Utrzymujące się od dłuższego czasu wysokie temperatury nie zachęcały do zwiedzania, w związku z tym wybierając się na Morawy nad wodę (o której pisałem w poprzednim wpisie) postanowiłem je ograniczyć do minimum. Minimum w moim wydaniu, a więc trochę tych miejsc do obejrzenia się pojawiło 😏.
Pierwsza setka kilometrów przebiega przez doskonale znane mi okolice Jesioników, którymi przejeżdżałem wiele razy. Prawie z tego samego miejsca robiłem zdjęcie Třemešnej w grudniu, kiedy to skrywała się w mrozie pod warstwą śniegu.
Zatrzymuję się przy serpentynach nad Šternberkiem (niem. Sternberg) skąd widać miasto w dole.
Na fragmencie zamkniętej drogi ćwiczą dziś kursanci nauki jazdy. W przeszłości odbywały się na niej wyścigi samochodowe Ecce homo, które największą popularnością cieszyły się w latach międzywojennych oraz 50. XX wieku.
W Šternberku kończą się góry, a ja odbijam w boczne szosy.
Mijam sporo przydrożnych kapliczek - białych i wysokich. Staję przy jednej z nich, bo towarzyszy jej także krzyż pokutny bez jednego ramienia. Oprócz mnie kręci się tutaj motocyklista, szukający czegoś w polu.
Upał powoduje jakieś niezdrowe reakcje u czeskich kierowców - wyjątkowo dużo dzisiaj agresywnych wariatów za kółkiem, co chwilę ktoś się wciska na trzeciego, pędzi i hamuje z piskiem opon, trąbi. Przy jednym z cmentarzy prawie sam bym się na nim znalazł, bowiem samochód za mną koniecznie chciał mnie minąć, nie widząc zaparkowanego wozu na pasie z naprzeciwka.
Nienumerowane drogi są spokojniejsze, ale też licho czai się w powietrzu i należy uważać.
W Štěpánovie (Stefanau) moją uwagę przyciąga budynek nietypowy dla tego rejonu - cerkiew! Wybudowano ją w 1927 roku, a wzorem podobno były świątynie Rusi Zakarpackiej. Był to okres, kiedy w Czechosłowacji wielu wiernych konwertowało z katolicyzmu na prawosławie (co było traktowane jako powrót do źródeł), a ówczesne struktury podległe były administracyjnie... Serbskiemu Kościołowi Prawosławnemu.
W wiosce istnieją jeszcze dwa kościoły: neogotycki tzw. "niemiecki" oraz katolicki barokowy z XVIII wieku, widoczny na zdjęciu po prawej. Ciekawe też jak udało się przetrwać tym kinom w małych czeskich i morawskich miejscowościach??
W parku stoi Pomnik Poległych zwieńczony postacią Masaryka. Prawdopodobnie to przebudowa starszej konstrukcji.
A z tyłu... beczkowóz z wodą pitną.
Głównym punktem zwiedzania dzisiejszego dnia był fort XXII Černovír (Lazecký), wchodzący w skład obszaru warownego twierdzy ołomunieckiej. Coś ostatnio mam szczęście do odwiedzin austriackich fortów, miesiąc wcześniej byłem przecież w Komarom 😏.
Fort leży tuż przy przelotówce, ale otoczony jest paskudnym metalowym płotem, więc z drogi go nie widać. Trzeba skręcić i wjechać w czarno-żółtą bramę i dopiero wtedy ukazuje się ceglasta sylwetka, charakterystyczna dla habsburskich umocnień.
Fort wybudowano w latach 1854-1857 - jego celem była ochrona Ołomuńca od północnej strony. Jak większość austriackich obiektów fortecznych z 19. stulecia nigdy nie odegrał większej roli militarnej. W 1866 roku oddał jedną salwę do przemieszczających się w oddali wojsk pruskich i to było wszystko... Dwie dekady później z rozkazu cesarza twierdzę Ołomuniec skasowano, a forty zaczęły funkcjonować jak zwykłe koszary.
Fort należy dzisiaj do prywatnego stowarzyszenia i można go zwiedzać. W sobotnie południe jesteśmy sami, a tłumów to chyba nigdy się tutaj nie uświadczy. Jednoosobowa obsługa wpuszcza nas na ekspozycje, włącza film o historii, a potem otwiera poziom podziemny.
Po rozpadzie Austro-Węgier w forcie stacjonowało wojsko czechosłowackie, podobnie jak po II wojnie światowej. Podziemia służyły głównie jako magazyny. Na trzecim zdjęciu widać żołnierską kuchnię.
W tej części składowano warzywa i owoce. Nadal stoi tu wielka waga wyprodukowana przez przedsiębiorstwo Transporta; w okresie Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej sprzęt z tej firmy można było znaleźć niemal w każdym bloku oraz zakładzie.
Fort XXII składa się z wewnętrznego okręgu z dziedzińcem oraz otaczającego go drugiego nasypu.
Kilka lat temu cały obiekt przeszedł rekonstrukcję, polegającą m.in. na usunięciu bujnie rozwijającej się roślinności. Od tego czasu posiada też jedyny w Republice Czeskiej działający most zwodzony w twierdzy.
Nad bramą do dziś widać ślady po napisie "FRANCISCUS JOSEPH. I IMP.". Szkoda, że go nie odtworzono. Zastanawiają natomiast ślady po uderzeniach pocisków, jest ich dość sporo. Wiem, że w 1945 roku siedział w środku Wehrmacht, ale nie znalazłem informacji o bezpośrednim starciu z Armią Czerwoną. Musiało jednak do tego dojść, to są ewidentnie pamiątki po wymianie ognia.
Wspomnę jeszcze ciekawostkę, że łączność ze światem zapewniał telegraf optyczny, odbierający sygnały z wieży katedry św. Wacława wznoszącej się na horyzoncie.
Po nasyceniu głodu wiedzy przyszła pora na zakupy w znanym nam markecie przy obwodnicy Ołomuńca. Mają tam bardzo duży wybór piw, również z małych browarów, a także edycje z dużych, których jeszcze w innych miejscach nie widziałem.
Po napełnieniu bagażnika wracamy na drugorzędne drogi. I znowu czasem człowiek trafi na interesujący obiekt zupełnie przypadkiem: w Drahanoviach (Drahanowitz) na zakręcie strzela w niebo Černá věž, która jest... biała! Stanowi jedyną pozostałość gotyckiej twierdzy z XIV wieku.
Po sąsiedzku działa duże gospodarstwo rolne, zapewne dawne JZD. Oczywiście ledwo postawiłem samochód, aby zrobić zdjęcie, to od razu pojawił się ogromny traktor z przyczepą i musiał nas wymijać...
Drugim postojem zaplanowanym na dzień dzisiejszy był ten w Čechach pod Kosířem (Tschech). Miejscowość przyciąga parkiem w stylu angielskim i kilkoma pamiątkami w nim się znajdującymi. Główną jest klasycystyczny pałac, który, prawdę pisząc, nie wyróżnia się niczym specjalnym.
Ostatnimi prywatnymi właścicielami rezydencji byli członkowie rodu Silva-Tarouca, przybyli do państwa Habsburgów z Półwyspu Iberyjskiego. Podobnie jak u wielu innych arystokratów w XX wieku istniały wewnątrzrodzinne podziały narodowościowe: zmarły w 1943 roku hrabia František Arnoš czuł się Czechem i być może dlatego rok przed śmiercią majątek skonfiskowała III Rzesza. Jego brat Egbert reprezentował opcję niemiecką i po wojnie walczył w sądach o odzyskanie kompleksu, ale ostatecznie skonfiskowała go komunistyczna Czechosłowacja.
W parku rośnie masa starych i potężnych drzew. Czasem można między nimi dojrzeć nielicznych ludzkich osobników, próbujących chronić się przed prażącym słońcem.
W 19. stuleciu, zgodnie z ówczesną modą, hrabiowie wybudowali w parku neogotycką wieżę udającą średniowieczną.
Obok niej skromna mogiła rodowa.
Letni domek służył jako atelier dla Josefa Mánesa, czołowego czeskiego malarza epoki romantyzmu.
Kolejnym budynkiem małej architektury jest oranżeria. Na ścianie herby rodowe, po lewej Silva-Tarouca.
Ciśniemy dalej przez lekko pofałdowany krajobraz Hány. Najwyższym wzniesieniem w okolicy jest Kosíř wzmiankowany w nazwie poprzedniej wioski. Na szczycie posiada wieżę widokową, ale nie przejawiamy większego zapału do jej odwiedzenia.
Żółta kapliczka w Hluchovie (Luchau).
Kostelec na Hané (Kosteletz in der Hanna) to miasteczko. Centrum administracyjnym jest ratusz z 1895 roku i o ponad wiek starszą wieżą.
W pobliżu można obejrzeć dwa Pomniki Poległych. Ten poświęcony II wojnie światowej wygląda na niekompletny, możliwe, że kiedyś stała na nim jakaś rzeźba.
Pierwszowojenny jest bardziej realistyczny z żołnierzem przyklękającym nad grobem towarzyszy. W tle budynek szkoły artystycznej.
Ostatni raz zatrzymuję się i wychodzę na rozgrzane powietrze w Lešanach (Leschan). Pod dzwonnicą z 1832 roku kolejny monument upamiętniający ofiary Wielkiej Wojny. Na zdjęciach mężczyźni, którym historia ułożyła własny plan na zbyt krótkie życie.
Spoglądam tęsknie na płynący pod mostkiem bagnisty potok. I tak chętnie bym do niego wskoczył. Ale nie, jeszcze kilka kilometrów i będziemy nad zalewem, przy którym spędzimy większość weekendu 😊.
Zatrzymuję się przy serpentynach nad Šternberkiem (niem. Sternberg) skąd widać miasto w dole.
Na fragmencie zamkniętej drogi ćwiczą dziś kursanci nauki jazdy. W przeszłości odbywały się na niej wyścigi samochodowe Ecce homo, które największą popularnością cieszyły się w latach międzywojennych oraz 50. XX wieku.
W Šternberku kończą się góry, a ja odbijam w boczne szosy.
Mijam sporo przydrożnych kapliczek - białych i wysokich. Staję przy jednej z nich, bo towarzyszy jej także krzyż pokutny bez jednego ramienia. Oprócz mnie kręci się tutaj motocyklista, szukający czegoś w polu.
Upał powoduje jakieś niezdrowe reakcje u czeskich kierowców - wyjątkowo dużo dzisiaj agresywnych wariatów za kółkiem, co chwilę ktoś się wciska na trzeciego, pędzi i hamuje z piskiem opon, trąbi. Przy jednym z cmentarzy prawie sam bym się na nim znalazł, bowiem samochód za mną koniecznie chciał mnie minąć, nie widząc zaparkowanego wozu na pasie z naprzeciwka.
Nienumerowane drogi są spokojniejsze, ale też licho czai się w powietrzu i należy uważać.
W Štěpánovie (Stefanau) moją uwagę przyciąga budynek nietypowy dla tego rejonu - cerkiew! Wybudowano ją w 1927 roku, a wzorem podobno były świątynie Rusi Zakarpackiej. Był to okres, kiedy w Czechosłowacji wielu wiernych konwertowało z katolicyzmu na prawosławie (co było traktowane jako powrót do źródeł), a ówczesne struktury podległe były administracyjnie... Serbskiemu Kościołowi Prawosławnemu.
W wiosce istnieją jeszcze dwa kościoły: neogotycki tzw. "niemiecki" oraz katolicki barokowy z XVIII wieku, widoczny na zdjęciu po prawej. Ciekawe też jak udało się przetrwać tym kinom w małych czeskich i morawskich miejscowościach??
W parku stoi Pomnik Poległych zwieńczony postacią Masaryka. Prawdopodobnie to przebudowa starszej konstrukcji.
A z tyłu... beczkowóz z wodą pitną.
Głównym punktem zwiedzania dzisiejszego dnia był fort XXII Černovír (Lazecký), wchodzący w skład obszaru warownego twierdzy ołomunieckiej. Coś ostatnio mam szczęście do odwiedzin austriackich fortów, miesiąc wcześniej byłem przecież w Komarom 😏.
Fort leży tuż przy przelotówce, ale otoczony jest paskudnym metalowym płotem, więc z drogi go nie widać. Trzeba skręcić i wjechać w czarno-żółtą bramę i dopiero wtedy ukazuje się ceglasta sylwetka, charakterystyczna dla habsburskich umocnień.
Fort wybudowano w latach 1854-1857 - jego celem była ochrona Ołomuńca od północnej strony. Jak większość austriackich obiektów fortecznych z 19. stulecia nigdy nie odegrał większej roli militarnej. W 1866 roku oddał jedną salwę do przemieszczających się w oddali wojsk pruskich i to było wszystko... Dwie dekady później z rozkazu cesarza twierdzę Ołomuniec skasowano, a forty zaczęły funkcjonować jak zwykłe koszary.
Fort należy dzisiaj do prywatnego stowarzyszenia i można go zwiedzać. W sobotnie południe jesteśmy sami, a tłumów to chyba nigdy się tutaj nie uświadczy. Jednoosobowa obsługa wpuszcza nas na ekspozycje, włącza film o historii, a potem otwiera poziom podziemny.
Po rozpadzie Austro-Węgier w forcie stacjonowało wojsko czechosłowackie, podobnie jak po II wojnie światowej. Podziemia służyły głównie jako magazyny. Na trzecim zdjęciu widać żołnierską kuchnię.
W tej części składowano warzywa i owoce. Nadal stoi tu wielka waga wyprodukowana przez przedsiębiorstwo Transporta; w okresie Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej sprzęt z tej firmy można było znaleźć niemal w każdym bloku oraz zakładzie.
Fort XXII składa się z wewnętrznego okręgu z dziedzińcem oraz otaczającego go drugiego nasypu.
Kilka lat temu cały obiekt przeszedł rekonstrukcję, polegającą m.in. na usunięciu bujnie rozwijającej się roślinności. Od tego czasu posiada też jedyny w Republice Czeskiej działający most zwodzony w twierdzy.
Nad bramą do dziś widać ślady po napisie "FRANCISCUS JOSEPH. I IMP.". Szkoda, że go nie odtworzono. Zastanawiają natomiast ślady po uderzeniach pocisków, jest ich dość sporo. Wiem, że w 1945 roku siedział w środku Wehrmacht, ale nie znalazłem informacji o bezpośrednim starciu z Armią Czerwoną. Musiało jednak do tego dojść, to są ewidentnie pamiątki po wymianie ognia.
Wspomnę jeszcze ciekawostkę, że łączność ze światem zapewniał telegraf optyczny, odbierający sygnały z wieży katedry św. Wacława wznoszącej się na horyzoncie.
Po nasyceniu głodu wiedzy przyszła pora na zakupy w znanym nam markecie przy obwodnicy Ołomuńca. Mają tam bardzo duży wybór piw, również z małych browarów, a także edycje z dużych, których jeszcze w innych miejscach nie widziałem.
Po napełnieniu bagażnika wracamy na drugorzędne drogi. I znowu czasem człowiek trafi na interesujący obiekt zupełnie przypadkiem: w Drahanoviach (Drahanowitz) na zakręcie strzela w niebo Černá věž, która jest... biała! Stanowi jedyną pozostałość gotyckiej twierdzy z XIV wieku.
Po sąsiedzku działa duże gospodarstwo rolne, zapewne dawne JZD. Oczywiście ledwo postawiłem samochód, aby zrobić zdjęcie, to od razu pojawił się ogromny traktor z przyczepą i musiał nas wymijać...
Drugim postojem zaplanowanym na dzień dzisiejszy był ten w Čechach pod Kosířem (Tschech). Miejscowość przyciąga parkiem w stylu angielskim i kilkoma pamiątkami w nim się znajdującymi. Główną jest klasycystyczny pałac, który, prawdę pisząc, nie wyróżnia się niczym specjalnym.
Ostatnimi prywatnymi właścicielami rezydencji byli członkowie rodu Silva-Tarouca, przybyli do państwa Habsburgów z Półwyspu Iberyjskiego. Podobnie jak u wielu innych arystokratów w XX wieku istniały wewnątrzrodzinne podziały narodowościowe: zmarły w 1943 roku hrabia František Arnoš czuł się Czechem i być może dlatego rok przed śmiercią majątek skonfiskowała III Rzesza. Jego brat Egbert reprezentował opcję niemiecką i po wojnie walczył w sądach o odzyskanie kompleksu, ale ostatecznie skonfiskowała go komunistyczna Czechosłowacja.
W parku rośnie masa starych i potężnych drzew. Czasem można między nimi dojrzeć nielicznych ludzkich osobników, próbujących chronić się przed prażącym słońcem.
W 19. stuleciu, zgodnie z ówczesną modą, hrabiowie wybudowali w parku neogotycką wieżę udającą średniowieczną.
Obok niej skromna mogiła rodowa.
Letni domek służył jako atelier dla Josefa Mánesa, czołowego czeskiego malarza epoki romantyzmu.
Kolejnym budynkiem małej architektury jest oranżeria. Na ścianie herby rodowe, po lewej Silva-Tarouca.
Ciśniemy dalej przez lekko pofałdowany krajobraz Hány. Najwyższym wzniesieniem w okolicy jest Kosíř wzmiankowany w nazwie poprzedniej wioski. Na szczycie posiada wieżę widokową, ale nie przejawiamy większego zapału do jej odwiedzenia.
Żółta kapliczka w Hluchovie (Luchau).
Kostelec na Hané (Kosteletz in der Hanna) to miasteczko. Centrum administracyjnym jest ratusz z 1895 roku i o ponad wiek starszą wieżą.
W pobliżu można obejrzeć dwa Pomniki Poległych. Ten poświęcony II wojnie światowej wygląda na niekompletny, możliwe, że kiedyś stała na nim jakaś rzeźba.
Pierwszowojenny jest bardziej realistyczny z żołnierzem przyklękającym nad grobem towarzyszy. W tle budynek szkoły artystycznej.
Ostatni raz zatrzymuję się i wychodzę na rozgrzane powietrze w Lešanach (Leschan). Pod dzwonnicą z 1832 roku kolejny monument upamiętniający ofiary Wielkiej Wojny. Na zdjęciach mężczyźni, którym historia ułożyła własny plan na zbyt krótkie życie.
Spoglądam tęsknie na płynący pod mostkiem bagnisty potok. I tak chętnie bym do niego wskoczył. Ale nie, jeszcze kilka kilometrów i będziemy nad zalewem, przy którym spędzimy większość weekendu 😊.
Mam w planach odwiedzić jeszcze w tym roku południowe Morawy, więc może niektóre z tych miejsc przypadkowo odwiedzę ;)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że część z tych miejsc to sam już znasz ;)
Usuń