Przełęcz Llogara jest symboliczną granicą pomiędzy Albanią środkową a południową (teren nadmorski bywa nazywany Albańską Riwierą), czasem jest też określana jako północna granica Epiru, choć niektórzy historycy umieszczali ją jeszcze nad Wlorą.
W każdym razie podjazd pod przełęcz od północnej strony okazał się wyzwaniem dla mojego samochodu, ale ostatecznie udało się podjechać te ponad 1000 metrów praktycznie od poziomu morza. A z góry piękne widoki...
Gdzieś w tle majaczy już Grecja - Korfu i inne mniejsze wysepki...
Na szczęście zjazd jest łatwiejszy, bo i droga mniej kręta... przejeżdżamy przez Dhërmi, miejscowość znaną wśród turystów, a zamieszkałą również przez mniejszość grecką. Jest tu kilka cerkiewek, ale jedziemy dalej i za wioską Ilias odbijamy na boczną, wąską szosę. Na końcu jest parking i szutrowa droga, którą podobno można zjechać terenówką, choć nie bardzo chcę w to uwierzyć.
Po niecałych dwóch kilometrach marszu w pełnym słońcu pojawia się taki widoczek:
To plaża Gjipe, uznawana za jedną z piękniejszych w Albanii.
Nie jest pusta, jest tu nieco ludzi plus kilka terenówek - wszystkie na polskich blachach. Czyli można tutaj jednak zjechać i wjechać? Tylko po co, dla mnie rozjeżdżanie plaży autem to idiotyzm.
Udogodnień typu kibel, prysznic, bar - brak (bar by się jednak przydał ). Za plażą jest potężny wąwóz, na skraju którego jest jakieś dzikie pole namiotowe, ale tamci chyba też robią po krzakach, bo w ruinach dawnej toalety znalazłem... taczkę!
Ścieżki, którą przyszlismy, strzegą oczywiście zrujnowane bunkry.
Kąpiel i powrót w upale - nieco męczący... nad parkingiem idę jeszcze zobaczyć monastyr św. Teodora - ale zostały z niego smętne ruiny.
Dalsza droga wzdłuż wybrzeża to nieustanne zakręty, podjazdy, zjazdy... w pewnym momencie pojawia się cypel.
Na prawo ukazują się zniszczone zabudowania, wśród których widać jedną z większych ciekawostek militarnych tego regionu - schron dla okrętów podwodnych.
Wybudowali i używali go Sowieci. Kiedy Hodża nagle zerwał z ZSRR to, przy okazji, ukradł im kilka okrętów podwodnych stacjonujących w tej bazie; Moskwa chyba uznała, że gra jest nie warta świeczki i nie próbowała odzyskać ich zbrojnie. Dziś Albania takich okrętów już nie ma, ale przy schronie stacjonują jakieś wojskowe kutry.
Między bunkrem a cyplem jest półwysep z górującą na nim twierdzą Porto Palermo.
Wybudował ją prawdopodobnie na początku XIX wieku Ali Pasza z Tepeleny, lennik sułtana, ale w pewnym okresie właściwie niezależny władca Epiru, co skończyło się dla niego tragicznie. Ta postać będzie się jeszcze pojawiać kilkukrotnie... Jeszcze kilkanaście lat temu w twierdzy stacjonowało wojsko, teraz można ją zwiedzać.
Pan sprzedający bilety wcale nieźle mówi po polsku. W środku nie ma niczego poza korytarzami...
Widoczki z murów jednak całkiem ładne.
Po wizycie u Ali Paszy nie robimy już żadnych postojów, bo popołudnie zaawansowane, a tu trochę trzeba jeszcze przejechać... Już pod wieczór przeciskamy się przez największy albański kurort - Sarandę (masakra! pobudowali setki hoteli, ale o parkingach już zapomnieli)...
...aby w końcu dotrzeć do Ksamil, kilkanaście kilometrów na południe za Sarandą. Znajduje się tam kemping, bardzo popularny, bo miejsca do rozbicia namiotu zaproponowano nam dwa - albo na kamieniach pomiędzy drącymi mordę Włochami, albo na... betonowej podłodze piętra niedokończonego domu Ta druga opcja była lepsza - mimo wszystko wygodniej, z dala od Italiańców, zacienione...
Na górze z kolei sami ludzie z Polski, w tym grupa z Wrocławia, którą spotkalismy też na poprzednim kempingu z cwaniaczkiem-korwinowcem przyklejonym do tableta. Nie dość, że codziennie musiałem słuchać najnowszych politycznych wiadomości z RP, to jeszcze na dodatek wrzucał różne odkrywcze uwagi typu "w Kirgistanie ludzie jeżdżą bez ubezpieczenia i żyją" - na moją opowieść, że w Kosowie nie szło go kupić na granicy. Ciekawe czy mądrala po Polsce też jeździ bez OC (niektórzy tak robią i żyją), a do Albanii przyjechał bez ZK? Potem wszystkich setnie rozbawił, mówiąc, że na opłaty drogowe przez Serbię i Macedonię wydaje 60 euro w jedną stronę A potem strzelił focha na nasz śmiech
Kemping kempingiem ale rwie człowieka do zwiedzania - w następny dzień jedziemy kilka kilometrów jeszcze dalej na południe. Z niewielkiej góry widać kanał Vivari łączący słone jezioro Butrint z Morzem Jońskim (Adriatyk skończył się gdzieś w okolicach Wlory).
Przy ujściu kanału stoją ruiny kolejnej twierdzy Ali Paszy. Mozna się do nich dostać tylko łodzią.
Butrint to nie tylko jezioro, ale przede wszystkim kompleks archeologiczny wpisany na listę UNESCO. Pierwsza osada powstała tutaj gdzieś w XII w p.n.e., potem Grecy założyli miasto (według legendy uciekinierzy z Troi), rozbudowali je Rzymianie. Następnie, jak to bywało zwykle, nastapił upadek (m.in. z powodu trzęsienia ziemi), i jeszcze na krótki czas w średniowieczu siedzieli tu Wenecjanie. Historię osadnictwa dobrze pokazuje szereg map.
To popularne miejsce, pełno tu zorganizowanych wycieczek zwiedzających rozległy teren w pół godziny (dominują polskojęzyczni). Kto lubi na spokojnie, to może chodzić kilka godzin.
Najsłynniejszym obiektem są ruiny teatru z III p.n.e., częściowo zalane wodą.
Tutaj było centrum starożytnego miasta, była agora, stały świątynie...
Na wzgórzu nad nią stoi wenecka wieża - dziś muzeum. Widać z niej doskonale kanał i i zamek go strzegący.
Z boku wije się droga do Ksamil, a w tle wielka plama greckiego Korfu, którego od Albanii dzielą ledwie 3 kilometry (a przeprawy promowe są cholernie drogie!)
Miasto w późnych czasach rzymskich otoczono murami, z których sporo zachowało się do dzisiaj. Ciekawostką jest tzw. Brama Lwia - płaskorzeźba, umieszczona tutaj w V wieku n.e. za nic jednak nie przypomina tego zwierzęcia.
A parę metrów dalej wody jeziora Butrint...
Z okresu wczesnochrześcijańskiego pochodzi Wielka Bazylika...
...oraz baptysterium, w którym znaleziono piękną mozaikę - dziś jest albo przysypana, albo przeniesiono ją do jakiegoś muzeum.
Po zwiedzaniu ruin przeprawiamy się przez kanał sympatycznym promem (w euro przeprawa wychodzi taniej niż w lekach!).
Idę zobaczyć twierdzę widzianą wcześniej z góry...
Niektórzy piszą, że wybudowali ją Bizantyjczycy, inni, że Wenecjanie, a jeszcze inni, że dopiero Ali Pasza. Podejrzewam, że wszyscy mają częściowo rację i każdy z nich coś dołożył albo rozbudował. Łażę dookoła murów szukając wejścia i już chciałem zrezygnować, gdy dobiegły mnie jakieś śmiechy i wrzaski z wieży... Skoro gównażeria się tam dostała to ja też - i dopiero wtedy zauważyłem, że jest wąska szczelina między murem a kratą
W środku jedynie mury i okrągła konstrukcja - podejrzewam, że mogła to być prochownia, choć gdzieś czytałem o łaźniach (wygląd zdaje się to wykluczać).
Droga prowadzi dalej do granicy greckiej (bez oznaczeń) - jest bardzo... albańska
Do Grecji pojedziemy później, teraz zawracamy i po niecałej godzince dojeżdżamy do zapory na rzece Bistrici.
Chcieliśmy obejrzeć Błękitne Oko (Syri i kaltër) - niezwykłych kolorów krasowe źródło, bardzo wydajne...
...i bardzo zimne, bo ze stałą temperaturą 10 stopni, co jednak nie zniechęca niektórych do kąpieli.
Sama Bistrica, dopływająca do jeziora Butrint, również ma tutaj piękne barwy.
Miejsce jest, niestety, bardzo popularne - parking zawalony (nie radzę się mijać na drodze z autobusem), piski jak na Krupówkach, w pobliskiej knajpie kelnerzy robią łaskę... ale mimo to warto przyjechać zobaczyć to cudo
Kolejnego dnia uderzamy do greckiej części Epiru, co opiszę w osobnym tomie, ale po drodze, jeszcze w Albanii, są ładne widoczki na jezioro Liqeni i Bufit.
Oddzielone jest od jeziora Butrint ledwie kilometrem lądu, dobrze widać też ruiny Butrint oraz oczywiście Korfu.
Na koniec kilka słów o samym Ksamil - cóż, nie jest to cicha i spokojna miejscowość (może poza obrzeżami, na których byliśmy), ale da się przeżyć. Okoliczny krajobraz zdominowany jest przez wysadzone samowole budowlane...
...i niedokończone domy - tutaj zawsze zostawia się na piętrze/dachu rury i pręty, a czasem i ściany "na wszelki wypadek na przyszłość".
Złe duchy mają odstraszać różne fanty przyczepione do domów.
W pobliżu kempingu jest plaża - dobra na rano i wieczór, bo w ciągu dnia wygląda tak...
Ładny deptak nadmorski prowadzi do głównych plaż Ksamil.
Tam widoczki piękne - kilkanaście mniejszych i większych wysepek przypominających Bahamy albo inne rajskie regiony.
No, ale te pustki na plażach... nie wytrzymałbym w tej ciszy!
Myślę, że z każdym rokiem będzie tutaj coraz więcej ludzi, coraz ciaśniej i coraz mniej sympatycznie. Póki co, można było jeszcze połazić po miejscowości w miarę po ludzku...
Czasem tylko trzeba było uważać na słupy
Zachód słońca to znak, że trzeba znowu udać się w głąb lądu...
Mam nadzieję, że Gjipe nadal pozostanie takim troszkę bardziej dzikim miejscem. Wystarczy, że plaża pod Llogarą zmienia się w dyskotekę połączoną ze śmietnikiem, a jeszcze do niedawna (czyt. do 2013) było to takie wspaniałe, dzikie i przyjemny miejsce. Ale nie ma się czemu dziwić, w końcu wybrzeże jest dla Albanii skarbem, który przyciąga coraz więcej turystów i muszą w nie inwestować. Szkoda tylko, że nie zawsze te inwestycje są takie trafione...
OdpowiedzUsuńw Albanii to jest typowa wolna amerykanka - zabudować jak najwięcej, to przyciągniemy turystów. Jednych zapewne przyciągną, stracą innych...
Usuń