wtorek, 22 lipca 2014

Południowe Morawy i Dolna Austria - cz. III (od Vranova do Mikulova)


Kilkanaście kilometrów od Znojma jest senna wioska Čížov (Zaisa), w której zresztą początkowo chciałem nocować. Jest to 40 starych domów, barokowa kapliczka, poniemiecki zniszczony cmentarz i jedyna w Republice Czeskiej dłuższa pozostałość po infrastrukturze Żelaznej Kurtyny

 

To właściwie granica wewnętrzna - oddzielała obywateli od zamkniętego pasma granicznego. Dopiero z 3 kilometry dalej jest właściwa granica ze wspominanym już austriackim Hardegg. Uciekinier musiał przedostać się przez tą barierę, do lat 60. XX wieku będącą pod napięciem, i dopiero wtedy pilnować się, aby nie złapała go straż graniczna. Oczywiście na samej granicy też były zabezpieczenia, ale generalnie główna linia "odporu" była w tym miejscu. Tereny na "ziemi niczyjej", a wcześniej "strefie śmierci", zajmowały 2% całej Czechosłowacji! 

 
"Granica to nie deptak, aby się tutaj ludzie przechadzali" - stwierdził w 1969 roku Gustav Husak (w okresie Praskiej Wiosny na krótko granicę otwarto). 

Dążenie do zrealizowania tych słów kosztowało życie od 280 do 400 zabitych (również już za granicami CSRS); samych pograniczników zmarło jeszcze więcej, bo ponad 600, a najczęstszą przyczyną było samobójstwo. Ledwie 10-12 zginęło od wymiany ognia z uciekinierami i przemytnikami... 

Zmieniając nieco klimat - kolejnych kilka kilometrów dalej znajduje się miasteczko Vranov nad Dyjí (Frain), pięknie położone nad Dyją i na opłotkach parku narodowego. 
 

Góruje nad nim dawny zamek, a dzisiaj barokowy pałac. W XIX wieku dostał się w ręce polskich rodzin szlacheckich - najpierw Mniszków, a potem Stadnickich, którzy gospodarzyli w całej okolicy. 
 

Stadnicckim skonfiskowała pałac III Rzesza, a w komunistycznej Czechosłowacji z oczywistych przyczyn go nie odzyskali. 
 

Wnętrza nie są tak bogate jak u Liechtensteinów, ale czuć w nich powiew bogatego świata ;) 
 

Kolejne atrakcje są co kilka kilometrów - obok wioski Šafov (Schaffa) odnajduję położony na odludziu spory kirkut z grobami sięgającymi XVII wieku. Trawa jest niedawno ścięta, więc ktoś o niego dba. 
 

Przekraczamy granicę z Austrią na dawnym przejściu rowerowym - obok drogi jest stary znak graniczny, bo Morawy i Dolna Austria mają tutaj granicę od średniowiecza. 
 

U Austriaków - wiadomo, Ordnung. I pustki, bo to sobota, więc ludzie zamiast ganiać po galeriach czy palić śmieci w ogródkach pochowali się w domach ;) 

Riegersburgu ładny pałac barokowy. 
 

Jest tam jakieś muzeum, ale pałac nadal jest w rękach swoich właścicieli - to rodzina Pilati von Thassul zu Daxberg, grafowie którzy mają też zamek w Hardegg. 

Wizytę w tej miejscowości oraz przy ruinach Kayi opisałem w temacie o Parku Narodowym, więc kolejny postój to wioskaNiederfladnitz. Dość ciekawy pałac w formie kwadratu z basztami. 
 

Własność czeskiej rodziny Waldstein-Wartenberg (tak jak zamek Kaya) - gdy po 1945 komuniści wyrzucili ich z terenu Czechosłowacji nabyli oni (lub odziedziczyli) kilka obiektów w Dolnej Austrii. 

Największą mieściną w okolicy jest miasteczko Retz z bardzo ładnym rynkiem. 
 

Uwagę przyciąga zwłaszcza kamienica z XVI wieku, pokryta sgraffito. 
 

Kurczę, tam co druga miejscowość tak wygląda, aż się chce je zwiedzać! 

Ponownie wracamy na Morawy - obok wspominanych już Hnanic moją uwagę przyciąga schron. 

Podobno to zwykły řopík (LO vz. 37), ale zupełnie nie przypomina tych, które widywałem i w Sudetach i w tej okolicy. Może jakiś specjalista się o tym wypowie? Dzisiaj należy do pobliskiego hotelu i można w nim nocować - to by mogło być ciekawe przeżycie :) 

Znacznie większy obiekt militarny jest w sąsiednim Šatovie (Schattau). Ciężki schron MJ-S 3 „Zahrada“, z daleka widoczny na polu. 
 

Miał mieć załogę liczącą 35 osób, lecz do jesieni 1938 roku go nie wykończono (jak większości innych). Zrobiono to dopiero po wojnie, uzupełniono o nowe uzbrojenie i wojsko siedziało tutaj aż do lat 90. XX wieku. 
 

Dziś ma malowanie z lat 80, podobnie jak wnętrza, które można zwiedzać. A czemu wojsko tak długo go użytkowało? Otóż zaraz za nim zaczynała się znowu wewnętrzna granica, zasieki i wieże obserwacyjne. 
 

Wroga Austria, a raczej cel ucieczek, jest doskonale widoczny z bunkra - to kępa drzew na horyzoncie. 
 

Pora opuszczać podznojemskie okolicę, więc wybieram jakąś boczną drogę, aby nie telepać się głównymi. Przez przypadek wpadam na dawne główne przejście austriacko-czeskie, gdzie znajduje się prawdziwe średniowieczne miasteczko :D 
 

Mniej lub bardziej dziurawymi szosami i objazdami dojeżdżamy do miasta Hrušovany nad Jevišovkou (Grußbach). Trochę drepcę po okolicy, ale w końcu odnajduję mocno zniszczony empirowy pałac - w przeciwieństwie do większości czeskich budynków tego typu ten musiał mieć pecha. 
 
 

Drnholcu (Dürnholz) jest atrakcja zupełnie współczesna - wieża widokowa. Niby żadne wzniesienie, ale widoki na okolicę ładne. 
 

W drugą stronę są Pavlovské vrchy (Pollauer Berge), pofałdowane wzgórza z licznymi ruinami zamków. 
 

Bliższe zabudowania wyglądały mi na klasztor, ale to zwykły kościół z mniej zwykłym towarzystwem: renesansowo-klasycystycznym ratuszem... 
 

...i połowicznie odmalowanym pałacem. 
 

Ostatnim punktem nie związanym z Liechtensteinami (albo związanym połowicznie) na bożocielnej trasie jest Mikulov (Nikolsburg)
 

Miejscowość dość znana, ale najczęściej pomijana przez turystów, mknących do Austrii i dalej na południe. Nad starówką góruje zamek-pałac. Krótko był w rękach Liechtensteinów (dlatego związany połowicznie), ale swą świetność zawdzięcza rodowi Dietrichsteinów, którzy z przerwami mieszkali tutaj od XVI wieku do 1945 roku. 
 

Ogólnie Mikulov wart jest mszy... tfu, dłuższego postoju - oprócz rozległego wzgórza zamkowego jest bogata starówka, synagoga, kościoły i kaplice (w tym malowniczo położone na okolicznych wzgórzach), no i oczywiście winnice :) 
 

Ale czas nagli, czekają jeszcze Lednice i ponownie Liechtensteinowie... :) 


3 komentarze:

  1. Fajna relacja. Mnóstwo ładnych krajobrazów i interesujących lokacji. Nawet te zasieki i zapory przeciwczołgowe nie szpecą.
    P.S. Położenie zamku Vranov wymiata. Sam zamek też ciekawy, choć barokowe detale średnio mnie kręcą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. zasieki i zapory to teraz też atrakcja turystyczna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem. :) Zresztą osobiście bardzo lubię infrastrukturę militarną. Chodziło mi o stan tego wszystkiego. Prezentują się idealnie i nie ma jak widać szans na rdzewiejące gdzieś w krzakach zwoje drutu, lub stalowych elementów. U nas w tej kwestii jeszcze sporo do nadrobienia...

      Usuń