czwartek, 9 stycznia 2020

Sanctum Sepulchrum - kościoły Starego Miasta w Jerozolimie.

Odwiedzanie kościołów to jeden z głównych powodów wizyty w Jerozolimie. Nawet jeśli nie przybyliśmy na pielgrzymkę lub nie należymy do osób wierzących warto to uczynić, dzięki temu czeka nas ciekawa lekcja historii, architektury, sztuki i... socjologii.

Na samym początku chciałem się trochę usprawiedliwić: ciężko złapać dobre ujęcie budynków z zewnątrz, bo zazwyczaj uniemożliwia to ciasna zabudowa, czasem to w ogóle nierealne. Z kolei wnętrza są ciemne i zatłoczone, więc większość prezentowanych zdjęć może być ziarnista, nie do końca ostra i pełna jegomościów, którzy sprawiają wrażenie wciskających się specjalnie pod cudzy obiektyw. Proszę zatem nie oczekiwać cudów 😏.

Wypadałoby zacząć od Bazyliki Grobu Świętego, w końcu najważniejszej świątyni chrześcijan. Bywa, że w pierwszy kontakt z nią turysta wejdzie przypadkowo, gdyż położona jest wśród innych obiektów i przy niedużym dziedzińcu. Fasada to misz-masz różnych elementów, przeważnie w stylu późnoromańskim.


Patrzymy głównie na konstrukcję z XI i XII wieku - wtedy ze zniszczeń odbudował ją cesarz bizantyjski, a znacznie rozbudowali krzyżowcy. Jednego z nich - Anglika - nawet pochowano pod przylepioną z prawej strony kaplicą Franków. Rycerze z Europy wznieśli dwa portale wejściowe, lecz jeden z nich zamurowano już w 1187 roku z rozkazu Saladyna. Dzwonnica kiedyś była wyższa, ale w 18. stuleciu ją zmniejszono, bo groziła zawaleniem.



Po przekroczeniu wielkich drzwi należy uzbroić się w cierpliwość z dwóch powodów. Po pierwsze - najczęściej w środku jest tak tłoczno jak w dyskoncie w czasie szałowej promocji. Po drugie - niektóre mijane osoby mogą mieć nie do końca poukładane pod sufitem i pytanie brzmi czy to efekt Jerozolimy czy może reagują tak histerycznie w każdym świętym miejscu?


Teraz wypadałoby nakreślić pokrótce historię bazyliki, skupiając się na faktach historycznych. Prawdopodobnie w I wieku naszej ery tu rozciągała się Golgota - dawny kamieniołom, na szczycie którego Rzymianie dokonywali egzekucji skazańców. Musiała leżeć poza murami, gdyż prawo nie pozwalało zabijać na terenie miejskim. W granice Jerusalem włączono ją dopiero dekadę po domniemanym ukrzyżowaniu Jezusa. Tuż obok wapiennej skały znaleziono wydrążony w niej grób w formie, jaka była używana przez starożytnych Żydów. Czy pochowano w nim Chrystusa? Tego żaden archeolog oczywiście nie potwierdzi, zwłaszcza, że po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu nie powinno być ciała 😏.
Użyłem słowa "prawdopodobnie", gdyż istnieje grupa badaczy twierdząca, iż Golgota wraz z grobem to w rzeczywistości skarpa obok Bramy Damasceńskiej. Ta opinia była popularna głównie wśród ewangelików, dzisiaj mało kto się z nią zgadza, zwłaszcza, że odnaleziony tam grób jest młodszy.

Po stłumieniu powstania żydowskiego w 73 roku Jerozolima wyludniła się, a w kolejnym stuleciu w jej miejscu powstało miasto rzymskie. Cesarze traktowali chrześcijan jako wrogów państwa i wznieśli tu świątynię swoich bogów. Wybór akurat tego miejsca świadczy o tym, iż musiał na nim istnieć kult związany ze śmiercią Jezusa, a budując nowy obiekt chciano wymazać wspomnienia. To się nie udało, gdyż w momencie ogłoszenia w Cesarstwie wolności religijnej chrześcijańska bazylika stanęła także nad skałą Golgoty, a więc tradycja i pamięć wiernych okazała się silniejsza.


Kolejne stulecia to naprzemienne burzenie i podnoszenie z ruin. Bazylikę postawioną z fundacji Konstantyna Wielkiego spalili w VII wieku Persowie, być może przy pomocy Żydów, mszczących się za prześladowania ze strony chrześcijan. Dość szybko przystąpiono do odbudowy i zdążono w sam raz na kolejny najazd, tym razem arabski. Wyznawcy Mahometa okazali się znacznie bardziej tolerancyjni od Persów i przez długi czas chronili kościół oraz pielgrzymów. Dopiero w 966 roku bazylika znów częściowo spłonęła, a był to odwet za zwycięstwo wojsk bizantyjskich w jednej z bitew.
W 1009 roku niejaki kalif Al-Hakim rozkazał zniszczyć świątynię. Było to jedno z wielu działań, dzięki któremu otrzymał on przydomek "szalonego Fatymidy", nie przepadali za nim nawet jego muzułmańscy poddani. Święty przybytek został unicestwiony prawie całkowicie, lecz część samego Grobu Pańskiego mogła przetrwać. Wkrótce kalif zniknął w mroku dziejów i znów ruszyły prace rekonstrukcyjne. Najwięcej dołożyli krzyżowcy i, jak już pisałem, wygląd zewnętrzny to głównie ich dzieło.
Następne uszkodzenia przynosiły zazwyczaj kataklizmy naturalne - trzęsienia ziemi oraz przypadkowe pożary, czasem dość poważne. Nowym zwyczajem stała się natomiast rywalizacja poszczególnych wyznań o prawo do zarządzania bazyliką - dokładnie tak samo jak w Betlejem. Sacrum mieszało się z profanum, a polityka z religią i w jakimś stopniu trwa to do dnia dzisiejszego. Aby pogodzić zwaśnionych chrześcijan sułtani tureccy wydawali rozporządzania regulujące wzajemne stosunki i prawa własności, znane jako Status Quo. One także nadal obowiązują, choć raczej potęgują problemy niż je rozwiązują. Przez wiele lat nie można było przeprowadzić normalnego remontu, ponieważ świętobliwi mężowie z różnych odłamów nie mogli się dogadać. Teraz wreszcie coś się ruszyło, ale niezmiennie niektóre zakątki wyglądają jak rupieciarnia...

Wracajmy do współczesności. Po przekroczeniu progów ukaże nam się leżący na ziemi Kamień Namaszczenia. Wierni wierzą, iż na nim przygotowywano ciało Jezusa przed złożeniem do grobu. Byłaby to więc jedna z największych pamiątek chrześcijaństwa, tyle, że kamień pochodzi... z 1810 roku i położono go tu po ostatnim dużym pożarze.


Ludziom to nie przeszkadza, zwłaszcza Rosjanom - grupowo go całują, biją w niego głową, przykładają do kamienia krzyże, medaliki, kawałki materiałów i inne przedmioty. Z boku przypomina to raczej szamańskie albo pogańskie obrzędy.


Na lewo od Kamienia (patrząc od strony drzwi) wchodzi się do bardzo wysokiej rotundy, w środku której znajduje się Anastasis - grobowiec wzniesiony nad Grobem Pańskim. Jego obecny kształt także pochodzi z 1810 roku, poprzedni strawił pożar.



Bogato zdobiona fasada nad wejściem do grobowca.



Zapewne ujrzymy tutaj taką scenę - kolejka jak w mięsnym za PRL-u...


My mieliśmy szczęście: przy pierwszej wizycie przyszliśmy około godziny 17-tej, kiedy większość grup zorganizowanych dawno się rozeszła. Sznurek chętnych do odwiedzenia grobu ciągnął się tylko do połowy Anastasis. Stajemy. Czekanie mnie drażni, tym bardziej, że wokół nas prawie sami nerwowi Rosjanie, w ogóle w Bazylice stanowili tak z 70%. Stoimy. W powietrzu unoszą się mało komfortowe zapachy, ludzie za nami chyba nie wiedzą, że wynaleziono dezodoranty i pasty do zębów. Ktoś w pobliżu cały czas puszcza śmierdzące bąki. Czasem robi mi się słabo, lecz poniosę jeszcze ten swój krzyż. Na końcu kolejki pojawia się polska grupa i zaczyna się głośno modlić, potem śpiewać. Zaglądam przez ramię młodego Koreańczyka - ten lewą ręką gra na jednym smartfonie, a prawą wysyła smsy na drugim.

Do grobowca wpuszcza "strażnik" - dwie, trzy osoby, przerwa, dopóki nie wyjdą poprzednicy, potem znowu dwie, trzy, cztery osoby. Niektórzy mają znajomości i wchodzą z marszu, zwłaszcza atrakcyjne Rosjanki polecane przez młodego popa. Świat nie jest sprawiedliwy!



Szło dość sprawnie i czas oczekiwania zamknąłby się w 20-25 minutach, gdy nagle wszystko stanęło i zaczęto przestawiać metalowe barierki! Co jest grane?!
- Msza, potrwa godzinę - odpowiada Arab/Palestyńczyk zaniepokojonym Rosjanom. Ci machają rękami i rozpoczynają odwrót. - Żartowałem! - woła facet ze śmiechem. - To tylko kilka minut!

Z oddali słychać łacińskie śpiewy, które na razie są częściowo zagłuszane przez... piosenki polskiej grupy.
- Silence! - krzyczy do nich strażnik. - Sileeence! - wrzeszczy, gdy Barka nadal rozbrzmiewa wśród murów. Musiał w końcu do nich podejść, aby się uciszyli.

Zbliża się procesja franciszkanów. To oni wraz z prawosławnym patriarchatem Jerozolimy i Apostolskim Kościołem Ormiańskim mają swoją siedzibę w Bazylice i najwięcej praw w jej użytkowaniu. Zakonnicy w brązowych wdziankach są coraz bliżej, a w Rosjan nagle wstępuje dzika energia, bo zaczynają napierać na tych stojących przed nimi. Wszystko chcą zobaczyć, wszystko sfotografować. Jedna kobieta nagle straciła słuch, bo zupełnie nie reagowała na ponaglenia ochroniarza żeby zejść z przejścia. Trzeba się mocno zaprzeć, aby nie wepchnęli człowieka w barierkę.


Braciszkowie zrobili swoje i udali się do zakrystii. Ponownie zaczynają wpuszczać i po chwili (a w sumie gdzieś po trzech kwadransach) wchodzimy do Anastasis. W środku są dwa maleńkie pomieszczenia, każde mieści ledwie kilka osób. Pierwsze to kaplica Anioła z ołtarzem wykonanym, według tradycji, z kamienia zakrywającego grób. Drugie to właściwy Grób Pański. Kiedyś był to środek skały, ale w czasie budowy pierwszego kościoła przez Konstantyna większość z niej skuto, aby wydobyć miejsce pochówku - pozostała jedynie dolna część i ściany boczne. Żeby to sobie lepiej wyobrazić posłużę się grafiką z Wikipedii:


Nisza grobowa, na której kładziono ciało, prawdopodobnie przetrwała zniszczenie świątyni w XI wieku oraz pożar na początku wieku XIX-go.

Do tego drugiego wnętrza weszliśmy we trójkę, oprócz nas młoda Rosjanka. Zapanowała jakaś niesamowita cisza, atmosfera zdawała się gęstnieć. Po prawej stronie ciągnie się kamienna ława-ołtarz. Kleknęliśmy i dotknęliśmy go ręką. Prąd mnie nie kopnął, nie poczułem żadnej boskiej obecności ani nic z tych rzeczy. Nie miałem prawa poczuć, bo to nie jest relikwia, wbrew powszechnej opinii na płycie nie leżał zmarły Chrystus, to jedynie symbol. Musielibyśmy podnieść kamień, pod nim zobaczylibyśmy wnękę z IV wieku i głębiej drugi kamień, a dopiero tamten zakrywa właściwą komorę grobową w której spoczęło ciało. Przed kilku laty przeprowadzono dokładne badania grobowca (pierwsze od XVI wieku) i potwierdzono ten stan rzeczy oraz fakt, że nisza grobowa rzeczywiście nie była uszkodzona ani zmieniana przez ponad półtora tysiąca lat, od czasu późnego Cesarstwa Rzymskiego.

Spędziliśmy w środku może minutę - to i tak długo. Nikt nas nie pilnował, mogłem spokojnie zrobić zdjęcia. Nie uczyniłem tego. Czułem, że nie mogę, że jednak byłaby to jakaś desakralizacja. Przez tę krótką chwilę myśli wydawały się zniknąć, mózg wyłączyć.

O ile kaplica Grobu jest niewątpliwie numerem jeden Bazyliki, o tyle na numer drugi zasługuje na pewno Kalwaria na skale Golgoty. Z oryginalnej "czaszki" pozostały jedynie fragmenty. Zdziwiło mnie, że miejsce ukrzyżowania od grobu dzieli tak niewielka odległość, może kilkadziesiąt metrów. Czytając Biblię (i oglądając filmy) człowiek miał wrażenie, że to jest dalej.
Do położonych na wysokości piętra kaplic wchodzi się po schodach, skręcając zaraz za wejściem w prawo. Ja musiałem sobie poradzić wdrapując się schodami... wyjściowymi, gdyż druga strona była kompletnie zablokowana tłumem Rosjan. Stali oni w długiej kolejce do ołtarza pod którym znajduje się otwór - według tradycji ma to być czoło skały, gdzie wbito krzyż. Większość pomieszczenia pokonywali na kolanach i na bosaka, strasząc brudnymi stopami.


Kalwaria dzieli się na dwie części - katolicką kaplicę Przybicia do Krzyża oraz prawosławną Śmierci na Krzyżu. Obydwie są bogato zdobione. Można stąd także popatrzeć w dół.




Jeśli ktoś nie chce się wspinać ani stać w tłumie to dolną część Golgoty zobaczy również poniżej, w kaplicy Adama. Tradycja żydowska mówi, że właśnie na Golgocie pochowano pierwszego mężczyznę w historii ludzkości. Kiedyś kaplica należała do katolików, po pożarze w 1808 roku wyremontowali ją i przejęli prawosławni, przy okazji niszcząc stojące tu grobowce królów jerozolimskich.


Gdybym chciał napisać tylko o najważniejszych miejscach Bazyliki Grobu Świętego, to mógłbym w tym momencie zakończyć, ale świątynia jest rozległa i ma wiele innych, ciekawych zakamarków. O wiele bardziej mi się w niej podobało niż w Bazylice Narodzenia w Betlejem.

Centralną cześć stanowi Katholikon - dawny kościół krzyżowców, przebudowany i użytkowany przez prawosławnych, lecz poza nabożeństwami niedostępny dla pospólstwa.


Do kaplicy Syryjczyków zajrzałem przypadkowo, zastanawiając się co to za boczne, słabo oświetlone wejście niedaleko Grobu Bożego. Ciemny pokój z brudnymi ścianami, niektóre z nich ozdobione hasłami typu "kocham Jarka", dyndająca z sufitu lampa i rozpadający się drewniany ołtarz. To ta bardziej zaniedbana strona Bazyliki, ale może przez to bardziej klimatyczna?


Więzienie Jezusa to kolejna kaplica prawosławna, która nie ma nic wspólnego z nazwą, ale to w niej przeżyłem największe emocje w czasie wszystkich wizyt.


Podchodząc usłyszałem jakieś dziwne odgłosy, jakby ktoś ciągle charczał i usiłował odchrząknąć flegmę z gardła. Przekroczyłem próg i widzę z boku starszą kobietę, wijącą się i trzęsącą przed obrazem. Olałem to i zrobiłem zdjęcie wnętrza, a ona w tym momencie się odwróciła... Gdy zobaczyłem jej twarz i wzrok... zjeżyły mi się wszystkie włosy na całym ciele! Momentalnie się wycofałem, od razu skasowałem fotkę, na którą się załapała... Nie wiem czy cierpiała na chorobę psychiczną czy coś ją opętało i wolałem tego nie sprawdzać, ale w głowie tłukła się myśl o rozmaitych demonach! Potem jeszcze przez dłuższą chwilę pociłem się z wrażenia, a na wspomnienie tego momentu nadal czasem przechodzą mnie ciarki.

Krypta św. Heleny, całkiem ładna, z mozaiką na podłodze i obrazami na ścianach, wybudowana przez krzyżowców. Zarządzają nią Ormianie.


Z boku schody prowadzą do kaplicy Znalezienia Krzyża. Historycznie jest to pozostałość po rzymskiej cysternie na wodę, a tradycja religijna opisująca to miejsce jest bardzo ciekawa. Helena, matka cesarza Konstantyna, a późniejsza święta, była typową neofitką, bardziej gorliwą od "starych" chrześcijan. Z Konstantynopola wybrała się do Ziemi Świętej, aby odnaleźć miejsce śmierci Chrystusa. Już pisałem, że na Golgocie Rzymianie wznieśli świątynię swoich bogów, więc konieczne stało się jej zburzenie. Jak wiadomo - my możemy zniszczyć obcy święty przybytek, obcy naszego nie!
Kiedy pogański gmach został rozebrany, cudownym trafem odkryto czaszkę, grób i trzy krzyże. O ile istnienie Golgoty i czyjegoś grobu jest faktem, o tyle z tymi krzyżami to już bardziej problematyczna sprawa - po trzystu latach okazało się, iż leżą w tej samej okolicy co za czasów Poncjusza Piłata, nienaruszone i jeszcze z oryginalną tabliczką INRI! Nikt ich nie tknął przez trzy wieki, ani Żydzi, ani Rzymianie. Naprawdę trzeba wielkiej wiary, aby w tę historię uwierzyć!


Tu oczywiście znowu jest kolejka, znowu przeważnie Rosjan, którzy całują punkt znalezienia krzyży. I tylko Koptowie twierdzą, że leżały one w innym miejscu, zupełnie przypadkowo pod ich klasztorem 😏.


W jednej z mniejszych kaplic pod ołtarzem spoczywa fragment kolumny z szarego marmuru. Ma upamiętniać koronację Jezusa koroną cierniową i wyszydzanie go (choć co ma piernik do wiatraka?). Nie dane było mi się przyjrzeć jej na spokojnie, szybko pojawiła się kilkuosobowa grupa i przyłożyła uszy do płyty.
- Słyszycie jak bije? Niesamowite, prawda? - emocjonował się młody batiuszka.
Przyłożyłem i ja. Nic nie słyszałem.



Chodzić można tu jeszcze długo, ale na tym poprzestanę. Na pewno Bazylika Grobu Świętego warta jest mszy, a nawet dokładnych odwiedzin.


Kończąc temat tego obiektu jeszcze tylko wspomnę o najsłynniejszej drabinie świata. Stoi sobie na gzymsie przy oknie. Niczym by się nie wyróżniała, gdyby nie to, iż oparto ją tam dawno temu: występuje już na rycinie z 1728 roku, jej istnienie potwierdzą litografie i zdjęcia z kolejnego wieku. Ktoś ją kiedyś ustawił (ta część należy od Ormian) i zapomniał zabrać, a Status Quo zabrania samowolnego zmieniania istniejącego stanu rzeczy. Będzie zatem stała jeszcze długo, może do końca świata (choć chyba przynajmniej raz wymieniono ją na nowszy model).


Oczywiście starówka to nie tylko jedna świątynia chrześcijańska, poniżej zaprezentuję kilka innych kościołów i kaplic, do których zajrzałem, w porządku alfabetycznym:

* cerkiew Aleksandra Newskiego, położona bardzo blisko Bazyliki. Centrum rosyjskiego prawosławia w Jerozolimie, więc, jak łatwo się domyślić, pełno tam wiernych z tego kraju. Właściwie nie przypominam sobie, czy spotkaliśmy kogoś mówiącego w innym języku niż Puszkin.
Cerkiew powstała w II połowie XIX wieku przy Hospicjum Aleksandrowskim, domu dla rosyjskich pielgrzymów założonym przez członków dynastii Romanowów. Ikonostas jest typowy dla tamtego okresu (z prawej strony widzimy rękę Boga).


Poniżej poziomu gruntu zachował się kawałek muru i łuku - to najprawdopodobniej część pogańskiej świątyni wzniesionej na Golgocie przez cesarza Hadriana.


W żółtym pokoju urządzono małe muzeum poświęcone fundatorom. Zaglądając tu można odnieść wrażenie, że Cesarstwo nadal trwa.


* bazylika św. Anny obok Bramy Lwów oraz Sadzawki Owczej. Dzieło krzyżowców z XII wieku, Saladyn po zdobyciu Jerozolimy umieścił w niej medresę. W 1856 roku sułtan turecki podarował ją Napoleonowi, od tego czasu stanowi eksterytorialną posiadłość Francji w Ziemi Świętej (i może dlatego wstęp na ten teren jest płatny).


Ciekawa średniowieczna bryła, w środku wystrój raczej skromny.


* kościół Chrystusa, anglikański z połowy 19. stulecia (pierwszy protestancki w Palestynie). Architektonicznie nawiązuje do synagog, w środku widać napisy po hebrajsku i gwiazdę Dawida. To nie przypadek - ideą przyświecającą budowniczym było nawracanie żydów na chrześcijaństwo. W liturgii używa się hebrajskiego, celebruje święta obu religii biblijnych, a przy świątyni działa grupa żydów mesjanistycznych - uznają oni Jezusa za Mesjasza, lecz zachowują wierność pozostałym zasadom judaizmu.



* bazylika "Ecce Homo" na Via Dolorosa. Wybudowana przez Francuzów w XIX wieku w miejscu gdzie miano biczować Chrystusa i okazać go ludowi ("oto człowiek"). W przewodnikach widnieje informacja, że wstęp jest płatny, ale my przekroczyliśmy próg bocznymi drzwiami i tam nikt z kasą fiskalną nie stał.


Według tradycji biczowanie odbywało się w twierdzy Antonia, zniszczonej w czasie powstania żydowskiego. Jednym z nielicznych zachowanych po niej artefaktów ma być łuk "Ecce homo", sterczący nad ulicą w sąsiedztwie kościoła. Łuk - dziś już zabudowany - faktycznie pochodzi ze starożytności, lecz dopiero ze 135 roku.


* Kościół Biczowania również na trasie Via Dolorosa. Pierwotną świątynię wybudowano w okresie krucjat, potem został zdegradowany do roli stajni i warsztatu tkackiego. Ruiny oddano katolikom w 19. stuleciu, a obecny wygląd to efekt przebudowy z 1929 roku.



* katedra św. Jakuba - ormiańska i w ormiańskiej dzielnicy. Wzniesiono ją w wieku XII, potem nieco przebudowano. Podobno ma piękne wnętrza, ale otwarta jest jedynie raz w ciągu dnia, podczas mszy. Nam udało się jedynie pokręcić po dziedzińcu.




* kościół Matki Bożej Bolesnej w dzielnicy muzułmańskiej, własność ormiańskich katolików (ci od św. Jakuba oraz współrządzący Grobem Świętym nie są w łączności z Rzymem). Wybudowany w 1881 roku w miejscu, gdzie kiedyś stała świątynia krzyżowców.


W podziemiach, obok sklepiku z pamiątkami i dewocjonaliami, są resztki arabskiego hammamu.


Do kościoła od strony ulicy przylegają kaplice Drogi Krzyżowej - III i IV. Tę pierwszą ufundowali w 1947 roku polscy uchodźcy ze Związku Radzieckiego, więc w górze można dojrzeć białego orła na czerwonym tle.




* Kościół Skazania na Śmierć znajduje się tuż obok Kościoła Biczowania. Niewielka świątynia z 1904 roku, pod opieką franciszkanów. To jednocześnie II stacja Drogi Krzyżowej.


* katedra Zwiastowania Matki Bożej to - dla odmiany - miejsce modlitwy grekokatolików z Kościoła Melchickiego, czyli głównie z Bliskiego Wschodu i używających arabskiego. Podobnie jak wiele innych wybudowany został niecałe dwa wieki temu, wizualnie reprezentuje bogaty styl neobizantyjski.



Na sam koniec wrzucam zdjęcia obiektu, którego nie mogę zidentyfikować 😛. Pamiętam, że zrobiłem je bardzo blisko Bazyliki, między zrobieniem ostatniego tutaj a wejściem do tej drugiej minęły może trzy minuty. Na pewno jest to świątynia prawosławna, ale jaka? Koptowie, Etiopczycy a może "klasyczni" ortodoksi? Przeglądanie zasobów internetowych nic nie dało, nadal nie wiem co to za kościół!




Może ktoś pomoże??

13 komentarzy:

  1. Kompromitacja, powiedzmy sobie szczerze - kompromitacja. Mieć fotkę demona na poświęconą ziemię odpornego i skasować! Wstydź się! :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze by ze mną przyleciał samolotem - nie, dziękuję :P

      Usuń
    2. Podbijasz stawkę - do mnie tylko strzelali, a Ciebie demony straszą ;-)

      Usuń
    3. Czy gorsze? Niekoniecznie. Za to niewątpliwie definitywne w skutkach ;-) Ty się tak nie kryguj ze zdjęciami. Dobre są.

      Usuń
    4. Mi się tak średnio one podobają :P

      Usuń
  2. To niepoukładanie pod sufitem oraz (prawdopodobnie) również ta pani charcząca w kaplicy z obłędem w oczach, to syndrom jerozolimski, zaburzenie psychiczne dotykające w Jerozolimie rocznie ok 200 osób. Zwykle mija samoistnie po opuszczeniu Ziemi Świętej. Dotyka najczęściej osób z różnymi zaburzeniami psychicznymi (nerwice) i najczęściej bywa nieszkodliwe, jednak u osób z istniejącymi chorobami psychicznymi, bądź bardzo mocno zaburzonych, może dawać objawy ostre, jak u tej charczącej pani. Syndrom jerozolimski występuje również w Medziugorje, które przyciąga ludzi spragnionych niezwykłości, zaburzonych i z problemami psychicznymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że syndrom jerozolimski dotyczy raczej wąskiej liczby osób - 200 wśród tłumów pielgrzymów to kropla w morzu, skoro ja naliczyłem w czasie kilku dni podobną albo większą grupę "niepoukładania". Druga rzecz - w przypadku tego syndromu najczęściej nieszczęśnicy zaczynają się czuć Jezusem, Mojżeszem albo kimś z tego gatunku. Takich to spotkałem tylko raz, w bramie Jaffa stali z 10 przekazaniami i coś krzyczeli ;) Tu bym stawiał na typową religijną histerię wystepującą w wielu miejscach pielgrzymkowych, w Częstochowie także to się objawia...

      Usuń
    2. 200 rocznie + reszta odjechanych daje całkiem niezłą tam jazdę.

      Usuń
    3. Siedząc w Bazylice (zajrzeliśmy tam w sumie 3 razy) i obserwując co się dzieje stwierdziłem, że jeszcze kilka takich odwiedzin i sam zacznę głosić Słowo Boże ;)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawie i obszernie opisałeś Bazylikę Grobu Pańskiego, momentami czułem, że tam jestem. Jedyne co mnie przeraża to te wszystkie kolejki i kontrole. Niezłą pielgrzymkę odbyliście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, kolejki ciężko przeskoczyć, chyba, że wstanie się bardzo wcześnie rano - podobno o 4 albo 5 są tam pustki :P Kontrole na dłuższą metę wydają się mniej szkodliwe.

      Usuń
  4. niesamowite miejsce! wygląda przepięknie!

    OdpowiedzUsuń