piątek, 31 grudnia 2021

Rumunia: relaks w Siedmiogrodzie i atrakcje pogodowe.

Nie udało mi się przejechać Transalpiną, ale przecież jakoś przebrnąć przez góry trzeba, nie będę objeżdżał całych Karpat Południowych, gdyż nie starczyłoby na to dnia. Muszę się cofnąć w okolice dużego miasta Târgu Jiu i stamtąd prowadzi w kierunku północnym droga numer 66. Wytyczono ją wąwozami i dolinami, więc wspina się maksymalnie na jakieś 800 metrów n.p.m. - to główny korytarz transportowy dla chcących się przedostać z zachodniej Wołoszczyzny (Oltenii) do Siedmiogrodu lub odwrotnie. Według informacji z rumuńskiej Wikipedii drogę zaczęli budować pod koniec XIX wieku włoscy inżynierowie, ale ostatecznie utwardzono ją dopiero w latach 50. ubiegłego stulecia.
 
Południowa część tego odcinka stanowi Park Narodowy "Defileul Jiului", chroniący wąwóz rzeki Jiu. Jedzie się tędy bardzo przyjemnie, zwłaszcza, że ruch jest zaskakująco nieduży. Rzeka rozdziela dwa karpackie pasma - Vâlcan (Góry Wylkańskie) oraz Parâng.



wtorek, 28 grudnia 2021

Rumuński interior, a w nim Krajowa i prawie Transalpina.

Most Przyjaźni, najczęściej zwany po upadku komunizmu Mostem Dunajskim (przyjaźń w kapitalizmie przestała być w cenie), wybudowano w latach 1952-1954. Miał symbolizować nowe stosunki pomiędzy miłującymi pokój krajami, a także wielkie możliwości socjalistycznych gospodarek (więc konieczna okazała się pomoc Związku Radzieckiego). Z długością ponad dwóch kilometrów był największą taką przeprawą drogowo-kolejkową na świecie.


Skorzystanie z mostu jest płatne - kosztuje 3 euro. Następnie wjeżdża się na jednopasmową drogę i w połowie konstrukcji pojawiają się tablice oznaczające początek Rumuni, choć flaga wskazuje raczej na Francję 😏.


Na rumuńskim brzegu, podobnie jak na bułgarskim, strzelają w niebo kolumny z datami budowy. Po bułgarskiej stronie nie było kontroli granicznej, po rumuńskiej strażnik spojrzał na papiery, wymamrotał coś niezrozumiałego, ja wytrzeszczyłem oczy, on rzucił "ciao" i machnął ręką, aby jechać dalej. Całość przekroczenia granicy zajęła pół godziny, co jest bardzo dobrym czasem, biorąc pod uwagę, że kilka dni później ludzie potrafili tu tracić i sześć godzin.

sobota, 25 grudnia 2021

Jarmarki bożonarodzeniowe w czasach pandemii: Praga, Opole i Katowice.

To powinien być wpis rozpoczynający okres przedświąteczny, a urodził się jako jego podsumowanie.
 
Grudzień to czas jarmarków bożonarodzeniowych, na które jeżdżę zwykle do Republiki Czeskiej. Rok temu tradycja ta została brutalnie przerwana, lecz miałem głęboką nadzieję, że tej późnej jesieni wszystko powróci na stare tory. Niestety, "ostatnia prosta" okazała się wyjątkowo kręta i najeżona przeszkodami.

Początkowo brałem pod uwagę Pardubice. Zrezygnowałem jednak, gdyż o tym czy jarmark się odbędzie, nie wiedziała nawet tamtejsza informacja turystyczna, a urzędnicy odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza (urząd miasta do jakiegoś wydziału, ten z kolei do innej instytucji itp.). Potem padł wybór na Ostrawę i wszystko zmierzało w dobrym kierunku, gdy nagle czeski rząd... zamknął jarmarki! Ręce opadły, a Czesi byli wściekli - dlaczego akurat jarmarki, imprezy na świeżym powietrzu?! Można pójść w tłumie na mecz, do galerii handlowej i do innych przybytków, ale na jarmark nie! Doszukiwałbym się w tym przypadku także działań politycznych, gdyż to były ostatnie dni rządu Andreja Babiša i wcale bym się nie zdziwił, gdyby specjalnie podrzucił zgniłe jajo następcom...

Ostatecznie Ostrawę zmieniłem na Pragę - tam przynajmniej zawsze jest coś do zwiedzania, a może i jakieś knajpy będą chociaż sprzedawać grzańce? I faktycznie, w wielu miejscach można było dostać kubek wina na wynos - wydawało się, że będzie to jedyny akcent jarmarkowy, a resztę czasu trzeba będzie przeznaczyć na podziwianie architektury, w tym jak zwykle pięknie oświetlone Hradczany i jak zwykle zatłoczony Most Karola.




Okazało się, że jednak Czesi przechytrzyli system! Ku mojemu zdziwieniu na ulicy Havelskiej (Stare Miasto) natykam się na rzędy budek, sprzedawane są adwentowe duperele, choinki, prezenty, jedzenie oraz - co najważniejsze - grzane wina i poncz. Normalny, standardowy jarmark bożonarodzeniowy!

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Z lichem przez Góry Świętokrzyskie.

W Górach Świętokrzyskich byłem raz - ponad dwadzieścia lat temu z rodzicami odwiedziłem Święty Krzyż. Od tego czasu jakoś za bardzo mnie tam nie ciągnęło, choć to niby góry... Aż wreszcie nastał grudzień Roku Pańskiego 2021. Okazją do ponownych odwiedzin była reaktywacja Andrzeja (Eco), z którym po ponad trzech latach znowu ruszyłem na szlaki. A Świętokrzyskie wybraliśmy z kilku powodów:
* ceny noclegów w tej okolicy jeszcze nie oszalały, w przeciwieństwie do Beskidów i Sudetów,
* małe były szanse na przewalające się tłumy,
* w moim przypadku będzie to nowe pasmo zaliczone z plecakiem.
Wyjazd był zacny, ale nie spodziewajcie się w tej relacji masy pięknych widoków, a raczej prozę wędrówki i walkę z przeciwnościami losu 😏.
 

Gdy wrócił Eco, wróciło i licho. Można je nazywać pechem, karą Bożą, przypadkiem. Faktem jest, że istnieje i przypomniało sobie o nas. Po raz pierwszy zaatakowało jeszcze w dzień przed wyjazdem, w czwartek wieczorem: około 23-ciej zdałem sobie sprawę, iż wśród przygotowanych kartek nie mam biletu do Kielc! Szybka reakcja i rzutem na taśmę udało się go wydrukować. 
Drugi atak nastąpił w piątek wcześnie rano. Zastanawiałem się, czy na dworzec podjechać autobusem czy pociągiem, który z nich będzie pewniejszy? Wybrałem autobus, a ten się... zepsuł. Na szczęście na tyle blisko dworca, że zdążyłem piechotą. Co ciekawe - ledwo z autobusu wyszli ludzie (wyświetliła się napis "awaria"), a ten ruszył dalej 😛.
Ze stolicy Górnego Śląska pociąg wiezie naszą dwójkę w stronę Kielc. Ciepło, wygodnie, przyjemnie. Martwi trochę myśl, że w stolicy Świętokrzyskiego mamy całe jedenaście minut na przesiadkę - trzeba przebiec na dworzec autobusowy. Teoretycznie wykonalne, lecz nie możemy się spóźnić. Nagle pociąg staje. Z głośnika słychać głos kierownika:
- Planowany postój techniczny nie powinien wpłynąć na czas jazdy.
Ponieważ na PKP IC można polegać, więc łapiemy pierwsze pięć minut opóźnienia, a potem dokładają kolejne pięć. Trzeci atak licha zakończony sukcesem, na przesiadkę nie zdążymy.

W Kielcach idziemy nie spiesząc się. Na dworcu autobusowym widzimy, iż nasz busik też ma opóźnienie, jeszcze stoi na stanowisku, biegniemy w jego kierunku, podobnie jak inny facet, a kierowca - zobaczywszy nas - zatrzasnął drzwi i odjechał! Cudnie.

środa, 15 grudnia 2021

Bułgaria prawdziwa: Pobiti Kamyni, Madara, Szumen i Razgrad.

Czytając artykuły, blogi i internetowe przewodniki można odnieść wrażenie, że Bułgaria to wybrzeże i oprócz niego to już nic ciekawego. A jest dokładnie odwrotnie - większość najciekawszych miejsc wcale nie leży nad morzem. Pierwsze z opisywanych przeze mnie ma do morskich fal blisko, gdyż znajduje się kilkanaście kilometrów na zachód od Warny. 


Mowa o terenie zwanym Pobiti Kamyni (Побити камъни), a w języku polskim Kamienny Las. Na rozległej przestrzeni stoją tu dziesiątki kolumn i tysiące innych mniejszych kawałków - coś w rodzaju połączenia ruin starożytnych budynków i rzadkiego gołoborza, a wszystko to na suchej trawie przemieszanej z piaskiem. Niekiedy nawierzchnia określana jest wręcz jako pustynia, jedna z nielicznych w Europie pochodzenia naturalnego i jedyna w Bułgarii.




środa, 8 grudnia 2021

Szkorpiłowci i okolice - bułgarskie wybrzeże na spokojnie.

Poszukując miejsca na założenie "bazy noclegowej" na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego mój wzrok przyciągnęła miejscowość o dość pokręconej nazwie - Szkorpiłowci (Шкорпиловци, w angielskiej transliteracji Shkorpilovtsi). Położona jest ona czterdzieści kilometrów na południe od Warny i zdawała się spełniać wszystkie albo większość postawionych przeze mnie warunków.


Forma noclegu, jaka mnie interesowała, to kemping. W Bułgarii większość takich obiektów dzieli się na dwie kategorie: hałaśliwe, tłoczne molochy i mniejsze obiekty, oferujące kiepski stan sanitarny. Ewentualnie te dwie odmiany łączą się w jedno (molochy z kiepskim stanem sanitarnym), a wyjątki mają inne wady - na przykład położenie na odludziu. W Szkorpiłowci kemping znajduje się w miejscowości i także niemal zaraz przy morzu - dzieli go od brzegu kilkaset metrów, wystarczy przejść przez drogę. Poniżej pomiędzy drzewami widać niebieski kolor i molo, a to zdjęcie z kempingowego baru.


czwartek, 2 grudnia 2021

Północne wybrzeże Bułgarii - od Durankulaku do Warny.

Do Bułgarii wracam po ośmiu latach. Nie napiszę, że to mój ulubiony kraj bałkański, ale wspominam go miło, więc chętnie tu ponownie zawitam. Na przejściu wita nas tablica.. z Kielc. Hmm, scyzoryk chyba gdzieś mam w schowku.


Kibelek, czyli krzaki. Dobrze, że oznaczono dojście.


Wjazd nastąpił przez przejście Vama Veche - Durankulak niejako z konieczności: w lipcu władze Bułgarii w swej nieograniczonej mądrości zdecydowały, iż turyści mogą przybywać do ich kraju tylko przez wyznaczone punkty graniczne. Powodem takich działań miały być braki w personelu medycznym, który miał sprawdzać paszporty COVID-owe - nie starczyło go na wszystkie przejścia. Nie wiem jaki jest średni poziom inteligencji w Bułgarii, ale jeśli do rzucenia okiem na kartkę papieru i wydania kilku dziwnych dźwięków (bo tak to wyglądało w naszym przypadku) potrzeba wykształcenia medycznego, to nie mam pytań... Efekt był taki, że na granicach tworzyły się korki, których normalnie można częściowo uniknąć, co z epidemiologicznego punktu widzenia było pięknym strzałem w stopę. W zawodach pod tytułem "Najgłupsze decyzje rządzących w czasie pandemii" poziom byłby bardzo wyrównany.
Dziś jednak mamy szczęście - odprawa zajęła około kwadransa. Rumun zbierał dokumenty i przekazywał Bułgarowi, ten znikał na chwilę w budynku i jakoś to szło.