czwartek, 9 listopada 2023

Macedonia: Debar i monastyr Bigorski.

Debar (Дебaр, Dibër) leży tuż obok granicy macedońsko - albańskiej, ale można pomyśleć, że po złej stronie. Zarówno demografia jak i historia sugeruje, że powinien być częścią Albanii, a nie Macedonii. Lecz nie jest.

Liczący około jedenastu tysięcy mieszkańców jest jedynym macedońskim miastem, w którym naród dominujący w kraju - czyli Macedończycy - nie zajmuje pierwszego ani drugiego miejsca wśród narodowości. Ba, nie zajmuje nawet trzeciego! Najliczniejsi są oczywiście Albańczycy - prawie siedemdziesiąt procent ludności. Na drugim stopniu pudła są Romowie, ale to już tylko dziesięć procent. Następnie Turcy. I wreszcie Macedończycy, zaledwie cztery procent. Pomiędzy spisami powszechnymi w 2011 i 2021 populacja Debaru się skurczyła, a najbardziej skurczyli się właśnie Macedończycy; jeśli spis nie kłamie, to większość z nich opuściła miejscowość. W ten sposób Debar to najbardziej albańskie i najmniej macedońskie miasto Macedonii Północnej.


Patrząc na karty historii także widzimy głównie albańską historię. Co najmniej od średniowiecza terenem tym władały albańskie klany. Jednym z ich przywódców był Gjon Kastrioti, ojciec słynnego Skanderbega, bohatera walk z Turkami. Osmanom udało się w końcu podbić ten region, ale miejscowi i tak co jakiś czas wzniecali przeciwko nim opór. Na początku XX wieku Debar nieustannie był miastem z wyraźną przewagą ludności albańskiej, mimo to nie znalazł się w granicach nowo powstałego państwa albańskiego, zajęli go Serbowie. Debar stracił zaplecze w postaci okolicznych wiosek, a ich mieszkańcy utracili regionalny ośrodek handlu i administracji. Wkrótce potem wybuchło antyserbskie powstanie, ale upadło. Jedynie w czasie II wojny światowej Włosi przyłączyli Debar do swojego protektoratu Wielkiej Albanii, jednak po ich kapitulacji wróciły rządy Belgradu. A dzisiaj Macedonia Północna, sukcesorka Socjalistycznej Republiki Macedonii, ma spory problem ze swoją albańską mniejszością, która w jednej trzeciej kraju jest większością. No cóż, nie tylko na Bałkanach granice wyznaczono całkowicie sztucznie nie patrząc na kwestie etniczne, kulturowe czy gospodarcze. Zasada dziel i rządź, a piwo naważone dawno temu muszą później wypić potomkowie browarników.


sobota, 4 listopada 2023

Drewniana Galicja: cerkwie na północ od Sanoka.

W tym wpisie chciałbym przedstawić tereny położone wzdłuż Sanu mniej więcej na północ i północny-wschód od Sanoka. Pod względem administracyjnym są to powiaty brzozowski i sanocki, pod względem geograficznym pogranicze Pogórza Dynowskiego i Gór Sanocko - Turczańskich. A pod względem historycznym to dawne województwo lwowskie, ziemia sanocka. W tych okolicach w dolinie Sanu żywioł ukraiński lub rusiński mieszał się z polskim, często przeważał. Będą nas interesować znajdujące się tam zabytkowe świątynie, które kiedyś były cerkwiami, a obecnie funkcjonują jako kościoły rzymskokatolickie. 

Pierwszy raz przekraczamy rzekę mostem w Dynowie i znajdujemy się na wschodnim brzegu Sanu. Po kilku kilometrach jazdy na południe zaczynają się Siedliska (Селиська). Przed wojną była to wioska polsko - ukraińska, z niewielką przewagą jednych lub drugich (w zależności od źródeł). Grekokatolikom służyła prosta w formie drewniana cerkiew św. Michała Archanioła, wybudowana w latach 60. XIX wieku. Po "wymianie ludności" oraz akcji "Wisła" stała się ona kościołem Wniebowzięcia Matki Bożej, ale obecnie rolę sakralną przejęła nowa, bezstylowa świątynia. Widać ją w tle po lewej.


Cerkiew sprawia wrażenie schowanej za żywopłotem, obok niej uchowała się murowana dzwonnica.


Gdyczyna (Ґдичина)
, kiedyś samodzielna wioska, dziś podlega pod Siedliska. Na zdjęciu najprawdopodobniej zabudowania dworskie.


W Wołodziu (
Володжь, w latach 1977 - 1981 Czechów) Ukraińcy i grekokatolicy stanowili prawie całą ludność. Ich cerkiew była murowana, ale cegły, w przeciwieństwie do drewna, nie miały przyjemności przetrwać; rozebrano ją w 1956 roku. Pamiątką po dawnych mieszkańcach jest neogotycka kaplica Trzcińskich, ostatnich właścicieli wsi. Ona akurat nigdy nie służyła do celów religijnych.


sobota, 28 października 2023

Pożegnanie lata w Górach Opawskich: Mikulovice, Muna i Javorná.

W pewną wrześniową środę wybraliśmy się z Bastkiem w Góry Opawskie. Była to dopiero druga moja wizyta w Sudetach w tym roku, a w Jesionikach pierwsza. Lepiej jednak późno niż wcale. Był to również ostatni wypad w czasie kalendarzowego lata, więc potraktowaliśmy go jak pożegnanie z tą porą roku. I rzeczywiście pierwszego dnia mieliśmy przez długi czas prawdziwie letnią pogodę.

Parkujemy samochód w Głuchołazach - Zdrój (Bad Ziegenhals); dzielnica uzdrowiskowa jak zwykle wydaje się o przedpołudniowej porze wyludniona. Może wszyscy śpią po szaleństwach ostatniej nocy? 


Zaglądamy nad Białą (Białą GłuchołaskąBiele, Ziegenhalser Biele). W tle widać komin fabryki oklein meblowych, zdaje się, że kiedyś była to część zakładów papierniczych. A nad rzekę jeszcze wrócimy dziś nie raz.


Wchodzimy w masyw Parkowej Góry (Holzberg). Nieśpiesznie idziemy najpierw niebieskim szlakiem wzdłuż odnowionej Drogi Krzyżowej, a następnie żółtym wspinamy się na Przednią Kopę (Vorder-Koppe), czyli na najniższy z trzech szczytów masywu.
Od 1898 roku stoi na nim kamienna wieża Hohenzollernwarte, do której w latach 20. ubiegłego wieku dobudowano schronisko Holzbergbaude. Przed wojną było ono bardzo popularne wśród mieszkańców, posiadało wielką salę balową i spory bufet. A po wojnie... cóż. Najpierw obiekt zdewastowano, potem przebudowano w nie do końca przemyślany sposób, następnie w III RP przekazano osobie prywatnej. Schronisko spłonęło, kilka razy zmieniało właścicieli, aktualnym jest pewien Polonus z USA. Widać, że rzeczywiście rozpoczęto remont, ale budynek jest nadal niedostępny, choć pierwotny termin otwarcia minął już dwa lata temu.



wtorek, 24 października 2023

Albańskie deżawi: kemping nad Jeziorem Szkoderskim i droga SH6.

Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Albanii kraj ten odwiedzało rocznie nieco ponad trzy miliony turystów. Było to w 2012 roku. W 2023 szacowano, że państwo z dwugłowym orłem w herbie może spodziewać się dziesięciu milionów turystów! Nawet jeśli największą grupą przekraczających granicę są mieszkańcy Kosowa, to i tak robi to ogromne wrażenie, zwłaszcza, że liczba ta trzykrotnie przebija populację Albańczyków mieszkających w ojczyźnie! Dla porównania: według GUS Polskę odwiedziło w ubiegłym roku szesnaście milionów turystów z zagranicy.
To dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że jeszcze nie tak całkiem dawno Albania była białą plamą na turystycznej mapie. Jeśli już pojawiała się w przestrzeni publicznej, to zazwyczaj jako kraj dziki, zacofany i niebezpieczny. We wspomnieniach polskich przewodników* przytaczane są opowieści, jak to po propozycji wyjazdu do Albanii wśród klientów zapadała cisza lub konsternacja. Niektórzy nawet mylili ją z Algierią 😏.


Ale to w sumie nic nowego, bo praktycznie przez całą historię ludzkości tereny te spowijała mgła niewiedzy albo obojętności. Położone na uboczu, prawie same góry, wojownicze klany i plemiona ciągle walczące albo z Turkami albo ze sobą. Kiedy nieco ponad sto lat temu Albania pojawiła się jako państwo, to głównie dzięki zachodnim mocarstwom, którzy nie chcieli wzmocnienia jej sąsiadów. W okresie międzywojennym również mało kto się Albanią zajmował, może poza faszystowskimi Włochami. Dalej była na uboczu, dalej państwo klanowe i nieprzewidywalne. Stanowczo odradzano jej odwiedziny w celach turystycznych. Gdy w latach dwudziestych chciał tam pojechać pewien Amerykanin usłyszał od zorientowanego Persa (!), że "nie ma tam nic do oglądania. Jedynie czarne kamienie. I nie ma domów, tylko małe twierdze ze szkła (?) z otworami, z których wystają karabiny. Gorzej niż na Dzikim Zachodzie! Kentucky, Tennessee to są wobec Albanii sieroty. Tam jest Timbuktu, drogi panie. Niech pan tam nie jedzie! Bóg stworzył Albańczyków... po kłótni z teściową**. Enver Hodża stworzył po wojnie komunistyczną satrapię: ucywilizował społeczeństwo, ale całkowicie odizolował je od świata. Żaden kraj, może poza Koreą Północną, nie był chyba aż tak chorobliwie niechętny kontaktom zewnętrznym. Po obaleniu komunizmu wcale nie było lepiej: katastrofa gospodarcza, prawie wojna domowa w wyniku upadku piramid finansowych, konflikt w sąsiednim Kosowie. Czy ktoś normalny by tam pojechał?
A jednak jeździli. A w ostatniej dekadzie coraz częściej. Myślę, że tych nowych turystów przyciągały tu przede wszystkim trzy rzeczy:
* chęć przeżycia przygody w dzikim kraju (oczywiście "dzikim częściowo ucywilizowanym", bez przesady),
* niskie ceny,
* fakt, że znajomi już tam byli wcześniej i wrócili żywi z pięknymi zdjęciami.
I potem często pojawia się rozczarowanie. Bo pojechali ludzie do kurortów, a tam hotele, asfalt i plaże z rzędami leżaków. Gdzie ta dzikość?
Bo wcale nie jest tak tanio, zwłaszcza na wybrzeżu morskim. Rzecz jasna taniej niż w Chorwacji, ale nic za pół darmo.
No i żeby zrobić piękne zdjęcie to trzeba się namęczyć, bo wokół leżą śmieci, padlina albo stary Mercedes. 
Ciężki jest los turysty.


niedziela, 15 października 2023

Na rowerze do Koplik, czyli prowincja północnej Albanii.

Zaraz za granicą czarnogórsko - albańską grupa młodych ludzi rozłożyła stragan, przy którym zatrzymują się niemal wszystkie osobówki. Nie sprzedają owoców ani warzyw, a albańskie karty SIM. Ja ośmieliłem się nie stawać, więc prawie wyskoczyli mi na drogę, machając rękami i pokazując, że chyba zwariowałem, bo nie chcę skorzystać z ich usług. Ciekawe jaką mieliby minę, gdybym zaprezentował im swój telefon komórkowy? 😛 A inna kwestia jest taka, że na kempingu dostępne jest bezpłatne wi-fi, więc ichniejsza karta nie będzie potrzebna.


Po prawej stronie widzimy jakąś stojącą, mętną wodę. Trudno uwierzyć, ale to Jezioro Szkoderskie, największe na Półwyspie Albańskim. Jego długa i wąska zatoka podchodzi aż pod przejście graniczne.



wtorek, 10 października 2023

Pogranicze hercegowińsko - czarnogórskie: Trebinje i Nikšić.

Po raz ostatni podczas tegorocznego pobytu w Bośni i Hercegowinie wjeżdżamy na teren Republiki Serbskiej. Dzieje się to kilka kilometrów za miastem Stolac, w południowo - wschodniej Hercegowinie. Główna droga czasem wygląda tak:


...a czasem tak: 


Potem trasa prowadzi szeroką doliną rzeki Trebišnjica. Pięknie tu, a miejscami trwa intensywna hodowla. Teren ten zwie się Popovo polje (poljeduże, kotlinowate zagłębienie o wyrównanym dnie, ograniczonym ze wszystkich stron wyraźnymi zboczami), kiedyś był okresowo zalewany przez rzekę, teraz ją uregulowano dwoma zbiornikami wodnymi.




piątek, 6 października 2023

Beskid Niski: z Zyndranowej do Doliny Śmierci i Svidníka.

Kilka razy już pisałem, że jedną z licznych zalet chatki SKPB Rzeszów w Zyndranowej jest jej przygraniczne położenie, co umożliwia łatwe wypady na Słowację. Wystarczy skorzystać z żółtego szlaku, który biegnie prawie pod drzwiami chatki, wspiąć się łąkami oraz lasem i po niecałym kilometrze pokażą się słupki graniczne.


Następnie jak zwykle skręcam w kierunku przełęczy Dukielskiej. Las jest mokry, a że temperatura szybko idzie w górę, więc miejscami unosi się para.


Słowacy wreszcie zakończyli remont muzeum i wieży, ale dziś nie mam czasu, aby ją odwiedzić.