W czasach komunizmu nazwa "Stasi" była powszechnie znana i budziła
równie powszechny lęk. Bezpieka
Niemieckiej Republiki Demokratycznej często uważana była za najgorszą
wśród państw demokracji ludowej, pod niektórymi względami przewyższającą nawet
służby radzieckie.
Infiltracja społeczeństwa osiągnęła poziom trudny do wyobrażenia. Pod koniec istnienia w kraju liczącym szesnaście milionów mieszkańców na etacie Stasi pracowało prawie sto tysięcy cywilnych osób, plus kilkanaście tysięcy żołnierzy i oficerów. Jeśli chodzi o tajnych współpracowników, to było ich co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy, ale są liczby mówiące o połowie miliona, a nawet o dwóch milionach obywateli, którzy choć raz złożyli jakiś raport lub donos! Szacuje się, że co najmniej jeden na sześćdziesięciu trzech Niemców ze wschodu współpracował ze Stasi, a gdyby wziąć pod uwagę najbardziej skrajne liczby, to statystycznie w każdym spotkaniu, w którym brało więcej niż siedem osób, znaleźlibyśmy jednego informatora bezpieki. Dla porównania Służba Bezpieczeństwa w ostatnim roku Polski Ludowej posiadała prawie czterokrotnie mniej oficjalnych pracowników i połowę mniej tajnych współpracowników przy ponad trzykrotnie większej liczbie mieszkańców kraju. W takiej sytuacji Stasi byłaby służbą z największym w historii nadzorem nad społeczeństwem, o wiele większym niż chociażby Gestapo w III Rzeszy, a NRD uzyskałoby tytuł najbardziej szpiegowanego wewnętrznie państwa na świecie.
Rok 1989 pokazał, że nawet takie trzymanie narodu za mordę nie gwarantuje
przetrwania reżimu.
Dziś, ponad trzy dekady po likwidacji NRD, kwestie związane ze Stasi są popularnymi tematami turystycznymi. W Berlinie istnieją dwa miejsca poświęcone temu organowi administracji rządowej. Postanowiłem odwiedzić dawną główną siedzibę Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, bo taką oficjalną nazwę nosiła ta instytucja: Ministerium für Staatssicherheit (MfS), potocznie również jako Staatssicherheitsdienst, stąd Stasi. Siedziba ta mieściła się w dzielnicy Lichtenberg, bezpiecznie oddalonej od Muru Berlińskiego. Słowo "siedziba" może sugerować, że mowa o jednym obiekcie, tymczasem w tym przypadku mamy do czynienia z gigantycznym kompleksem składającym się z dwudziestu dziewięciu budynków i jedenastu dziedzińców! Najstarsze z nich powstały jeszcze w czasach cesarza i odpowiednio je dostosowano, większość zaś wybudowano w okresie enerdowskim w charakterystycznym dla demoludów stylu. Ostatnie wzniesiono na początku lat 80., zatem ich kariera w bezpiece była dość krótka.
Dzisiaj ulice otaczające kompleks wyglądają zwyczajnie, ale do 1989 roku były
poprzegradzane bramami i pilnie strzeżone.
Wejście od strony Normannenstraße i pordzewiałe resztki posterunku.
Wchodzimy na główny dziedziniec. Otaczają nas wysokie budynki, z daleka
wydające się normalnym osiedlem. Z normalnością nie miały one jednak nic
wspólnego. W blokach, ukończonych w 1978 roku (Haus nr 15), mieściła
się siedziba wywiadu zagranicznego, w tym po prawej (nr 16) również biura SED
(Sozialistische Einheitspartei Deutschlands, partii przyjaciółki PZPR)
oraz FDJ (Freie Deutsche Jugend; w Polsce nie było tak powszechnego
odpowiednika komunistycznej młodzieżówki). W stojącym bliżej starszym obiekcie
działała stołówka dla pracowników oraz sale konferencyjne.
Najważniejszym był Haus nr 1. W nim rezydowało kierownictwo Stasi.
Powstał w latach 60., maskujące wejście dodano w kolejnej dekadzie.
Na jego prawicy Haus nr 7 z lat 50. ubiegłego wieku. Urzędowali w
nim pracownicy zajmujący się szpiegowaniem aparatu państwowego, kościołów,
kultury, sportu i gospodarki. Dziś mieści urząd federalny gromadzący akta
bezpieki.
Dawna brama główna. W budynku po lewej (nr 21) stacjonował Pułk Wartowniczy
im. Feliksa Dzierżyńskiego (Wachregiment "Feliks Dzierzynski"), jedna z
najbardziej elitarnych jednostek wojskowych NRD. Choć formalnie podlegająca
cywilnemu ministerstwu, w praktyce posiadała na swym wyposażeniu broń
przeciwpancerną, przeciwlotniczą a także setki transporterów opancerzonych.
Bijące serce nawet nie partii, ale służb specjalnych.
Dawny punkt kontrolny, nie do przebycia dla zwykłego śmiertelnika.
Większość budynków, zwłaszcza bloków, stoi pusta. Z niektórych
korzystała Deutsche Bahn, z jednego dzielnicowy urząd skarbowy. W
numerze piętnastym przez pewien czas próbowano kwaterować inżynierów z Afryki
i Azji, ale też został opuszczony. Szare, smutne okna sprawiają przygnębiające
wrażenie potęgowane jeszcze przez paskudną pogodę, bo jest zimno, wieje
przenikający pod ubranie wiatr, a z nieba mży. Mam wrażenie, że cofnąłem się
do poprzedniej epoki, choć akurat wtedy panował tu ruch, a z setek
okien błyskało światło.
Pod budynkiem archiwum zorganizowano wystawę na wolnym powietrzu.
Pod murem ustawiono budkę strażniczą i szlaban z głównej bramy. A obok niej
duże zdjęcie przedstawiającą jakąś ceremonię z udziałem pułku wartowniczego,
która odbywała się dokładnie w tym samym miejscu kilkadziesiąt lat temu.
Ericha Honeckera przedstawiać nie trzeba, w środku salutuje Erich Mielke. Jako
minister kierował Stasi przez prawie cały okres jej istnienia (od 1957 do 1989
roku) stając się de facto najważniejszym człowiekiem w państwie.
Patrząc zaś na widownię (zapewne pracowników bezpieki) jest się pewnym, iż
najpopularniejszym nakryciem główny w NRD były uszanki 😏.
Muzeum Stasi otwarto w budynku nr 1 już w 1990 roku. Główne drzwi emanują
jakąś złą energią, ale trzeba przez nie przejść.
Zbiory ulokowano na parterze i trzech piętrach. Cała reszta budynku ma być
pusta, przynajmniej oficjalnie, lecz kto ich tam wie? W holu wejściowym działa
kasa. Niby nic zaskakującego w muzeum, ale zawsze uważałem, że w takich
miejscach, podobnie jak w więzieniach, obozach i tym podobnych, wstęp powinien
być za darmo. Ku przestrodze, a zarabianie na ludzkim nieszczęściu wzbudza u
mnie niesmak.
Zwiedzających witają flagi partyjne i państwowa. Są też rzeźby Marksa i
Dzierżyńskiego, obydwie były darami KGB na rocznice utworzenia niemieckiej
bezpieki.
Bardzo ciekawy jest model przedstawiający cały kompleks główny oraz położony
kilkaset metrów dalej dodatkowy zespół budynków. Makieta powstała w 1986 roku w rękach służb odpowiedzialnych za ochronę i miałaa na celu jeszcze większe usprawnienie
kontroli. Widać na nim każdy budynek.
Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego posiadało siedemnaście obiektów
więziennych. Więźniów przewożono w tajemnicy nieoznaczonymi samochodami, na
przykład Barkasem B1000.
Winda pater noster, jedna z dwóch w budynku. Niestety, nie na chodzie.
Na pierwszym piętrze możemy przeczytać o historii powstania enerdowskiej
bezpieki, którą założono jako ministerstwo w 1950 roku. Sporo jest zdjęć i
materiałów propagandowych z różnych epok. Dzisiaj większość z nich budzi
politowanie z powodu swojej toporności, ale przecież i obecnie zdarzają się
tak prymitywne środki propagandy, że głowa boli, a ludzie i tak się na nie
nabierają.
Stasi łączyło w sobie bardzo wiele funkcji, najważniejszy był wywiad
zagraniczny, kontrwywiad, no i oczywiście kontrola obywateli. W związku z tym
bardzo wiele miejsca poświęcono tajnym współpracownikom donoszącym na
swoich sąsiadów, znajomych, przyjaciół, a nawet rodzinę, bo przypadki, gdy mąż
raportował żonę i odwrotnie wcale nie należały do rzadkości. Równie gorliwie
szpiegowano członków partii łącznie z najważniejszymi aparatczykami, a
także... kolegów ze Stasi. Głównym motywem podjęcia współpracy miały być
przekonania polityczne, pieniądze odgrywały mniejszą rolę. Wiele osób zostało
do szpiegowania zmuszonych szantażem lub groźbami, dla nich z pewnością był to
największy dramat. Po upadku NRD okazało się, że agenturą parały się znane
postacie ze świata polityki, kultury, sportu, a nawet osoby uchodzące za
dysydentów lub obrońców praw człowieka.
Na pierwszym zdjęciu niejaki Manfred Rinke (grubas w środku) ze swoimi
przyjaciółmi podczas ich wesela. Po imprezie zdał dokładny raport z
uroczystości. Na drugim zdjęciu Tatjana Besson z punkowego zespołu
Die Firma. Ona i jej kolega z grupy byli informatorami Stasi, może
dlatego udało im się prowadzić jakąkolwiek muzyczną działalność.
Oficjalni funkcjonariusze Stasi osłaniali najważniejsze państwowe instytucje, a także partyjnych bonzów. Noszone przez nich
stroje już z daleka pozwalały ich rozpoznać 😏.
Jeśli ktoś lubi komunistyczne pamiątki, to tutaj znajdzie ich sporo. Mozaika z
1970 roku zawiera w sobie godło NRD, symbol MfS oraz sylwetkę radzieckiego
żołnierza z cmentarza w Treptow. Co rusz trafiamy też na Dzierżyńskiego, Stasi
miała fioła na jego punkcie i był niewątpliwie najpopularniejszym Polakiem w
demokratycznych Niemczech.
Sale wystawowe to dawne biura lub inne pomieszczenia personelu. Przeważnie
przy drzwiach przeczytamy informację, co mieściło się tam wcześniej. W tym
poniżej oryginalnie znajdował się... prysznic dla umęczonych pracowników.
Pokój techniczny, dawniej stały w nim komputery. Kable do nich do tej pory
spoczywają ukryte w podłodze, a enerdowska klimatyzacja nadal działa.
W dziale poświęconym technikom szpiegowania wewnętrznego po raz kolejny
przekonamy się, że wyobraźnia ludzka jest nieograniczona. Aparatura mogła być
umieszczona na przykład w drzwiach do jadalni. Podsłuchiwana rodzina odkryła
ją siedemnaście lat po upadku Muru Berlińskiego...
Wchodząc na drugie piętro człowiek ma wrażenie, że prawie nic się tu nie
zmieniło: naprzeciwko krzeseł z epoki wdzięczy się głowa Marka, na końcu
korytarza Żelazny Felek. Lenin ze swoją skwaszoną miną zerka z różnych
zakamarków.
Drugie piętro dla wielu osób będzie najciekawsze, ponieważ tam znajdowały się najważniejsze gabinety i sale konferencyjne. Zachowano je w stanie możliwie najbardziej zbliżonym do oryginału jaki zastano w 1989 i 1990 roku, tu naprawdę można się przenieść do minionego ustroju.
Na początku dawne miejsce pracy pułkownika Heinza Volperta, który zajmował się
m.in. "sprzedażą" więźniów politycznych do Niemiec Zachodnich za marki RFN. W
ten sposób państwo robotników i chłopów pozyskiwało niezbędne dewizy. Po jego
śmierci w 1986 biuro przekształcono w poczekalnię dla interesantów.
Pokój adiutanta i osobistego ochroniarza Ericha Mielke.
Pokój sekretarza ministra bezpieczeństwa publicznego, generała majora Hansa
Carlsohna. Podobnie jak wielu innych osobników pełnił swą odpowiedzialną
funkcję przez wiele lat, w tym przypadku osiemnaście.
Pomacałem nieco stojącą tam kanapę, sprawiała wrażenie mocno zużytej i w
dodatku poplamionej!
Sekretariat Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W tym pomieszczeniu
pracowały cztery panie. Do jego wyposażenia należał m.in. sejf oraz maszyna
segregująca dokumenty.
Pomiędzy jednym a drugim biurem wsadzono kuchnię. Osobista sekretarka
Mielkiego przygotowywała mu w niej śniadania. Mielkie był bardzo pedantyczny i
dokładnie ustalił jak ma ten posiłek wyglądać, łącznie z rozrysowaniem na
kartce położenia poszczególnych składników, codziennie w taki sam sposób.
Pokój osobistej sekretarki ministra Ursuli Drasdo. Piastowała to stanowisko
przez prawie trzydzieści lat, od 1961 roku. Trudno się dziwić, że w państwie
panował zastój, jeśli tak to wyglądało w ministerstwach 😏. Prywatnie była
żoną ochroniarza Mielkiego, więc wszystko zostawało w rodzinie. Ciekawe, czy
donosili na siebie nawzajem?
Specjalna konsola pozwała łączyć się z Honeckerem po naciśnięciu jednego przycisku.
I wreszcie biuro samego ministra. Na biurku kilka telefonów służących do rozmów
z różnymi ważnymi personami z NRD i Związku Radzieckiego. Do tego długi stół
na przyjęcia oraz okrągły na mniej oficjalne spotkania, kiedy można było
włączyć radio. Wystrój sali w dużej mierze pochodzi z czasu powstania
budynku, to znaczy z pierwszej połowy lat 60., Mielke nie był entuzjastą
nowych prądów w architekturze wnętrz.
Za gabinetem zlokalizowano "pokoje prywatne" ministra. Przy skromniejszym biurku mógł w spokoju zająć się pracą. Na zdjęciach okazany jest stan z grudnia 1989 roku i obecny.
Szkoda, że nie zachowano przedmiotów osobistych i pamiątek, zrobiłoby się
jeszcze bardziej autentycznie, gdyż momentami ma się wrażenie, że mijamy salon
wystawowy firmy meblarskiej 😏.
Pokój do odpoczynku i prywatna łazienka. Mielke, z racji swej funkcji,
mieszkał na specjalnym zamkniętym osiedlu pod Berlinem, ale często zamiast
wracać na noc do domu zostawał w ministerstwie.
Główna sala konferencyjna, gdzie odbywały się cykliczne narady kierownictwa
ministerstwa. Stan obecny i z 1989 roku.
Na korytarzu urządzono przestrzeń dla mniej formalnych rozmów. W pobliżu
znajdowała się niewielka kuchnia przebudowana z damskiej toalety; sanitariaty
stały się jednak niepotrzebne, ponieważ żadna kobieta nie pełniła wysokiej
funkcji. Widoczne z tyłu schody pozwalały na wchodzenie do
budynku bocznymi drzwiami prosto przed oblicze ministra.
A my wdrapujemy się na trzecie piętro. Z klatki schodowej spoglądam na
wewnętrzny dziedziniec z obiektami numer 2 i 3. Są one starsze niż całe
ministerstwo, dwójkę postawiono w pierwszej, a trójkę w trzeciej dekadzie XX
wieku. Kiedyś mieściły kontrwywiad, a obecnie urząd skarbowy oraz mieszkania.
Poniżej są dawne garaże, dziś nieużytkowane.
Z tyłu wieże neogotyckiej świątyni, która od kilkunastu lat należy do kościoła
koptyckiego. W czasach NRD Stasi nieustannie niepokoiła jego bliskość, która
obawiała się, że może on być wykorzystywany przez przeciwników reżimu.
Na trzecim piętrze można dowiedzieć się więcej o kontroli nad społeczeństwem.
W każdym kraju bloku wschodniego obywatel, który chciał zrobić karierę albo
odnieść sukces, dla swojego własnego dobra powinien być w partii lub blisko
partii. A już na pewno nie powinien budzić podejrzeń co do swojej lojalności
wobec komunistycznego państwa. Niemiecka Republika Demokratyczna była jednak
pod tym względem znacznie bardziej rygorystyczna niż Polska Rzeczpospolita
Ludowa, a podejrzliwość enerdowskich służb była wręcz legendarna. O poziomie
inwigilacji i agenturze już wspominałem. Wydawało się, że Stasi jest
wszechwiedząca, sama się zresztą tak określała. Wydarzenia z 1989 roku
udowodniły, że niekoniecznie pokrywało się to ze stanem faktycznym.
Na zdjęciu poniżej Hausbuch. Każdy gospodarz domu miał obowiązek
odnotowywać w nim każdą wizytę u lokatorów osoby niezameldowanej. Stanisław
Anioł z Alternatyw 4 też tak robił, tylko nie z obowiązku, a dla
przyjemności 😏.
Dużo miejsca poświęcono próbom kontroli nad młodzieżą. "Próbom", bo młodzi
ludzie zazwyczaj najsłabiej podporządkowują się rygorom, a poza tym lata 80. to
już inna epoka. Prądy przychodzące z zachodu przebijają się nawet przez Mur
Berliński. Wśród największych zagrożeń dla wychowania socjalistycznego
wymieniano m.in. pismo Bravo oraz zespół Iron Maiden 😛.
Dziewczyny w strojach Freie Deutsche Jugend. Członkostwo w
socjalistycznej młodzieżówce było teoretycznie dobrowolne, w praktyce osoby
pozostające poza nią miały ogromne trudności lub w ogóle im uniemożliwiano
dostanie się na studia lub otrzymanie dobrej pracy.
Szpiegowanie, obserwowanie, fotografowanie. Inwigilacja za pomocą aparatu
ukrytego za guzikiem to pikuś. A co powiecie na urządzenia schowane w...
konewce? Albo w drzwiach Trabanta?
Znowu zerkam przez okna na zalane deszczem dziedzińce. Za główną bramą widać
wieżę telewizyjną na Alexanderplatz.
Spory budynek przypominający nieco Pałac Republiki w centrum
Berlina. Wybudowany na przełomie lat 70. i 80. w miejscu zabytkowych kamienic
i kościoła. Mieściła się tam administracja, służba medyczna i sklepy. W
demokracji przez pewien czas działał jako obiekt konferencyjny, ale też został
opuszczony. Niższe budynki również używane były przez służby medyczne
bezpieki.
Nieubłaganie zbliżamy się do końca historii Stasi. Nastąpiła ona równolegle z
końcem komunizmu we wschodnich Niemczech, czyli zaskakująco szybko i prawie
bezboleśnie. Jesienią 1989 roku wypadała czterdziesta rocznica powstania DDR,
ale atmosfera w kraju bynajmniej nie była radosna. Wschodnioniemieckie
społeczeństwo po dziesięcioleciach trwania w letargu zaczęło powoli się
budzić. Od września trwały pokojowe demonstracje w różnych miastach,
początkowo niezbyt liczne i tłumione przez policję, stopniowo z coraz większą
frekwencją. Równocześnie trwał exodus obywateli na zachód przez ościenne
państwa.
Siódmego października w dniu święta 40-lecia NRD oficjalnie wszystko
wyglądało pięknie, przybyli zagraniczni goście, odbył się przemarsz wojska i
Wolnej Młodzieży Niemieckiej, ale nawet w samym Berlinie doszło do
kontrmarszu przeciwników reżimu. Ósmego października Erich Mielkie i Erich
Honecker nakazali uruchomienie tzw. "planu X" - była to zaplanowana
wiele lat wcześniej akcja wprowadzenia stanu wyjątkowego i aresztowania
kilkudziesięciu tysięcy potencjalnych przeciwników władzy. Przypominać ona miała polski stan wojenny, tyle, że wykonywany rękami Stasi, a nie wojska. Okazało się jednak, że Stasi rozkaz w sprawie
planu X... zignorowała. Być może bezpieka, jako najlepiej poinformowana
instytucja w państwie, zdawała sobie sprawę, że system komunistyczny jest
nie do utrzymania. Od tego momentu władza SED zaczęła się sypać jak domek z
kart.
Dziewiątego października w Lipsku zbierają się wielkie tłumy na kolejnej pokojowej demonstracji, a służby nie chcą lub nie mogą interweniować. Część oficerów oraz działaczy partyjnych stara się nie dopuścić do rozlewu krwi, a tylko w ten sposób można byłoby zastraszyć masy. Osiemnastego października, czyli ledwie półtora tygodnia po rocznicy 40-lecia, Honecker zostaje odwołany ze stanowiska, a ster rządów przejmuje bardziej pragmatyczne skrzydło partii. Liczy one, że za cenę pewnych ustępstw zjedna sobie społeczeństwo. Nic z tego, demonstracje trwają nadal, ludzie przestali się bać. W listopadzie w stolicy gromadzi się pół miliona osób. Otwarty zostaje - trochę przypadkowo - Mur Berliński. Erich Mielke podaje się do dymisji, wkrótce potem zostanie (krótkotrwale) aresztowany. Budowana przez cztery dekady dyktatura rozpadła się w ciągu kilku tygodni. Stasi przemianowuje się na Amt für Nationale Sicherheit (AfNS) - Urząd Bezpieczeństwa Narodowego z nowym generałem Wolfgangiem Schwanitzem na czele, dotychczasowym zastępcą Mielkiego. Oprócz zmiany nazwy zaczyna się gwałtowna redukcja personelu, ale początkowo nowy rząd (jeszcze nie demokratyczny, ale już nie całkowicie komunistyczny) pragnie zachować zreformowane służby "bo każde państwo ich potrzebuje". Bezpieka rozpoczyna utylizację akt, lecz technika sprawia im psikusa i przeciążone niszczarki... padają jedna po drugiej. Zamiast maszynowego niszczenia przechodzi się na ręczne darcie i spalanie papieru.
Nie trwa to długo. W grudniu okręgowe oddziały dawnego Stasi zostają zajęte
przez komitety obywatelskie. Najdłużej spokój panuje w centrali w Berlinie,
aż do 15 stycznia 1990 roku, kiedy to stutysięczny tłum zgromadził się pod
kompleksem, a potem dokonał szturmu. Mimo groźnej nazwy odbył się on bez ofiar i agresji, choć pewnie kilka miesięcy wcześniej skończyłby się
krwawą łaźnią. Po sforsowaniu głównej bramy ludzie zdemolowali część
pomieszczeń i wyżyli się na portretach Honeckera i Mielkiego. Towarzysząca
szturmującym Volkspolizei nie interweniowała, chyba, że do
interwencji zaliczymy konsumpcję znalezionego w stołówce jedzenia.
Sam szturm różnie jest dziś oceniany. Niektórzy wątpią w jego
spontaniczność, sugerując, że była to inscenizacja bezpieki, aby skierować
obywateli do mniej istotnych budynków, odwracając jednocześnie uwagę od
miejsc, gdzie przechowywano najważniejsze akta. Fakt faktem, że szturmujący
zainteresowali się głównie budynkiem zaopatrzeniowym... Inni komentatorzy
twierdzą, że szturm i tak miał niewielkie znaczenie, bo najciekawsze
dokumenty wcześniej wywieziono do Moskwy.
Niewątpliwie 15 stycznia jest datą symboliczną, bo od tego momentu
praktycznie ustała wszelka działalność służb, które pod nową nazwą
przetrwały jedynie dwa miesiące. Oficjalnie rozwiązano je w marcu, wysyłając
niemal wszystkich pracowników na bezrobocie. Ciekawe czy znając taki
przebieg sytuacji funkcjonariusze Stasi okazaliby jesienią więcej walki do ocalenia starego ustroju?
Pamiątką po tygodniach agonii ministerstwa jest gabinet generała Heinza
Engelhardta. Był ostatnim szefem enerdowskiej bezpieki, przez miesiąc od
grudnia 1989 do stycznia 1990 roku. Zastąpił generała Schwanitza, który również
pełnił tę funkcję przez miesiąc, od listopada do grudnia. Według planów nowego rządu generał Engelhardt miał całkowicie zreformować dawną Stasi w nowoczesny Verfassungsschutz (Urząd Ochrony Konstytucji). Wydrukowano nawet dokumenty z nową nazwą, lecz - jak już pisałem - nie
doszło do tego. Społeczeństwo miało dość jakichkolwiek służb specjalnych we
wschodnich Niemczech.
Niemiecka Republika Demokratyczna przeżyła Stasi o pół roku.
-----
Informacje praktyczne:
* Muzeum Stasi działa jest w dzielnicy Lichtenberg, oficjalny adres
to Normannenstraße 20. Położone jest w kwartale ulic Ruschestraße
(dawna główna brama), Normannenstraße (tamtędy wchodziliśmy na
dziedziniec), Magdalenenstraße i Frankfurter Alee (najszybsze dojdzie z
metra).
* Najbliższa stacja metra to U5 Magdalenenstraße, do której dojedziemy z
centrum Berlina. Alternatywą może być S-Bahn: stacje Lichtenberg albo Frankfurter
Alee.
* Wstęp w grudniu 2023 roku kosztował 10 euro od osoby dorosłej. Możliwe
jest zwiedzanie z przewodnikiem lub też wypożyczenie audiobooka, również po
polsku (jego koszt to 2 euro).
* Muzeum jest czynne codziennie, jedyne dni z zamkniętymi drzwiami to
przełom roku oraz Wigilia.
* Na terenie muzeum działają dwie kawiarnie. Można w nich kupić kawę,
herbatę, coś na ząb, a także alkohol z czasów NRD, na przykład piwo
Berliner Kindl. A potem spożyć w dawnej stołówce bezpieki 😏.
* Wszelkie informacje znajdziemy na
stronie Stasi Museum.
* Gdyby kogoś interesowało życie w schyłkowym NRD okiem studenta z Polski, to polecam świetny blog: Żegnaj NRD. Takich rzeczy i tak uporządkowanych nie znajdziemy na fejsie...
Ciekawe miejsce i dobry tekst (godny tajnego współpracownika ;) Mam lekką słabość do wschodnioniemieckich służb odkąd przeczytałem "Ze śmiertelnego zimna" Le Carre - imo najlepsza powieść szpiegowska wszechczasów.
OdpowiedzUsuńNie czytałem, ale zapisuję na listę ;)
UsuńA muzeum warte jest wydania tej garści euro, bo nie jest to tylko interaktywne g...o, jak w wielu miejscach, ale mamy sporo do czytania, oryginalnych eksponatów, Leniny, Dzierżyńskie, czerwone flagi i te biura ;)