwartek, 10 lipca 2014

Południowe Morawy i Dolna Austria cz. II - Park Narodowy Podyjí / Thayatal


Zwiedzanie zabytków morawskich i dolnoaustriackich to jedno, natomiast był też czas na wędrówkę i to niemal górską ;) 

Niemal, gdyż Park Narodowy Podyjí / Thayatal to nie góry, ale dolina wspominanej już wielokrotnie rzeki, choć niektóre przewyższenia i podejścia są bardzo górskie :) 

Czeska część parku została założona w 1991 roku na terenach, które przez kilkadziesiąt lat były dla turystów niedostępne z powodu granicy z wrogim obozem kapitalistycznym, zatem przyroda nie była tam niepokojona. Ochrona przyrody ma jednak znacznie dłuższą historię - już na początku XX wieku hrabiowie Stadniccy, właściciele zamku Frain (Vranov) i większości okolicznych ziem, dbali o środowisko. Potem w 1978 roku powstał obszar chronionego krajobrazu, a w końcu sam PN. 

Na szlak wchodzimy w Znojmie, tuż obok zapory sztucznego zbiornika. Przez dłuższy czas ścieżka biegnie wzdłuż tego zbiornika, raz wyżej, a raz przy samej wodzie. 
 
 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Południowe Morawy - Znojmo

W piątek, drugi dzień weekendu bożocielnego, przy dość niepewnej pogodzie, wstajemy wcześnie i idziemy na autobus, zawożący nas do Znojma (Znaim).

Stolica winiarskiego regionu, malowniczo położona nad Dyją, założona została w X lub XI wieku przez Przemyślidów, przy ważnym szlaku z centrum Moraw na południe. Miasto mocno zniszczone w czasie wojen husyckich odbudowało się i z wolna z ośrodka słowiańskiego stawało się w kolejnych wiekach niemieckojęzycznym, ciążącym ku Wiedniu, a nie Pradze.

Po upadku Austro-Węgier miejscowi Niemcy (w 1910 roku 16,8 tys. na 19,6 tys. ogółu mieszkańców) zgłosili akces do Republiki Niemieckiej Austrii, ale już w grudniu 1918 roku armia czechosłowacka zajęła miasto i przyłączyła do Czechosłowacji (o której powstaniu przypomina poniższa tablica).



W okresie międzywojennym nastąpiło wyrównanie etnicznych proporcji (wielu Niemców, zwłaszcza inteligencja, wyjechała, przyjechało sporo Czechów z różnych regionów kraju) oraz zubożenie - główny rynek zbytu, jakim był Wiedeń, został odcięty granicą.

Dziś to miasto pełne zabytków z różnych epok oraz trasa zaliczana przez setki autokarów turystycznych mknących tędy na południe Europy (droga przelotowa do jednego z głównych przejść z Austrią biegnie tuż obok).

piątek, 27 czerwca 2014

Południowe Morawy i Dolna Austria - cz. I (z wizytą u książąt Liechtensteinów i winiarzy)

Tegoroczny weekend bożocielny kręcił się w tematyce książąt, zabytków i wina... książąt nie byle jakich - bo samych Liechtensteinów, którzy do tej pory zasiadają na tronie w swoim księstwie. Zabytków - nie byle poślednich, bo wpisanych na listę UNESCO. Wreszcie wina - nie żadnych zlewek, bo ze znakomitych morawskich winnic...

Tematyką przewodnią byłą jednak Dyja (Dyje/Thaya) - rzeka, która ciągnie się na austriacko-czeskim pograniczu i non stop pojawia się w kolejnych lokalizacjach.

Wyjazd zaczynam od krótkiej wizyty w Břeclaviu (Lundenburg) - nad Dyją stoi tam dawny zamek, przebudowany przez Liechtensteinów w XIX wieku na romantyczną ruinę. Obecnie to wygląda jak ruina również z powodu zaniedbania...


A potem zaczyna się deser - Lednicko-valtický areál. To ogromny kompleks lasów, kryjący pałace, zamki, zameczki, stawy i inne części krajobrazu, wybudowane przez książąt panujących na tych ziemiach od XIII/XIV wieku aż do ubiegłego. W 1945 rząd czechosłowacki najpierw ich okradł ze wszystkich posiadłości, powołując się na ich współpracę z hitlerowcami (co nie było prawdą), a potem zabronił powrotu w rodzinne strony, posiłkując się Dekretami Benesza. Liechtensteinowie, będący obywatelami suwerennego księstwa, a nie Rzeszy Niemieckiej, długo walczyli o zwrot dóbr - najpierw tuż po wojnie, potem po 1989, przez kilkanaście lat nie nawiązując oficjalnych stosunków dyplomatycznych z Rep. Czeską i Słowacją. Wszystko nadaremnie...

środa, 18 czerwca 2014

Podlasie Południowe - cz. IV (Stare Buczyce - Porosiuki)

Pora wreszcie na ostatnią część cyklu podlaskiego!

Na podłodze gościnnego domu w Starych Buczycach budzę się w dobrym humorze, który jednak szybko pryska podczas wizyty w wychodku - do 3 K, doszło czwarte - kleszcz! W dodatku w pachwinie... wyciągam go, ale naturalnie musiała zostać główka, którą wydłubuję przy pomocy igły od Buby. Lepsze żywa rana i mięso niż resztka kleszcza... Nie minęło pół godziny a kleszcza znajduje też Eco - jeszcze bardziej zamaskowanego i jemu też coś tam zostaje. Zaiste, licho nie odpuściło nawet tutaj! 

Po jajecznicy ze swojskich jaj żegnamy się z dziećmi gospodarzy (którzy sami wcześniej wyjechali do pracy) i kierujemy się do głównej drogi, którą następnie suniemy na Janów Podlaski (Romek opuścił nas wcześniej - wracał do Warszawy). 
 

Dziś przynajmniej pogoda jest o wiele lepsza - nie pada, a nawet pojawia się słońce. 
 

piątek, 13 czerwca 2014

Podlasie Południowe - cz. III (Zabuże - Stare Buczyce)


Przekraczając Bug przekroczyliśmy kilka granic. Współczesną, bo z województwa podlaskiego znaleźliśmy się w woj. mazowieckim - po raz kolejny widać, że granice dzisiejszych województw są idiotyczne, skoro fragment Podlasia jest w województwie, którego stolicą jest Warszawa. Z dawnej carskiej Rosji przenieśliśmy się do dawnej Kongresówki. I wreszcie przekroczyliśmy granicę religijno - mentalną: z krajobrazu zniknęły cerkwie, teraz spotykać będziemy tylko świątynie katolickie (co najwyżej będące w przeszłości cerkwiami), a napisy w cyrylicy stały się rzadkością. 

Przekroczyliśmy też granicę pogodową - upalne, słoneczne dni pozostały po stronie Mielnika, my budzimy się w pogodzie szarej, burej i chłodnej. Plany kąpieli u większości osób zostały anulowane. 

Gdy pakujemy namioty (przy okazji okazało się, że Grześ śpiąc zamordował jaszczurkę) zaczyna padać deszcz. Dochodzimy do pobliskiej wiaty przy promie i tam czekamy na Romka, który wkrótce się zjawia. 
 

środa, 11 czerwca 2014

Podlasie Południowe - cz. II (Mielnik)


Pod Wiejską Świetlicą w Mętnej spało mi się bardzo dobrze, nawet nie rozkładałem z Grzesiem namiotu, tylko bęc pod wiatę. Rano przyjechali jacyś faceci z roślinkami i byli zdziwieni, że wygodnie mi na kostce. 

- Po bimbrze to wszędzie wygodnie - odparłem ;) . W jednej z wiosek zakupiliśmy miejscowy napitek, ale obiektywnie pisząc był paskudny. Tzn. po każdym kolejnym łyku mniej paskudny, ale zawsze rano bolała mnie później głowa. No ale płacąc 30 zł za trzy flaszki Wersalu się nie spodziewać :D 

Ledwo wyszliśmy ze wsi, a Iza złapała stopa - pana od motyli i pana od chrząszczy, obaj niemiejscowi - może dlatego się zatrzymali. Zaraz potem lekką przemocą (blokując szosę) zatrzymaliśmy drugie auto i tak cała ekipa szybko znalazła się w Mielniku. 

Mielnik (Мельник) to najbardziej znacząca miejscowość na naszej trasie. Dawne sławne miasto królewskie na obrzeżach Wielkiego Księstwa Litewskiego zasłynęło z dwóch wydarzeń w historii - oba miały miejsce w 1501 roku. Najpierw podpisano tutaj akt Unii mielnickiej, kolejny w dziejach Polski i Litwy, zacieśniający więzy. Potem tzw. przywilej mielnicki, który de facto wprowadzał w Rzeczpospolitej senacko-oligarchiczną republikę - rządzić miała arystokracja poprzez Senat, a król był jedynie "pierwszym z równych", przewodniczącym Senatu i niewiele więcej. Oba ustroje nie weszły w życie - przeciwko Unii wystąpili Litwini i sami Jagiellonowie, przeciwko przywilejowi średnia szlachta pozbawiona wpływu na rządy. 

wtorek, 10 czerwca 2014

Podlasie Południowe - cz. I (od Czeremchy do Mętnej)

Miłe złego początki...

To powiedzenie sprawdziło się w 100 procentach! Mój wyjazd na Podlasie zaczął się sympatycznie - piwko w Opolu, piwka w pociągu, spotkanie ze znajomymi we Wrocławiu i w dobrych humorach wsiadaliśmy do nocnego zuga w kierunku stolicy.

A potem nad ranem zorientowałem się, że mój aparat zniknął :( Nie wchodząc w szczegóły, tej nocy sporo osób zostało w pociągu okradzionych, działała jakaś zorganizowana szajka, prawdopodobnie przy udziale części konduktorów.

W pierwszej chwili chciałem wrócić do domu - dla mnie wyjazd bez możliwości robienia zdjęć jest zupełnie bezcelowy. Eco tylko się modlił, aby opóźnienie naszego pociągu wzrastało, abym mógł nieco ochłonąć i zmienić decyzję. W sumie wymodlił, bo z ciężkim sercem przesiadłem się do kolejnego pociągu na Siedlce i zdecydowałem się kontynuować wędrówkę - Buba obiecała mi dowieźć swoją zapasową małpkę, a przez pierwsze dwa dni robiłem zdjęcia do spółki z Eco. Tak więc galeria zdjęć jest nieco mieszana...

A przecież licho już wcześniej dawało znać - Eco zapomniał mapnika, prawie zapomniał namiotu i spóźnił się przez to do pracy, w robocie zapomniał jedzenia. Potem narastające opóźnienia kolejnych pociągów... w pociągu KM licho znów się objawiło, bo bilet na wcześniejszy kurs nie obowiązywał na ten! zapowiadał się ciężki tydzień!

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Słowacka majówka - Veporské vrchy

Po Muranskiej Planinie czas na kolejne pasmo...

Autobus szybko i sprawnie dowozi nas do Tisovca, niewielkiego miasteczka między górami, powstałego przy zamku, z którego teraz pozostała kupa kamieni. Jest tu trochę zabytków z XIX wieku (m.in. ratusz i kościół ewangelicki), sypiące się kamieniczki, ale najbardziej rzuca się w oczy rozbierana góra i wiadukt kolejowy.




W ogóle linia w kierunku Brezna ma takie przewyższenia (zwłaszcza przy przełęczy Zbojska), że w kilku miejscach potrzebna jest trzecia, zębata szyna.
Inna ciekawostka kolejowa pochodzi z okresu ostatniej wojny - po I arbitrażu wiedeńskim tereny na południe od Tisovca powróciły do Węgier, więc sporo miejscowości zostało odciętych transportowo od reszty Słowacji. Słowacy rozpoczęli szerokie prace z tzw. gemerskimi łącznikami, mającymi uzupełnić te luki - zdążono wybudować wiadukt i wykuć dwa tunele (jeden bodajże dwu-kilometrowy), po czym po wojnie okazało się, że w skutek powrotu do dawnych granic są one zupełnie niepotrzebne. Dzisiaj można więc odszukać te opuszczone obiekty techniki, właśnie w okolicach Tisovca.

piątek, 16 maja 2014

Słowacka majówka - Muránska planina

Jak zawsze przed majówką burza mózgów, gdzie by tu pojechać - pewne było tylko, że nigdzie w Polskę. Naturalnym kierunkiem było południe i początkowo planowałem Republikę Czeską, ale ostatecznie Eco, zainspirowany dawną wyprawą Michała z forum sudeckiego, zaproponował Słowację. Oczywiście nie rejony z największą liczbą potencjalnych turystów jak Fatry czy Niżne Tatry, ale dwa inne pasma, a mianowicie Muránska planina i Veporské vrchy.

Muránska planina to jeden z najmłodszych parków narodowych Słowacji - utworzono go w 1997 roku w miejscu mniej restrykcyjnej formy ochrony przyrody; jest to również jeden z najrzadziej odwiedzanych parków przez turystów, jeśli nie najrzadszym. To była niewątpliwa zachęta.

Ruszamy już w środę po południu z katowickiego cudu techniki zwanego przez niektórych dworcem - wystarczył okres przedświąteczny, aby cały obiekt całkowicie się zablokował kolejkami. Potem niemiłosiernie schłodzony i zapchany Elf z jednym, nieszczęsnym, obsranym kiblem i roszczeniowymi rowerzystami przypomina, dlaczego Koleje Śląskie powinny wozić bydło, a nie ludzi... w końcu jednak dojeżdżamy do Zwardonia, o wczesnej jak dla nas porze, bo przed 20-tą.

Przechodzimy do Serafinova i kierujemy się do spelunki pod penzionem Skalanka - jest otwarta tylko do 21, więc wcześniejszy przyjazd był słuszny. Potem przenosimy się do popularnego Cechospolu, który z kolei zamykają o 22. Faktem jest, że w słowackich wioskach jest więcej miejsc do picia niż w polskich, ale zazwyczaj też wcześniej zamykają.
Następnie wracamy się do Zwardonia, gdzie o północy mają dotrzeć dziewczyny - w centrum są otwarte drzwi jakiegoś baru. Bar otwierają oficjalnie dopiero w Święto Pracy, ale właściciel wpuszcza nas i sprzedaje piwo :) 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Górny Śląsk na granicy województw

Od jakiegoś czasu staram się zawsze w Wielką Sobotę gdzieś wyskoczyć i zobaczyć coś w okolicy - co prawda w kościołach są tłumy ludzi, ale jest też okazja zobaczyć świątynie, które są zazwyczaj zamknięte w ciągu dnia.

Tym razem padło na środkową część Górnego Śląska w pobliżu granicy między województwem opolskim i śląskim. Na pierwszy ogień poszła Jemielnica (Himmelwitz), wioska słynąca z pocysterskiego kompleksu klasztornego.

Opactwo założono w XIII wieku jako filia tego w Rudach przy Raciborzu. Klasztor był jednym z najbiedniejszych na Śląsku, ale odgrywał znaczącą rolę - istniała tutaj m.in. bogata biblioteka, masowo przebywali pielgrzymi. Wyszło stąd także dwóch barokowych kompozytorów. 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Przewodnik po powiecie mikołowskim - Fiołkowa Góra, wapienniki i kamieniołomy

korzystając z pięknej pogody ponownie dosiadam koło i ruszam w kierunku Mokrego. Celem głównym była Fiołkowa Góra - wzniesienie o wysokości 340 metrów. O ile od strony Bujakowa widać, że to górka, o tyle od strony Mokrego i okolicznych pól sprawia wrażenie płaskiego kawałka lasu. 
 

środa, 9 kwietnia 2014

Przewodnik po powiecie mikołowskim - Paniowy i Mokre

czas na odsłonę numer dwa :) korzystając z pięknej pogody, w ostatnim dniu przed załamaniem, ponownie ruszyłem w szare drogi powiatu... 

siłą rzeczy znowu musiałem przejechać przez Bujaków, więc tym razem obejrzałem (przez płot) kapliczkę słupową, tzw. szwedzką. 
 


piątek, 4 kwietnia 2014

Przewodnik po powiecie mikołowskim - Bujaków i Sośnia Góra

Powiat mikołowski, położony we wschodniej części Górnego Śląska, to młoda jednostka administracyjna, powstała dopiero podczas ostatniej reformy w 1999 roku. Historycznie większość jego terenu to dawne Księstwo Pszczyńskie (Fürstentum Pleß), poza niewielkim skrawkiem - przysiółkami Bujaków oraz Paniowy. Te dwie miejscowości w przeszłości należały do powiatu zabrzańskiego (Kreis Hindenburg), po podziale Górnego Śląska włączono je na krótko do powiatu rudzkiego, a w 1922 do rybnickiego (Bujaków) i przedwojennego pszczyńskiego (Paniowy). 

Po II wojnie światowej trwały kolejne przetasowania granic administracyjnych - powstał powiat tyski, w którym znalazł się prawie cały dzisiejszy powiat mikołowski (znowu bez Bujakowa, potem Ornontowic). Potem powiaty zlikwidowano i dopiero w 1999 powstał współczesny twór - ciekawe na jak długo? 

Powiat łączy dwie cechy terenów Górnego Śląska - uprzemysłowienie (huta, kopalnie, elektrownia i inne duże zakłady) oraz sporo terenów zielonych, przetykanych mniej lub bardziej wartościowymi zabytkami (nie tylko techniki). 

niedziela, 30 marca 2014

Targi turystyki w Katowicach


Wybrałem się wczoraj po raz kolejny na coroczne Targi Turystyki. Odbywają się na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich, które, nota bene, leżą w rzeczywistości już w granicach Chorzowa :)

Po raz pierwszy udało mi się wejść za darmo, drukując ze strony organizatora specjalny kupon. To był niewątpliwie plus. Ale w środku już tak kolorowo nie było - mam wrażenie, że z każdym kolejnym rokiem jest coraz gorzej. Liczba wystawców może na tym samym poziomie, za to mniej wystawia się regionów czy gmin, a coraz więcej hoteli, biur podróży i tym podobnych, którzy nie oferują nic po za reklamami. Słabo wypadli Czesi, którzy zawsze prezentowali się wzorowo - coś interesującego przedstawiły właściwie tylko okolice Kromieryża oraz kraik hluczyński. Pozostałe czeskie regiony odgrzewane kotlety.

sobota, 29 marca 2014

Czerwony Strumień (Rothflössel)

Na dobry początek wspomnienie z wypadu na Ziemię Kłodzką na początku marca. Jednym z ciekawszych odwiedzonych miejsc był teren dawnej wsi Rothflössel. Osada położona była w Górach Bystrzyckich na samej granicy z dzisiejszymi Czechami. Założono ją w XVI wieku i przez kilka wieków tętniła życiem - działała tutaj gospoda, schronisko turystyczne, tkalnie lnu i bawełny, browar. Chętnie odwiedzali ją turyści z racji ładnego położenia.

W okresie międzywojennym zaczęła powoli się wyludniać, a jej koniec przyniosła II wojna światowa. Po wypędzeniu miejscowych Niemców nowa polska władza była bardzo nieufna w stosunku do zaprzyjaźnionej socjalistycznej Czechosłowacji (nie bezpodstawnie) i zaorała pas drogi granicznej powyżej wsi - Rothflössel, przemianowany na Czerwony Strumień został odcięty od reszty kraju i przestał istnieć.

Dzisiaj prowadzi tutaj ścieżka dydaktyczna i szlak pieszy - oglądać możemy jedynie smętne ruiny barokowych domów, poprzewracane krzyże i figury świętych oraz, najbardziej okazałe, resztki dawnej kaplicy. A do tego cisza i spokój i wolno płynący graniczny strumień o tej samej nazwie.

Ruiny barokowej kaplicy


Ruiny barokowego domu

Resztki jednego z wielu pomników świętych

Start


W czasach kiedy zdobywanie informacji jest prostsze niż kiedykolwiek, a cenna wiadomość jest jeszcze bardziej cenna, postanowiłem i ja założyć swój mały kącik, w którym będę publikował teksty, przemyślenia, zdjęcia itp.

Zobaczymy co z tego wyjdzie :)