poniedziałek, 11 czerwca 2018

Polesie Wołyńskie (5): Dubienka i na deser Hrubieszów.

Jak po nocy przychodzi dzień, tak po wieczornych opadach nie ma śladu i środowy poranek na Polesiu Wołyńskim jest wyjątkowo upalny. Mimo, że jesteśmy w większości otoczeni drzewami, to temperatura bardzo szybko rośnie w górę.

Dziś wracam już do domu 😞. Niestety, w tym roku mój wyjazd na wschód musi być krótszy. Ale lepszy taki, niż żaden.

Moje ostatnie ognisko, ostatnie pakowanie. Idziemy w kierunku drogi wojewódzkiej, mijając znak zakazu wjazdu, który ewidentnie nie pochodzi z Polski. Może z Czech? Przeszukując internet wyszło, iż najbardziej prawdopodobną odpowiedzią jest... Czechosłowacja sprzed kilku dekad!


Pomimo upału latające robactwo nie próżnuje, trzeba wręcz okładać się gałęziami, aby je odpędzić. Poranne wyjście z namiotu w bieliźnie Andrzej skomentował okrzykiem:
- Co robisz, życie ci niemiłe??

A my musimy cisnąć pieszo przez las, bo szans na złapanie stopa nie ma.


Asfalt zaczyna się topić. To chyba najcieplejszy dzień całej wyprawy.


Granice administracyjne Dubienki (Дубенка). Chcieliśmy sobie zrobić przy tabliczce zdjęcie "z przesłaniem", ale okazała się powieszona zbyt wysoko w stosunku do naszych planów.


Po jakimś czasie pojawiają się domy. Sporadycznie trafi się coś drewnianego, ale oka na czym zawiesić nie ma.



Próbujemy zasięgnąć języka. Mija nas mocno wyperfumowana pani z pełną tapetą, ubrana w kusą spódniczkę, szpile i kręcąca tyłkiem, jakby miała hemoroidy.
- Przepraszamy, czy...
- Nie teraz, spieszę się do pracy! - usłyszeliśmy szybkie warknięcie. Biorąc pod uwagę jej prezencję to charakter życia zawodowego wydawał się oczywisty...

W Dubience znajdują się dwa kościoły. Pierwszy objawia się katolicki z XIX wieku, wybudowany w miejscu starszego, który spłonął.


W środku zachowało się trochę barokowego wyposażenia z poprzednika.


W bramie-dzwonnicy zwróciłem uwagę na jedno z nowszych epitafiów: w opisie zasług zmarłego wypisanego, iż... był synem jakiegoś żołnierza, rannego w bitwie prawie wiek temu. Ja rozumiem, że bycie osobiście poszkodowanym w obronie kraju to powód do dumy, ale żeby chwalić się raną swojego ojca?? Chyba z braku własnych istotnych osiągnięć


Drugą świątynią jest cerkiew prawosławna w centrum. Powstała w 1909 roku jako reprezentantka stylu bizantyjsko-ruskiego na gruncie, który przekazał w darze moskiewski kupiec. Udało jej się uniknąć rozbiórki w 1938 roku, ale od 1946, kiedy pozbyto się Ukraińców, niszczała, czasowo pełniąc rolę magazynu.


Cerkiew chyba nadal nie pełni normalnych funkcji sakralnych (podlega pod parafię w Chełmie), ale akurat trafiliśmy na remont dachu. Obchodzę ją dookoła uwieczniając aparatem prace, co ewidentnie nie spodobało się robotnikom pracującym na jednej z wież.
- Nie wolno! - wrzeszczy jeden z nich wymachując w moim kierunku... siekierą.
Niestety, wolno. Zdjęcia wykonywałem z ulicy, a takie obiekty sakralne również nie są prywatne i mogę dowolnie je fotografować. Panowie chyba się bali, iż w świat może pójść lekceważenie przez nich przepisów BHP...


Dubienka do czasów ostatniej wojny posiadała prawa miejskie, więc istnieje tutaj coś na kształt rynku i dawny ratusz. Są też dwa lub trzy sklepy, ale lokalu gastronomicznego oczywiście brak. Siadamy zatem obok marketu, dobrze zaopatrzonego. Ekipa się cieszy, że zrobi porządne zakupy na dalszą drogę.



Omawiają gdzie pójdą, gdzie się wykąpią, a mnie pozostaje tego tylko słuchać ze smutkiem. Ja już mam inne plany narzucone przez los...

Po wiosce kręci się wóz SG z załogą podejrzanie się na nas patrzącą, ale nie mieli odwagi zaczepić.

Idę zrobić jeszcze kilka zdjęć.

Na dużym placu czołg T-34, ustawiony w 1974 roku. Tablicę na polecenie IPN zdjęto, maszyna zostaje.


Drewniana zabudowa.


Długo nie umiałem znaleźć przystanku autobusowego, a okazał się być położony na rogatkach wsi przy rzeczce Wełniance.


Jeden z okupujących go dzieciaków bardzo się zawiódł, że nie jestem fotografem z google maps, bo tak bardzo chciał być w sieci 😀.

Wełnianka to moja południowa granica - dalej już nie pójdę. Budynek stojący za mostem pozostawiam do obejrzenia reszcie ekipy.


Przed wyjazdem na Polesie analizowałem mapę i zastanawiałem się dokąd dotrzemy? Stwierdziłem, że najprawdopodobniej właśnie do Dubienki, trafiłem więc idealnie 😀. Trochę żałowałem, że nie udało się z położonym bardziej na południe Horodłem, ale cóż... Zresztą pozostała trójka wymyśliła, iż je miną i udadzą się bardziej w głąb kraju.

Podjeżdża mój autobus. Żegnam się, kupuję bilet, macham przez okno... i to już prawie koniec. Prawie, bowiem do połączenia którym zajadę na Śląsk mam jeszcze wiele godzin, więc trzeba je będzie jakoś wykorzystać.

Wysiadam w Białopolu (Білопілля), przy przelotówce z Chełma do Hrubieszowa. Zastaję tam bardzo durne rozwiązanie: część kursów wjeżdża do zatoczki, a część zatrzymuje się kilkadziesiąt metrów dalej przy słupku. Które? Nie wiadomo. Pytam się jakiejś babki, czy jedzie tam gdzie ja... Odpowiada, że tak, po czym... wsiada do pojazdu zdążającego zupełnie gdzie indziej. To tutaj normalne??

A tymczasem zbiera się na burzę.


W końcu załapuję się na busik. W trakcie jazdy podskakuję z tyłu pojazdu niczym na trampolinie, ale udaje mi się szczęśliwie dotrzeć do Hrubieszowa (Грубешів). Poza Chełmem to jedyne miasto, które odwiedziłem od soboty, choć nie jest to już teren Polesia (ale Rusi Czerwonej nadal tak).

Na samym początku mam problem, bowiem główny przystanek autobusowy to nie to samo, co dworzec PKS! Ten drugi znajduje się na zadupiu, gdzieś obok dworca kolejowego. Aby oszczędzić sobie wieczornych poszukiwań idę go zlokalizować właśnie teraz. No cóż, nie wygląda porywająco...


Po drodze mijam kilka kapliczek oraz krzyży wciśniętych między bloki i różne firmy...



...oraz zaglądam na ogromny cmentarz, na którym wypatrzyłem kilka ciekawych obiektów. Nietypowa jest zbiorowa mogiła kolejarzy, zamordowanych przez UPA na stacji wąskotorówki w Gozdowie.


Inne ofiary z Gozdowa - milicjanci - spoczywają niedaleko.


Zabytkowe nagrobki bez strasznej przeszłości.


Niewielka część cmentarza należy do parafii prawosławnej. Kilkanaście grobów z cyrylicą, jeden chyba ma krzywicę.



Jest też sektor wojskowy. Chowano na nim żołnierzy z wojny polsko-ukraińskiej, polsko-bolszewickiej i z lat 1939-1945 oraz z lat 40. XX wieku.



Jest w lepszym stanie niż ten, który widzieliśmy w Chełmie. Nie zabrakło też mogiły krasnoarmiejsców, a także utrwalaczy władzy ludowej. Kwestia, czy rzeczywiście oni tę władzę utrwalali, czy taką dorobiono im gębę, to inksza inkszość.



Kilka grobów "zasłużonych", zaczynających swą polityczną karierę w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.


Za płotem komin, resztki jakichś zakładów i miejsce libacji.


Wracam do miasta - czasu mam tyle, że na spokojnie je sobie zwiedzę. Początkowo jednak idę pomyłkowo w zupełnie innym kierunku, więc nadrabiam z dobre dwa kilometry spływającego potu i ostatecznie odnajduję właściwą marszrutę.

Hrubieszów to najbardziej wysunięte na wschód miasto RP, kiedyś styk kilku kultur. Z tego też powodu udaję się najpierw na cmentarz żydowski, bowiem w XIX wieku wyznawcy judaizmu stanowili większość mieszkańców. W okresie międzywojennym wielu z nich udało się za ocean, a ich historię ostatecznie zakończyło hrubieszowskie getto - większość przetrzymywanych w nim żydów wywieziono do Sobiboru, pół tysiąca rozstrzelano na miejscu.


Na starym kirkucie zachowało się kilkadziesiąt macew, ale zza płotu ssą niewidoczne. Prawdopodobnie sporo fragmentów nagrobków spoczywa nadal pod ulicami, podwórkami i ogrodzeniami. Muszę się zadowolić dwoma pomnikami ofiar.


Miejscowym unitom służyła cerkiew Mikołaja Cudotwórcy, w okresie polskim zamieniona na katolicki kościół - sanktuarium Matki Boskiej Sokalskiej.


W środku trwa nabożeństwo z komunistami, więc spod drzwi obiektywem łapię obraz w głównym ołtarzu. To kopia, oryginał wywieziony z Sokala znajduje się w Krakowie.


Plebania i coś w rodzaju krzyża pokutnego w towarzystwie flag m.in. Śląska i Wielkiego Księstwa Krakowskiego.



Kolejny kościół - podominikański św. Mikołaja z XVIII wieku. Również nie udaje mi się wejść do środka z powodu komunistów, a w okolicy kręci się sporo elegancko ubranych ludzi, niektórzy są ozdobieni pokaźnych rozmiarów krzyżami na piersiach. Wyglądało trochę sekciarsko.


Vis a vis prawosławna cerkiew Zaśnięcia NMP, poświęcona w 1876 roku. Wzniosła ją ludność rosyjska, która osiedliła się w Hrubieszowie w okresie zaborów i, z wyjątkiem krótkiej przerwy po "Akcji Wisła", działa nieprzerwanie do dzisiaj.


Jest to niewątpliwie jedna z ładniejszych polskich cerkwi, posiada aż 13 kopuł - to krajowy rekord!


Ściany ozdobiono malowidłami z motywami religijnymi i świętymi.




Niestety, drzwi są zamknięte, więc pozostaje mi ruszyć dalej. W Parku Miejskim ustawiono pomnik Bolesława Prusa (urodził się w Hrubieszowie), na którym wygląda jak latynoski mafiozo.


Przy ulicy 3 Maja (dawniej Dzierżyńskiego) można zobaczyć kilka ciekawych budynków:
* Dom Kultury (w przeszłości im. Przyjaźni Polska-Radzieckiej). Ze środka dobiega ryk disco-polo, a na banerze reklama dyskontu z udziałem pani bardzo podobnej do kandydatki PiS na prezydenta Opola,


* dworek Du Chateau należący do rodziny wywodzącej się od żołnierza napoleońskiego,


* klasycystyczny dworek z 19. stulecia,


* pałacyk Kisewetterów (ten w środku z kolumnami),


Przy ratuszu wśród flagi polskiej i unijnej wisi... białoruska! Wiem, że w tych rejonach sympatie zawsze były blisko Mińska i Moskwy, a nie Brukseli, ale żeby aż taka demonstracja?


"Sutki" czyli wąskie uliczki dawnej dzielnicy handlowej, w której dominowali żydzi.


Hrubieszowski rynek...


...na którym sterczy Pomnik Partyzanta. Gotowy do wyrzeźbienia już w latach 60. i 70. długie lata leżał w trawie na jednym ze skwerów. Odsłonięcia doczekał się dopiero w 2009 roku. Jego autor poświęcił go partyzantom "ziemi hrubieszowskiej". Którym? Tego nie wiem, choć dziś ma kotwicę Polski Walczącej, ale gdyby postawiono go kilkadziesiąt lat temu, to pewnie byłaby to Armia Ludowa.



Udaje mi się znaleźć lokal z jedzeniem, gdzie pożeram coś a'la chińskiego. Potem zakupy i bardzo powoli ruszam w kierunku dworca autobusowego. Tu i ówdzie przystaję, aby podziwiać drewniane domy i różne spojrzenia na ten sam budynek.



Czy którąś z tych miejscowości uda się odwiedzić za dwa lata?


Podstawiony autobus dalekobieżny rodem z Wrocławia nie posiada klimatyzacji ani otwartego kibla, za to dwóch zrzędliwych kierowców. Dedykuję go wszystkim narzekającym na pewną zlikwidowaną firmę w barwach biało-czerwonych.

Miejsca na razie jest sporo, ale szybko się zapełnia. Dwie grube lesbijki kilkunastokrotnie zmieniają fotele, jakby pierwszy raz wybrały się w podróż komunikacją zbiorową. Facet za mną zabiera się do zabawy w internetowym kasynie. Starsza babka przede mną aktualizuje swój profil na portalu erotycznym, który uzupełnia seksownym zdjęciem młodej cichodajki ściągniętym gdzieś z sieci. Zapowiada się długa noc w kierunku Śląska...

-----
Każdy mój wypad na Kresy miał jakiś motyw przewodni.
W 2013 roku wszystko było dla mnie nowe, ale zapamiętałem głównie spływ Biebrzą i kościół w Sztabinie, który nie chciał nam znikać z horyzontu.
W 2014 okradziono mnie w pociągu i przez resztę wyjazdu musiałem korzystać z cudzego aparatu.
W 2015 znów spływaliśmy Biebrzą i walczyliśmy z wiatrem i pogodą.
2016 upłynął pod znakiem sanktuariów różnych wyznań.
2017 to wiele kąpieli w jeziorach i pierwsza wizyta zagraniczna.
Ten rok zapadnie w pamięć jako ciągła walka z insektami! Trochę brakowało mi zabytków, bo jak już wcześniej pisałem - małe miejscowości po okresie sanacji i PRL-u zostały mocno z nich "wyczyszczone".
Ale i tak było super 😀

6 komentarzy:

  1. Jakie Hrubieszów zrobił na Tobie wrażenie? Bo całkiem całkiem prezentuje się na zdjęciach. Jakieś ślady po Leśmianie, który tu pracował jako notariusz, są na mieście? Bo Prusa pamiętają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do wrażenia, to raczej neutralne - jest trochę zabytków, ale do tego sporo typowej polskiej bylejakości. Jestem mocno rozkapryszony architektonicznie i w Polsce ciężko mnie czymś zaskoczyć mocno na plus ;) Ale niewątpliwie warto tam wpaść, gdy się będzie w pobliżu.

      Leśmiana nie widziałem, ale też go nie szukałem - może dlatego.

      Usuń
  2. Każdy koniec, to zarazem początek kolejnego etapu naszych podróży. Pewnie już planujesz kolejne wyprawy. Bardzo mi się podoba cerkiew w Hrubieszowie. Faktycznie, im więcej kopuł tym zwykle ładniej się prezentują. Fajnie było Ci towarzyszyć w tej podróży.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak daleko nas jeszcze nie powiało, ale podobają mi się tamte okolice :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń