sobota, 8 kwietnia 2023

Jaroměř i Josefov. Miasto i miasto - twierdza.

Jaroměř (niem. Jermer) to kilkunastotysięczne miasto na północy Czech. Dość często mam okazję przez nie przejeżdżać, bowiem tutejsza droga numer 33 to dla mnie najlepsze połączenie ze stolicy Górnego Śląska do Pragi. Od granic Polski jest niedaleko - z Náchodu i dawnego przejścia w Kudowie - Zdroju odległość wynosi ledwie dwadzieścia pięć kilometrów. Pora zatem na dokładniejszą wizytę w tej miejscowości.

Jaroměř składa się z kilku różniących się od siebie charakterem dzielnic; najciekawszą z nich zajmiemy się później, a zaczniemy od cmentarza miejskiego - położony on jest przy przelotówce w północnej części miejscowości o nazwie Jakubské Předměstí (Jakobi Vorstadt). Założono go w 1888 i spoczywa tutaj wielu zasłużonych mieszczan.
 

Za główną bramą wita rzeźba Płaczącej kobiety. Według jednych źródeł jest to kopia, według innych oryginał kompozycji z XVIII wieku. Uznawana jest za jeden z najpiękniejszych przykładów czeskiego baroku w tej dziedzinie. Na nekropolii znajdziemy także wiele innych ciekawych nagrobków, prawdziwych dzieł sztuki. Internet wspomina również, że istnieje tu wydzielony sektor żydowski, ale nie udało mi się go znaleźć, choć łaziłem alejkami tam i z powrotem.



Wrzecionowaty rynek nazywa się náměstí Československé armády i zlokalizowany jest na górce, gdzie w średniowieczu stał gród dający początek miastu. W sumie to zabawne dać za patronów formację, która w swojej historii nie odniosła większych sukcesów. Chociaż nie, miała swoje zwycięstwa na samym początku, w 1918 i 1919 roku - zajęła zbrojnie Sudety (pokonała niemieckich cywilów), część Śląska Cieszyńskiego (pokonała cząstkowe siły polskie) oraz Słowację (w tym przypadku pokonała wojska węgierskie, które wcześniej zostały zdemobilizowane).
Rynek otaczają zabytkowe kamienice, na środku zaś wznosi się Kolumna Maryjna oraz ozdobiona choinka (bo akurat mieliśmy grudzień).



W sobotnie południe niemal wszystko jest pozamykane, a do nielicznych otwartych obiektów strach wchodzić, bo kto wie, co kryje w sobie taki pasaż Jaroslava? 😛


Od wschodu rynek zamyka jedyna zachowana miejska brama, będąca jednocześnie dzwonnicą. Na jej ścianach można zobaczyć herb miejski, bardzo podobny do herbu Czech. Jest on prawdopodobnie nawiązaniem do faktu, że Jaroměř kilkukrotnie był posagiem czeskich królowych.



Przy jednokierunkowej ulicy Havlíčkovej wznosi się najstarsza świątynia Jaroměřa - dość ponury kościół św. Mikołaja z XIV-XV wieku, kiedyś należący do augustianów. Drzwi są oczywiście zamknięte. Inny interesujący zabytek architektoniczny to kilka domków, wyraźnie mniejszych od sąsiadów i położonych poniżej poziomu drogi.
 


Z rynku kierujemy się na południe, gdzie zabudowę opływa Łaba (Labe, Elbe). I tam jest na czym oko zawiesić: stare zakłady sąsiadują z kolorowymi kamienicami, które ktoś romantyczny (albo zakompleksiony) mógłby nazwać "czeską Wenecją" 😏.
 

 
Za rzeką rozpoczyna się Pražské Předměstí (Prager Vorstadt). Dzielnica ta ma w sporej części charakter reprezentatywny, budynki wznoszono przeważnie na przełomie XIX i XX wieku, względnie w okresie międzywojennym.
Żelazny most dla pieszych prowadzi nas do szkoły o wyglądzie typowym dla czasów austro-węgierskich. Pierwsza placówka edukacyjna tylko dla chłopców ruszyła w niej w 1885 roku. Dziewczyny dopuścili dopiero komuniści.
 

Lekko zaprószone śniegiem Masarykovy sady sprawiają smutne wrażenie. Park założono w tym samym okresie co szkołę, a tutejszy pomnik Masaryka rozbierano dwa razy - najpierw dokonali tego ci spod znaku hakenkrojca, potem spod czerwonej gwiazdy. Odbudowano go dwadzieścia lat temu, lecz w innej lokalizacji - w oryginalnej postawiono pamiątkowy kamień.
 

Po szerokich, brukowanych ulicach hula wiatr - niekorzystna aura oraz weekendowa godzina sprawiła, że czasem tylko przemknie jakiś dziadek z rowerem. Mijamy wille oraz wielkie gmachy kolejnych szkół.
 


Modernistyczny zbór husycki z lat 20. ubiegłego wieku - bryła charakterystyczna dla świątyń tego kościoła powstających w tamtym okresie.


Przed szkołą rzemieślniczą ustawiono pomnik - maszynę, której czerwień rozświetla szarość: ciągnik DT-75 (ДТ-75), radziecki hit eksportowy z lat 60.; wyprodukowano ich prawie trzy miliony sztuk.


Opuszczamy Jaroměř "właściwy" i przejeżdżamy kawałek na południe, po raz drugi za Łabę, która na terenie miasta mocno kręci. Wkrótce potem brukowana szosa wprowadzi nas w rzędy równych, przecinających się pod kątem prostym ulic, otoczonych bliźniaczo do siebie podobną zabudową. To Josefov (Josefstadt), miasto - twierdza, jedna z kilku powstałych na terenie Korony Czeskiej w II połowie XVIII wieku. Rozkaz do jej wzniesienia wydał cesarz Józef II, a głównym powodem była utrata przez Habsburgów Śląska i ziemi kłodzkiej. Państwo austriackie praktycznie pozbawione zostało umocnień od północnej strony, z tego też powodu rozpoczęto modernizację starych obwarowań Ołomuńca, Hradca Kralove oraz zdecydowano się na zupełnie nową twierdzę blisko granic z Prusami. Wybrano sąsiedztwo Jaroměřa z racji dogodnego położenia u zbiegu Łaby i Metuji. W miejscu tym znajdowała się wówczas wioska Ples/Pleß , którą w większości zlikwidowano, a mieszkańcu przenieśli się gdzie indziej.
 

Ze zdjęcia powyżej wyłania się regularny kształt ulic otoczonych pierścieniem murów i wałów ziemnych, z centralnym placem pośrodku. Tak wyglądała chyba każda twierdza powstała w owym czasie. Nie będę przynudzał szczegółami technicznymi i militarnymi - napiszę jedynie, że do budowy zużyto około 360 milionów cegieł, a w pracach brało udział dwanaście tysięcy robotników. Konieczne okazało się przesuwanie i regulowanie rzek, a także drążenie tuneli w skałach, więc do tego celu sprowadzono kilkuset górników z Górnych Węgier. Józef II uroczyście przekazał (jeszcze niedokończoną) twierdzę wojsku w 1787 roku. W podobnym okresie powstała twierdza Theriesenstadt (Terezín), broniąca środkowych Czech od północnego zachodu.
 

W 1790 roku cesarz Leopold II z okazji swojej koronacji nadał twierdzy Pleß status wolnego miasta królewskiego, a trzy lata później cesarz Franciszek zmienił jej nazwę na Josefstadt. Życie cywilów wśród murów podlegało wielu ograniczeniom, ale zapewniało stały dochód i ulgi podatkowe, a obecność wojska bezpieczeństwo. Osiedlali się tutaj głównie rzemieślnicy i drobni handlarze, przeważnie czeskojęzyczni, bo i sam Jaroměř zamieszkiwali Czesi.
 

Pod względem militarnym Josefstadt/Josefov nie spełnił swojej roli, podobnie jak inne czeskie i morawskie twierdze. Nowoczesność z XVIII wieku w kolejnym stuleciu stała się przestarzała, a rozwój sztuki wojennej powodował, że znaczenie umocnień spadło. Jedyna szansa na wykorzystanie Josefova zaistniała w 1866 roku podczas ostatniej wojny austriacko - pruskiej: zalano dorzecza, wycięto okoliczne lasy i parki, oczyszczono przedpola. Jednocześnie nie zwiększono liczebności garnizonu, więc habsburscy żołnierze nie mieli możliwości wypadów poza mury, a Prusacy po prostu... twierdzę obeszli. Josefov przez cały ten czas spełniał jedynie rolę ogromnych koszar, zbrojowni, magazynów, wielkiego lazaretu oraz, nieustannie, więzienia. Trzymano w nim rewolucjonistów włoskich, węgierskich, powstańców styczniowych oraz jeńców francuskich z armii Napoleona, a nawet tureckich. Sto lat i jeden rok po "narodzinach" twierdzy ogłoszono jej zniesienie, co oznaczało częściowe prace rozbiórkowe, a także możliwość wznoszenia budynków bez ciągłego patrzenia na wojskowe zakazy. W czasie Wielkiej Wojny ponownie pojawili się tu jeńcy z prawie każdej armii Ententy. Podczas kolejnej wojny światowej operował w Josefovie Wehrmacht oraz tzw. Wojsko Rządowe Protektoratu Czech i Moraw. Ostatnim militarnym akcentem było kilkadziesiąt lat obecności żołnierzy Armii Czerwonej - od 1968 aż do 1991 roku Sowieci używali miejscowych koszar oraz szpitala. Dokonali w tym czasie większej dewastacji mienia, niż przedtem Niemcy. W 1948 roku miasto - twierdzę włączono w granice Jaroměřa, a w 1971 roku uznano za miejski rezerwat zabytków, co nie dziwi, bowiem chodząc po ulicach człowiek ma wrażenie przeniesienia się do przeszłości.
 

 
Przepisy budowlane precyzyjnie regulowały siatkę ulic, wysokość dachów i ich pochylenie, liczbę i kształt okien, odporność ścian na ostrzał. Na podwórzach musiały znajdować się studnie. Wszystko to powoduje, że za każdym rogiem człowiek ma wrażenie, że już to widział 😏.


Ale jednak nie do końca, są obiekty wyróżniające się od innych. Wieżę wodną wybudowano dopiero na początku XX wieku, a ratusz tuż przed zniesieniem statusu twierdzy. Niektóre gmachy odznaczają się swoją wielkością: na przykład na drugim zdjęciu są spore koszary artylerzystów.



Również niemały budynek mieszkalny dla wyższych oficerów i ich rodzin.


Zaglądam na podwórze, a tam studnia z drewnianą obudową!


Podobnie kręcę się po bliźniaczym pawilonie po drugiej stronie ulicy - pod odrapanymi ścianami stoją samochody, a na zaniedbanych klatkach rowery.




Pogoda dziś średnio atrakcyjna: do przeraźliwego chłodu doszła mżawka. Paradoksalnie nieźle pasuje ona na spacer po ulicach Josefova - w tym momencie łatwiej mi wyobrazić sobie co czuły tysiące skoszarowanych żołnierzy, którzy musieli pełnić służbę w zimnie i deszczu...
Wrażenie najbardziej zaniedbanych sprawiają kamienice stojące tuż przy samych obwarowaniach - tam często nie ma asfaltu ani nawet bruku, trzeba przebijać się przez błoto i kałuże. W przeszłości pełniły rolę nie tylko wojskową - w budynkach z resztką napisu działał kiedyś browar.



Z kolei tutaj przez trzy lata więziono Hugona Kołłątaja, o czym przypomina stosowna tabliczka.


Znowu zerkam na podwórze: auto z odpadniętym kołem i ceglane ściany bastionów, przekształcane później w magazyny lub garaże.


Na kilku ulicach dostrzegam stare napisy, stare reklamy, herby i wystawy zamkniętych lokali! Czyżby przetrwały tak długo, odniemczanie, komunizm i Armię Czerwoną? Zerkam raz, drugi, trzeci... Niemożliwe. Choćby dlatego, że niektóre są po francusku i podają ceny w centymach 😏. A współczesne knajpy to także raczej nie są, bo trudno aby litr piwa kosztował 13 koron 😛. Zapewne dekoracje filmowe, bo w Josefovie kręcono wiele produkcji czeskich i zagranicznych. Ze względu na swój stan doskonale się nadaje jako plenery do filmów historycznych, podobnie jak Wrocław do tej pory odgrywa zniszczony Berlin 😏.




Czasem mam jednak wątpliwości: plakietka z herbem to na pewno kopia, ale napisy mogą być oryginalne. A już raczej na pewno swoje lata ma tynk z odpadającą reklamą biznesu Herberta Prikopa. Na ostatnim zdjęciu także mamy połączenie starego z nowym.




Na ulicach spotykamy niewiele osób, czemu trudno się dziwić. Kręci się za to samochód policji oraz straży miejskiej. Strażnicy dostrzegają dwóch śniadych żulików spożywających coś w drzwiach jednego z budynków. Podjechali, popatrzyli... i ruszyli dalej. A mogli przecież zabić.


Sercem twierdzy jest duży plac (rynek) - Masarykovo náměstí. Kiedyś pewnie służył do defilad, dziś hula po nim wiatr. 



Te opuszczone lokale to raczej nie jest scenografia filmowa, tylko samo życie.


Zamiast wschodniej pierzei rynku stoi kościół z początku XIX wieku. Pompatyczny styl empire z gigantycznymi drzwiami, zamkniętymi na głucho. Niemal identyczna świątynia z tego samego okresu została wybudowana w Terezínie.
 
 
Na skwerach obok kościoła widzę dwa pomniki. Jeden to zebrane różne kamienie i słupki z terenu twierdzy. W drugim przypadku mamy świętą Barbarę. Postawiono ją kilka lat temu, jest patronką artylerzystów, a ich koszary są w tle, natomiast po lewej budowla opuszczonego wojskowego szpitala, używanego przez Armię Czerwoną.



Pora wyjść poza mury. Kiedyś moglibyśmy to uczynić korzystając z trzech  bram, ale wszystkie zostały rozebrane na przełomie XIX i XX wieku. Pozostały po nich "wyrwy" z ulicą w środku. Na zdjęciu miejsce po bramie Hradeckiej, czyli zachodniej. Zaczynająca się tutaj ulica w kierunku Hradca Kralove nosi dumną nazwę Rudé armády, choć tabliczek z nią brak.


Nie jest obecnie możliwe przejście po wałach dookoła - część z nich zarosła, część jest niedostępna. Biegnąca w dole fosa, oddzielająca wewnętrzne obwarowania od zewnętrznych, została zajęta przez różnych prywatnych właścicieli, jednostki muzealne, firmy i tym podobne. Na krótki spacer wybieramy Bastion I, który udostępniono do tego właśnie celu.




Podejrzewam, że fosą mogły kiedyś biec małe cieki wodne, a na pewno była przygotowana do ewentualnego zalania w przypadku zbliżania się nieprzyjaciela. Do jej pokonywania w czasie pokoju służyły liczne mosty - jeden z nich zasypano po likwidacji twierdzy i.. odkopano sto lat później 😏.


O ile wewnętrzne wały zachowały się bardzo dobrze, o tyle zewnętrzne zostały częściowo splantowane, a w tej okolicy płynnie przechodzą w park.
 

Pomnik generała Emanuela von Merty, przez pewien czas komendanta Josefstadtu.


Więcej miejsc pamięci znajdziemy w parku, wzdłuż drzewnej alei. Pierwszy z nich to anonimowa waza. Następnie mamy obelisk księcia Karla de Ligne, jednego z budowniczych twierdzy. A potem nie mogło zabraknąć "prezydenta - oswobodziciela".




Na przedpolach mieściło się sporo obiektów wojskowych związanych z twierdzą - dodatkowe magazyny, zakłady rzemieślnicze, piekarnie, młyn, poligony, stajnie... Te, które przetrwały, zazwyczaj są obecnie zaadaptowane na coś cywilnego, choć niewielką część nadal używa czeska armia.


Próbowałem jeszcze zajrzeć w dwa inne rejony wałów i w obu przypadkach drogę zagrodziły mi bramy. W pierwszym przypadku widzę jakąś firmę, może nawet skup złomu. W drugim - wokół Bastionu IX i Rawelinu XIV mieści się jedno z kilku działających w twierdzy muzeów. Teren jest na tyle rozległy, że można go wykorzystywać do różnych zabaw grupowych...


Przez twierdzę przewinęły się dziesiątki (a może i setki) tysięcy żołnierzy, zarówno austriackich jak i z innych państw. Niektórzy z nich umierali, swoje ostatnie miejsce spoczynku znaleźli na cmentarzu wojskowym, położonym dwa kilometry na zachód od Josefova, na terenie wioski Rasošky (Rasoschek). Pochowano tu ponad dwa tysiące osób, z tego połowa była francuskimi jeńcami z armii Napoleona (przynajmniej tako rzecze Wikipedia).


Na cmentarzu znaleźli swoje miejsce zwykli żołnierze, ale przede wszystkim wyróżniają się pomniki oficerów, w tym generałów, a także członków ich rodzin. Zazwyczaj była to arystokracja, więc wiele z nich to perełki ozdobione herbami rodowymi. Po zniesieniu twierdzy grzebano tu również cywilów. Choć wówczas w Josefovie dwie trzecie mieszkańców mówiło po czesku, to na nagrobkach dominuje niemiecki, gdyż takim językiem posługiwały się szarże.



Na jednym z krzyży dostrzegam tryzuba. Tutaj? Ano tak. Do Czechosłowacji wyemigrowało wielu byłych żołnierzy i działaczy dwóch państw ukraińskich (URL i ZURL), którzy, odchodząc na uchodźstwie, często byli grzebani we wspólnych grobowcach.


Kaplica cmentarna w stanie lekkiego zmęczenia.


Za murem zaczyna się osobna część, na której pochowano głównie jeńców. Najbardziej widoczni są ci ze wschodu - na trawniku zobaczymy zarówno pomnik czerwonoarmistów (poległych gdzieś w okolicy?) oraz żołnierzy cara, którzy w czasie Wielkiej Wojny wznieśli imponującą konstrukcję poświęconą zmarłym kolegom.



Włosi nie byli aż tak pomysłowi - zgony ponad czterystu jeńców wspomina skromna tabliczka przykręcona do cegieł.


W zakrzaczonej części także można zobaczyć coś interesującego, o ile czyjaś śmierć może być interesująca. Drewniany krzyż postawiono na grobie młodego Niemca, którego mieli zabić koledzy. Podobno chciał się poddać, a oni nie, ale jak było naprawdę? Cztery dni później Niemcy i tak złożyli broń, bo nadeszła informacja o kapitulacji III Rzeszy.


Tym akcentem kończymy wizytę w Jaroměřu i Josefovie, ale nie porzucamy tematyki militarnej. Jadąc dalej na południe wzdłuż Łaby fotografuję Pomnik Poległych w Lochenicach (Lochenitz).


W Předměřicach nad Labem (Predmeritz an der Elbe) w niewielkim parku jest równie niewielki monument z wojny austriacko - pruskiej w 1866 roku. Pełno takich w okolicy Hradca Kralove, gdzie się właśnie znaleźliśmy.


Plotiště nad Labem (Zaunfeld) to obecnie administracyjnie dzielnica HK, ale zabudowa bynajmniej nie jest wielkomiejska. W szarówce kończącego się krótkiego, grudniowego dnia zatrzymuję się ostatni raz, aby zobaczyć, co zaskakujące, dwa kolejne pomniki.


Obydwa umieszczono w parkach. Pierwsza wojna światowa jest reprezentowana przez mężczyznę szamoczącego się z wielkim ptakiem, w przypadku drugiej oszczędzono takiej gimnastyki.



I tym sposobem nasyciłem swoje zapotrzebowanie na pomniki i tematy militarne owej soboty 😏.

-----

Najszybsza droga do Jaroměřa prowadzi z Kudowej - Zdroju: drogą numer 33 powinnyśmy dojechać od granicy w pół godziny, nie łamiąc zbyt wielu przepisów. Jadąc od strony Lubawki (drogi numer 16 i 37) należy uważać, aby nie władować się na nowo wybudowany odcinek autostrady D11. Czasowo nic nie zaoszczędzimy, a nawet zajedziemy za daleko, do tego trzeba wnieść opłatę. 

Parkowanie w Jaroměřu jest w niektórych miejscach płatne (na pewno na rynku) w dni powszednie, ale raczej nas nie zrujnuje, bo pierwszą godzinę dają za darmo, a każde kolejne pół godziny kosztuje 5 koron. W Josefovie zostawimy samochód bez opłaty.

Na terenie dawnej twierdzy działa kilka muzeów o tematyce militarnej, lecz większość jest nieczynna poza sezonem, a nieliczne działają w zimowe miesiące jedynie w weekendy.

Jeśli chodzi o gastronomię, to nie widziałem w Josefovie żadnej czynnej knajpy, więc albo pokonała je pandemia/inflacja/Putin, albo były jeszcze zamknięte.

6 komentarzy:

  1. "Kaplica cmentarna w stanie lekkiego zmęczenia" - Padłam. Przez moment miałam wizję kaplicy zataczającej się na lekko splątanych nóżkach. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żołnierze często lubili sobie wypić, co nie dziwi przy ich służbie, więc zataczająca się kaplica nie byłaby aż tak dziwna ;)

      Usuń
  2. A Jaroměř jest tez znany z ludowej piosenki zolnierskiej "Jakesmy szli do Jaromierza" Ktora to piesn znal nie majacy glosu ani sluchu muzykalnego pan Szwejk. A pochwalil sie tym podczas pobytu w domu wariatow. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry żołnierz Szwejk zawsze miał wyczucie czasu i wiedział, kiedy wspomniec coś w odpowiednim temacie :P Choć tym razem jednak nie zaśpiewał...

      Usuń
  3. Twierdza ogromna lecz nie wykorzystana, zimą robi jeszcze bardziej ponure wrażenie niż latem kiedy ją zwiedzałem. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że i tak bardziej ją wykorzystują niż Terezin. Choć takie rozległe tereny to pewnie nigdy nie będą w pełni zaadaptowane. Pozdrowienia!

      Usuń