poniedziałek, 11 listopada 2019

Bitola, Prilep i Veles, czyli Macedonia prawdziwa.

Bitola (Битола) jest jedną z tych miejscowości, które w przeszłości miały znacznie większe znaczenie niż obecnie. W tym przypadku historia zaczęła się w starożytności, kiedy to Grecy (a konkretnie Macedończycy) założyli tu miasto Heraclea Lyncestis, na krańcach swojego królestwa. Później przyszli Rzymianie, a dogodne położenie przy drodze Via Egnatia sprawiło, że Heraclea nadal się bogaciła i rozwijała.

Pozostałości antycznego ośrodka znajdują się na południe od współczesnego centrum. Właściwie mógłbym im poświęcić cały wpis, ale postaram się streszczać 😏.


W czasach rzymskich powstały mury obronne, termy i najważniejszy obiekt - teatr. Wybudowano go w II wieku n.e. za panowania cesarzy Hadriana i Antonina Piusa.




Widok z korony teatru na dawne miasto i okoliczne góry.



Późny okres rzymski i początkowy bizantyjski to czas, kiedy Heraclea była ważnym ośrodkiem episkopalnym. Tutejsi biskupi wymieniani są wśród uczestników soborów powszechnych. Największe fundamenty w dolnej części Heraclei to wielka bazylika wybudowana w IV lub V wieku w miejscu forum. Za nią rozciągał się pałac biskupi.


W jednym z przewodników lub blogów pisało iż większość terenu widać zza płotu, więc - w domyśle - nie ma co wchodzić do środka i płacić za bilet (120 denarów). Może i tak, ale na pewno nie zobaczymy najciekawszego, czyli pięknych mozaik! Choćby z ich powodu warto tu zajrzeć!




Mozaiki służyły jako posadzki w małej i wielkiej mozaice oraz w siedzibie biskupa. Przewijają się na nich motywy roślinne i zwierzęce, pełne wczesnochrześcijańskiej symboliki. Mnie najbardziej podobał się "pojedynek" między bykiem a tygrysem 😊.



Miłośnicy antyku znajdują wiele innych smaczków, m.in. drogę z V wieku z rurami systemu kanalizacyjnego.



Upadek Heraclei przyniosły najazdy barbarzyńców oraz trzęsienie ziemi na początku 6. stulecia. Ostatnia znaleziona tu moneta datowana jest na 585 rok, wtedy najprawdopodobniej w okolicy osiedlali się już Słowianie
Następnie ruiny zniknęły z historii ludzkości na kilkanaście wieków, odkryto je dopiero w okresie międzywojennym.



Prawdziwy starożytny sierściuch 😛.


Bitolę istniejącą do dziś założyli Bułgarzy, stawiając w niej wiele klasztorów i kościołów. Sama nazwa bitola/bitoła ma się wywodzić od słowa oznaczającego monastyr albo opactwo. Kolejnym etapem były rządy tureckie trwające ponad pół tysiąca lat. Pod ich koniec, na przełomie XIX i XX wieku, Bitola była znana jako "miasto konsulów", gdyż działały tu placówki dyplomatyczne z 12 państw. Ta tradycja została zachowana w mniejszej formie również obecnie: funkcjonuje konsulat grecki i bułgarski oraz honorowe przedstawicielstwa 11 krajów.

Nie zmienia to faktu, że współczesne miasto leży raczej w cieniu przeszłości i na uboczu, choć to drugi ośrodek miejski Macedonii.


Na pewno mieszkańcy, których jest blisko 75 tysięcy, nie narzekają na brak samochodów. Długo krążę aby znaleźć jakieś wolne miejsce do postawienia swojego wozu i w końcu parkuję przy blokowisku, obok śmietnika. Dobre i to.

Bitolę już kiedyś nawiedziliśmy i obejrzeliśmy kilka ciekawych obiektów zlokalizowanych w pobliżu głównego deptaka. Tym razem chciałem zerknąć na te, które wtedy się pominęło - np. meczet Ajdar Kadi (Ајдар Кади Џамија) z XVI wieku. Jeszcze niedawno był w fatalnym stanie, pomazany bohomazami, pozbawiony minaretu, a dziedziniec służył jako parking. W 2016 roku władze tureckie wyłożyły kasę na generalny remont i teraz prezentuje się pięknie.



Stare nagrobki, także po renowacji.


Przed bramą ustawiono prawosławną kapliczkę. To raczej nie przypadek.


Meczet leży na osiedlu, niemal między blokami, więc musimy wrócić do głównej drogi. Mijamy ten elegancki okaz jugosłowiańsko-włoskiej myśli motoryzacyjnej.


Łaźnia turecka, jedyna, która przetrwała z 10 dawnych przybytków. A dzisiaj "super dyskont".


Przy głównym rondzie widać następny meczet (Isak džamija), trochę starszy niż ten poprzedni. Na przekór demografii - muzułmanie w Bitoli stanowią mniej niż 10% obywateli - to właśnie islamskie zabytki są najbardziej widoczne w czasie zwiedzania.


Zrobiło się na tyle upalnie, że pies zaraz wypije całą wodę z fontanny.


Kupujemy co nieco w piekarni i do auta wracamy przez "dzielnicę handlową" - uliczki pełne sklepów z mydłem i powidłem. Zza domów wyłania się kolejny meczet, również z 16. stulecia.


Blok służył jako drogowskaz, bo obok niego zostawiłem samochód 😏.


Zatrzymuję się jeszcze na przedmieściach obok cerkwi św. Nedelji (Dominiki).


Choć w bramę wchodzi sporo osób z bańkami na świętą wodę nie ona mnie jednak interesuje, lecz położony po drugiej stronie drogi cmentarz żydowski.


Jest to najprawdopodobniej jeden z najstarszych kirkutów na Bałkanach, możliwe, iż założono go już w XV wieku dla Sefardyjczyków, uciekinierów z Hiszpanii. Biały portal wejściowy wybudowano w 1929 roku, co przypominają pozacierane napisy.



Sto lat temu w Bitoli żyło ponad 10 tysięcy żydów, potem ich liczba spadała, ale na początku II wojny światowej nadal przekraczała 3 tysiące osób - najwięcej w całej Macedonii. Bułgarzy, którzy zajęli te tereny Jugosławii, najpierw utworzyli getto, a potem deportowali ich do Treblinki.
Cmentarz nie został zniszczony, lecz nagrobki zachowały się tylko na niewielkiej części i z tego miejsca są niewidoczne. Planowane jest utworzenie na nim jakiegoś "parku pamięci", a bramę połowicznie odnowiono z funduszy amerykańskiej ambasady (czasem można odnieść wrażenie, że Stany Zjednoczone bardziej się interesują takimi kwestiami niż przedstawiciele Izraela).


Opuszczamy Bitolę. Do następnego miasta mamy nieco ponad 40 kilometrów. Jedzie się bardzo przyjemnie z widokami na odległe góry, a w jednym miejscu mijam ogromną macedońską flagę.


Prilep (Прилеп) również jest jednym z największych skupisk ludzkich w kraju. Tym razem jednak omijamy centrum, robię tylko zdjęcie  sterczących w tle skał.


Na ich górze znajdują się ruiny twierdzy Markovi kuli (Маркови Кули), lecz dzisiaj nie mamy czasu na wspinaczkę do nich.


Moim celem jest natomiast dzielnica Warosz (Варош), najstarsza część Prilepu. Pełno tutaj wąskich uliczek, przy domach suszy się tytoń, którego miejscowa odmiana uznawana jest za jedną z najlepszych w Macedonii.


Schowało się tam kilka średniowiecznych cerkiewek, jak np. św. Nikoli z XIII wieku. Niestety, otoczone są murami, a bramy zamknięte, więc nie zobaczymy ich z bliska.


Podchodzimy wyżej nad zabudowania, pod skały twierdzy. Pojawiają się ładne widoki na Prilep i okolicę.





Wydeptana wśród łąk ścieżka zaprowadzi nas do monastyru św. Michała Archanioła, jednego z najstarszych, bo funkcjonującego już w X wieku. Główna cerkiew nie jest aż tak leciwa, w obecnej formie ma "jedynie" 150 lat.


Klasztor jest ważnym punktem na prawosławnej mapie kraju (choć w tym momencie oprócz nas nie ma tu innych odwiedzających) i chyba z tego powodu jego mieszkańcom odbija palma. Wychodzi do mnie mniszka z surowym wyrazem twarzy (monastyr oficjalnie jest męski). Patrzy na mnie jak na intruza i jeszcze przed wejściem do cerkwi każe schować aparat do torby, abym broń Boże nie zrobił jakiegoś zakazanego zdjęcia. Wzruszyłem ramionami i dostosowałem się. I teraz, po kilku miesiącach, stwierdzam, że nie pamiętam wnętrz świątyni! Były tam jakieś freski, pewnie stare, ale nic wyjątkowego, skoro kompletnie wyleciały mi z pamięci.
Mniszka stanęła wyczekująco obok stoiska z dewocjonaliami, pewnie liczyła, że coś kupię. I gdybym był w normalnym klasztorze, to wysupłałbym kasę na jakiś drobiazg, a tak bez słowa obróciłem się na pięcie i wyszedłem. Zresztą okazało się, że wszystkie pieniądze zostawiłem na dole w samochodzie 😛.


Spod bramy ponownie rozciąga się przyjemna panorama. Olać mniszki, choćby z powodu widoków warto tu zajrzeć.



Sam monastyr jest bardzo fotogeniczny, z daleka prezentuje się lepiej niż z bliska.




Ruiny cerkwi św. Atanazego.



Schodzimy do samochodu, gdzie cykam zdjęcie działającego w pobliżu warsztatu. Wzbudziło to zainteresowanie jednego z mechaników, który spytał się, czy będą później w gazecie 😏.


Ruszamy w dalszą podróż. Tutejsze góry mają ciekawą strukturę - same skały!



Droga ciągnie się na przełęcz, po czym zaczynamy zjeżdżać w dół. Przed nami dolina, a za nią kolejne pasma.


Gdy teren robi się bardziej płaski pojawia się autostrada A1, najdłuższa w Macedonii. Do niedawna nosiła nazwę Aleksandra Macedońskiego. Wiosną, w ramach zakopywania topora wojennego z Grecją, przemianowano ją na "Przyjaźń". Nie wszystkim się to spodobało, większość tablic została zamazana i upiększona przekleństwami oraz rysunkami męskiego przyrodzenia.


Kilometry zaczynają szybko umykać, coraz bliżej do stolicy, ale zanim tam dotrzemy, to chciałem jeszcze zahaczyć o Veles (Велес; zgodnie z polską transliteracją powinien być Wełes). Chwila nieuwagi i przegapiam odpowiedni zjazd z autobany. Dupa, następny jest o wiele dalej... A może jednak nie? Widzę drogowskaz kierujący na jakieś jezioro, więc skręcam.

Ledwo opuściłem autostradę, a znalazłem się na wąskiej, krętej drodze. Kilka skrzyżowań bez żadnych oznaczeń i staję na skraju skarpy! Chcieli wybudować most, postawili nawet przęsła, lecz na tym się skończyło!


Wyciągam GPS-a i po raz pierwszy w czasie tego wyjazdu wbijam punkt docelowy. Urządzenie prowadzi mnie bardzo dziwną trasą, ale po 20 minutach staję u wrót Velesu (Velesa?).


Miasto, jeden z największych ośrodków przemysłowych Macedonii, jest malowniczo położone: gdzie okiem sięgnąć wyskakują pagóry. Na jednym z nich bieleje ciekawa konstrukcja, cel moich odwiedzin.


Pomnik Kosturnica (Споменик Костурница) o niebanalnym kształcie. Prowadzą do niego lekko rozsypujące się schody.


Otwarto go w 1979 roku, po trzech latach budowy. Upamiętnia komunistycznych partyzantów walczących z Niemcami i Bułgarami. W Polsce zapewne podlegałby pod odpowiednią ustawę i miałby dużą szansę zostać zniszczony. Tutaj o niego dbają - inna sprawa, że Macedończycy innych partyzantów w czasie II wojny światowej nie mieli.



W środku pomnika znajduje się muzeum z mozaikami, także coś w rodzaju ossuarium, przynajmniej tak sugeruje angielska nazwa (Memorial Ossuary). Jest już jednak po godzinie 18-tej, więc drzwi do wnętrza są zamknięte. Pozostaje obejrzeć go z zewnątrz. Włażę też trochę wyżej, a z tej perspektywy przypomina on hełm albo latający spodek 😛.



Jestem wielkim fanem tego typu architektury. Szkoda, że często znika ona z krajobrazu albo umiera z powodu zaniedbania. W okresie Jugosławii na pewno więcej się działo, niedaleko leży opuszczone centrum obsługujące niegdyś wizytujących, ale konstrukcja przeszła kilka lat temu remont i nie grozi jej zawalenie.

A okolica - jak już pisałem - cieszy oczy i obiektyw.




Brukowany plac przed wejściem na schody, obok niego zarastający trawą amfiteatr, po którym skacze ubrana na biało dziewczynka.




W tytule wstawiłem hasło o "Macedonii prawdziwej". Przyszło mi ono na myśl czytając skład etniczny odwiedzanych miast: w każdym przytłaczającą większość stanowią Macedończycy. Albańczyków, Turków i innych muzułmanów albo w nich prawie nie ma albo są niewielką mniejszością (jak w Bitoli). Dzięki temu miejscowości te są wolne od konfliktów rozdzierających Skopje czy północno-zachodnią część kraju.

8 komentarzy:

  1. Było zakonnicy wręczyć fanę do zapozowania i pstryknąć jej minę. ;-)
    Pomnik Kosturnica robi wrażenie śmiałą formą. U nas, mam wrażenie, dziś w modzie raczej styl bardziej łopatologiczno-dosłowny, w rodzaju takich smakowitości jak to - https://m.salon24.pl/95b84d392f7cdde2c106659508a746be,750,0,0,0.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce wraz z końcem komunizmu zakończeniu uległy ciekawe pomysły na rzeźby (a przynajmniej 99% z nich). Wraz z powrotem komunizmu narodowego jest jeszcze gorzej :P

      Zakonnice pewnie przy fanie to zaczęłaby odprawiać egzorcyzmy ;)

      Usuń
  2. Mozaiki w Heraclei Lincestis też zrobiły na nas wrażenie. Niestety przez Bitolę przejechaliśmy tylko nie zatrzymując się a widzę, że warto. Pięknie położony jest ten monastyr w Prilepie a z tym zakazem robienia zdjęć w cerkwiach przesadzają. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój wpis o Heraclei upewnił mnie, że na pewno warto tam zajrzeć :)

      A co do tych zakazów - jest różnie, ale w przypadku Prilepu byli wyjątkowo upierdliwi...

      Usuń
  3. Heraclea Lyncestis udało mi się w tym roku również odwiedzić jednak jak ja tam byłem to do mozaik ciężko było dojść ze względu na jakieś prace. Sierściuch bardzo lubi pozować do zdjęć ;)

    W ogóle jak tak prześledzę Waszą trasę tamtego dnia to wychodzi mi, że dokładnie tą samą przejechałem 30.07.2019 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałkany są małe, trasy się powtarzają ;)

      Sierściuch spał, chyba go obudziłem :P

      Usuń
  4. Coraz bardziej mnie przekonujesz do powrotu na Bałkany. Sporo jest miejsc, których nie dooglądałam.

    OdpowiedzUsuń