piątek, 17 stycznia 2025

Leniwe Węgry: piwnice winne, ciepłe wody i emerytowani nudyści w Kiskőrös.

Wracając z Bałkanów zawsze traktuję Węgry jako etap odpoczynku i rozleniwienia. Zwiedzanie schodzi na dalszy plan, teraz trzeba w końcu wymoczyć tyłki w ciepłych wodach. Co nie znaczy, że tego zwiedzania w ogóle nie ma, ale nie jest ono na pierwszym miejscu.
Tak było i tym razem. Nieśpiesznie przejeżdżamy przez kolejne madziarskie miejscowości nieustannie dziwiąc się albo zachwycając nazwami po ugrofińsku. Bácsalmás ma też oficjalną nazwę chorwacką i niemiecką, natomiast Borota kojarzy się z pewnym diabłem... Przy okazji sprawdzania starych zdjęć odkryłem, że dziwna biała plama na pierwszej zielonej tablicy jest na niej już co najmniej dwa lata.



Zatrzymuję się w miasteczku Hajós (Hajosch), a właściwie w jego dzielnicy Pincefalu (Kellerdorf). Dzielnica ta w całości składa się z małych domków - piwnic winiarskich.  Przed II wojną światową było ich 1800, każda rodzina produkowała domowe wino. Dziś ich liczba spadła do 1200, ale ponoć to i tak największe ich nagromadzenie w Europie. Nawet przystanki wybudowano w stylu winiarskim.




niedziela, 12 stycznia 2025

Górskie podsumowanie roku 2024!

Nie tak bystro płynie rzeka, jak nam prędko czas ucieka - pamiętam taką piosenkę wykonywaną przez chór, w którym śpiewała spora część mojej rodziny. Nawet nie wiedziałem, że to pieśń religijna, ale początek ma jak najbardziej prawdziwy: niedawno robiłem podsumowanie roku 2023, a teraz trzeba przystąpić do 2024. Ponownie muszę napisać, że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy nie zdobywałem żadnych wysokich szczytów ani nie biłem rekordów, lecz na pewno można ten okres uznać za udany.


* Styczeń

Rok zacząłem blisko, bo w Górach Opawskich i na Kopie Biskupiej. Cóż, w 2023 nie byłem na tym szczycie ani razu, więc w styczniu mogłem nadrobić braki. Postanowiłem ją jednak zdobyć w nowy sposób, a mianowicie z morawskiej strony. Pogoda była bardzo dynamiczna, ale, niestety, śniegu tyle co nic, za to momentami lodowisko.
Na Kopie przenocowałem, co nie zdarzyło mi się od bardzo dawna, a kolejnego dnia miałem nawet trochę słońca.


wtorek, 7 stycznia 2025

Jesioniki: przedsylwestrowy Zlatý chlum.

W przedostatni dzień 2024 roku udało mi się w końcu skoczyć w góry! Wybrałem Jesioniki, aby mieć szybki dojazd po nocce. Jednodniówka, ale dobre i to. Prognozy zapowiadały słoneczną pogodę, zastanawiałem się tylko, czy uda mi się spotkać zimę? Na to widoki były słabsze, bo obraz z kamer sugerował, że panuje tu raczej późna jesień...

Parkuję w Jeseníku (Freiwaldau), odkrywam, że miejskie toalety są nieczynne i pierwsze kroki kieruję... nie, nie na szlak, ale na ostatnie czeskie piwo przed końcem kalendarza 😏. Mam szczęście, bo akurat trafiła się IPA. Mimo wczesnej pory w knajpie już całkiem sporo ludzi, panie siedzą przy kawce, panowie przy kufelku, a jeden przytargał ze sobą laptopa.


Na zewnątrz jest dość ciepło jak na grudzień, ale ja wyobrażam sobie jakie temperatury musiały panować zimą w twierdzy wodnej. 


Jeseník był jedną z najbardziej poszkodowanych miejscowości w czasie wrześniowych powodzi. W centrum za bardzo nie widać śladów, ale są przy rzece. Biała (Bělá, Biele) niosła zniszczenia od gór aż po Głuchołazy. Jadąc w tę stronę widziałem dziesiątki uszkodzonych mostów, zerwanych kładek, osunięte brzegi wraz z asfaltem. Tu też most ma wyraźny ślad po uderzeniu czegoś ciężkiego, a koryto nadal pełne jest różnego syfu.


piątek, 3 stycznia 2025

Przez Serbię: Preszewo, Nisz, Belgrad i Kovilj.

Autostradowe przejście graniczne pomiędzy Macedonią a Serbią, które potrafi zatrzymać na wiele godzin, nas wciąga na jedyne dwadzieścia pięć minut. Znakomity rezultat! Nie wszyscy mieli tyle szczęścia: celnicy z wielkim zaangażowaniem trzepią samochód na francuskich blachach. Czyżby nie lubili szampana?
Zerkam w bok: Serbowie postawili płot, jak Węgrzy, Chorwaci i jeszcze kilka innych nacji. Dawniej, gdy zaczęły się szturmy europejskich granic, nie próbowali szczególnie powstrzymywać migrantów, a nawet podwozili ich autokarami pod unijne granice. Ba, niektórzy byli nawet tak naiwni, aby proponować osiedlać przybyszów z innych kontynentów w wyludnionych rejonach Serbii. Nie dość im problemów z własnymi muzułmanami? 


W Serbii spędzimy tym razem jedynie dobę. A zaczniemy od odwiedzenia... Albańczyków. Choć większość osób tej narodowości wyrwała się spod władzy Belgradu wraz z Kosowem, to nadal mieszka ich ponad sześćdziesiąt tysięcy. Zdecydowana większość z nich przebywa w trójkącie pomiędzy granicami Kosowa i Macedonii, w regionie zwanym doliną Preszewa (Preševska dolina, Lugina e Preshevës). Składają się na nie dwie gminy - Preszewo (Прешево, Preshevë) oraz Bujanovac (Бујановац, Bojanonoci), a także nie połączona z nimi gmina Medveđa (Медвеђа, Medvegja). W sumie Albańczycy stanowią w nich ponad siedemdziesiąt procent mieszkańców, a w Preszewie nawet dziewięćdziesiąt. Wyjątkiem jest Medveđa, tam dominują Serbowie, lecz pod względem politycznym traktuje się ją jako część doliny Preszewa.


środa, 25 grudnia 2024

Macedonia prawdziwa: Prilep, Gradsko i garść spomeników.

Opuszczamy brzeg Jeziora Ochrydzkiego, które nieco obniżało temperaturę i zapewniało trochę wytchnienia. Wjeżdżamy w wysuszone i gorące tereny macedońskiego interioru. Od razu za Ochrydą zaczynamy się wspinać, bo przecież wszędzie są góry. Podjeżdżając pod przełęcz na wysokości 1200 metrów musimy się zmierzyć z kierowcami ciężarówek, którzy namiętnie wyprzedzają się na ciągłej i w nieoświetlonych tunelach. W pewnym momencie dogania mnie... śmieciarka i dziko trąbi, abym przyspieszył. Nic nowego na Bałkanach.


Gdy robi się spokojniej staję na poboczu, aby rozprostować kości. Nie dostrzegam żadnych budynków. Żółte trawy kontrastują z ciemną zielenią na zboczach. W tle, za moim samochodem, uchwyciłem nadajnik na wierzchu Pelisteru w paśmie Baba - jest to trzeci najwyższy szczyt Macedonii (2601 metrów).



Za Bitolą (Битола) okolica się spłaszcza, jedynie po lewej stronie przemykają żółtawe pagórki. Widać ślady po ogniu - albo samozapłony albo rolnicy znowu bawili się zapałkami. Najwięcej czarnych plam było na obrzeżach Bitoli, w cygańskiej dzielnicy: tam z dymem poszła nie tylko roślinność, ale i kilka skleconych z byle czego chałup. Dookoła tradycyjnie walały się całe góry śmieci, w tym masa szklanych butelek, więc w takich warunkach naprawdę nie jest trudno o pożar. Ogień był wybredny, potrafił pożreć trawę, drzewa do ich połowy, po czym w niewyjaśniony sposób minął wybrane domostwa.


środa, 18 grudnia 2024

Jarmarki bożonarodzeniowe w Ostrawie!

Kiedy w kalendarzu pojawi się karta z napisem "grudzień", to znak, że nadszedł czas na jarmarki bożonarodzeniowe. Po roku przerwy wracam na nie do Republiki Czeskiej. Tym razem wybrałem Ostrawę - szybki i sprawny dojazd, a z racji swej wielkości oferuje kilka możliwości w tym temacie.
Przebywając w stolicy kraju morawsko-śląskiego porównywałem tutejszy jarmark z katowickim - w stolicy województwa śląskiego byłem dzień wcześniej, żeby dokładnie wszystkiemu się przyjrzeć i mieć najświeższe informacje z pierwszej ręki. Dlaczego porównuję akurat te dwa miasta? Ostrawa i Katowice to od wielu dekad miejscowości partnerskie. Mają niemal taką samą liczbę mieszkańców i są największe na Górnym Śląsku (Ostrawa połowicznie, ponieważ spora jej część - w tym centrum - leży na Morawach). Od pewnego czasu nawet wzajemnie się polecają: w Katowicach zachęcali do odwiedzin jarmarku w Ostrawie, w Ostrawie zachęcali do odwiedzin Katowic. Mamy zatem świetną okazję do obejrzenia, jak miasta podobnej skali podchodzą do takiej samej imprezy. Wnioski z tego porównania zaprezentuję na końcu, natomiast teraz skupmy się na Ostrawie.


Główny jarmark odbywa się na rynku Morawskiej Ostrawy - Masarykovym náměstí. Rynek ten z trzech i pół strony otoczony jest przeważnie zabytkową zabudową, jedynie pół zachodniej pierzei to wolna przestrzeń i tam lubi hulać wiatr. Nie jest to architektura w stylu Wrocławia albo Krakowa, ale ogólnie ładnie tu w otoczeniu starego ratusza, kolumny maryjnej i kamieniczek. Tylko jeden z domów handlowych, pochodzący z ostatniej dekady komunizmu, średnio pasuje do reszty.




czwartek, 12 grudnia 2024

Beskid Śląsko-Morawski: Ostrý i Kamenitý.

Ciężko było mi wstrzelić się w słoneczną lub bezdeszczową pogodę i ruszyć w listopadzie w góry. Wreszcie w przedostatnią niedzielę miesiąca pojechaliśmy z tatą w Beskid Śląsko-Morawski. Cel: tereny już nam dobrze znane, ale nieodwiedzane od kilku lat. Zresztą mamy już przemierzone tyle szlaków tego czeskiego pasma, iż naprawdę ciężko jest wymyślić coś całkowicie nowego.

Przyjeżdżamy do Kosarzysk (Košařiska, Kosarzisk), wioski położonej w dolinie potoku Kopytná. Kosarzyska są do tej pory jednym z większych skupisk ludności deklarujących narodowość polską (wójt nosi typowo czeskie imię Janusz 😏), więc nie dziwi stojący w parku kamień w dwóch językach (choć nazwa jest tylko po czesku). Z kolei na pobliskim drewnianym drogowskazie dochodzą jeszcze napisy w śląskiej góralszczyźnie.


Skromny urząd gminy. Jak ci wszyscy urzędnicy się w nim mieszczą?


Wędrówkę zaczynamy korzystając ze ścieżki edukacyjnej, przynajmniej w teorii. Istnieje ona na internetowej mapie, natomiast w terenie nie do końca, a przynajmniej nie regularnie, w dodatku pojawiające się z rzadka znaczki są dwóch kolorów, każdy prowadzi w inną stronę. Mijamy cmentarz ewangelicki i kaplicę, wdrapując się stromo pod górę. Przez chmury przebijają pierwsze promienie słońca.