wtorek, 30 września 2025

Zyndranowa, Jaśliska i Zawadka Rymanowska.

Autostop to dla wielu turystów najpopularniejszy środek transportu w Beskidzie Niskim. Nie tyle z powodu chęci poznawania nowych ludzi, ale z konieczności. Autobusów jeździ niewiele, często nawet pomiędzy większymi miejscowościami nie ma żadnych połączeń, zwłaszcza w wakacje. Jeśli coś już się pojawia, to zazwyczaj są to niewielkie busiki kompletnie nie przygotowane na człowieka z wielkim plecakiem, wożące ludzi pościskanych jak bydło.

Kiedy staję na drodze przy zjeździe do Świątkowej Wielkiej, mam za sobą kilkanaście kilometrów piechotą, ale jeszcze około trzydziestu do celu, jakim jest chatka w Zyndranowej. Na pewno nie przejdę całej tej odległości z buta. Teoretycznie miejsce do łapania stopa jest doskonałe: wiata przystankowa przy drodze ważnej w tej okolicy, którą co chwilę coś przemyka, ale brak tirów, ciężarówek i piratów drogowych. Stwierdziłem, że dobrze byłoby być najpóźniej o szesnastej w Tylawie. Miałem jednak jakieś złe przeczucia, które zaczęły się materializować po zrzuceniu plecaka i wyciągnięciu ręki: mija kwadrans, mija drugi, a ja nadal tu tkwię. Zaczynam studiować mapę i zastanawiać się, gdzie ewentualnie mógłbym rozbić namiot... Oczywiście przesadzam, dopiero niedawno minęło południe, ale w głowie kłębią się czarne myśli. Po trzech kwadransach ubieram ponownie plecak i ruszam w kierunku najbliższej kapliczki, a potem Krempnej. W tym momencie cieszę się, że słońce jest za chmurami i nie pali tak mocno jak wczoraj.


Mijam gospodarstwo, gdzie na polu cała rodzina zajęta jest polem kartofli. Dosłownie cała: rodzice, dzieci, psy, kot, przyszło też zgrupowanie kur i wszyscy zacięcie kopią w ziemi. Niedaleko od nich w końcu zatrzymuje się samochód: facet jedzie na pogrzeb i mnie zabierze. W czasie drogi opowiada, że wczoraj w tych okolicach kręciła się cała masa rowerzystów z jakiegoś dziwnego rajdu. Dziwnego, bo był to rajd z wyzwaniami, na przykład z zakazem odzywania się. Efekt był taki, że niektórzy rowerzyści pedałowali do Zakopanego przez Słowację 😏.

Wysiadam pod cerkwią w Krempnej (Крампна). Przejechałem na razie tylko pięć kilometrów, lecz od razu humor się poprawił i wróciła wiara, że nie utknę gdzieś na stałe. Ważne, że w końcu się ruszyłem!


czwartek, 25 września 2025

Beskid Niski: Wapienne - Ferdel - Bartne - Świerzowa Ruska.

Kolejną letnią przygodę z Beskidem Niskim zaczynam w Krygu, wiosce na wschód od Gorlic. Dotarcie ze Śląska zajęło mi całą noc i wymagało skorzystania z czterech autobusów i dwóch pociągów, częstego spoglądania na zegarek z powodu opóźnień i próbach odczytania rozkładów jazdy, które chamsko wprowadzały w błąd. Kiedy jednak wysiadam w Krygu na przystanku to, oprócz zmęczenia i niewyspania, czuję się szczęśliwy, że znowu wróciłem w te okolice.

Ponieważ w tym miejscu kończy się możliwość jazdy komunikacją zbiorową, to mam nadzieję, że kilka kilometrów do kolejnej wioski, gdzie chcę zacząć właściwą wędrówkę, pokonam stopem. Niestety, szosa wojewódzka numer 993 od początku mi się nie podoba: jest bardzo ruchliwa w zły sposób, to znaczy pełno na niej tirów i pędzących dziko przed siebie osobówek. Próby złapania okazji kończyły się w najlepszym razie spojrzeniami kierowców pełnymi politowania, częściej było widać wrogość. Co prawda pora jest dość wczesna, bo niedawno minęła ósma rano, ale szkoda mi czasu na bezproduktywne sterczenie i ruszam z plecakiem przed siebie. Nie był to przyjemny spacer, wielokrotnie musiałem uskakiwać przed rozpędzoną ciężarówką, ale po ponad pół godzinie udaje mi się szczęśliwie dotrzeć na opłotki Rozdzieli (Розділє, Розділля). W przeciwieństwie do Krygu była to kiedyś miejscowość rusińska, więc od razu pojawiają się charakterystyczne krzyże.


I w tym momencie stop sam się znalazł: na parkingu pod sklepem facet wyszedł z samochodu i mówi, że jedzie w Bieszczady, ale chętnie mnie gdzieś podrzuci. To bardzo miłe, lecz akurat teraz podwózka nie jest już mi potrzebna, bo rozpoczynam zwiedzanie. Dziękuję mu i życzymy sobie wzajemnie powodzenia.
Z ulgą opuszczam drogę wojewódzką i skręcam w boczną. Tablice wskazują, że przede mną są cmentarze wojenne, a także "uzdrowisko - spa". Większość dzisiejszej wędrówki będzie dla mnie nowością, zmazywanie kolejnych białych plam Beskidu Niskiego.


Odcinek między Krygiem a Rozdzielami był granicą. Geograficzną, bo z tworu o nazwie Obniżenie Gorlickie przeszedłem do Beskidu Niskiego. No i etniczno-kulturową, o czym już wspominałem, bo tu zaczyna się Łemkowszczyzna, Rozdziele były jedną z najbardziej wysuniętych na północ osad tej krainy. A właściwie nadal są, bo Rusini są tu ciągle obecni, choć w spisach powszechnych się nie afiszują ze swoim pochodzeniem. O ich obecności świadczy między innymi greckokatolicka cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Murowana, w stylu nietypowym dla Łemkowszczyzny. Powstała pod koniec XVIII wieku, w 1927 znacznie ją rozbudowano. Po akcji Wisła przejęli ją rzymscy katolicy, ale gdy Łemkowie wrócili z wygnania, to udało im się ją odzyskać. Dziś dzielą ją z łacinnikami.


piątek, 12 września 2025

Wielka Racza w wersji widokowej.

Worek Raczański to mój ulubiony zakątek Beskidu Żywieckiego i w ogóle jeden z ulubionych regionów w całych Beskidach. Jakiś czas temu ze   zdziwieniem i przerażeniem uzmysłowiłem sobie, że na jego najwyższej górze - Wielkiej Raczy - bardzo dawno mnie nie było! Odwiedzałem Rycerzową, Przegibek, Bendoszkę, Przysłup Potócki, ale Racza jakoś nie wskoczyła do żadnej z tras. W sierpniu postanowiłem to zmienić i znowu zawitać na jej szczyt.

Ruszam w środku tygodnia, po nocce. Oczywiście w polskiej komunikacji publicznej nie ma szans się wyspać, ale siły i humor dopisują; prognozy pogody są dobre i może to być jedna z moich najbardziej widokowych wycieczek ostatnich lat!

Pociągi kończą bieg w Węgierskiej Górce, dalej w totalnym chaosie informacyjnym przesiadamy się do autobusów. Wychodzę w Rycerce Dolnej i od razu spełniał dobry uczynek, pokazując dwóm młodym dziewczynom w które krzaczki mogą zajrzeć za potrzebą 😉. Dziewczyny to też turystki z plecakami, udają się do Rycerki Kolonii jak ja, lecz one planują przebyć ten odcinek z buta. Dziesięć kilometrów asfaltem w palącym słońcu to raczej kiepska perspektywa, więc liczę, że jak zawsze złapię stopa.


Początkowo idę sobie spokojnie ulicą, przyglądając się mijanym domom. Ostało się jeszcze trochę budynków z drewna, choć większość z nich jest opuszczona. Robię zdjęcie w lustrze wraz z siatką z dyskontu w łapie, jak pewien prezes.


Po chwili zaczynam od niechcenia łapać stopa. Mija mnie parę aut i nagle jedno z nich staje, ze starszą panią za kierownicą. Najpierw pomyślałem, że zatrzymała się, aby przepuścić mnie przez pasy, ale macha do mnie ręką.
- Jedzie pani do Kolonii?! - wołam.
- Jadę, proszę się pakować!
No to wskoczyłem 😊. Reszta kilometrów upłynęła mi w atmosferze miłej rozmowy: jako bajtel regularnie bywałem z rodzicami w Rycerce na wakacjach i w ferie, więc dość dobrze znam okolicę i miejscowe klimaty, mogliśmy więc wymienić opinie co się pozmieniało i dlaczego na gorsze. Mieliśmy kilka minut przestoju, bo przy cmentarzu zebrał się taki tłum żałobników, że całkowicie zablokował autami drogę, co jednak nie zmieniło faktu, że o godzinie trzynastej docieram do Rycerki Górnej Kolonii. Pani, wracająca z targu w Rajczy, jechała dalej i chciała mnie podwieźć od razu na szlak, lecz uznałem, że to przesada i poprosiłem o wyrzucenie pod sklepem. Chciałem zrobić zakupy i napić się czegoś zimnego.


wtorek, 9 września 2025

Blăjel - wioska w sercu Siedmiogrodu.

Naszą bazą noclegowo-wypadową w Siedmiogrodzie była wioska Blăjel  (węg. Balázstelke, niem. Klein-Blasendorf). Położona kilka kilometrów na północ od Mediaș i jest to praktycznie samo serce Transylwanii. 


Historia Blăjel sięga co najmniej XIV wieku, a przynajmniej z tego stulecia pochodzi pierwsza wzmianka o niej. Jak w niemal każdej siedmiogrodzkiej miejscowości mieszkało w niej kilka narodowości, ale dominowali Rumunii. Do czasów II wojny światowej drugą nacją byli Niemcy, następnie Węgrzy i pojedynczy Żydzi. W okresie komunizmu liczba Niemców zaczęła spadać, choć jeszcze w latach 70. było ich w gminie kilkuset. Obecnie zostało kilka osób, natomiast Madziarów mieszka ponad dwustu (na półtora tysiąca osób). Ciężko oszacować rzeczywistą liczbę Cyganów - spis mówi o kilkunastu procentach, lecz chodząc ulicami ma się czasem wrażenie, że jest ich większość. 



Zabudowa to liczne domy w stylu siedmiogrodzkim. Nie wszystkie są bardzo stare, niektóre noszą daty z okresu powojennego, lecz architektonicznie nawiązują do bardziej leciwych sąsiadów. Część jest mocno zaniedbanych, wiele to opuszczone rudery, ale nierzadko zobaczymy obiekt odpicowany, w który włożono kupę kasy. 






poniedziałek, 1 września 2025

Siedmiogrodzkie kościoły warowne: Copșa Mare, Valchid, Bazna i Boian. Plus ormiańskie Dumbrăveni.

Kontynuujemy zwiedzanie siedmiogrodzkich kościołów warownych, ale teraz będziemy się ograniczać do oglądania z zewnątrz. Kościół numer pięć leży kilka kilometrów od Biertanu w wiosce Copșa Mare (węg. Nagykapus, niem. Groß-Kopisch). Cała miejscowość jest rozkopana, chyba kładą kanalizację.


Tradycyjnie większość domów liczy sobie co najmniej wiek i cieszą oczy różnymi kolorami. Z boku przycupnął traktor produkcji rodzimej (UTB - Uzina Tractorul Brașov).



Kościół ukryty jest za murem obronnym, częściowo przebudowanym na budynki gospodarcze. Powstał na początku XIV wieku, dwa stulecia później przekształcono go w twierdzę. Kiedyś obwarowania posiadały jeszcze dwie wieże, lecz zburzono je w czasach austro-węgierskich.