Skończył się kolejny rok kalendarzowy, a więc i rok aktywności górskiej. Choć nie
zdobywałem w 2023 roku żadnych wybitnych ani wysokich szczytów, to
zdecydowanie można go uznać za udany!
* Styczeń
Pierwszy miesiąc upłynął
pod znakiem chatek górskich. Najpierw był Lasek w Beskidzie Żywieckim, czyli obiekt, który
miał rzesze zwolenników, jak i przeciwników. Ja oczywiście zaliczałem się do
tych pierwszych. A piszę w czasie przeszłym, ponieważ jesienią właściciel
chatki postanowił ją zamknąć. Oficjalnych powodów nie podał, więc albo pragnie
urządzić tam luksusową willę (żart!) albo wcisnąć kogoś znajomego, który
zarobi na niej kokosy (znowu żart). W każdym razie SST Lasek
najprawdopodobniej odszedł na długą listę nieistniejących już chatek, więc
wszyscy miłośnicy czystości, wypucowanych ścian i porządku mogą odetchnąć z
ulgą. Wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, a oprócz integracji na spotkaniu
AKT Pálinka zdobyliśmy w pięknych zimowych warunkach Jałowiec.
Celem drugiej wycieczki była Chatka Skalanka, czyli znowu Żywiecki. Tutaj trafiliśmy na jeszcze piękniejszą zimę oraz finał WOŚP z licytacją. Nie siedzieliśmy jednak na tyłkach (na nich zjeżdżaliśmy korzystając z dupolotów), odbyliśmy wyprawę na straszliwie oszpecony trójstyk oraz do karczmy w Herczawie (Hrčava), a w drodze powrotnej do domu weszliśmy dodatkowo na Ochodzitą. W ten sposób należy dopisać Beskid Śląski, albo - według nowego podziału - Międzygórze Jabłonkowsko-Koniakowskie.
Na początku lutego zima zaczęła pokazywać pazury. Z gór zaczęły dochodzić
dramatyczne (i zazwyczaj przesadzone) relacje o zagubionych i zmarzniętych
turystach, więc starałem się znaleźć krótką trasę na sobotnią przechadzkę.
Padło na Filipkę w czeskim Beskidzie Śląskim. Zakładałem, że z
racji popularności tego miejsca szlaki będą przetarte. W połowie miałem
rację! O ile dojście do przysiółka okazało się bezproblemowe, o tyle powrót inną
trasą zakończył się niepowodzeniem. Szeroka polana, którą kiedyś już spokojnie
odwiedzałem zimą, była na tyle zawalona białym puchem, że w pewnym momencie
całkowicie nas zablokowała. Do dróg uczęszczanych przez ludzi brakło nam
kilkaset metrów, lecz w tych warunkach były one nie do przejścia, co oznaczało
pierwszy od bardzo dawna
wycof na z góry upatrzone pozycje.
W tym miesiącu odwiedziłem także po raz pierwszy zimą Bieszczady i Beskid Niski. Konkretnie to baza noclegowa była w Niskim (Zyndranowa), a atakowaliśmy szczyt w Bieszczadach. Zadanie nie było super ambitne, gdyż chodziło o otwartą jakiś czas wcześniej nową Chatkę Puchatka. Zobaczyliśmy to cudo na własne oczy i wrażenie na pewno nie było zachwycające: bezpłciowy klocek bez klimatu, bez ciepłych posiłków i napojów alkoholowych, bez wody w toaletach, za to z ogromnym telewizorem. A po kilku dniach okazało się, że i bez noclegów, a te nie wróciły na Chatkę do tej pory. Tak się przepieprza grube miliony z publicznych środków w polskich górach, oczywiście wszystko pod pretekstem ekologii i wspomagania turystyki.
Gorycz Chatkową osłodziła nam aura urządzając piękny wieczorny spektakl na
połoninie.
* Marzec
Obyło się bez noclegów, ponieważ jedyną aktywnością górską było zdobycie z
tatą Javorovego w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Trasa krótka,
lecz stroma, do tego
ścigały nas czarne chmury, które dorwały mnie tuż pod najstarszym beskidzkim schroniskiem. Poprzedni
raz byłem tutaj dzień przed zwycięstwem PiSu w wyborach w 2015, teraz w roku
kiedy władzę stracił, strach tam iść ponownie 😉.
* Kwiecień
Po wielu latach przerwy znów świętowałem w górach urodziny. Ponownie Beskid Żywiecki, ale ja bardzo lubię te pasmo, zwłaszcza kiedy brak tłumów, a tym razem tak
było. Pierwszą noc
spędziliśmy w szałasie na Muńcole, którą polecono mi na doskonałe miejsce na taką imprezę. Być może była to
też moja pierwsza wizyta na tym szczycie, ale pewności nie mam. Kolejnego dnia
przeszedłem z chłopakami przez Rycerzową i Przegibek, aby skończyć w
bazie namiotowej na Przysłopie Potóckim. Pustej o tej porze, ale posiadającej
otwartą chatkę. Bardzo fajny wypad.
* Maj
Majówka tradycyjnie odbyła się na Słowacji. W tym roku była bardzo
kombinowana, sporo kręciliśmy się po miejscowościach odwiedzając tamtejsze
przybytki (i zabytki), przepłynęliśmy się promem przez Wag, a nawet
niespodziewanie spotkałem znajomego poznanego w Beskidzie Niskim. A motywem
przewodnim były wieże widokowe, które zaliczyliśmy aż cztery, przy czym w
trzech spaliśmy!
Pierwsza to Zákopčie w Jawornikach,
przypominająca nieco zamkową. Tego dnia pogoda była mocno marudna, ale poranek zafundował nam piękne
mgły. Dołożyliśmy do niej wieżę Tábor,
Następnie nocowaliśmy nad Żyliną pod metalowo - drewnianą wieżą Dubeň, a
położoną w Górach Kisuckich. Przednie widoki na miasto
i okolicę.
Trzeci nocleg odbył się nad Strečnem w wieży Špicák w Małej Fatrze. Masakryczne podejście, ale świetna panorama na
zakole Wagu oraz zamek pod nami.
Późna wiosna to u mnie czas na Bieszczady. Coraz trudniej wymyślić mi
sensowną trasę, żeby zobaczyć coś nowego i jednocześnie nie zostać gdzieś w
czarnej dziurze z transportem. Tym razem zacząłem od Baligrodu, gdzie po raz
pierwszy zaczęło padać. Potem odwiedziłem bazę namiotową Rabe, gdzie zgubiłem ręcznik. Powyżej na przełęczy łapie mnie drugi deszcz, ale
we wiacie znajduję parasol. Schodzę do Woli Michowej, pada po raz
trzeci, więc siedzę sobie pod nieczynnym sklepem. Autostopem dojeżdżam do
Łupkowa, tam pogoda czwarty raz płacze, tym razem przez kilka godzin; spędzam
ten czas na integracji z lokalsami. I wreszcie na koniec idąc w ciemnościach
do "chatki na końcu świata" gubię zegarek, a odnajduję go o świcie
kolejnego dnia. Nie narzekałem na nudę 😏.
Korzystając z nóg i kilku podwózek sprawnie udaje mi się przedostać do
Wetliny, skąd atakuję przełęcz Orłowicza i zaliczam
nieznany mi czarny szlak do Jaworca. Odcinek powyżej granicy lasu jest świetny i w dodatku kompletnie pusty!
Trzeciego dnia zadowalam się klasyką, czyli Rawkami (ale nowe dla mnie
podejście z przełęczy Wyżnej) oraz, dla kompletu, Połoniną Caryńską. Niestety,
pogoda zaczęła znowu się psuć, ale i tak było przyjemnie. Dopiero czwartego dnia aura siadła zupełnie, lało, padało, więc włóczyłem się głównie po Cisnej i
okolicach.
Pod koniec miesiąca odwiedziłem czeskie Karkonosze, ich
najbardziej wysuniętą na wschód część. Głównym celem weekendu nie była
turystyka górska, ale i tak przeszliśmy kilkanaście kilometrów, odwiedziliśmy
jedną boudę oraz
kilka górskich miejscowości z tanim piwem.
* Sierpień
Kolejna wycieczka doszła do skutki dopiero w sierpniu. Co prawda w lipcu
chodziły mi po głowie serbskie szlaki, lecz ostatecznie je odpuściłem, dzięki
czemu uniknąłem spotkania z nawałnicą i gradobiciem. A drugiej połowie wakacji
- również tradycyjnie - popędziłem w Beskid Niski. Pierwszy dzień był
najbardziej wymagający (pojęcie względne), kiedy to z Krempnej przez Wysokie
dreptałem do Ożennej. Spałem w
świetnej wiacie postawionej przez SKPB Rzeszów, choć przez długi czas spokój zakłócał... nieodległy pożar. Pogoda była dość
ciężka, ale dojrzałem Tatry.
Drugiego dnia odhaczyłem fragment szlaku granicznego i w końcu udało mi się
zajrzeć do Huty Polańskiej.
W użyciu znowu był autostop, dzięki któremu całkiem sprawnie dotarłem do mojej
ulubionej Zyndranowej. A jak Zyndranowa to Słowacja: tym razem postawiłem na
zwiedzanie bojowe, oglądając czołgi w Dolinie Śmierci (Údolie smrti) i tłukących kufle Cyganów
w Svidníku.
Zaraz po powrocie z Niskiego skoczyłem na szybką jednodniówkę z tatą: znowu
padło na czeski Beskid Śląski (lub Międzygórze Jabłonkowsko-Koniakowskie). Na Gírovej już kiedyś byliśmy, ale
w chacie pod Studeničnem jeszcze nie. Spokojna wycieczka w letniej atmosferze.
* Wrzesień
Lato żegnam w Górach Opawskich. Nie, nie na Biskupiej Kopie, choć przez
chwilę ją z daleka widzieliśmy. Razem z Bastkiem mieliśmy meandrującą wędrówkę
z Prudnika przez Przednią Kopę do Mikulovic, zajrzeliśmy do dawnej jednostki wojskowej Muna i wreszcie, po
zgubieniu trasy, spaliśmy w bardzo fajnej wiacie na terenie wyludnionej
wioski Javorná (miałem ją na oku już od dawna).
* Październik
Jesienią po raz drugi i ostatni skoczyłem w Opawskie, tym razem
jednoosobowo. Pokręciłem się po Měscie Albrechtice, a potem przeszedłem
się w okolice szczytu Kraví hora, gdzie niedaleko wojskowego nadajnika
zastał mnie zachód słońca. Nocowałem zaś w stodole
przerobionej na wielką wiatę. To był kolejny obiekt do spania, który kusił mnie już od dłuższego czasu.
Później wybrałem się w męskim gronie do chatek
w Beskidzie Małym i Makowskim. Niestety, chatka pod Potrójną
zmieniła się w twór chatkopodobny: zamknięcie ogólnodostępnej kuchni wypacza całą
ideę takich przybytków. Dla odmiany odwiedzone po raz pierwszy Adamy, gdzie
gospodarzy Mariusz z Danką, zaskoczyły bardzo pozytywnie. Myślę, że będzie to
godny następca SST Lasek. No i pogoda w głównym dniu wędrówki okazała się
bardzo łaskawa (podczas powrotu lało).
* Grudzień
Na kolejną wycieczkę musiałem czekać prawie aż do świąt Bożego Narodzenia. W
listopadzie nie umiałem zgrać wolnego czasu z prognozą, która nie sugerowała
całodniowego deszczu i nie bardzo miałem też pomysł, gdzie się wybrać. Dopiero
na początku tygodnia, w którym przychodziło Dzieciątko, pojechałem w
Góry Izerskie. Oj, długo mnie tam nie było, a na Stogu Izerskim i w
Chatce Górzystów to chyba z dekadę. W dolinach było kompletnie bezśnieżnie, za
to wyżej zima już w pełni, a na niektórych szlakach szklanka. Świetne warunki dla kogoś, kto zapomniał wziąć raczki 😏.
Drugiego dnia nie miałem zbyt ambitnych planów, choć i tak trochę kilometrów
wpadło: przeniosłem się do schroniska Orle i odwiedziłem Jizerkę w celu konsumpcji całkiem
smacznego obiadu. Wieczorem zaczął padać deszcz, więc spodziewałem się, że
rano zobaczę odwilż...
...a ujrzałem śnieżycę! Zrobiło się cudnie zimowo, śnieg raz padał, raz
przestawał, na chwilę nawet wyszło słońce, więc z czystą przyjemnością
polazłem aż do Harrachova. A tam - jeśli ktoś jest zorientowany - wie, że na
dworcu kolejowym działa sympatyczna knajpka, w której przeczekałem czas na
pociąg. Elegancie zakończenie sezonu.
----
Podsumowując: rok 2023 w górach oznaczał dla mnie
15 wyjazdów, 43 dni w górach i 29 noclegów. Liczba wyjazdów
była taka sama jak przed rokiem, natomiast udało się spędzić kilka dni i kilka noclegów więcej (głównie
dzięki lutowemu pobytowi w Zyndranowej, który trwał prawie tydzień). Jest to
dla mnie pewne zaskoczenie, nie sądziłem, że aż tyle się zbierze. Większość
wyjazdów odbyła się w towarzystwie (mniejszym lub większym), cztery razy
wędrowałem sam.
A jak wygląda statystyka z poprzednich lat?
Rok 2008: 13 wyjazdów, 25 noclegów.
Rok 2009: 21 wyjazdów.
Rok 2010: 19 wyjazdów, 44 dni w górach, 28 noclegów
Rok 2011: 12 wyjazdów, 34 dni w górach, 22 noclegi.
Rok 2013: 9 wyjazdów, 20 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2014: 13 wyjazdów, 27 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2015: 14 wyjazdów, 27 dni w górach, 15 noclegów.
Rok 2016: 19 wyjazdów, 48 dni w górach, 38 noclegów.
Rok 2017: 20 wyjazdów, 46 dni w górach, 29 noclegów.
Rok 2018: 18 wyjazdów, 49 dni w górach, 35 noclegów.
Rok 2019: 16 wyjazdów, 39 dni w górach, 27 noclegów.
Rok 2020: 21 wyjazdów, 40 dni w górach, 19 noclegów.
Rok 2009: 21 wyjazdów.
Rok 2010: 19 wyjazdów, 44 dni w górach, 28 noclegów
Rok 2011: 12 wyjazdów, 34 dni w górach, 22 noclegi.
Rok 2013: 9 wyjazdów, 20 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2014: 13 wyjazdów, 27 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2015: 14 wyjazdów, 27 dni w górach, 15 noclegów.
Rok 2016: 19 wyjazdów, 48 dni w górach, 38 noclegów.
Rok 2017: 20 wyjazdów, 46 dni w górach, 29 noclegów.
Rok 2018: 18 wyjazdów, 49 dni w górach, 35 noclegów.
Rok 2019: 16 wyjazdów, 39 dni w górach, 27 noclegów.
Rok 2020: 21 wyjazdów, 40 dni w górach, 19 noclegów.
Rok 2021: 17 wyjazdów, 40 dni w górach, 25 noclegów.
Rok 2022: 15 wyjazdów, 39 dni w górach, 24 noclegi.
Podział na pasma:
* Beskid Żywiecki i Beskid Śląski - 3 razy,
* Bieszczady, Beskid Niski, Góry Opawskie - 2 razy,
* Beskid Śląsko - Morawski, Beskid Mały, Beskid Makowski, Jaworniki, Góry
Kisuckie, Mała Fatra, Karkonosze, Góry Izerskie - raz.
Beskidy zdecydowanie dominowały nad Sudetami (13 do 4). Siedem razy
chodziłem po czeskiej stronie granicy, dwa po słowackiej.
Rodzaje noclegów:
* chatka "studencka" - 16 razy. Rekord ostatnich lat, lecz to nie
dziwi, biorąc pod uwagę ceny w schroniskach i klimat jaki się w nich zrobił
(choć niektóre chatki próbują gonić PTTK),
* schronisko PTTK i prywatne - 5 razy (w tym trzy noclegi w domku w
Wetlinie).
* wiata/szałas - 4 razy, najbardziej budżetowa opcja, bo darmowa 😏 i
najbardziej perspektywiczna na przyszłość,
* wieża widokowa - 3 razy. To akurat wynik weekendu majowego, rzadko pojawia
się taki obiekt w podsumowaniach,
* baza namiotowa - 1 raz. Do tego przed sezonem, czyli oficjalnie nieczynna.
Co ciekawe, ani razu nie rozkładałem w górach własnego namiotu. Często miałem go ze
sobą, ale nie było potrzeby go stawiać.
A które plany sprzed roku udało się zrealizować?
Niezmiennie kolejne penetracje Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Majówka na
Słowacji lub w Czechach. Karkonosze także chodzą mi po głowie i mam na nie
kilka świeżych pomysłów. Ale oprócz tego nadal liczę na częste
wykorzystanie namiotu, wiat, baz namiotowych i chatek - z powodów cenowych
wydają się one obecnie jedyną sensowną opcją noclegową, tak aby zasypiać w
górach i nie zbankrutować. Fajnie byłoby znowu ruszyć z rowerem w rejony
górskie, bo akurat w 2022 tego zabrakło.
Bieszczady, Beskid Niski, słowacka majówka i Karkonosze (choć nie najwyższe
partie). Wiaty i chatki - to oczywiste. Niestety, znów nie udało się
popedałować wśród gór albo chociaż przedgórza na rowerze.
A jakie plany na rok 2024? Żadnych 😊. Będzie, co ma być, wszystko przyjmę z
dobrodziejstwem inwentarza.
Już myślałam, że podsumowania w tym roku nie będzie, bo ostatnio zamilkłeś jakoś. Lubię te Twoje zestawienia i "włóczęgowski" charakter wycieczek, takich, jak dawniej. Mało kto już z plecakiem chodzi, śpi w obiektach, w których Ty planujesz nocleg. I to jest fajne. Twoja majówka w Jawornikach zainspirowała mnie, by tam zajrzeć. Udało się zrobić bardzo miłą pętelkę na rowerze. Dzięki!
OdpowiedzUsuńNie zamilkłem, tylko ostatnio rzadko bywałem w górach ;) A opóźnienia w pisaniu różnych relacji ciągle się wydłużają...
UsuńO, Jaworniki na rowerze to musiała być fajna sprawa!
Patrząc na to, ile wrzucasz wpisów z różnych podróży, aż sie chce zapytać, kiedy Ty masz jeszcze czas na góry - i to aż tyle gór! :D Piękne zdjęcia i świetne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńTo pozory ;) Moje gadulstwo powoduje, że z jednodniowego wyjazdu czasem wrzucam kilka wpisów, więc wydaje się tego bardzo dużo :P Zresztą sama też tak masz, że skupiasz się na jakimś obiekcie, chociaż ktoś inny podsumowałby go trzema zdaniami ;)
UsuńZdjęcia starałem się wybierać najładniejsze :P
Mnie się podobają plany na kolejny rok :D
OdpowiedzUsuńA podsumowanie, jak zwykle miks podróży ciekawy, brak kajaków ostatnio są w modzie ;)
Kajaków i tak bym nie wpisał, bo nie góry :P Zbytnio mnie nie kręcą, pływałem kiedyś na Mazurach, jakieś krótkie odcinki od brzegu do brzegu to tak, ale cała wyprawa niekoniecznie. Chociaż może się kiedyś wybiorę na Małą Panew...
Usuń