wtorek, 20 grudnia 2016

Ołomuniec. Jarmark bożonarodzeniowy z cesarzem w tle.

Ołomuniec (Olomouc, Olmütz). Historyczna stolica Moraw. Najbardziej niedoceniane miasto Czech - jak przeczytałem na którymś z czeskich portali turystycznych. Coś chyba jest w tym tekście, bo mimo iż znajduje się tutaj trzecie w kraju nagromadzenie zabytków, to jednak ma się wrażenie, iż turyści jakoś Ołomuniec omijają... No, może poza okresem jarmarkowym.

Tradycyjnie w grudniu uderzam na południe aby przez weekend skosztować grzańca, ponczu, zjeść coś smacznego ze straganów, posłuchać koncertów z tłumem Czechów i Morawian. Tym razem padło na Eburum, jak po łacinie nazywa się stolica kraju ołomunieckiego. Nie jest to oczywiście moja pierwsza wizyta w tym miejscu, ale debiut na tutejszym jarmarku.

Od czego by tu zacząć? Może od twierdzy. Dzieje Ołomuńca przez ponad dwa stulecia zdominowane zostały przez potrzeby wojskowe. Rzecz jasna miasto otoczone murami było już w średniowieczu, lecz dopiero w XVII po okupacji szwedzkiej wzniesiono cały kompleks obronny według systemu Vaubana (podobnie jak siedmiogrodzka Alba Iulia). Wojna prusko-austriacka w 1866 roku pokazała dobitnie, iż takie konstrukcje nie spełniają swej roli i dwadzieścia lat później twierdza została oficjalnie zniesiona, a sporą część rozebrano. Do naszych czasów przetrwało jednak znacznie więcej, niż np. w Hradcu Kralove.

Większość fortecznych pozostałości znajduje się na obrzeżach miasta. My w drodze z miejsca noclegowego do centrum mijamy tzw. Salzerovą redutę - fort na niewielkiej wyspie otoczonej rzeką Morawą, którego zadaniem była obrona śluz; w razie zagrożenia można je było otworzyć i zalać przedpole.


Fort, jak większość, jest w rękach prywatnych i nie można do niego wejść. Nad drzwiami napis upamiętniający cesarza Ferdynanda i datę budowy - 1835 rok.


Třída Svobody (w czasach austriackich Josef of Engel-Strasse) to główna droga okalająca starówkę. Niegdyś w miejscu prawej jezdni znajdowała się fosa, a za nią tzw. koszary wodne. Fosę zasypano, koszary stoją do dzisiaj i służą jako siedziby knajpek.


Na zdjęciu widać po lewej konstrukcję wchodzącą prawie na ulicę. To Brama Terezjańska z 1752 roku. Stała w pasie zewnętrznych murów i zyskała swoją nazwę podczas odwiedzin miasta przez cesarzową. Na szczęście podczas rozbierania twierdzy postanowiono ją zachować dla potomnych.


Plac za bramą to Palachovo náměstí. Pierwotnie nazywał się, a jakże, Maria Theresia-Platz. W jego boku wybudowano okazałą synagogę. Zniszczona została przez Niemców, a na jej miejscu wzniesiono pomnik Lenina i Stalina, przy okazji przemianowując teren na náměstí VŘSR (Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej). Pomnik ów stał aż do 1990 roku, chyba najdłużej ze wszystkich Stalinowych - nie wywożono go, bo nie wypadało tak dokopać Leninowi. Wreszcie po zmianie ustroju wylądował w lapidarium muzeum (co jest dobrym pomysłem, a nie kompletna demolka znana z RP).

Tam, gdzie kiedyś modlili się żydzi a potem komuniści, funkcjonuje teraz parking. Płatny całodobowo i droższy niż miejskie. Należy do gminy wyznaniowej żydowskiej. I jak tu nie twierdzić, że Żydzi są chciwi? 😃

Wracając do twierdzy - koszary wodne od "zaplecza".


Tłum ludzi ciągnie w kierunku centrum. Idziemy i my. Ołomuniec ma dwa rynki - Górny i Dolny. Górny upiększony jest sporym ratuszem z różnych epok historycznych. Oraz ogromną Kolumną Maryjną - wysoką na 35 metrów, największą w Republice Czeskiej. Wzniesiona w 1754  roku wpisana jest na listę UNESCO. Dziś jednak ciężko podziwiać ją w spokoju, bo dookoła stoją dziesiątki, a właściwie setki bud jarmarkowych.


Drugą atrakcją miejską jest zegar astronomiczny. Formalnie najstarszy po praskim, bo z 1519 roku. Tyle, że to teoria. Pod pretekstem zniszczeń wojennych w 1953 zegar właściwie wybudowano od nowa - socrealistyczna mozaika, zegary, postacie wolne od burżuazyjnych naleciałości. Nowa sztuka dla nowych, lepszych czasów!


Może się on podobać lub nie, ale faktem jest, że nie kojarzę drugiego podobnego.

W południe pod zegarem zbierają się tłumy - tylko o tej godzinie coś zaczyna się na nim dziać. Ale to emocje jak "podczas wędkowania" (cytuję hasło stojącego obok przewodnika wycieczki). Najpierw kowal wali młotem, potem leniwie zaczynają się ruszać dwie grupy postaci. Po prostu czad!


Podobno postacie robotników, chłopów, inteligencji pracującej, kobiety w stroju sportowym itp. są wykonane z plastiku, nie z drewna. Nie wiem czy to prawda, ale z odległości ciężko ocenić jaki to materiał.


Warto przyjrzeć się dolnemu zegarowi - kalendarzowi. Oprócz dnia i miesiąca zaznaczono na nim na czerwono najważniejsze daty człowieka socjalizmu - jest więc m.in. śmierć Lenina, Gottwalda, urodziny Stalina, rocznice Rewolucji, Międzynarodowy Dzień Kobiet, Dziecka...


Kilkudziesięcioletnie cyfry odmierzają kolejny rok...


Pojawiły się plany powrotu do starego zegara. Konserwator zabytków nie zgodził się - i słusznie! Byłoby to de facto tworzenie go od nowa (jak od nowa stworzono obecny w 1953), bowiem poza mechanizmem głównej tarczy nic się nie zachowało. A ten niech zostanie jako ciekawa pamiątka tamtych czasów, które niektórzy próbują wymazać z historii lub całkowicie zdemonizować - ale one istniały i istnieć w pamięci będą niezależnie od polityków.

Skoro jesteśmy na Rynku Górnym to kilka słów o jarmarku. Jest on spory w porównaniu do tych, które odwiedzało się w poprzednich latach. W sumie będzie ze setka stanowisk, do tego mniejsza część na Rynku Dolnym. Grzanego alkoholu cała masa - wina, miody, poncze ołomunieckie, francuskie, wiedeńskie, norymberskie, irlandzkie i wiele innych. W mocniejszej wersji damskiej (z wódką) i męskiej (z rumem i absyntem). Bezalkoholowo też się znajdzie. Ceny napitków - od 30 do 50 koron.


Trochę gorzej jest z jedzeniem - stoisk znacznie mniej, przez co regularnie są oblężone. Ale wybór mamy: obok tradycyjnych bramboraków (znacznie większe i grubsze niż w Polsce), farmářské brambory (małe kartofelki z cebulą, warzywami, mięsem), langosze, trdelniki, haluszki, buřty na pivu, krupnioki, smażone kiełbasy (także z dziczyzny), a nawet - o zgrozo - oscypki! Z głodu zatem nie umrzemy, ale pieniądze uciekają z portfela szybko* ;)



Minusem była JEDNA toaleta ustawiona rynku. Kontener z częścią damską i męską. Do tego płatny. O ile faceci wchodzili dość szybko, to panie musiały się nastać. Kasę zbierał dżentelmen o aparycji niedomytego żula z reportaży rosyjskiej telewizji o zbieraczach węgla na jakiejś prowincji. Na początku nawet sądziliśmy, że to oszust, ale faktycznie miał klucze do przybytku 😉. Potem znaleźliśmy jeszcze drugie miejskie szalety, lecz większość turystów nigdy tam nie trafi.

Po czymś dla ciała coś dla ducha - idziemy w kierunku katedry, razem z tłumem.


Przy náměstí Republiky (kiedyś Franz Joseph-Platz) znajduje się Muzeum Miejskie. Zbiory stałe ma raczej niezbyt interesujące, natomiast w tym okresie otwarta była wystawa czasowa związana z Franciszkiem Józefem. Dla cesarza Ołomuniec był miastem szczególnym - to w nim schronił się dwór po ucieczce z Wiednia ogarniętego rewolucją 1848 roku. To właśnie w Ołomuńcu w pałacu arcybiskupim 2 grudnia proklamowano go cesarzem (przedtem abdykację ogłosił cesarz Ferdynand; według legendy nie bardzo miał na to ochotę, więc w nocy nasłano na niego zaufanego urzędnika, który udając ducha nastraszył monarchę 😄).

W okresie swego panowania Franciszek Józef odwiedzał Ołomuniec co najmniej pięciokrotnie, zawsze radośnie witany (co wynikało zapewne z faktu, że aż do okresu międzywojennego większość mieszkańców stanowili Niemcy).


W listopadzie minęło stulecie śmierci monarchy Austro-Węgier, który był jednym z najdłużej panujących władców i symbolem całej epoki. Z tej też okazji w wielu miastach należących kiedyś do państwa Habsburgów urządzono poświęcone mu wystawy (Wiedeń trzepie na nich jeszcze większą kasę niż dotychczas).

Ołomunieckie muzeum prezentuje pamiątki z wizyt cesarskich, portrety, popiersia, mundury (Kaiser miał ich bardzo wiele).



Na tablicy szkolnej obok dewizy cesarskiej Viribus Unitis ktoś dopisał "pivo" 😃.


Można poczuć się jak cesarz i pobłogosławić Wierne Ludy ;).


Ciekawe są tarcze strzelnicze, gdzie zamiast do kółek strzelało się do... wszystkiego. Są więc herby państwowe (wydaje się mało patriotyczne do nich mierzyć) i miejskie, scenki rodzajowe, sala tronowa, gdzie cesarz objął rządy, a nawet dawny zegar astronomiczny.




Wracamy na ulice. Kontynuujemy marsz w kierunku katedry.


Jest podobna do tej w Pradzie i Brnie, gdyż do gotyckiego korpusu dobudowano w XIX wieku neogotycką wieżę południową wysoką na ponad 100 metrów (druga w Republice) oraz w takim też stylu poprawiono fasadę.


W środku ciemno jak w ...., więc robimy sobie spacer bocznymi, wąskimi ulicami Starego Miasta. Ilość zabytków jest imponująca, praktycznie brak na niej współczesnych konstrukcji. Te boczne ulice są pozbawione ludzi, więc na spokojnie przechodzimy np. obok pałacu arcybiskupiego, gdzie proklamowano Franciszka Józefa cesarzem.



Nieśmiało zaczyna pojawiać się słońce - szkoda, że tak późno.



Żydowska brama w pasie murów miejskich przez którą kiedyś wchodziło się do getta.


Kościołów u nich dostatek.




Tymczasem na jarmarku przybyło ludzi - tłok zrobił się taki, iż miałem wrażenie, że jesteśmy w Pradze! Po jedzenie staliśmy pół godziny! Do niektórych stoisk z winem kolejki na kwadrans. Wszędzie ciasno, ciągle ktoś przechodzi. Liczne jednodniowe wycieczki z Polski z przewodnikiem, którego i tak nikt nie słucha. Zdecydowanie na przyszłość coś bardziej kameralnego!



W niedzielę liczyłem na poprawę pogody, ale tylko rano pojawiło się słońce, a potem nadciągnęły szare chmury. W południe zaczęło nawet kropić :(. Trudno, zajrzeliśmy znów na rynki, gdzie było znacznie luźniej, a potem kontynuowaliśmy punktowe zwiedzanie.


Planuję w przyszłym roku wrócić do Ołomuńca przy innej porze roku i lepszej pogodzie, aby spenetrować go na spokojnie bez wlewania w siebie kolejnych kubków wina, więc zahaczyliśmy tylko o kilka miejsc w centrum:

- Kościół Jubileuszowy Franciszka Józefa, tzw. Czerwony. Neogotycki, wybudowany dla niemieckich ewangelików w 1902 roku. Ponieważ tych po 1945 w mieście zabrakło, to od lat 50. mieści się w nim składnica książek.


- potężne gmaszyszko sądu, pełniące swoją funkcję już od czasów austriackich.


- mury miejskie, wzniesione częściowo na składach, dobrze widoczne z Bezručovych sadów (kiedyś Schiller-Park). Na nich zachowało się kilka dawnych wież, a pod nimi schron dowództwa obrony cywilnej z okresu późno-stalinowskiego.




- Jihoslovanské mauzoleum - miejsce pochówku ponad tysiąca żołnierzy "jugosłowiańskich" (jak sądzę serbskich i czarnogórskich, no chyba, że wszystkich "południowych Słowian"), którzy zmarli w Ołomuńcu w czasie Wielkiej Wojny. W 1926 przewieziono tu także szczątki jeńców z innych części kraju. Obiekt jest w katastrofalnym stanie, a długo nie można go było wyremontować, gdyż nie szło ustalić właściciela. Przez całe dekady była nim... Jugosławia, która - jak wiadomo - zakończyła swój żywot. Później za sukcesora uznano Słowenię, obecnie należy do miasta, które mauzoleum otoczyło płotem i ma je reanimować. Najwyższy czas!


- pomnik Czerwonoarmistów w innym parku - postawiony już w 1945. Ponoć wzorowany na Kolumnie Maryjnej!


Już poza centrum:
- kościół ewangelicki Braci Czeskich nad rzeką Morawą z 1902 roku. Skromny.


- po drugiej stronie rzeki cerkiew św. Gozdara z 1939 roku, nasuwająca na myśl świątynie słowackiego wschodu. Z bliska widać, iż lekko się sypie.


- hala targowa z 1898 roku (jest w Ołomuńcu przynajmniej jeszcze jedna o podobnym wyglądzie). Ceglana, z dawnym herbem miasta (morawska orlica z literami F.M.T. - Franciszek, Maria Teresa). Przetrwała projekty rozbiórki z końcowej socjalistycznej Czechosłowacji.



- dzielnice bardziej peryferyjne: Hradisko (Hradisch) - klasztor benedyktynów, a potem norbertanów. Przebudowany w stylu barokowym, w 1790 roku skasowany i zajęty przez wojsko. Początkowo jako magazyn, potem więzienie dla francuskich jeńców, wreszcie szpital wojskowy, najstarszy w kraju, funkcjonujący do dziś.


- Svatý Kopeček (Heiligenberg) - niegdyś samodzielne miasto, teraz dzielnica Ołomuńca (nietypowa, bo oddzielona osobną wsią). Kolejny klasztor norbertanów, gdzie mniszki terminują do dnia dzisiejszego. Budynek wzniesiony na wzgórzu (stąd nazwa), z ładnym widokiem na miasto. W przyklasztornej bazylice hula wiatr i zakaz fotografowania. W darmowym muzeum można było obejrzeć szopki oraz bogato zdobione ściany (oraz złapać przeziębienie, bo piździło chyba bardziej niż na placu).






- do klasztoru biegła droga pątnicza przez dzielnicę Chválkovice (Chwalkowitz). Tu już klimat zadupia, choć to kilka minut samochodem od starówki Ołomuńca.


Przy szosie stoi kościół św. Barbary, gotycki z renesansową więżą, gdzie kiedyś zatrzymywali się pielgrzymi. Kawałek dalej kompozycja rzeźbiarska z 1724 roku, przedstawiająca pielgrzyma i anioła (czyżby był już tak zmęczony, że miał zwidy?). Oraz kompleksowy pomnik, który jednocześnie upamiętnia T.G. Masaryka, mieszkańców poległych w Wojnach Światowych i żołnierzy radzieckich.




Poza pogodą wyjazd więc udany :)

------

Na prawie koniec kilka słów o miejscu gdzie nocowaliśmy: była to ubytovna w sektorze starych, austro-węgierskich budynków z cegły. Początkowo sądziłem, iż to dawne tereny przykolejowe, lecz okazały się koszarami kawalerii. Konkretnie cesarsko-królewskich dragonów pułku nr 12 (k.u.k. Böhmisches Dragonerregiment „Nikolaus Nikolajewitsch Großfürst von Rußland“ Nr. 12). Rekrutował on poborowych z Krakowa i okolic.

Współcześnie w koszarach mieszczą się firmy, niektóre zabudowania stoją puste.




------

Nie samym winem żyje człowiek, nawet na jarmarku 😉. W Ołomuńcu działa kilka browarów restauracyjnych i jeden przemysłowy (Lobkowicz). Nie sposób chyba w krótkim czasie odwiedzić wszystkich, nam udało się zajrzeć do trzech.

Moritz mieści się w kamienicy naprzeciwko bramy Terezjańskiej. Piwo smaczne i lekkie, hermelin średni.


Riegrovka przy Riegrovej niedaleko Górnego Rynku - tam udało nam się wejść w piątkowy wieczór, co w innych lokalach było niemożliwe z powodu ilości ludzi. Głośno, dyskotekowo, piwo powyżej 40 koron. Średnio.

Svatováclavský pivovar - przy placu, gdzie mieści się Muzeum Miejskie. Restauracja to pomieszczenia dawnej poczty. Wygląda dość ekskluzywnie, jedzenie drogie, ale piwo w normie, smaczne.


Do knajpy serwującej piwa rzemieślnicze się nie dopchaliśmy. Za to podobało nam się w Olomouckiej Cytadeli - na starówce, niedaleko Dolnego Rynku. Trafiliśmy przez przypadek, zachęceni postacią martwego żołnierza szwedzkiego na wystawie ;)

W środku obsługa przebrana za piratów... pardon, za pomagierów z okresu wojny trzydziestoletniej. Nierzemieślnicze, ale smaczne Svijany, kapitalny nakládaný hermelín, tosty i inne proste przekąski, herbata w duży kubkach. Ceny odpowiednie.



------

* W tym roku ceny już się nie przydadzą, ale może do przyszłego nie zmienią się tak bardzo?

- grzańce - 30-35 koron. Z wkładkami (rum, wódka, absynt) - 40-50 koron.
- trdelnik - 50 koron.
- kiełbasa z dziczyzny - 59-69 koron za kawałek. Chleb i ogórek płatne dodatkowo. Normalne kiełbasy trochę tańsze.
- bramborak - 35 koron za 100 gram (zazwyczaj ważył tyle, że sto koron kosztował).
- brambůrky (naturalne chipsy kartoflane) - 40 koron za opakowanie.
- farmářské brambory - 30 koron za 100 gram.
- wołoskie frgale - 75-80 koron za całość.

17 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe miasto, a zabytków jest nasiane sporo :) Zawsze jestem jakoś pod wrażeniem dbałości o miasta i miasteczka. U nich chyba wszystko bardziej się opłaca ?
    Ceny jak ceny...zależy co się chce kupić ;)
    Nad Bałtykiem w sezonie comber z sarny z kartoflami i surówka - prawie 100 zł ;)
    Fajna relacja :)
    Trochę zazdroszczę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nad Bałtyk polski od dawna nie jeżdżę :)

      Czy się u Czechów opłaca to nie wiem, ale to ewidentnie naród zachodni z niemieckim podejściem do porządku. A w Polsce wiadomo...

      Usuń
  2. Masz talent do soczystych opisów - ten węglowy żul pilnujący wychodka będzie mi się śnił po nocach ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był bardzo podobny do tego co udziela tu wywiadu ( https://www.youtube.com/watch?v=fHWX-dTTHi0 ), tylko bardziej brudny i nieogolony :D

      Usuń
    2. A propos wywiadu, mistrz drugiego planu tam wymiata ;-)

      Usuń
  3. w Ołomuńcu byłam przejazdem wracając z Wiednia więc udało mi się zobaczyć tylko oba rynki. to wystarczyło jednak, żeby miasto wydało mi się interesujące i warte ponownego odwiedzenia - po Twoim poście widzę, że wrażenie to nie było "od czapy". sprawia wrażenie bardzo kameralnego, świetnie zachowanego i po prostu klimatycznego, nawet pomimo tłumów jarmarcznych. lokal z martwym szwedzkim żołnierzem - genialny pomysł :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy byłem tam kiedyś latem, to starówka może nie była pusta, ale na pewno nie była oblegana jak np. Rynek w Krakowie :) Zdecydowanie poza dużymi imprezami może uchodzić za trochę większe kameralne ;)

      Usuń
  4. Też nie lubię tłumnych imprez ;)

    Pokazałeś kilka ciekawych obiektów, których nie widziałem. Wybieram się tam już od dłuższego czasu na głębsze spenetrowanie miasta i okolic i jakoś nie mogę się zebrać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba, żeby dokładnie spenetrować to musiałbyś bez roweru, bo tam ewidentnie by przeszkadzał ;) Pogody naszych wyjazdów jarmarkowych nawet nie porównuję, bo Ty chyba byłeś wtedy, co ja miałem klarę w Beskidach :D

      Usuń
  5. Byłam kiedyś w Ołomuńcu, będąc dzieckiem, niestety niewiele pamiętam, a to ciekawe miasto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czasów dziecięcych to zazwyczaj pamięta się jakieś lody abo sikawki w miastach ;)

      Usuń
  6. "W Ołomuńcu na Fiszplacu..." Ciekawe jak dziś to historyczne miejsce wygląda? ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fischplatz to może być dzisiejszy rynek, a przynajmniej tak gdzieś wyczytałem, ale czy w centralnym miejscu odbywały się kiedyś targi rybne??

      Usuń
    2. Jeśli wierzyć autorowi artykułu w "Polityce", ów Fischplatz to w rzeczywistości miejsce (błonia) między pałacem arcybiskupim (czyli w istocie między fortyfikacjami...) a brzegiem Moravy, zwane przez miejscowych Freiplatz. Punkt zborny c.k. wojsk wymagał pewnej przestrzeni, której faktycznie jakiś rynek mógł nie zapewniać.

      Usuń
  7. Od tamtej pory już zobaczyłem dwa razy Pragę i byłem też w Ołomuńcu jestem pod wrzeniem. Chyba po Pradze jak dla mnie to miasto nr. 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie też, jeśli chodzi o zabytki. I nie jest tak zadeptane i aż tak skomercjowane jak stolica.

      Usuń