niedziela, 17 grudnia 2017

Brno. Subiektywny przewodnik po stolicy Moraw.

Drugie największe miasto Republiki Czeskiej nie jest zbytnio oblegane przez turystów. Dlaczego? Nie ma tak pięknej starówki jak Praga i Ołomuniec. Nie stoi tu malowniczo położony nad rzeką zamek jak w Českým Krumlovie. Nie otaczają go góry jak w Libercu. Nie posiada tak zdobionego pałacu jak Litomyšl. Mimo wszystko warto zajrzeć do Brna.

Zapoznawanie się z obecną stolicą Moraw najlepiej zacząć od Špilberku. Wybudowano go w XIII wieku jako siedzibę królewską. Z początkowej rezydencji stopniowo nabierał większego znaczenia militarnego jako główny element twierdzy miejskiej.


Przez kilkaset lat pełnił funkcję więzienia, jednego z najcięższych w państwie Habsburgów. Następnie od połowy XIX do połowy XX wieku funkcjonował jako koszary.

Dzisiaj jego kazamaty i wąskie korytarze można zwiedzać, choć poniedziałek to dzień zamknięty.  Otwarty jest jednak dziedziniec, na którym znajduje się średniowieczna studnia, głęboka na 111 metrów.


Z i spod murów rozciąga się panorama miasta.




Widać liczne zakłady przemysłowe, zabytkową tkankę centrum oraz blokowiska na obrzeżach. Na zabielonych wzgórzach stoi nadajnik telewizyjny Hády.


W drugą stronę brneńskie wieżowce, w tym największy budynek w kraju - Az Tower. Jego wysokość jest taka, jak głębokość studni w zamku, czyli 111 metrów (to ten poszarpany mrakodrap w środku).



Na lewo od nich katedra św. Piotra i Pawła, jedna z trzech głównych katedr Republiki. Najlepiej wygląda z pewnej odległości, bowiem pod samym kościołem nie sposób zrobić dobrego zdjęcia.


A tu spojrzenie na południowy-zachód: dzielnica Stare Brno z cysterskim klasztorem i kościołem do niego przylegającym, z tyłu wyrastające jak grzyby wysokie bloki.


Wokół Špilberku rozciąga się park z baraszkującymi czarnymi wiewiórkami. Tu i ówdzie można natknąć się na pomniki, np. włoskich karbonariuszy więzionych w twierdzy.



Starówka zdominowana jest przez kamienice z przełomu XIX i XX wieku, takie jak w wielu miastach kultury niemieckiej.



Co rusz natykamy się na kościoły - jest ich w Brnie około pięćdziesięciu. Najważniejsza jest wspomniana katedra: pierwotnie romańska, dzisiejszy wygląd to neogotyk. W środku jakoś mnie nie zachwyciła (pomijając zakaz robienia zdjęć).



Tak jak pisałem - lepiej wygląda z daleka.

Inna ważna świątynia to późnogotycka budowla pod wezwaniem św. Jakuba.


Nad jednym z okien znajduje się nietypowa rzeźba "potworka"... wypinającego pośladki! To prawdopodobnie żart średniowiecznego architekta, choć według jednej z legend symbolizuje on stosunek Niemców do Czechów.


Jest jeszcze inna teoria, która mówi, że tak naprawdę są tam dwie postacie, które... kopulują 😄. To chyba jednak nieco naciągane, bowiem dwie głowy dodano dopiero w 1937 roku.

Wnętrza kościoła pełne są starych epitafiów i nagrobków.



Kościół św. Tomasza z XVI wieku przy dawnym klasztorze augustianów.


Barokowy kościół św. Józefa z fasadą, która wygląda jakby ktoś obrzucał ją g...m. Rozumiem, że był remont, lecz efekt jest paskudny.


O dziwo, w środku nawet dość sporo osób. Ponieważ przechodziliśmy obok w adwentową niedzielę, więc ludzie szli ze swoimi stroikami i świecami.

Stojący na końcu ulicy kościół ewangelicki, tzw. Czerwony. Do końca II wojny światowej należał do wiernych niemieckojęzycznych.


Położony już poza ścisłym centrum kościół Niepokalanego Poczęcia MP w stylu secesyjnym. Udało mi się zrobić zdjęcie jeszcze przed rozpoczęciem mszy, tutaj jednak frekwencja była licha, a średnia wieku bardzo zaawansowana.



To tylko próbka z kilkudziesięciu świątyń. Brno posiada nawet własną cerkiew prawosławną, w dodatku reprezentującą styl modernistyczny. Można ją odnaleźć na stoku w okolicy twierdzy.

Ze świeckich zabytków należy wymienić:
* ostatnią zachowaną bramę miejską (Měnínská brána) z XIII stulecia.


* teatr Reduta (divadlo Reduta) wybudowany w 1608 roku; najstarsza tego typu instytucja w Europie Środkowej. Koncertował tu m.in. mały Mozart. To budynek po prawej, natomiast po lewej dawna kasa pożyczkowa z początku XX wieku.


* kilkanaście pałaców brneńskiej szlachty i kamienic z okresu renesansowo-barokowego, np. bardzo ładny Dům pánů z Lipé przy głównym rynku.


Náměstí Svobody - dolny rynek - otoczone jest prawie w całości zabytkową zabudową. Plac wielokrotnie w historii zmieniał swoją nazwę: początkowo znany był jako Unterring (Dolní trh). W XVIII wieku pojawił się na mapach Grosser Platz - Velké náměstí. W 1915 roku na trzy lata został Kaiser-Franz-Josef-Platz (náměstí Císaře Františka Josefa). Po ustanowieniu Czechosłowacji przyjął obecną nazwę náměstí Svobody (Freiheitsplatz). 17 marca 1939 roku Niemcy przemianowali go na Adolf-Hitler-Platz - náměstí Adolfa Hitlera, po czym... kolejnego dnia przywrócono wcześniejszą nazwę, a Adolfem uhonorowano inną przestrzeń. W 1942 roku rynek został Viktoria-Platz - náměstí Viktoria, ale ponieważ niemieckie zwycięstwo nie nadeszło, to znów od maja 1945 roku mamy "Wolność".


Najbardziej na nim przyciągają wzrok nie kamienice, a czarne dildo!


Wielki penis okazuje się nowoczesnym... zegarem miejskim. Zasady odczytywania godzin są jednak na tyle skomplikowane, że mimo rozrysowanej tam instrukcji nie mogłem prawie nic dojrzeć. Mam też pewne podejrzenia, że w Polsce postawienie takiej konstrukcji wywołałoby oburzenie sporej części prawych i sprawiedliwych sumień 😛.

Na starówce zachowały się dwie pamiątki związane z okresem wojen napoleońskich:
* tablica na ścianie Muzeum Morawskiego, w którym nocował w 1805 roku rosyjski marszałek Kutuzow przed bitwą pod Austerlitz,


* oraz wysoki obelisk wystawiony w 1818 roku z polecenia cesarza Franciszka.


Czasem historia staje się rzeczywistością i po ulicach przechadza się sam Napoleon 😏.


Opuścimy teraz rejon ścisłej starówki i zajrzymy poza dawne mury miejskie (których częściowe zburzenie rozpoczęto z polecenia okupacyjnej armii francuskiej). Głównym obiektem komunikacyjnym jest dworzec kolejowy.


Funkcjonuje od 1839 roku (choć nie w takiej formie) i jest jednym z dwóch najstarszych w Republice Czeskiej oraz trzeci w dawnych Austro-Węgrzech.


Moravské náměstí, ograniczające Stare Miasto od północy, także miało w przeszłości różne nazwy. W XIX wieku był to Lažanskýplatz (Lažanského náměstí; od hrabiego z takim nazwiskiem). W 1915 zmieniono go na Kaiser-Josef-Platz (náměstí Císaře Josefa), honorując cesarza Józefa II. W Czechosłowacji wrócono do wcześniejszej nazwy, ale w marcu 1939 to właśnie ten plac został Adolf-Hitler-Platz (náměstí Adolfa Hitlera), po jednodniowym epizodzie führera z dolnym rynkiem. W latach 1946-1990 wisiały tu tabliczki "náměstí Rudé armády", a dopiero po Aksamitnej Rewolucji pojawiły się Morawy.

Czerwonoarmiści nie wzięli się z przypadku - w 1955 na placu stanął potężny pomnik sowieckiego żołnierza.


W przeciwieństwie do Polszy nikt na razie nie zamierza go niszczyć, choć usunięto radziecką symbolikę oraz napisy. Co ciekawe, pierwotnie żołnierz miał dosiadać konia.


Lužánky są najstarszym parkiem czeskich i morawskich ziem dostępnym dla wszystkich. Założono go w 1786 roku z polecenia cesarza Józefa w dawnych ogrodach klasztornych. Monarchę uczczono skromnym pomnikiem; jego replikę można oglądać do dzisiaj.


W Brnie znajdował się kiedyś inny, ogromny pomnik tego cesarza (na wspomnianym chwilę wcześniej Moravskim náměstí), ale rozebrano go po ustanowieniu Czechosłowacji. Ocalały m.in. dwie rzeźby - Handel i Tolerancja, przeniesione do parku.


Przetrwała też sama sylwetka Habsburga i współcześnie jego lokalizacją jest uliczka przy... szpitalu psychiatrycznym. No cóż, cesarz podobno żywo interesował się problemami ludzi chorych...

Położona przy parku ulica Schodová (Treppenweg) charakteryzuje się... schodami 😉. U dołu ogranicza ją stara brama z herbami.


Znaleźliśmy się w dzielnicy Černá Pole pełnej willi z XIX i XX wieku. Jeśli w Brnie pojawia się masowa turystyka, to właśnie tutaj: za jednym z płotów czai się główna atrakcja turystyczna miasta - Willa Tugendhat, wpisana na listę UNESCO.

Luksusowy jednorodzinny dom w stylu funkcjonalistyczno-modernistycznym powstał w latach 1929-1930 dla rodziny miejscowych żydowsko-niemieckich przemysłowców. Był to obiekt bardzo nowoczesny oraz wizjonerski. Dziś stanowi cel pielgrzymek dla fanów architektury oraz dla tych, którzy muszą zobaczyć to, co polecają przewodniki. Te pielgrzymki są tak liczne, iż bilety wstępu należy rezerwować z wielotygodniowym lub nawet wielomiesięcznym wyprzedzeniem, a ceny oscylują w okolicach 50 złotych od osoby! Sam coraz bardziej lubię modernizm, ale chyba to jest przesada!

Z ulicy dom wygląda zupełnie zwyczajnie.


Najlepiej prezentuje się z dołu, od strony ogrodów, gdzie widać jego trzy poziomy.


Willa przez całe dekady była zapomniana. Jej pierwsi właściciele musieli uciekać przed nazistami. W czasie wojny gospodarzyli w niej Niemcy, np. wynajmował ją na biura Willy Messerschmitt, słynny konstruktor samolotów. Następnie duże zniszczenia spowodowali Rosjanie. W okresie socjalizmu wykorzystywano wnętrza jako szkołę oraz ośrodek rehabilitacyjny, wreszcie dom przejął rząd. W tym miejscu podpisano umowę o podziale Czechosłowacji na dwa państwa.

Turystom została udostępniona dopiero w 1994 roku i teraz przeżywa prawdziwe oblężenie. Ciekawe na jak długo? W Brnie jest jeszcze kilka cennych domów w takim stylu, ale tylko ten stał się niezwykle popularny.

Wracamy w kierunku centrum. Park náměstí 28. října (wcześniej Winterhollerplatz - Winterhollerovo náměstí od nazwiska brneńskiego starosty) i dziwny pomnik ofiar Holokaustu.


Na bocznych ulicach spotykam takie pamiątki kanalizacyjne:


Prawdopodobnie pochodzą jeszcze z czasów Cesarstwa Austrii. Wówczas w Brünn ponad 60% mieszkańców było Niemcami. Zmieniło się to w I Republice - rosnąca liczba ludności i napływ Czechosłowaków spowodował spadek ilości niemieckojęzycznych do około jednej czwartej. Ich historię zakończył "brneński marsz śmierci" w maju 1945 roku, gdy większość pozostałych w Brnie Niemców wygnano na piechotę w kierunku granicy z Austrią (głównie kobiety, dzieci i starców, bowiem mężczyzn zatrzymywano do pracy). Liczba ofiar jest sporna: od 800 do 8 tysięcy na ponad 20 tysięcy wypędzonych.

A wracając do współczesności: warto spojrzeć na Brno z perspektywy wieży ratuszowej (sam ratusz jest ciekawy sam w sobie jako najstarsza świecka budowla miejska).


Z ratusza piękne prezentuje się katedra i Zelný trh (górny rynek obstawiony straganami z okazji jarmarku, o którym pisałem wcześniej) z zabytkową zabudową.



Budynek w środku to pałac Dietriechsteinów z XVII wieku, od 1911 roku służący jako Muzeum Morawskie.


Špilberk...


...biała wieża kościoła św. Jakuba...


...i ulica pod nami.


Bardziej odległe dzielnice mieszkaniowe i przemysłowe.



-----
Kilka słów o naszym miejscu noclegowym. Jak zwykle staraliśmy się znaleźć coś taniego i wyszukałem ubytovnię o nazwie "Moravan". Podczas lektury internetu objawiła się cała lista ostrzeżeń przed dzielnicą w jakiej się ona znajduje: miała być straszna, niebezpieczna, brzydka, pełna Cyganów, bezrobotnych i w ogóle strach się po niej poruszać. Z jednej strony brzmiało to niepokojąco, z drugiej intrygująco. Korzystając z google wirtualnie po niej "pochodziłem" i stwierdziłem, że wygląda raczej normalnie: ot, mieszanina zakładów przemysłowych z kamienicami nie pierwszej świeżości.

Okazało się, że miałem rację - nic złego nas nie spotkało, bo i spotkać nie mogło!






Społeczności romskiej prawie nie było widać, punkt pomocy społecznej, który tak się nie podobał recenzentom internetowym, był zamknięty, nikt nie darł mordy po nocy (w czym zapewne pomagała niska temperatura).

Wysokie budynki przemysłowe bardzo mi się podobały.



Choć jak na sex-shop to lokalizacja raczej niezbyt szczęśliwa 😛.


Nawet kołpaków z auta mi nie ukradli, jednak inne wozy miały mniej szczęścia: na tego spadło chyba coś ciężkiego.


Największym plusem było położenie: wystarczyło przejść dwie boczne ulice i już pojawiały się wieże katedry.


Niedaleko ubytovni ocalała jedyna synagoga miejska. Łatwo ją przeoczyć, ponieważ wybudowana została w latach 30. XX wieku i jest, podobnie jak willa Tugendhatów, w stylu modernistycznym. Ostatnia nadal czynna świątynia żydowska na Morawach.


To ten gmach z dużym oknem 😛.

A pisząc jeszcze o ubytovni - też nie była taka straszna jak ją opisywali, po prostu typowy czeski hotel robotniczo-turystyczny. Kartka z napisami poświadcza, skąd pochodzi większość nocujących 😏.


Jednym z ciekawszych rozwiązań było okno wychodzące na... ścianę sąsiedniego zakładu. Do ubytovni dobudowano nowy budynek oddalony o jakieś kilkadziesiąt centymetrów, więc okna nie zlikwidowano, tylko można popatrzeć na przerwę między budynkami 😛.

-----
Na sam koniec prezentacja kilku przyjemnych lokali, które odwiedziliśmy. Ponieważ "stołowaliśmy" się na jarmarku, więc knajpy służyły nam głównie, aby skosztować jakiegoś dobrego napoju 😊.

* Pegas - restauracja hotelowa z własnym browarem, położona niedaleko kościoła św. Jakuba. Ładny wystrój starej gospody, na ścianach reklamy piw z przeszłości. Dobre piwo pszeniczne oraz lager.



Z posiłków kosztowaliśmy tylko zup: czosnkowa przeciętna, cebulowa niezła. Ceny jedzenia wysokie, mimo to miejsce cieszy się ogromną popularnością zwłaszcza wśród grup w średnim wieku. W niedzielę przyszliśmy kwadrans po otwarciu (około południa), chwilę potem sala była już pełna!


* Pivnice u Kocoura - niedaleko katedry. Knajpa firmowa znanego browaru z Gór Żytawskich, ale można się napić także piwa od zaprzyjaźnionej konkurencji (w tym z małego browaru z Brna - Lucky Bastard). Wystrój nowoczesny. Mimo sobotniego wieczoru w środku pustki.


Jedzenie drogie, piwo w przedziale 40-60 koron, co jak na Czechów jest ceną wysoką, ale niską w porównaniu z takimi lokalami w Polsce. Smaczne utopence z dużą ilością cebuli.


* Pivnice u Poutnika - tutaj nie napijemy się piwa rzemieślniczego, ale z niedużego browaru Poutnik w Pelhřimovie. Tylko jasne lagery w trzech wielkościach goryczki, smaczne. Do tego pyszne nakladane hermeliny. Tanio.


Raczej nie spotkamy u Poutnika turystów, przychodzą do niego miejscowi, jest czeski klimat. W telewizorze leciały skoki i już liczyłem, że zobaczę chociaż część konkursu, ale potem przełączyli mi na hokej, gdyż grała Kometa Brno 😛.


* Zelená Kočka Pivárium - lokal z 8 kranami, jest w czym wybierać! Stylizowany na stary pub, podobno popularny. Ceny piwa wyższe niż u Kocoura. Jedliśmy nakladany ser niva, ale ta odmiana słabo się nadaje do marynowania - po prostu się rozpadł!


Smacznego 😛.

6 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że zimową porą miasto wygląda zupełnie inaczej. Co nie znaczy, że gorzej. Spacerowaliśmy prawie tymi samymi ulicami, więc mam bardzo podobne zdjęcia. Pokazanie jego atrakcji w jednym poście to spore wyzwanie, ale Ci się udało. Faktycznie, powstał mały przewodnik, za to nawet z opisem kilku piwiarni. I jak już kiedyś pisałem - świetne nocne zdjęcia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało trochę słońca, wtedy zdjęcia byłyby trochę bardziej przyjemniejsze. Na pewno wpis nie wyczerpuje tematu: można by jeszcze napisać o cmentarzu żydowskim, terenach wystawowych, willi Jurkovicia i innych, dokładniej przyjrzeć się architekturze starówki itp.. Ale pisałem to, co sam widziałem, inaczej nie byłoby subiektywnie ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Zawsze człowiek przejeżdża przez Czechy i nigdy nie starczy mu czasu by zatrzymać się tam na dłużej. Trzeba będzie to jednak nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jadę 20 stycznia, na pewno się przyda! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja byłem ostatnio w tym roku w lipcu - z żoną, nastoletnimi dziećmi. Nocowałem też w Brno Bronxie, czyli romskiej dzielnicy, ul. Kornerova. Wjechaliśmy w dzień, ok 18-tej. Zaraz zauważyliśmy nastolatki z papierosami, małe dzieci bez opieki, hałasy z lokalnej knajpy-sklepu. Nie zrażałem się. Poszliśmy na spacer na stare miasto, było bardzo blisko, wróciliśmy ok 21-ej, ale było jasno. Niestety cyganie darli się (nie chcę tego inaczej nazywać) do 3 w nocy. Potem lali się po ryjach. Rano o 6 wstaliśmy i w dalszą drogę, bo nie chcieliśmy tam siedzieć dłużej (byliśmy w drodze do Włoch). Pod budynkiem kilka aut od nas krew na masce auta i chodniku. Nie było to miłe, zwłaszcza, że rok wcześniej bylismy w Brnie kilka godzin przy okazji urlopu na Morawach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem o tej dzielnicy. Jednak koło mojej ubytovni jest spokojniej, bo nie tylko Cyganie tam mieszkają, a właściwie stanowią mniejszość. No i zimą bywa zbyt chłodno, aby rozbijać się po nocy.

      Usuń