środa, 27 grudnia 2017

W Górach Orlickich już zima.

Zima pod koniec grudnia nie jest w górach niczym wyjątkowym, choć w ostatnich dniach występuje jedynie w wyższych partiach, co najmniej na wysokości 1000 metrów n.p.m.. Wpis dotyczy jednak wyjazdu z ostatniego piątku listopada, kiedy to w nizinach panowała optymistyczna jesień, a Sudety zabieliło bardziej niż dzisiaj.

Góry Orlickie (Orlické hory, Adlergebirge) są najwyższym pasem Sudetów Środkowych i przedostatnim, w którym do tej pory nie byłem z plecakiem. Czas więc było to zmienić, tym bardziej, że prognozy były łaskawe. 

W drodze, gdzieś przed Nysą, oglądamy ładną panoramę gór oświetlonych porannym słońcem. Widać tutaj sporą część Jesioników: od Kopy Biskupiej po Pradziad.




Granicę przekraczamy dość późno, bo z Bastkiem długo zabawiliśmy w Kłodzku szukając otwartego kantoru. Następnie mamy wątpliwą przyjemność wleczenia się za przeładowanym TIRem zrzucającym za siebie kawałki ziemi pomieszane z nawozem...


Zanim wstąpimy na szlak podjeżdżamy jeszcze na pole do schronu piechoty z 1938 roku. Oprócz załogi liczącej 37 żołnierzy, działka przeciwpancernego i kilku karabinów mógł odstraszać także nazwą - Jaroslav 😛.




Okolica lekko pofałdowana i jeszcze zielona.



Ale już po kilku kilometrach robi się biało! Deštné v Orlických horách (Deschnei im Adlergebirge) to regionalne centrum turystyczne. W rzeczywistości wiocha, w której mieszka nieco ponad pół tysiąca ludzi. Nawet sklep ciężko znaleźć.


Przy głównej drodze stoi tylko trafika, ale udaje nam się w niej nabyć pożądane artykuły 😊. Oprócz swojskich serów można kupić m.in. piwo z małego browaru z Dobruški.


Samochód zostawiamy w górnej części osady - w Zákoutí (Hinterwinkel). Parking prawie cały oblodzony, trzeba uważać na każdy krok.


Sprawdzamy dwa pobliskie lokale, ale są jeszcze zamknięte, więc ruszamy na szlak. Początkowo jest on zatarasowany ściętymi drzewami, potem idzie się już normalnie, choć wolno z powodu śniegu.


Następnie postanawiamy przejść się drogą - trochę dłużej, ale wygodniej. Ruch minimalny, minął nas tylko jeden samochód: starsza kobieta cały zjazd w dół wciskała maksymalnie hamulec 😉.



Luisino Údolí (Luisenthal) jest wyludnionym przysiółkiem z kilkoma starymi domami. Tu zima rozgościła się na dobre, w promieniach słońca wygląda to pięknie.




Jedyny zamieszkały na stałe budynek to leśniczówka. Chałupa po lewej w okresie międzywojennym służyła jako gospoda.


Za siedzibą leśniczego ciekawe źródło (?), które zabudowano i przypomina prymitywną łaźnię 😏.


Zaczyna się mozolne podejście. Szlak prowadzi drogą prostą jak drut. Śnieg miejscami jest przymarznięty, po czym nieoczekiwanie przechodzi w mokry, zapadający się. Trochę to męczące.



Wyżej las robi się rzadszy, aż w końcu wychodzimy na polanę. Z tyłu pierwsze widoki. Zwiększa się wiatr, od południa nadciągają chmury, co zwiastuje pogorszenie pogody.


W okolicach południa osiągamy Wielką Desztnę (Velká Deštná, niem. Deschneyer Großkoppe, 1115 metrów n.p.m.), najwyższy szczyt Gór Orlickich i Sudetów Środkowych. Jest płaska i bez widoków; do 2010 istniała na niej wieża widokowa, ale ją rozebrano. Szkoda; Czesi stawiają wiele konstrukcji widokowych, a tutaj bardzo by się przydała.


Robimy zdjęcia z faną 😏.



Poniżej szczytu znajduje się rozdroże szlaków. Idziemy kawałek w dół, aby zobaczyć co tam wystaje na horyzoncie... Mija nas pierwszy narciarz.


Generalnie to widać niewiele, fragment Gór Rychlebskich.

Wracamy do rozwidlenia przy którym stoi drewniany budynek. W sezonie oraz w weekendy działa w nim bufet, a poza tymi terminami także jest otwarty i jadalnia może służyć jako miejsce do odpoczynku albo przenocowania! W środku jest przyjemnie ciepło.



W bufecie można złożyć dobrowolny datek na utrzymanie śladów dla narciarzy. Jak na razie nikt jeszcze nie zakładał torów, za wcześnie. Do ścian przybito stare egzemplarze: jeden wyprodukowane w NRD, drugie w Czechosłowacji, a trzecie w Jugosławii 😊.


Szybki posiłek i dalsza część trasy, tym razem niemal cały czas w dół. Mapa pokazuje w kilku miejscach punkty widokowe, ale są one bardzo marne, bowiem drzewa podrosły i dużo ograniczają.



Nad iglakami możemy spojrzeć na wschodnią granicę ziemi kłodzkiej, czyli Masyw Śnieżnika z nim samym i Czarną Górą (około 33 kilometrów). Bliżej rozciągają się Góry Bystrzyckie z Jagodną (12 kilometrów), a dalej majaczą Jesioniki: Keprník i Šerák (51 kilometrów).



W sumie myślałem, że widoczność będzie lepsza, zwłaszcza przy porannej ładnej pogodzie. No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, kto się czubi...

Trawersujemy Małą Deszną i dochodzimy do drogi prowadzącej z Deštnéj v Orlických horách. Zostawiają tu swoje samochody osoby, które wolą zdobywać góry w sposób zmotoryzowany. W weekendy oraz okresie zimowym bywa bardzo tłoczno, ale dziś jest piątek i na asfalcie stoi ledwo kilka aut. W tle wyłania się zielona sylwetka schroniska.


Ostatnie podejście to sąsiedztwo drewnianych chat (niektóre świeżo wyremontowane), a z tyłu obydwie Deszne - Mała i Wielka.




O Masarykovej chacie napiszę za chwilę, na razie obchodzimy ją z różnych stron.



Prawie zaraz obok obiektu biegnie granica czesko-polska. Oprócz słupka świadczy o tym tablica reklamowa, bez której przecież nie można się obejść.


Tu też jest "punkt widokowy". Oferuje to samo, co poprzednie.


W dole przebijają się zabudowania Zieleńca (Grunwald). Właśnie stamtąd walą tłumy turystów-narciarzy...


...przywożonych nowoczesną kolejką. Jest to konstrukcja unikatowa, bowiem krzesełka jeżdżą... do tyłu. Sam byłem tego świadkiem! 😛


A wracając do schroniska... Wybudował je w latach 1924-1925 Klub Czechosłowackich Turystów z Hradca Kralova na terenie dawnej wioski Šerlich (Scherlichgraben). Trzeba przyznać, że ma ładną sylwetkę.


W 1935 roku obok stanęła rzeźba Tomáša Garrigue Masaryka autorstwa Leoša Kubíčka. Oryginał zniknął trzy lata później, gdy Sudety zajęli Niemcy, w 1949 ustawiono nową. Ta z kolei przeszkadzała komunistom: w 1953 ją usunięto, w 1968 przywrócono, znów w 1972 schowano do depozytu i dopiero po Aksamitnej Rewolucji wróciła na właściwe miejsce.


W środku kryje się stylowa, drewniana jadalnia. Miła obsługa i zaskakująco przyzwoite ceny w menu, biorąc pod uwagę popularność schroniska! W normalnej restauracji miałbym problem zjeść taniej, a co dopiero w polskim sudeckim schronisku!


Na ścianach dwa portrety pierwszego prezydenta Czechosłowacji.



Ozdobą jest centralna drewniana płaskorzeźba: z jednej strony umieszczono Drzewo życia z symbolem KČST, a z drugiej herb Hradca Kralove (czeski lew z literą G), skąd pochodzili pomysłodawcy budowy.



Nad Drzewem wyryto datę 10.10.1938. Prawdopodobnie to data zajęcia obiektu przez Niemców. Po przyłączeniu Sudetenlandu do Rzeszy schronisko działało jako Sudetenbaude (choć znalazłem też nieprawdziwe informacje o Hitlerbaude) i służyło głównie dygnitarzom, żołnierzom oraz Hitlerjugend. W środku zawisły portrety Adolfa i innych prominentnych nazistów, a na słupie znalazła się rzeźba ze swastykami, młodzieńcami i runą Sieg używaną przez HJ. Nie wiem zatem, czy oglądana dzisiaj kompozycja to kopia wersji przedwojennej czy dawny oryginał? Po wojnie dodano jeszcze datę Dnia Zwycięstwa (9.5.1945).


Na ścianie przymocowano rzeźbę brodatego górala, wyrzeźbionego przez niemieckiego artystę w 1941 roku. W latach 60. przemianowano go oficjalnie na Rampušáka, dobrego ducha i opiekuna Gór Orlickich. To młoda postać, nie pochodzi z legend, wymyślono ją dopiero w 1962 roku.


Podczas konsumpcji przysłuchuję się rozmowie siedzącej z tyłu Polki ze starszym Czechem. Szybko schodzi na tematy historyczne. Turystka upierała się, że Czesi mieli bronić się w swoim systemie umocnień w 1938 roku przed Niemcami i wcale nie byli bez szans. Próbowałem ignorować tą dyskusję, ale w końcu nie wytrzymałem.
- Proszę pani, większość z tych schronów nie była gotowa do walki. Nie wyposażono ich w odpowiednią broń, a części w ogóle nie dokończono.
- To nic, to nic, i tak mogli w nich walczyć. Bunkier to zawsze bunkier.
Aha, czyli nie ważne czy obiekt jest tylko kupą betonu, istotne jest aby do niego wejść i już połowa sukcesu odniesiona! Prawie jak na konia i z szabelką na czołgi.
Potem kobieta przekonywała Czecha, iż przedwojenna Czechosłowacja miała najnowocześniejszą armię w Europie. Okej...

Czech zmienił temat, gdyż zeszło na najtragiczniejsze katastrofy lotnicze w historii. Na pierwszym miejscu umieszczono chyba Smoleńsk, nie pamiętam niestety co było na drugim, ale musiało to być coś bardzo ważnego, gdyż facet wielokrotnie i nawet na odchodne powtarzał:
- Proszę opowiedzieć w Polsce o tej drugiej najgorszej katastrofie lotniczej. Proszę pamiętać i to opowiedzieć!

Przy wyjściu usiłowałem się pożegnać z drewnianym dziadkiem i nagle została mi w ręce... jego dłoń!


Na dworze zmieniła się pogoda: przybyło chmur, zrobiło się zimno. Bastek, który zapomniał w domu kurtki, biega aby się rozgrzać 😛.



Modyfikujemy pierwotne plany i schodzimy do doliny, gdzie znajduje się Šerlišský Mlýn - niewielki ośrodek narciarski z kilkoma nieczynnymi obiektami noclegowymi. Do tego miejsca dowożono podczas budowy schroniska materiały, które następnie wciągano na miejsce zaprzęgami końskimi.


Następnie znów wdrapywanie się do góry do skrzyżowania szlaków zwanego "Nad Národním domem". Stoi tam niewielka wiata i załapaliśmy się nawet na resztki zachodu słońca 😊. I tylko śniegu tutaj mniej.





W lesie znajduje się cała masa řopíków, z których dwa stoją bezpośrednio przy szlaku.



W środku zbyt dużo miejsca żołnierze nie mieli.


Koniec dzisiejszej wędrówki coraz bliżej, widać już ośrodek narciarski w Deštnéj. Przy takich warunkach mogli wkrótce rozpocząć sezon - i rzeczywiście, część wyciągów miesiąc później działała.


Ostatni odcinek prowadzi przez bezśnieżny las, w którym robi się tak ciemno, iż musimy zapalić czołówki.


Na parkingu nadal lodowisko... Zaglądamy jeszcze do spelunki w najbliższej restauracji i zjadamy drugi obiad (średnio smaczny rozpadający się nakladany hermelin) i rozpoczynamy powrót na Śląsk.


Orlicki debiut całkiem udany 😊.

4 komentarze:

  1. Orlickie wpisałem sobie w "kajet", jako potencjalne miejsce na jesienny wyjazd w przyszłym roku ;)
    Mały fragment (wraz z Orlicą) zaliczyliśmy cztery lata temu, ale teraz chcielibyśmy dostać się w okolice Wielkiej i Małej Desztnej, oraz oczywiście zaliczyć część doliny Dzikiej Orlicy (Zemska brana). No i rzecz jasna zajrzeć do Masarykovej chaty, która zawsze mi się podobała :)

    Pogodę trafiliście fajną. Takie "przedzimie" (kiedy w dolinach jeszcze jesień a już wyżej biało), ma jak widać sporo uroku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Pięknie :) Chodziłem, ale po polskiej stronie, jednak po naszej stronie to jest ich tyle co kot napłakał ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. My też byliśmy w Górach Orlickich od polskiej strony :) ale czeska tez sie niezle prezentuje :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem tylko raz i to po polskiej stronie. Zimowe wędrowanie ma wiele uroku, ale zdecydowanie wolę bezśnieżne szlaki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń