Na Biskupią Kopę wchodziłem w tym roku już dwa razy, w
październiku wszedłem trzeci raz. Liczyliśmy, że uda się załapać na jesienne kolory, choć ta nadzieja nie była zbyt wielka, bo zazwyczaj mam w
tej kwestii pecha. Mogę jednak wyprzedzić opowieść: na brak ładnych widoków
nie narzekaliśmy.
Po drodze przyglądaliśmy się, jak wygląda teren po powodzi, która przewaliła
się przez tę część Śląska niemal dokładnie miesiąc wcześniej. Najwięcej
zniszczeń było widać na brzegach rzek i potoków.
Jeden z bohaterów wrześniowej tragedii: tama w Jarnołtówku (Arnoldsdorf). Choć w pewnym momencie woda zaczęła przelewać się przez koronę, a niektórzy straszyli, że w każdej chwili może pęknąć, to ponad stuletnia konstrukcja wytrzymała, chroniąc wioskę przed całkowitym zniszczeniem. Pytanie, czy wytrzyma kolejne takie wydarzenie.
Powódź dotknęła też Zlaté Hory (Zuckmantel); w pewnym momencie
mieli tam największe opady z całego kraju. Wylał Złoty Potok (Zlatý potok,
Goldbach), który na dalszym odcinku płynie przez Jarnołtówek w stronę Prudnika. W
centrum chyba nie było większych zniszczeń, za to potok Olešnice mocno
przeorał brzegi przy skansenie Zlatorudné mlýny. Podjechaliśmy
tam zobaczyć skalę uszkodzeń. Same budynki na pierwszy rzut oka wyglądały na
nieruszone, natomiast pozrywało niektóre mostki, woda porwała elementy małej
architektury, m.in. rynny, w których przed powodzią odbywały się mistrzostwa
świata w płukaniu złota. Skansen został zamknięty, ogłoszono zbiórkę
funduszy na remont.