sobota, 16 marca 2024

Pradziad i pożegnanie zimy.

Każdy Ślązak powinien choć raz odwiedzić Pradziada! Dlaczego? Ano choćby dlatego, że to najwyższa góra Górnego Śląska. A i inne powody też się znajdą 😏.

Na początku marca zaproponowałem wspólny wyjazd tacie, który jeszcze w Wysokim Jesioniku nie był. Do kompletu dołączyłem Bastka, żeby ktoś narzekał przy podejściu 😛 .
Problem pojawił się przy wytyczaniu trasy. Koniecznie okazało się skorzystanie z komunikacji autobusowej, a to oznaczało, że mamy ograniczony czas na przejście, pięć i pół godziny. Niby dużo, ale jednak nie pozwala na zbyt długie, nieplanowane przerwy.

Startować będziemy z przełęczy nazywanej Videlské sedlo lub Videlský kříž (a dawniej Gabeler Paß, Gabel Kreuz albo Gebirgssattel)


Jest ona o tyle ciekawa, że przebiega przez nią nie tylko granica gmin, powiatów i krajów (ołomunieckiego i śląsko-morawskiego), ale też umowna Dolnego i Górnego Śląska. Tę wewnętrzną śląską granicę zazwyczaj ciężko precyzyjnie ustalić, tu nie ma z tym problemu: gmina Bělá pod Pradědem (Waldenburg) to dawne dolnośląskie księstwo nyskie podległe biskupom wrocławskim, a gmina Vrbno pod Pradědem (Würbenthal) to tereny górnośląskie, które przez trzy stulecia należały do Zakonu Krzyżackiego. Granicę widać także po nawierzchni drogi: asfalt górnośląski jest gorszy od dolnośląskiego. 


Nazwa przełęczy pochodzi od osady Vidly (Gabel) oraz krzyża, który stał w tym miejscu co najmniej od XVIII wieku. Według legendy ustawili go dwaj franciszkańscy mnisi wędrujący do Videl z... Rzymu. Dzisiejszy krzyż jest dość nowy i stał się częścią jakiejś trasy pątniczej przez różne punkty pielgrzymkowe powiatu Jesionik.


niedziela, 10 marca 2024

Śląsk wielkopolski: Bralin i okolice.

Podróżując po różnych zakątkach Śląska dotarłem również do województwa wielkopolskiego, gdzie znajdują się skrawki Dolnego Śląska. Ostatnio opisywałem kraik rychtalski (Reichthaler Ländchen), w tym odcinku chciałbym się zająć położonym na północ od niego Bralinem i jego okolicami.

Bralin został odcięty od Dolnego Śląska w identyczny sposób jak Rychtal: w 1920 roku: na podstawie traktatu wersalskiego oderwano go z Niemiec i przyłączono do świeżo odrodzonej Polski. Argumentacja strony polskiej była dokładnie taka sama: są to tereny na których przeważa ludność polskojęzyczna, a więc Polacy. Oczywiście takie tezy często nie mają pokrycia z rzeczywistością, ale właściwie do tej pory się ich używa, aby uzasadnić pretensje terytorialne. Jako poparcie polskości Bralina wysyłano delegacje do aliantów, prezentowano listy poparcia oraz polskie książeczki kościelne. Podobnie jak w przypadku kraiku rychtalskiego mocarstwa zachodnie podjęły decyzję wysłuchując tylko jednej strony i nie zdecydowały się na przeprowadzenie plebiscytu takiego jak na Górnym Śląsku. W oficjalnym przekazie, obowiązującym do dzisiaj, ludność była z powodu zmiany przynależności państwowej zachwycona, a Bralin radośnie "powrócił" do Macierzy. Nieoficjalnie nie wszystko było takie czarno - białe. Ze wspomnień potomków Bralinian wynika, że poparcie dla polskości wcale nie było takie powszechne, a "listy poparcia" niekoniecznie nimi były. Nawet dzisiaj można przeczytać, że polscy działacze "agitowali wśród ludu i uświadamiali mu, że jest polski", więc skoro konieczne byłe uświadamianie, to lud przed agitacją niezbyt sobie ze swojej polskości zdawał sprawę. Z powodu braku plebiscytu trudno po stu latach określić rzeczywiste stanowisko propaństwowe ówczesnych mieszkańców. Pewien obraz sytuacji może dać pierwszy polski spis powszechny z 1921 roku: w przeciwieństwie do spisów pruskich pytano w nim o narodowość, a nie język używany w domu. Zakładając, że przeprowadzony on został rzetelnie i pamiętając, że część niechętnie nastawionej do Polski ludności mogła już wyjechać, faktycznie pokazuje on w wielu miejscowościach ziemi bralińskiej znaczną przewagę deklaracji polskich, ale w niektórych nadal przeważały niemieckie.

Zacznijmy od Bralina. Rzadki przypadek, aby nazwa w języku polskim była taka sama jak w niemieckim. O ile kraik rychtalski do zmiany granicy leżał w powiecie namysłowskim, o tyle tereny te były częścią powiatu sycowskiego (Landkreis Groß Wartenberg). Kolejna różnica pomiędzy stolicami obu ziem (bralińskiej i rychtalskiej) jest taka, że w momencie przyłączenia do Polski Bralin już dawno nie był miastem, stracił prawa miejskie jeszcze w XVIII lub XIX wieku (różne są daty w różnych źródłach, niezły rozrzut pomiędzy nimi). Na miejscu to widać. Rychtal prezentuje typowy małomiasteczkowy styl z rynkiem i ratuszem, a Bralin jawi się raczej jako większa wieś, rynek to po prostu skrzyżowanie i parking.



Domy przy rynku są raczej skromne i w niczym nie przypominają zdobionych kamienic miejskich.


niedziela, 3 marca 2024

Muzeum Stasi w Berlinie.

W czasach komunizmu nazwa "Stasi" była powszechnie znana i budziła równie powszechny lęk. Bezpieka Niemieckiej Republiki Demokratycznej często uważana była za najgorszą wśród państw demokracji ludowej, pod niektórymi względami przewyższającą nawet służby radzieckie. 


Infiltracja społeczeństwa osiągnęła poziom trudny do wyobrażenia. Pod koniec istnienia w kraju liczącym szesnaście milionów mieszkańców na etacie Stasi pracowało prawie sto tysięcy cywilnych osób, plus kilkanaście tysięcy żołnierzy i oficerów. Jeśli chodzi o tajnych współpracowników, to było ich co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy, ale są liczby mówiące o połowie miliona, a nawet o dwóch milionach obywateli, którzy choć raz złożyli jakiś raport lub donos! Szacuje się, że co najmniej jeden na sześćdziesięciu trzech Niemców ze wschodu współpracował ze Stasi, a gdyby wziąć pod uwagę najbardziej skrajne liczby, to statystycznie w każdym spotkaniu, w którym brało więcej niż siedem osób, znaleźlibyśmy jednego informatora bezpieki. Dla porównania Służba Bezpieczeństwa w ostatnim roku Polski Ludowej posiadała prawie czterokrotnie mniej oficjalnych pracowników i połowę mniej tajnych współpracowników przy ponad trzykrotnie większej liczbie mieszkańców kraju. W takiej sytuacji Stasi byłaby służbą z największym w historii nadzorem nad społeczeństwem, o wiele większym niż chociażby Gestapo w III Rzeszy, a NRD uzyskałoby tytuł najbardziej szpiegowanego wewnętrznie państwa na świecie. 
Rok 1989 pokazał, że nawet takie trzymanie narodu za mordę nie gwarantuje przetrwania reżimu.


wtorek, 27 lutego 2024

Na Biskupią Kopę od morawskiej strony.

Na Biskupią Kopę wchodziłem już prawie z każdej strony. Z Pokrzywnej i z Jarnołtówka. Ze Zlatych Hor kilkoma trasami. Z Heřmanovic. Na szybko z Petrovych boud. A pisząc krainami: ze Śląska. Głównie Dolnego, poza Pokrzywną, która leży na Górnym Śląsku, ewentualnie za taki można uznać Jarnołtówek. Pod koniec stycznia postanowiłem zaatakować ją... z Moraw.
Patrząc na mapę niektórzy będą się głowić, gdzie Morawy, a gdzie Góry Opawskie? Ano całkiem blisko, bo przecież na południowy - wschód od Kopy rozciągają się morawskie enklawy na Śląsku

Niestety, spóźniłem się na zimę. Jeszcze tydzień temu góry przykryte były przyjemną warstwą białego puchu, który nagle zaczął błyskawicznie znikać. Wysoka temperatura, opady deszczu i silny wiatr skutecznie go wyeliminowały 😕. Zwłaszcza chyba ten ostatni... Staję przed Prudnikiem, żeby zrobić Kopie zdjęcie z oddalenia i podmuchy miotają mną po polu jak pijanego rolnika na rondzie. Fotkę jakoś udało mi się wykonać, ale spróbujcie się wysikać w takich warunkach 😛.


Pogodę zapowiadano bardzo zmienną. Już w czasie dojazdu mam na przemian ścianę deszczu i przeskakujące po zboczach słońce.


Parkuję pod urzędem gminy w Janovie (Johannesthal). Jest to jedno z najmniejszych miast Republiki Czeskiej - z niecałymi trzema setkami mieszkańców zajmuje czwarte miejsce od tyłu. Tradycje jednak posiada bogate: został założony przez biskupów ołomunieckich w średniowieczu, później stał się miasteczkiem górniczym, bo jak wszędzie w okolicy wydobywano srebro. Jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku żyło w nim ponad tysiąc osób.


wtorek, 20 lutego 2024

Cmentarze w Cieszynie: komunalny i na Bobrku.

Przejeżdżając przez Cieszyn wielokrotnie mijałem wielki cmentarz z ogromną, przypominającą pałac bramą. W końcu postanowiłem go odwiedzić. Termin wybrałem niezbyt fortunny, bo Zaduszki, co powodowało spore ilości ludzi na alejkach i zawalone samochodami ulice. Nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło: przystrojone i udekorowane zniczami groby zawsze wyglądają nieco radośniej niż na co dzień. 


Mowa o cieszyńskim cmentarzu komunalnym, najważniej nekropolii miasta nad Olzą. W XIX wieku funkcję tę pełnił cmentarz przy kościele św. Jerzego (obecnie zamieniony w park). W związku z kurczącym się miejscem w 1891 roku otwarto nowy Zentralfriedhof przy ówczesnej Feldgasse. Obecnie to ulica Armii Ludowej...


...ale tylko według starych tabliczek 😏. Od 1993 roku jest to ulica Katowicka, władze w ten sposób skopiowały nazwę z czasów hitlerowskich (Kattowitzerstrasse). Przed Armią Ludową (czyli przed 1962 rokiem) było to po prostu ulica Polna. 

środa, 14 lutego 2024

Grudniowe Góry Izerskie (2): Orle - Jizerka - Mýtiny.

Odcinek między Chatką Górzystów i schroniskiem Orle można przebyć w nieco ponad godzinę, mi zajmuje to trochę dłużej. Nie muszę się spieszyć, jeśli pora młoda, pogoda nienajgorsza, a okolica piękna. 



Przerwy w pokrywie śnieżnej są głównie tam, gdzie ciurkają małe potoczki spływające do Izery (Jizera, Iser)



Izera jest dopływem Łaby, a ta sunie aż do Morza Północnego. Jesteśmy więc na bardzo niewielkim skrawku Polski, który nie stanowi zlewiska Bałtyku (dokładnie to 0,3 procenta powierzchni RP 😏).


poniedziałek, 5 lutego 2024

Grudniowe Góry Izerskie (1): Świeradów - Stóg - Hala Izerska.

W grudniu 2023 roku po dwudziestu siedmiu latach przerwy przywrócono połączenie kolejowe do Świeradowa - Zdroju. Uznałem, że to dobry pretekst aby odwiedzić Góry Izerskie: nie byłem tam kilka lat, a w samym Świeradowie to chyba kilkanaście... 

Jako termin wybrałem tydzień który kończył się Bożym Narodzeniem. W poniedziałkowy bardzo wczesny poranek wsiadam do pociągu Polregio. Konduktor z zachwytem ogląda mój bilet.
- Bardzo fajna trasa - mówi.
- Ale kosztowna - zwracam uwagę.
- Nie o to mi chodzi! Na Dolnym Śląsku sukcesywnie przywraca się połączenia, a u nas, w Opolu, to jest coraz gorzej. Tak się śmiali, gdy województwo dolnośląskie i śląskie zakładało własne spółki kolejowe, że będzie burdel, bałagan, a jak się skończyło? Sąsiedzi się rozwijają, opolskie się zwija! Nie myślą, nie planują przyszłościowo, remonty ciągną się miesiącami, coraz starszy tabor się sypie, szkoda gadać...
Nie zaprzeczyłem nie tylko przez grzeczność, a konduktor był tak zachwycony moją podróżą do Świeradowa, że zachodził do mnie pogadać jeszcze przez trzy przystanki 😏.

Pierwsza przesiadka we Wrocławiu, druga w Lubaniu (Lauban), gdzie trochę się kręcę po dworcu w oczekiwaniu na kolejny pociąg. Stacja nosi nazwę Lubań Śląski, choć aktualnie przez chwilę jesteśmy na Łużycach.


Podjeżdża skład nadciągający aż z Görlitz. Niewielki SA-135, ale na końcówkę podróży wystarczy, w środku siedzi kilkanaście osób. Mijamy reaktywowane przystanki, które wyglądają nieco surrealistyczne: po pierwsze witają nas pomarańczowe tablice, zamiast niebieskich - to malowanie Kolei Dolnośląskich, ale zupełnie mi nie pasuje. Po drugie - nowe perony ze wszystkich stron otoczono płotami z siatki! Nawet jak obok peronu znajduje się na tej samej wysokości trawnik, to musi on być oddzielony ogrodzeniem! Który znajomy projektantów zarobił na produkcji płotków? Po trzecie - w cieniu przystanków stoją rozpadające się ruiny infrastruktury. Budynki stacyjne i gospodarcze, wychodki - wszystko czeka na ostateczny koniec. One już nikogo nie interesują, liczą się tylko szyny.

Około jedenastej pociąg wtacza się do Świeradowa - Zdroju (Bad Flinsberg). Tutaj też wygląda to "ciekawie": dawny dworzec nie jest już dworcem, tylko centrum informacyjno - kulturalnym, a tor przed nim nie jest już torem, ale jedynie kilkunastometrową pamiątką, bowiem potem się urywa. W tej sytuacji nasz skład wjeżdża na peron drugi (czyli właściwie teraz pierwszy). Nadal trwają prace, pewnie trzeba przygotować grunt pod ogrodzenia z siatki!