Jaroměř (niem. Jermer) to kilkunastotysięczne miasto na północy
Czech. Dość często mam okazję przez nie przejeżdżać, bowiem tutejsza droga
numer 33 to dla mnie najlepsze połączenie ze stolicy Górnego Śląska do Pragi.
Od granic Polski jest niedaleko - z Náchodu i dawnego przejścia w
Kudowie - Zdroju odległość wynosi ledwie dwadzieścia pięć kilometrów. Pora
zatem na dokładniejszą wizytę w tej miejscowości.
Jaroměř składa się z kilku różniących się od siebie charakterem
dzielnic; najciekawszą z nich zajmiemy się później, a zaczniemy od cmentarza
miejskiego - położony on jest przy przelotówce w północnej części miejscowości
o nazwie Jakubské Předměstí (Jakobi Vorstadt). Założono go w 1888 i spoczywa
tutaj wielu zasłużonych mieszczan.
Za główną bramą wita rzeźba Płaczącej kobiety. Według jednych źródeł
jest to kopia, według innych oryginał kompozycji z XVIII wieku. Uznawana jest
za jeden z najpiękniejszych przykładów czeskiego baroku w tej dziedzinie. Na
nekropolii znajdziemy także wiele innych ciekawych nagrobków, prawdziwych
dzieł sztuki. Internet wspomina również, że istnieje tu wydzielony sektor
żydowski, ale nie udało mi się go znaleźć, choć łaziłem alejkami tam i z
powrotem.
Wrzecionowaty rynek nazywa się náměstí Československé armády i zlokalizowany
jest na górce, gdzie w średniowieczu stał gród dający początek miastu. W sumie
to zabawne dać za patronów formację, która w swojej historii nie odniosła
większych sukcesów. Chociaż nie, miała swoje zwycięstwa na samym początku, w
1918 i 1919 roku - zajęła zbrojnie Sudety (pokonała niemieckich cywilów),
część Śląska Cieszyńskiego (pokonała cząstkowe siły polskie) oraz Słowację (w
tym przypadku pokonała wojska węgierskie, które wcześniej zostały zdemobilizowane).
Rynek otaczają zabytkowe kamienice, na środku zaś wznosi się Kolumna Maryjna
oraz ozdobiona choinka (bo akurat mieliśmy grudzień).
W sobotnie południe niemal wszystko jest pozamykane, a do nielicznych
otwartych obiektów strach wchodzić, bo kto wie, co kryje w sobie taki
pasaż Jaroslava? 😛
Od wschodu rynek zamyka jedyna zachowana miejska brama, będąca
jednocześnie dzwonnicą. Na jej ścianach można zobaczyć herb miejski, bardzo
podobny do herbu Czech. Jest on prawdopodobnie nawiązaniem do faktu, że
Jaroměř kilkukrotnie był posagiem czeskich królowych.
Przy jednokierunkowej ulicy Havlíčkovej wznosi się najstarsza świątynia
Jaroměřa - dość ponury kościół św. Mikołaja z XIV-XV wieku, kiedyś należący do
augustianów. Drzwi są oczywiście zamknięte. Inny interesujący zabytek
architektoniczny to kilka domków, wyraźnie mniejszych od sąsiadów i położonych
poniżej poziomu drogi.
Z rynku kierujemy się na południe, gdzie zabudowę opływa Łaba (Labe, Elbe). I tam jest na czym oko zawiesić: stare zakłady sąsiadują z kolorowymi kamienicami, które ktoś romantyczny (albo zakompleksiony) mógłby nazwać "czeską Wenecją" 😏.
Za rzeką rozpoczyna się Pražské Předměstí (Prager Vorstadt). Dzielnica ta ma w
sporej części charakter reprezentatywny, budynki wznoszono przeważnie na
przełomie XIX i XX wieku, względnie w okresie międzywojennym.
Żelazny most dla pieszych prowadzi nas do szkoły o wyglądzie typowym dla
czasów austro-węgierskich. Pierwsza placówka edukacyjna tylko dla chłopców
ruszyła w niej w 1885 roku. Dziewczyny dopuścili dopiero komuniści.
Lekko zaprószone śniegiem Masarykovy sady sprawiają smutne wrażenie. Park założono w tym samym okresie co szkołę, a tutejszy pomnik Masaryka rozbierano dwa razy - najpierw dokonali tego ci spod znaku hakenkrojca, potem spod czerwonej gwiazdy. Odbudowano go dwadzieścia lat temu, lecz w innej lokalizacji - w oryginalnej postawiono pamiątkowy kamień.
Po szerokich, brukowanych ulicach hula wiatr - niekorzystna aura oraz weekendowa godzina sprawiła, że czasem tylko przemknie jakiś dziadek z rowerem. Mijamy wille oraz wielkie gmachy kolejnych szkół.
Modernistyczny zbór husycki z lat 20. ubiegłego wieku - bryła charakterystyczna dla świątyń tego kościoła powstających w tamtym okresie.
Przed szkołą rzemieślniczą ustawiono pomnik - maszynę, której czerwień
rozświetla szarość: ciągnik DT-75 (ДТ-75), radziecki hit eksportowy z lat 60.;
wyprodukowano ich prawie trzy miliony sztuk.
Opuszczamy Jaroměř "właściwy" i przejeżdżamy kawałek na południe, po raz drugi
za Łabę, która na terenie miasta mocno kręci. Wkrótce potem brukowana szosa
wprowadzi nas w rzędy równych, przecinających się pod kątem prostym ulic,
otoczonych bliźniaczo do siebie podobną zabudową. To
Josefov (Josefstadt), miasto - twierdza, jedna z kilku powstałych na
terenie Korony Czeskiej w II połowie XVIII wieku. Rozkaz do jej wzniesienia
wydał cesarz Józef II, a głównym powodem była utrata przez Habsburgów Śląska i
ziemi kłodzkiej. Państwo austriackie praktycznie pozbawione zostało umocnień od
północnej strony, z tego też powodu rozpoczęto modernizację starych
obwarowań Ołomuńca, Hradca Kralove oraz zdecydowano się na zupełnie nową
twierdzę blisko granic z Prusami. Wybrano sąsiedztwo Jaroměřa z racji
dogodnego położenia u zbiegu Łaby i Metuji. W miejscu tym znajdowała się
wówczas wioska Ples/Pleß , którą w większości zlikwidowano, a mieszkańcu przenieśli się gdzie indziej.
Ze zdjęcia powyżej wyłania się regularny kształt ulic otoczonych pierścieniem
murów i wałów ziemnych, z centralnym placem pośrodku. Tak wyglądała chyba
każda twierdza powstała w owym czasie. Nie będę przynudzał szczegółami
technicznymi i militarnymi - napiszę jedynie, że do budowy zużyto około 360
milionów cegieł, a w pracach brało udział dwanaście tysięcy robotników.
Konieczne okazało się przesuwanie i regulowanie rzek, a także drążenie tuneli
w skałach, więc do tego celu sprowadzono kilkuset górników z Górnych Węgier.
Józef II uroczyście przekazał (jeszcze niedokończoną) twierdzę wojsku w 1787
roku. W podobnym okresie powstała twierdza Theriesenstadt (Terezín), broniąca środkowych Czech od północnego zachodu.
W 1790 roku cesarz Leopold II z okazji swojej koronacji nadał twierdzy Pleß status wolnego miasta królewskiego, a trzy lata później cesarz Franciszek zmienił jej nazwę na Josefstadt. Życie cywilów wśród murów
podlegało wielu ograniczeniom, ale zapewniało stały dochód i ulgi
podatkowe, a obecność wojska bezpieczeństwo. Osiedlali się tutaj głównie
rzemieślnicy i drobni handlarze, przeważnie czeskojęzyczni, bo i sam Jaroměř
zamieszkiwali Czesi.
Pod względem militarnym Josefstadt/Josefov nie spełnił swojej roli, podobnie
jak inne czeskie i morawskie twierdze. Nowoczesność z XVIII wieku w kolejnym
stuleciu stała się przestarzała, a rozwój sztuki wojennej powodował, że
znaczenie umocnień spadło. Jedyna szansa na wykorzystanie Josefova
zaistniała w 1866 roku podczas ostatniej wojny austriacko - pruskiej: zalano
dorzecza, wycięto okoliczne lasy i parki, oczyszczono przedpola. Jednocześnie
nie zwiększono liczebności garnizonu, więc habsburscy żołnierze nie mieli
możliwości wypadów poza mury, a Prusacy po prostu... twierdzę obeszli. Josefov
przez cały ten czas spełniał jedynie rolę ogromnych koszar, zbrojowni,
magazynów, wielkiego lazaretu oraz, nieustannie, więzienia. Trzymano w nim
rewolucjonistów włoskich, węgierskich, powstańców styczniowych oraz jeńców
francuskich z armii Napoleona, a nawet tureckich. Sto lat i jeden rok po
"narodzinach" twierdzy ogłoszono jej zniesienie, co oznaczało częściowe prace
rozbiórkowe, a także możliwość wznoszenia budynków bez ciągłego patrzenia na
wojskowe zakazy. W czasie Wielkiej Wojny ponownie pojawili się tu jeńcy z
prawie każdej armii Ententy. Podczas kolejnej wojny światowej operował w
Josefovie Wehrmacht oraz tzw. Wojsko Rządowe Protektoratu Czech i Moraw.
Ostatnim militarnym akcentem było kilkadziesiąt lat obecności żołnierzy Armii
Czerwonej - od 1968 aż do 1991 roku Sowieci używali miejscowych koszar
oraz szpitala. Dokonali w tym czasie większej dewastacji mienia, niż przedtem
Niemcy. W 1948 roku miasto - twierdzę włączono w granice Jaroměřa, a w 1971
roku uznano za miejski rezerwat zabytków, co nie dziwi, bowiem chodząc po
ulicach człowiek ma wrażenie przeniesienia się do przeszłości.
Przepisy budowlane precyzyjnie regulowały siatkę ulic, wysokość dachów i ich
pochylenie, liczbę i kształt okien, odporność ścian na ostrzał. Na podwórzach
musiały znajdować się studnie. Wszystko to powoduje, że za każdym rogiem
człowiek ma wrażenie, że już to widział 😏.
Ale jednak nie do końca, są obiekty wyróżniające się od innych. Wieżę wodną
wybudowano dopiero na początku XX wieku, a ratusz tuż przed zniesieniem
statusu twierdzy. Niektóre gmachy odznaczają się swoją wielkością: na przykład
na drugim zdjęciu są spore koszary artylerzystów.
Również niemały budynek mieszkalny dla wyższych oficerów i ich rodzin.
Zaglądam na podwórze, a tam studnia z drewnianą obudową!
Podobnie kręcę się po bliźniaczym pawilonie po drugiej stronie ulicy - pod
odrapanymi ścianami stoją samochody, a na zaniedbanych klatkach rowery.
Pogoda dziś średnio atrakcyjna: do przeraźliwego chłodu doszła mżawka.
Paradoksalnie nieźle pasuje ona na spacer po ulicach Josefova - w tym momencie
łatwiej mi wyobrazić sobie co czuły tysiące skoszarowanych żołnierzy,
którzy musieli pełnić służbę w zimnie i deszczu...
Wrażenie najbardziej zaniedbanych sprawiają kamienice stojące tuż przy samych
obwarowaniach - tam często nie ma asfaltu ani nawet bruku, trzeba przebijać
się przez błoto i kałuże. W przeszłości pełniły rolę nie tylko wojskową - w
budynkach z resztką napisu działał kiedyś browar.
Z kolei tutaj przez trzy lata więziono Hugona Kołłątaja, o czym przypomina
stosowna tabliczka.
Znowu zerkam na podwórze: auto z odpadniętym kołem i ceglane ściany bastionów,
przekształcane później w magazyny lub garaże.
Na kilku ulicach dostrzegam stare napisy, stare reklamy, herby i wystawy
zamkniętych lokali! Czyżby przetrwały tak długo, odniemczanie, komunizm i
Armię Czerwoną? Zerkam raz, drugi, trzeci... Niemożliwe. Choćby dlatego, że
niektóre są po francusku i podają ceny w centymach 😏. A współczesne knajpy to
także raczej nie są, bo trudno aby litr piwa kosztował 13 koron 😛. Zapewne
dekoracje filmowe, bo w Josefovie kręcono wiele produkcji czeskich i
zagranicznych. Ze względu na swój stan doskonale się nadaje jako plenery do
filmów historycznych, podobnie jak Wrocław do tej pory odgrywa
zniszczony Berlin 😏.
Czasem mam jednak wątpliwości: plakietka z herbem to na pewno kopia, ale
napisy mogą być oryginalne. A już raczej na pewno swoje lata ma tynk z
odpadającą reklamą biznesu Herberta Prikopa. Na ostatnim zdjęciu także mamy
połączenie starego z nowym.
Na ulicach spotykamy niewiele osób, czemu trudno się dziwić. Kręci się za to
samochód policji oraz straży miejskiej. Strażnicy dostrzegają dwóch śniadych
żulików spożywających coś w drzwiach jednego z budynków. Podjechali,
popatrzyli... i ruszyli dalej. A mogli przecież zabić.
Sercem twierdzy jest duży plac (rynek) - Masarykovo náměstí. Kiedyś pewnie
służył do defilad, dziś hula po nim wiatr.
Te opuszczone lokale to raczej nie jest scenografia filmowa, tylko samo życie.
Zamiast wschodniej pierzei rynku stoi kościół z początku XIX wieku.
Pompatyczny styl empire z gigantycznymi drzwiami, zamkniętymi na głucho.
Niemal identyczna świątynia z tego samego okresu została wybudowana w
Terezínie.
Na skwerach obok kościoła widzę dwa pomniki. Jeden to zebrane różne kamienie i
słupki z terenu twierdzy. W drugim przypadku mamy świętą Barbarę.
Postawiono ją kilka lat temu, jest patronką artylerzystów, a ich koszary są
w tle, natomiast po lewej budowla opuszczonego wojskowego szpitala,
używanego przez Armię Czerwoną.
Pora wyjść poza mury. Kiedyś moglibyśmy to uczynić korzystając z trzech bram, ale wszystkie zostały rozebrane na przełomie XIX i XX wieku. Pozostały
po nich "wyrwy" z ulicą w środku. Na zdjęciu miejsce po bramie Hradeckiej,
czyli zachodniej. Zaczynająca się tutaj ulica w kierunku Hradca Kralove nosi
dumną nazwę Rudé armády, choć tabliczek z nią brak.
Nie jest obecnie możliwe przejście po wałach dookoła - część z nich zarosła,
część jest niedostępna. Biegnąca w dole fosa, oddzielająca wewnętrzne
obwarowania od zewnętrznych, została zajęta przez różnych prywatnych
właścicieli, jednostki muzealne, firmy i tym podobne. Na krótki spacer
wybieramy Bastion I, który udostępniono do tego właśnie celu.
Podejrzewam, że fosą mogły kiedyś biec małe cieki wodne, a na pewno była
przygotowana do ewentualnego zalania w przypadku zbliżania się nieprzyjaciela.
Do jej pokonywania w czasie pokoju służyły liczne mosty - jeden z nich
zasypano po likwidacji twierdzy i.. odkopano sto lat później 😏.
O ile wewnętrzne wały zachowały się bardzo dobrze, o tyle zewnętrzne zostały
częściowo splantowane, a w tej okolicy płynnie przechodzą w park.
Pomnik generała Emanuela von Merty, przez pewien czas komendanta Josefstadtu.
Więcej miejsc pamięci znajdziemy w parku, wzdłuż drzewnej alei. Pierwszy z nich to
anonimowa waza. Następnie mamy obelisk księcia Karla de Ligne, jednego z
budowniczych twierdzy. A potem nie mogło zabraknąć "prezydenta -
oswobodziciela".
Na przedpolach mieściło się sporo obiektów wojskowych związanych z twierdzą -
dodatkowe magazyny, zakłady rzemieślnicze, piekarnie, młyn, poligony,
stajnie... Te, które przetrwały, zazwyczaj są obecnie zaadaptowane na coś
cywilnego, choć niewielką część nadal używa czeska armia.
Próbowałem jeszcze zajrzeć w dwa inne rejony wałów i w obu przypadkach drogę
zagrodziły mi bramy. W pierwszym przypadku widzę jakąś firmę, może nawet skup
złomu. W drugim - wokół Bastionu IX i Rawelinu XIV mieści się jedno z kilku
działających w twierdzy muzeów. Teren jest na tyle rozległy, że można go
wykorzystywać do różnych zabaw grupowych...
Przez twierdzę przewinęły się dziesiątki (a może i setki) tysięcy żołnierzy,
zarówno austriackich jak i z innych państw. Niektórzy z nich umierali, swoje
ostatnie miejsce spoczynku znaleźli na cmentarzu wojskowym, położonym
dwa kilometry na zachód od Josefova, na terenie wioski
Rasošky (Rasoschek). Pochowano tu ponad dwa tysiące osób, z tego
połowa była francuskimi jeńcami z armii Napoleona (przynajmniej tako rzecze
Wikipedia).
Na cmentarzu znaleźli swoje miejsce zwykli żołnierze, ale przede wszystkim
wyróżniają się pomniki oficerów, w tym generałów, a także członków ich rodzin.
Zazwyczaj była to arystokracja, więc wiele z nich to perełki ozdobione herbami
rodowymi. Po zniesieniu twierdzy grzebano tu również cywilów. Choć wówczas w
Josefovie dwie trzecie mieszkańców mówiło po czesku, to na nagrobkach dominuje
niemiecki, gdyż takim językiem posługiwały się szarże.
Na jednym z krzyży dostrzegam tryzuba. Tutaj? Ano tak. Do Czechosłowacji
wyemigrowało wielu byłych żołnierzy i działaczy dwóch państw ukraińskich (URL
i ZURL), którzy, odchodząc na uchodźstwie, często byli grzebani we wspólnych
grobowcach.
Kaplica cmentarna w stanie lekkiego zmęczenia.
Za murem zaczyna się osobna część, na której pochowano głównie jeńców.
Najbardziej widoczni są ci ze wschodu - na trawniku zobaczymy zarówno pomnik
czerwonoarmistów (poległych gdzieś w okolicy?) oraz żołnierzy cara, którzy w
czasie Wielkiej Wojny wznieśli imponującą konstrukcję poświęconą zmarłym
kolegom.
Włosi nie byli aż tak pomysłowi - zgony ponad czterystu jeńców wspomina
skromna tabliczka przykręcona do cegieł.
W zakrzaczonej części także można zobaczyć coś interesującego, o ile czyjaś
śmierć może być interesująca. Drewniany krzyż postawiono na grobie młodego
Niemca, którego mieli zabić koledzy. Podobno chciał się poddać, a oni nie, ale
jak było naprawdę? Cztery dni później Niemcy i tak złożyli broń, bo nadeszła informacja o kapitulacji III Rzeszy.
Tym akcentem kończymy wizytę w Jaroměřu i Josefovie, ale nie porzucamy
tematyki militarnej. Jadąc dalej na południe wzdłuż Łaby fotografuję Pomnik
Poległych w Lochenicach (Lochenitz).
W Předměřicach nad Labem (Predmeritz an der Elbe) w niewielkim parku jest
równie niewielki monument z wojny austriacko - pruskiej w 1866 roku. Pełno
takich w okolicy Hradca Kralove, gdzie się właśnie znaleźliśmy.
Plotiště nad Labem (Zaunfeld) to obecnie administracyjnie dzielnica HK, ale
zabudowa bynajmniej nie jest wielkomiejska. W szarówce kończącego się
krótkiego, grudniowego dnia zatrzymuję się ostatni raz, aby zobaczyć, co
zaskakujące, dwa kolejne pomniki.
Obydwa umieszczono w parkach. Pierwsza wojna światowa jest reprezentowana
przez mężczyznę szamoczącego się z wielkim ptakiem, w przypadku drugiej
oszczędzono takiej gimnastyki.
I tym sposobem nasyciłem swoje zapotrzebowanie na pomniki i tematy militarne
owej soboty 😏.
-----
Najszybsza droga do Jaroměřa prowadzi z Kudowej - Zdroju: drogą numer 33
powinnyśmy dojechać od granicy w pół godziny, nie łamiąc zbyt wielu przepisów.
Jadąc od strony Lubawki (drogi numer 16 i 37) należy uważać, aby nie władować
się na nowo wybudowany odcinek autostrady D11. Czasowo nic nie zaoszczędzimy,
a nawet zajedziemy za daleko, do tego trzeba wnieść opłatę.
Parkowanie w Jaroměřu jest w niektórych miejscach płatne (na pewno na rynku) w
dni powszednie, ale raczej nas nie zrujnuje, bo pierwszą godzinę dają za
darmo, a każde kolejne pół godziny kosztuje 5 koron. W Josefovie zostawimy
samochód bez opłaty.
Na terenie dawnej twierdzy działa kilka muzeów o tematyce militarnej, lecz większość jest nieczynna poza sezonem, a nieliczne działają w zimowe miesiące
jedynie w weekendy.
Jeśli chodzi o gastronomię, to nie widziałem w Josefovie żadnej czynnej
knajpy, więc albo pokonała je pandemia/inflacja/Putin, albo były jeszcze
zamknięte.
"Kaplica cmentarna w stanie lekkiego zmęczenia" - Padłam. Przez moment miałam wizję kaplicy zataczającej się na lekko splątanych nóżkach. ;-)
OdpowiedzUsuńŻołnierze często lubili sobie wypić, co nie dziwi przy ich służbie, więc zataczająca się kaplica nie byłaby aż tak dziwna ;)
UsuńA Jaroměř jest tez znany z ludowej piosenki zolnierskiej "Jakesmy szli do Jaromierza" Ktora to piesn znal nie majacy glosu ani sluchu muzykalnego pan Szwejk. A pochwalil sie tym podczas pobytu w domu wariatow. :))
OdpowiedzUsuńDobry żołnierz Szwejk zawsze miał wyczucie czasu i wiedział, kiedy wspomniec coś w odpowiednim temacie :P Choć tym razem jednak nie zaśpiewał...
UsuńTwierdza ogromna lecz nie wykorzystana, zimą robi jeszcze bardziej ponure wrażenie niż latem kiedy ją zwiedzałem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że i tak bardziej ją wykorzystują niż Terezin. Choć takie rozległe tereny to pewnie nigdy nie będą w pełni zaadaptowane. Pozdrowienia!
Usuń