niedziela, 3 marca 2024

Muzeum Stasi w Berlinie.

W czasach komunizmu nazwa "Stasi" była powszechnie znana i budziła równie powszechny lęk. Bezpieka Niemieckiej Republiki Demokratycznej często uważana była za najgorszą wśród państw demokracji ludowej, pod niektórymi względami przewyższającą nawet służby radzieckie. 


Infiltracja społeczeństwa osiągnęła poziom trudny do wyobrażenia. Pod koniec istnienia w kraju liczącym szesnaście milionów mieszkańców na etacie Stasi pracowało prawie sto tysięcy cywilnych osób, plus kilkanaście tysięcy żołnierzy i oficerów. Jeśli chodzi o tajnych współpracowników, to było ich co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy, ale są liczby mówiące o połowie miliona, a nawet o dwóch milionach obywateli, którzy choć raz złożyli jakiś raport lub donos! Szacuje się, że co najmniej jeden na sześćdziesięciu trzech Niemców ze wschodu współpracował ze Stasi, a gdyby wziąć pod uwagę najbardziej skrajne liczby, to statystycznie w każdym spotkaniu, w którym brało więcej niż siedem osób, znaleźlibyśmy jednego informatora bezpieki. Dla porównania Służba Bezpieczeństwa w ostatnim roku Polski Ludowej posiadała prawie czterokrotnie mniej oficjalnych pracowników i połowę mniej tajnych współpracowników przy ponad trzykrotnie większej liczbie mieszkańców kraju. W takiej sytuacji Stasi byłaby służbą z największym w historii nadzorem nad społeczeństwem, o wiele większym niż chociażby Gestapo w III Rzeszy, a NRD uzyskałoby tytuł najbardziej szpiegowanego wewnętrznie państwa na świecie. 
Rok 1989 pokazał, że nawet takie trzymanie narodu za mordę nie gwarantuje przetrwania reżimu.


Dziś, ponad trzy dekady po likwidacji NRD, kwestie związane ze Stasi są popularnymi tematami turystycznymi. W Berlinie istnieją dwa miejsca poświęcone temu organowi administracji rządowej. Postanowiłem odwiedzić dawną główną siedzibę Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, bo taką oficjalną nazwę nosiła ta instytucja: Ministerium für Staatssicherheit (MfS), potocznie również jako Staatssicherheitsdienst, stąd Stasi. Siedziba ta mieściła się w dzielnicy Lichtenberg, bezpiecznie oddalonej od Muru Berlińskiego. Słowo "siedziba" może sugerować, że mowa o jednym obiekcie, tymczasem w tym przypadku mamy do czynienia z gigantycznym kompleksem składającym się z dwudziestu dziewięciu budynków i jedenastu dziedzińców! Najstarsze z nich powstały jeszcze w czasach cesarza i odpowiednio je dostosowano, większość zaś wybudowano w okresie enerdowskim w charakterystycznym dla demoludów stylu. Ostatnie wzniesiono na początku lat 80., zatem ich kariera w bezpiece była dość krótka. 
Dzisiaj ulice otaczające kompleks wyglądają zwyczajnie, ale do 1989 roku były poprzegradzane bramami i pilnie strzeżone.


Wejście od strony Normannenstraße i pordzewiałe resztki posterunku.


Wchodzimy na główny dziedziniec. Otaczają nas wysokie budynki, z daleka wydające się normalnym osiedlem. Z normalnością nie miały one jednak nic wspólnego. W blokach, ukończonych w 1978 roku (Haus nr 15), mieściła się siedziba wywiadu zagranicznego, w tym po prawej (nr 16) również biura SED (Sozialistische Einheitspartei Deutschlands, partii przyjaciółki PZPR) oraz FDJ (Freie Deutsche Jugend; w Polsce nie było tak powszechnego odpowiednika komunistycznej młodzieżówki). W stojącym bliżej starszym obiekcie działała stołówka dla pracowników oraz sale konferencyjne.


Najważniejszym był Haus nr 1. W nim rezydowało kierownictwo Stasi. Powstał w latach 60., maskujące wejście dodano w kolejnej dekadzie.



Na jego prawicy Haus nr 7 z lat 50. ubiegłego wieku. Urzędowali w nim pracownicy zajmujący się szpiegowaniem aparatu państwowego, kościołów, kultury, sportu i gospodarki. Dziś mieści urząd federalny gromadzący akta bezpieki.


Dawna brama główna. W budynku po lewej (nr 21) stacjonował Pułk Wartowniczy im. Feliksa Dzierżyńskiego (Wachregiment "Feliks Dzierzynski"), jedna z najbardziej elitarnych jednostek wojskowych NRD. Choć formalnie podlegająca cywilnemu ministerstwu, w praktyce posiadała na swym wyposażeniu broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą a także setki transporterów opancerzonych. Bijące serce nawet nie partii, ale służb specjalnych.


Dawny punkt kontrolny, nie do przebycia dla zwykłego śmiertelnika.


Większość budynków, zwłaszcza bloków, stoi pusta. Z niektórych korzystała Deutsche Bahn, z jednego dzielnicowy urząd skarbowy. W numerze piętnastym przez pewien czas próbowano kwaterować inżynierów z Afryki i Azji, ale też został opuszczony. Szare, smutne okna sprawiają przygnębiające wrażenie potęgowane jeszcze przez paskudną pogodę, bo jest zimno, wieje przenikający pod ubranie wiatr, a z nieba mży. Mam wrażenie, że cofnąłem się do poprzedniej epoki, choć akurat wtedy panował tu ruch, a z setek okien błyskało światło.





Pod budynkiem archiwum zorganizowano wystawę na wolnym powietrzu.


Pod murem ustawiono budkę strażniczą i szlaban z głównej bramy. A obok niej duże zdjęcie przedstawiającą jakąś ceremonię z udziałem pułku wartowniczego, która odbywała się dokładnie w tym samym miejscu kilkadziesiąt lat temu. Ericha Honeckera przedstawiać nie trzeba, w środku salutuje Erich Mielke. Jako minister kierował Stasi przez prawie cały okres jej istnienia (od 1957 do 1989 roku) stając się de facto najważniejszym człowiekiem w państwie. Patrząc zaś na widownię (zapewne pracowników bezpieki) jest się pewnym, iż najpopularniejszym nakryciem główny w NRD były uszanki 😏.


Muzeum Stasi otwarto w budynku nr 1 już w 1990 roku. Główne drzwi emanują jakąś złą energią, ale trzeba przez nie przejść.


Zbiory ulokowano na parterze i trzech piętrach. Cała reszta budynku ma być pusta, przynajmniej oficjalnie, lecz kto ich tam wie? W holu wejściowym działa kasa. Niby nic zaskakującego w muzeum, ale zawsze uważałem, że w takich miejscach, podobnie jak w więzieniach, obozach i tym podobnych, wstęp powinien być za darmo. Ku przestrodze, a zarabianie na ludzkim nieszczęściu wzbudza u mnie niesmak.
Zwiedzających witają flagi partyjne i państwowa. Są też rzeźby Marksa i Dzierżyńskiego, obydwie były darami KGB na rocznice utworzenia niemieckiej bezpieki.



Bardzo ciekawy jest model przedstawiający cały kompleks główny oraz położony kilkaset metrów dalej dodatkowy zespół budynków. Makieta powstała w 1986 roku w rękach służb odpowiedzialnych za ochronę i miałaa na celu jeszcze większe usprawnienie kontroli. Widać na nim każdy budynek.




Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego posiadało siedemnaście obiektów więziennych. Więźniów przewożono w tajemnicy nieoznaczonymi samochodami, na przykład Barkasem B1000.


Winda pater noster, jedna z dwóch w budynku. Niestety, nie na chodzie.


Na pierwszym piętrze możemy przeczytać o historii powstania enerdowskiej bezpieki, którą założono jako ministerstwo w 1950 roku. Sporo jest zdjęć i materiałów propagandowych z różnych epok. Dzisiaj większość z nich budzi politowanie z powodu swojej toporności, ale przecież i obecnie zdarzają się tak prymitywne środki propagandy, że głowa boli, a ludzie i tak się na nie nabierają. 
Stasi łączyło w sobie bardzo wiele funkcji, najważniejszy był wywiad zagraniczny, kontrwywiad, no i oczywiście kontrola obywateli. W związku z tym bardzo wiele miejsca poświęcono tajnym współpracownikom donoszącym na swoich sąsiadów, znajomych, przyjaciół, a nawet rodzinę, bo przypadki, gdy mąż raportował żonę i odwrotnie wcale nie należały do rzadkości. Równie gorliwie szpiegowano członków partii łącznie z najważniejszymi aparatczykami, a także... kolegów ze Stasi. Głównym motywem podjęcia współpracy miały być przekonania polityczne, pieniądze odgrywały mniejszą rolę. Wiele osób zostało do szpiegowania zmuszonych szantażem lub groźbami, dla nich z pewnością był to największy dramat. Po upadku NRD okazało się, że agenturą parały się znane postacie ze świata polityki, kultury, sportu, a nawet osoby uchodzące za dysydentów lub obrońców praw człowieka. 
Na pierwszym zdjęciu niejaki Manfred Rinke (grubas w środku) ze swoimi przyjaciółmi podczas ich wesela. Po imprezie zdał dokładny raport z uroczystości. Na drugim zdjęciu Tatjana Besson z punkowego zespołu Die Firma. Ona i jej kolega z grupy byli informatorami Stasi, może dlatego udało im się prowadzić jakąkolwiek muzyczną działalność.



Oficjalni funkcjonariusze Stasi osłaniali najważniejsze państwowe instytucje, a także partyjnych bonzów. Noszone przez nich stroje już z daleka pozwalały ich rozpoznać 😏.


Jeśli ktoś lubi komunistyczne pamiątki, to tutaj znajdzie ich sporo. Mozaika z 1970 roku zawiera w sobie godło NRD, symbol MfS oraz sylwetkę radzieckiego żołnierza z cmentarza w Treptow. Co rusz trafiamy też na Dzierżyńskiego, Stasi miała fioła na jego punkcie i był niewątpliwie najpopularniejszym Polakiem w demokratycznych Niemczech.



Sale wystawowe to dawne biura lub inne pomieszczenia personelu. Przeważnie przy drzwiach przeczytamy informację, co mieściło się tam wcześniej. W tym poniżej oryginalnie znajdował się... prysznic dla umęczonych pracowników.


Pokój techniczny, dawniej stały w nim komputery. Kable do nich do tej pory spoczywają ukryte w podłodze, a enerdowska klimatyzacja nadal działa.



W dziale poświęconym technikom szpiegowania wewnętrznego po raz kolejny przekonamy się, że wyobraźnia ludzka jest nieograniczona. Aparatura mogła być umieszczona na przykład w drzwiach do jadalni. Podsłuchiwana rodzina odkryła ją siedemnaście lat po upadku Muru Berlińskiego...


Wchodząc na drugie piętro człowiek ma wrażenie, że prawie nic się tu nie zmieniło: naprzeciwko krzeseł z epoki wdzięczy się głowa Marka, na końcu korytarza Żelazny Felek. Lenin ze swoją skwaszoną miną zerka z różnych zakamarków.




Drugie piętro dla wielu osób będzie najciekawsze, ponieważ tam znajdowały się najważniejsze gabinety i sale konferencyjne. Zachowano je w stanie możliwie najbardziej zbliżonym do oryginału jaki zastano w 1989 i 1990 roku, tu naprawdę można się przenieść do minionego ustroju.

Na początku dawne miejsce pracy pułkownika Heinza Volperta, który zajmował się m.in. "sprzedażą" więźniów politycznych do Niemiec Zachodnich za marki RFN. W ten sposób państwo robotników i chłopów pozyskiwało niezbędne dewizy. Po jego śmierci w 1986 biuro przekształcono w poczekalnię dla interesantów.


Pokój adiutanta i osobistego ochroniarza Ericha Mielke. 


Pokój sekretarza ministra bezpieczeństwa publicznego, generała majora Hansa Carlsohna. Podobnie jak wielu innych osobników pełnił swą odpowiedzialną funkcję przez wiele lat, w tym przypadku osiemnaście.
Pomacałem nieco stojącą tam kanapę, sprawiała wrażenie mocno zużytej i w dodatku poplamionej!


Sekretariat Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W tym pomieszczeniu pracowały cztery panie. Do jego wyposażenia należał m.in. sejf oraz maszyna segregująca dokumenty.




Pomiędzy jednym a drugim biurem wsadzono kuchnię. Osobista sekretarka Mielkiego przygotowywała mu w niej śniadania. Mielkie był bardzo pedantyczny i dokładnie ustalił jak ma ten posiłek wyglądać, łącznie z rozrysowaniem na kartce położenia poszczególnych składników, codziennie w taki sam sposób.


Pokój osobistej sekretarki ministra Ursuli Drasdo. Piastowała to stanowisko przez prawie trzydzieści lat, od 1961 roku. Trudno się dziwić, że w państwie panował zastój, jeśli tak to wyglądało w ministerstwach 😏. Prywatnie była żoną ochroniarza Mielkiego, więc wszystko zostawało w rodzinie. Ciekawe, czy donosili na siebie nawzajem?
Specjalna konsola pozwała łączyć się z Honeckerem po naciśnięciu jednego przycisku.


I wreszcie biuro samego ministra. Na biurku kilka telefonów służących do rozmów z różnymi ważnymi personami z NRD i Związku Radzieckiego. Do tego długi stół na przyjęcia oraz okrągły na mniej oficjalne spotkania, kiedy można było włączyć radio. Wystrój sali w dużej mierze pochodzi z czasu powstania budynku, to znaczy z pierwszej połowy lat 60., Mielke nie był entuzjastą nowych prądów w architekturze wnętrz.




Za gabinetem zlokalizowano "pokoje prywatne" ministra. Przy skromniejszym biurku mógł w spokoju zająć się pracą. Na zdjęciach okazany jest stan z grudnia 1989 roku i obecny.



Szkoda, że nie zachowano przedmiotów osobistych i pamiątek, zrobiłoby się jeszcze bardziej autentycznie, gdyż momentami ma się wrażenie, że mijamy salon wystawowy firmy meblarskiej 😏.

Pokój do odpoczynku i prywatna łazienka. Mielke, z racji swej funkcji, mieszkał na specjalnym zamkniętym osiedlu pod Berlinem, ale często zamiast wracać na noc do domu zostawał w ministerstwie.



Główna sala konferencyjna, gdzie odbywały się cykliczne narady kierownictwa ministerstwa. Stan obecny i z 1989 roku.



Na korytarzu urządzono przestrzeń dla mniej formalnych rozmów. W pobliżu znajdowała się niewielka kuchnia przebudowana z damskiej toalety; sanitariaty stały się jednak niepotrzebne, ponieważ żadna kobieta nie pełniła wysokiej funkcji. Widoczne z tyłu schody pozwalały na wchodzenie do budynku bocznymi drzwiami prosto przed oblicze ministra.


A my wdrapujemy się na trzecie piętro. Z klatki schodowej spoglądam na wewnętrzny dziedziniec z obiektami numer 2 i 3. Są one starsze niż całe ministerstwo, dwójkę postawiono w pierwszej, a trójkę w trzeciej dekadzie XX wieku. Kiedyś mieściły kontrwywiad, a obecnie urząd skarbowy oraz mieszkania. Poniżej są dawne garaże, dziś nieużytkowane. 
Z tyłu wieże neogotyckiej świątyni, która od kilkunastu lat należy do kościoła koptyckiego. W czasach NRD Stasi nieustannie niepokoiła jego bliskość, która obawiała się, że może on być wykorzystywany przez przeciwników reżimu.


Na trzecim piętrze można dowiedzieć się więcej o kontroli nad społeczeństwem. W każdym kraju bloku wschodniego obywatel, który chciał zrobić karierę albo odnieść sukces, dla swojego własnego dobra powinien być w partii lub blisko partii. A już na pewno nie powinien budzić podejrzeń co do swojej lojalności wobec komunistycznego państwa. Niemiecka Republika Demokratyczna była jednak pod tym względem znacznie bardziej rygorystyczna niż Polska Rzeczpospolita Ludowa, a podejrzliwość enerdowskich służb była wręcz legendarna. O poziomie inwigilacji i agenturze już wspominałem. Wydawało się, że Stasi jest wszechwiedząca, sama się zresztą tak określała. Wydarzenia z 1989 roku udowodniły, że niekoniecznie pokrywało się to ze stanem faktycznym.
Na zdjęciu poniżej Hausbuch. Każdy gospodarz domu miał obowiązek odnotowywać w nim każdą wizytę u lokatorów osoby niezameldowanej. Stanisław Anioł z Alternatyw 4 też tak robił, tylko nie z obowiązku, a dla przyjemności 😏.


Dużo miejsca poświęcono próbom kontroli nad młodzieżą. "Próbom", bo młodzi ludzie zazwyczaj najsłabiej podporządkowują się rygorom, a poza tym lata 80. to już inna epoka. Prądy przychodzące z zachodu przebijają się nawet przez Mur Berliński. Wśród największych zagrożeń dla wychowania socjalistycznego wymieniano m.in. pismo Bravo oraz zespół Iron Maiden 😛.


Dziewczyny w strojach Freie Deutsche Jugend. Członkostwo w socjalistycznej młodzieżówce było teoretycznie dobrowolne, w praktyce osoby pozostające poza nią miały ogromne trudności lub w ogóle im uniemożliwiano dostanie się na studia lub otrzymanie dobrej pracy.


Szpiegowanie, obserwowanie, fotografowanie. Inwigilacja za pomocą aparatu ukrytego za guzikiem to pikuś. A co powiecie na urządzenia schowane w... konewce? Albo w drzwiach Trabanta?



Znowu zerkam przez okna na zalane deszczem dziedzińce. Za główną bramą widać wieżę telewizyjną na Alexanderplatz.


Spory budynek przypominający nieco Pałac Republiki w centrum Berlina. Wybudowany na przełomie lat 70. i 80. w miejscu zabytkowych kamienic i kościoła. Mieściła się tam administracja, służba medyczna i sklepy. W demokracji przez pewien czas działał jako obiekt konferencyjny, ale też został opuszczony. Niższe budynki również używane były przez służby medyczne bezpieki.


Nieubłaganie zbliżamy się do końca historii Stasi. Nastąpiła ona równolegle z końcem komunizmu we wschodnich Niemczech, czyli zaskakująco szybko i prawie bezboleśnie. Jesienią 1989 roku wypadała czterdziesta rocznica powstania DDR, ale atmosfera w kraju bynajmniej nie była radosna. Wschodnioniemieckie społeczeństwo po dziesięcioleciach trwania w letargu zaczęło powoli się budzić. Od września trwały pokojowe demonstracje w różnych miastach, początkowo niezbyt liczne i tłumione przez policję, stopniowo z coraz większą frekwencją. Równocześnie trwał exodus obywateli na zachód przez ościenne państwa.
Siódmego października w dniu święta 40-lecia NRD oficjalnie wszystko wyglądało pięknie, przybyli zagraniczni goście, odbył się przemarsz wojska i Wolnej Młodzieży Niemieckiej, ale nawet w samym Berlinie doszło do kontrmarszu przeciwników reżimu. Ósmego października Erich Mielkie i Erich Honecker nakazali uruchomienie tzw. "planu X" - była to zaplanowana wiele lat wcześniej akcja wprowadzenia stanu wyjątkowego i aresztowania kilkudziesięciu tysięcy potencjalnych przeciwników władzy. Przypominać ona miała polski stan wojenny, tyle, że wykonywany rękami Stasi, a nie wojska. Okazało się jednak, że Stasi rozkaz w sprawie planu X... zignorowała. Być może bezpieka, jako najlepiej poinformowana instytucja w państwie, zdawała sobie sprawę, że system komunistyczny jest nie do utrzymania. Od tego momentu władza SED zaczęła się sypać jak domek z kart. 


Dziewiątego października w Lipsku zbierają się wielkie tłumy na kolejnej pokojowej demonstracji, a służby nie chcą lub nie mogą interweniować. Część oficerów oraz działaczy partyjnych stara się nie dopuścić do rozlewu krwi, a tylko w ten sposób można byłoby zastraszyć masy. Osiemnastego października, czyli ledwie półtora tygodnia po rocznicy 40-lecia, Honecker zostaje odwołany ze stanowiska, a ster rządów przejmuje bardziej pragmatyczne skrzydło partii. Liczy one, że za cenę pewnych ustępstw zjedna sobie społeczeństwo. Nic z tego, demonstracje trwają nadal, ludzie przestali się bać. W listopadzie w stolicy gromadzi się pół miliona osób. Otwarty zostaje - trochę przypadkowo - Mur Berliński. Erich Mielke podaje się do dymisji, wkrótce potem zostanie (krótkotrwale) aresztowany. Budowana przez cztery dekady dyktatura rozpadła się w ciągu kilku tygodni. Stasi przemianowuje się na Amt für Nationale Sicherheit (AfNS) - Urząd Bezpieczeństwa Narodowego z nowym generałem Wolfgangiem Schwanitzem na czele, dotychczasowym zastępcą Mielkiego. Oprócz zmiany nazwy zaczyna się gwałtowna redukcja personelu, ale początkowo nowy rząd (jeszcze nie demokratyczny, ale już nie całkowicie komunistyczny) pragnie zachować zreformowane służby "bo każde państwo ich potrzebuje". Bezpieka rozpoczyna utylizację akt, lecz technika sprawia im psikusa i przeciążone niszczarki... padają jedna po drugiej. Zamiast maszynowego niszczenia przechodzi się na ręczne darcie i spalanie papieru.
Nie trwa to długo. W grudniu okręgowe oddziały dawnego Stasi zostają zajęte przez komitety obywatelskie. Najdłużej spokój panuje w centrali w Berlinie, aż do 15 stycznia 1990 roku, kiedy to stutysięczny tłum zgromadził się pod kompleksem, a potem dokonał szturmu. Mimo groźnej nazwy odbył się on bez ofiar i agresji, choć pewnie kilka miesięcy wcześniej skończyłby się krwawą łaźnią. Po sforsowaniu głównej bramy ludzie zdemolowali część pomieszczeń i wyżyli się na portretach Honeckera i Mielkiego. Towarzysząca szturmującym Volkspolizei nie interweniowała, chyba, że do interwencji zaliczymy konsumpcję znalezionego w stołówce jedzenia.


Sam szturm różnie jest dziś oceniany. Niektórzy wątpią w jego spontaniczność, sugerując, że była to inscenizacja bezpieki, aby skierować obywateli do mniej istotnych budynków, odwracając jednocześnie uwagę od miejsc, gdzie przechowywano najważniejsze akta. Fakt faktem, że szturmujący zainteresowali się głównie budynkiem zaopatrzeniowym... Inni komentatorzy twierdzą, że szturm i tak miał niewielkie znaczenie, bo najciekawsze dokumenty wcześniej wywieziono do Moskwy.
Niewątpliwie 15 stycznia jest datą symboliczną, bo od tego momentu praktycznie ustała wszelka działalność służb, które pod nową nazwą przetrwały jedynie dwa miesiące. Oficjalnie rozwiązano je w marcu, wysyłając niemal wszystkich pracowników na bezrobocie. Ciekawe czy znając taki przebieg sytuacji funkcjonariusze Stasi okazaliby jesienią więcej walki do ocalenia starego ustroju?

Pamiątką po tygodniach agonii ministerstwa jest gabinet generała Heinza Engelhardta. Był ostatnim szefem enerdowskiej bezpieki, przez miesiąc od grudnia 1989 do stycznia 1990 roku. Zastąpił generała Schwanitza, który również pełnił tę funkcję przez miesiąc, od listopada do grudnia. Według planów nowego rządu generał Engelhardt miał całkowicie zreformować dawną Stasi w nowoczesny Verfassungsschutz (Urząd Ochrony Konstytucji). Wydrukowano nawet dokumenty z nową nazwą, lecz - jak już pisałem - nie doszło do tego. Społeczeństwo miało dość jakichkolwiek służb specjalnych we wschodnich Niemczech. 


Niemiecka Republika Demokratyczna przeżyła Stasi o pół roku.

-----

Informacje praktyczne:

* Muzeum Stasi działa jest w dzielnicy Lichtenberg, oficjalny adres to Normannenstraße 20. Położone jest w kwartale ulic Ruschestraße (dawna główna brama), Normannenstraße (tamtędy wchodziliśmy na dziedziniec), Magdalenenstraße i Frankfurter Alee (najszybsze dojdzie z metra).
* Najbliższa stacja metra to U5 Magdalenenstraße, do której dojedziemy z centrum Berlina. Alternatywą może być S-Bahn: stacje Lichtenberg albo Frankfurter Alee.
* Wstęp w grudniu 2023 roku kosztował 10 euro od osoby dorosłej. Możliwe jest zwiedzanie z przewodnikiem lub też wypożyczenie audiobooka, również po polsku (jego koszt to 2 euro).


* Muzeum jest czynne codziennie, jedyne dni z zamkniętymi drzwiami to przełom roku oraz Wigilia.
* Na terenie muzeum działają dwie kawiarnie. Można w nich kupić kawę, herbatę, coś na ząb, a także alkohol z czasów NRD, na przykład piwo Berliner Kindl. A potem spożyć w dawnej stołówce bezpieki 😏.



* Wszelkie informacje znajdziemy na stronie Stasi Museum.
* Gdyby kogoś interesowało życie w schyłkowym NRD okiem studenta z Polski, to polecam świetny blog: Żegnaj NRD. Takich rzeczy i tak uporządkowanych nie znajdziemy na fejsie...

2 komentarze:

  1. Ciekawe miejsce i dobry tekst (godny tajnego współpracownika ;) Mam lekką słabość do wschodnioniemieckich służb odkąd przeczytałem "Ze śmiertelnego zimna" Le Carre - imo najlepsza powieść szpiegowska wszechczasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem, ale zapisuję na listę ;)
      A muzeum warte jest wydania tej garści euro, bo nie jest to tylko interaktywne g...o, jak w wielu miejscach, ale mamy sporo do czytania, oryginalnych eksponatów, Leniny, Dzierżyńskie, czerwone flagi i te biura ;)

      Usuń