środa, 25 grudnia 2024

Macedonia prawdziwa: Prilep, Gradsko i garść spomeników.

Opuszczamy brzeg Jeziora Ochrydzkiego, które nieco obniżało temperaturę i zapewniało trochę wytchnienia. Wjeżdżamy w wysuszone i gorące tereny macedońskiego interioru. Od razu za Ochrydą zaczynamy się wspinać, bo przecież wszędzie są góry. Podjeżdżając pod przełęcz na wysokości 1200 metrów musimy się zmierzyć z kierowcami ciężarówek, którzy namiętnie wyprzedzają się na ciągłej i w nieoświetlonych tunelach. W pewnym momencie dogania mnie... śmieciarka i dziko trąbi, abym przyspieszył. Nic nowego na Bałkanach.


Gdy robi się spokojniej staję na poboczu, aby rozprostować kości. Nie dostrzegam żadnych budynków. Żółte trawy kontrastują z ciemną zielenią na zboczach. W tle, za moim samochodem, uchwyciłem nadajnik na wierzchu Pelisteru w paśmie Baba - jest to trzeci najwyższy szczyt Macedonii (2601 metrów).



Za Bitolą (Битола) okolica się spłaszcza, jedynie po lewej stronie przemykają żółtawe pagórki. Widać ślady po ogniu - albo samozapłony albo rolnicy znowu bawili się zapałkami. Najwięcej czarnych plam było na obrzeżach Bitoli, w cygańskiej dzielnicy: tam z dymem poszła nie tylko roślinność, ale i kilka skleconych z byle czego chałup. Dookoła tradycyjnie walały się całe góry śmieci, w tym masa szklanych butelek, więc w takich warunkach naprawdę nie jest trudno o pożar. Ogień był wybredny, potrafił pożreć trawę, drzewa do ich połowy, po czym w niewyjaśniony sposób minął wybrane domostwa.


środa, 18 grudnia 2024

Jarmarki bożonarodzeniowe w Ostrawie!

Kiedy w kalendarzu pojawi się karta z napisem "grudzień", to znak, że nadszedł czas na jarmarki bożonarodzeniowe. Po roku przerwy wracam na nie do Republiki Czeskiej. Tym razem wybrałem Ostrawę - szybki i sprawny dojazd, a z racji swej wielkości oferuje kilka możliwości w tym temacie.
Przebywając w stolicy kraju morawsko-śląskiego porównywałem tutejszy jarmark z katowickim - w stolicy województwa śląskiego byłem dzień wcześniej, żeby dokładnie wszystkiemu się przyjrzeć i mieć najświeższe informacje z pierwszej ręki. Dlaczego porównuję akurat te dwa miasta? Ostrawa i Katowice to od wielu dekad miejscowości partnerskie. Mają niemal taką samą liczbę mieszkańców i są największe na Górnym Śląsku (Ostrawa połowicznie, ponieważ spora jej część - w tym centrum - leży na Morawach). Od pewnego czasu nawet wzajemnie się polecają: w Katowicach zachęcali do odwiedzin jarmarku w Ostrawie, w Ostrawie zachęcali do odwiedzin Katowic. Mamy zatem świetną okazję do obejrzenia, jak miasta podobnej skali podchodzą do takiej samej imprezy. Wnioski z tego porównania zaprezentuję na końcu, natomiast teraz skupmy się na Ostrawie.


Główny jarmark odbywa się na rynku Morawskiej Ostrawy - Masarykovym náměstí. Rynek ten z trzech i pół strony otoczony jest przeważnie zabytkową zabudową, jedynie pół zachodniej pierzei to wolna przestrzeń i tam lubi hulać wiatr. Nie jest to architektura w stylu Wrocławia albo Krakowa, ale ogólnie ładnie tu w otoczeniu starego ratusza, kolumny maryjnej i kamieniczek. Tylko jeden z domów handlowych, pochodzący z ostatniej dekady komunizmu, średnio pasuje do reszty.




czwartek, 12 grudnia 2024

Beskid Śląsko-Morawski: Ostrý i Kamenitý.

Ciężko było mi wstrzelić się w słoneczną lub bezdeszczową pogodę i ruszyć w listopadzie w góry. Wreszcie w przedostatnią niedzielę miesiąca pojechaliśmy z tatą w Beskid Śląsko-Morawski. Cel: tereny już nam dobrze znane, ale nieodwiedzane od kilku lat. Zresztą mamy już przemierzone tyle szlaków tego czeskiego pasma, iż naprawdę ciężko jest wymyślić coś całkowicie nowego.

Przyjeżdżamy do Kosarzysk (Košařiska, Kosarzisk), wioski położonej w dolinie potoku Kopytná. Kosarzyska są do tej pory jednym z większych skupisk ludności deklarujących narodowość polską (wójt nosi typowo czeskie imię Janusz 😏), więc nie dziwi stojący w parku kamień w dwóch językach (choć nazwa jest tylko po czesku). Z kolei na pobliskim drewnianym drogowskazie dochodzą jeszcze napisy w śląskiej góralszczyźnie.


Skromny urząd gminy. Jak ci wszyscy urzędnicy się w nim mieszczą?


Wędrówkę zaczynamy korzystając ze ścieżki edukacyjnej, przynajmniej w teorii. Istnieje ona na internetowej mapie, natomiast w terenie nie do końca, a przynajmniej nie regularnie, w dodatku pojawiające się z rzadka znaczki są dwóch kolorów, każdy prowadzi w inną stronę. Mijamy cmentarz ewangelicki i kaplicę, wdrapując się stromo pod górę. Przez chmury przebijają pierwsze promienie słońca.


sobota, 7 grudnia 2024

Beskid Makowski: Jałowiec i Adamy na kolorowo.

Dzień od samego początku zapowiadał się piękny. A zaczął się wcześnie, bo już po piątej mieliśmy pierwszy autobus. Potem pierwszy pociąg, drugi pociąg i trzeci pociąg. I drugi autobus. W ten sposób przed południem dotarliśmy do Stryszawy


Pędzimy na drugą stronę drogi, bo zaraz powinien jechać bus pod sam szlak, ale... okazało się, że akurat ten kurs wykreślono długopisem. W internecie on nadal istnieje, na stronach gminy istnieje, w rzeczywistości nie istnieje. Lata mijają, a w polskiej komunikacji regionalnej nic się nie zmienia. W tym momencie do wyboru mamy dwie opcje: pójść do właśnie otwieranej pizzerii i przez dwie godziny wydawać pieniądze na paskudne piwo albo łapać stopa. Wybór jest oczywisty i nie chodzi o piwo.
Ruch w naszą stronę jest zaskakująco duży, ale większość aut pewnie jedzie do Zawoi, a nie w dolinę Roztoki, gdzie chcemy się dostać. Mija nas jedno auto, drugie auto, zatrzymuje się trzecie: pani w wypasionej terenówce. Nie tylko atrakcyjna, ale też miła, bo - rzeczywiście jadąc do Zawoi - nadkłada drogi i zawozi nas do przysiółka Matusy. A tam czeka już na nas zielony szlak.


W ostatni weekend października na Adamach Mariusz wyprawiał swoje urodziny, nie wypadało go nie odwiedzić. Szlakowskaz informuje, że do celu mamy niecałe półtorej godziny, ale przecież nie przyjdziemy tam tak wcześnie. Mamy plan zdobycia Jałowca, więc odbijamy w drugą stronę na przełęcz Kolędówki.


wtorek, 3 grudnia 2024

Na Biskupią Kopę szlakami z Heřmanovic.

Na Biskupią Kopę wchodziłem w tym roku już dwa razy, w październiku wszedłem trzeci raz. Liczyliśmy, że uda się załapać na jesienne kolory, choć ta nadzieja nie była zbyt wielka, bo zazwyczaj mam w tej kwestii pecha. Mogę jednak wyprzedzić opowieść: na brak ładnych widoków nie narzekaliśmy.

Po drodze przyglądaliśmy się, jak wygląda teren po powodzi, która przewaliła się przez tę część Śląska niemal dokładnie miesiąc wcześniej. Najwięcej zniszczeń było widać na brzegach rzek i potoków.


Jeden z bohaterów wrześniowej tragedii: tama w Jarnołtówku (Arnoldsdorf). Choć w pewnym momencie woda zaczęła przelewać się przez koronę, a niektórzy straszyli, że w każdej chwili może pęknąć, to ponad stuletnia konstrukcja wytrzymała, chroniąc wioskę przed całkowitym zniszczeniem. Pytanie, czy wytrzyma kolejne takie wydarzenie.


Powódź dotknęła też Zlaté Hory (Zuckmantel); w pewnym momencie mieli tam największe opady z całego kraju. Wylał Złoty Potok (Zlatý potok, Goldbach), który na dalszym odcinku płynie przez Jarnołtówek w stronę Prudnika. W centrum chyba nie było większych zniszczeń, za to potok Olešnice mocno przeorał brzegi przy skansenie Zlatorudné mlýny. Podjechaliśmy tam zobaczyć skalę uszkodzeń. Same budynki na pierwszy rzut oka wyglądały na nieruszone, natomiast pozrywało niektóre mostki, woda porwała elementy małej architektury, m.in. rynny, w których przed powodzią odbywały się mistrzostwa świata w płukaniu złota. Skansen został zamknięty, ogłoszono zbiórkę funduszy na remont.