Terezín (Theresienstadt) to niewielkie miasto położone nad Ohrzą
(Ohře), kilka kilometrów na południe od
Litomierzyc. Zostało założone pod
koniec XVIII wieku jako twierdza wzniesiona na rozkaz Józefa II. W
powszechnej świadomości istnieje jednak nie jako obiekt militarny, ale
obóz koncentracyjny z czasów II wojny światowej. Niemal wszyscy
odwiedzający miejscowość przyjeżdżają tu z powodu wydarzeń sprzed
kilkudziesięciu lat, niewiele więcej ich interesuje. Nie da się ukryć, że
z historią obozu miasto będzie kojarzone na zawsze, podobnie jak np.
Oświęcim, choć włodarze próbują trochę zmienić ten stan rzeczy i
reklamować swoje mniej drastyczne atrakcje; im spróbuję się przyjrzeć w
pierwszej części wpisu.
Twierdza, której budowę ukończono w 1790 roku, powstała na wzorach
francuskich, była najnowocześniejsza w państwie Habsburgów i jedna z najnowocześniejszych na świecie, a nazwę nosiła
oczywiście po matce cesarza, Marii Teresie. Jej zadaniem była obrona
północnych Czech narażonych od strony Prus. Szybki rozwój sztuki fortecznej sprawił,
że rychło się zestarzała i nigdy nie wzięła udziału w walkach, choć
dwukrotnie (w 1813 i 1866) było do nich blisko. Pod koniec 19. stulecia z
uwagi na sojusz austriacko-niemiecki straciła w ogóle jakiekolwiek
znacznie strategiczne, a stała się wielkimi koszarami (w swej głównej
części), natomiast w wysuniętym za rzekę przyczółku (Mała Twierdza, Malá pevnost)
urządzono więzienie polityczne.
Na zdjęciu poniżej kamień węgielny z tablicą wmurowaną 10 października
1780 roku.
Terezín to twierdza bastionowa w kształcie wieloramiennej gwiazdy, zgodna
z ówczesną modą i wiedzą. Składają się na nią ponad 3 kilometry murów
grubych na 30 metrów, 55 obiektów fortecznych naziemnych i prawie 30
kilometrów korytarzy łączących 136 obiektów podziemnych. Garnizon w czasie
wojny miał liczyć 11 tysięcy żołnierzy. Dzięki temu, że uniknęła zniszczeń
wojennych, przetrwała niemal w całości, a ponieważ od czasu budowy nie
przechodziła poważniejszych przebudowań, to jest pod względem swej
oryginalności unikatem.
Na trawiaste dachy murów i bastionów (tych drugich jest osiem) często można
wejść. Stamtąd fajnie patrzy się na zewnętrzne pasma obronne, jak i na
wewnętrzną zabudowę.
W tym miejscu znajdowała się kiedyś Brama Litomierzycka, jedna z czterech:
istniały dwie główne (rozebrano je przy zwiększającym się ruchu kołowym)
oraz dwie mniejsze, wodne, które nie zostały zburzone (taką widać na drugim
zdjęciu tego artykułu).
To z kolei parking muzeum poświęconego twierdzy i miastu. Instytucji
muzealnych działa w Terezínie znacznie więcej.
Pomiędzy środkowym a wewnętrznym pasmem pasą się kozy 😏.
Twierdza wykorzystywała skomplikowany system irygacyjny, który miał pomóc przy
ewentualnym oblężeniu. Uregulowano Ohrzę oraz tak przekształcono okolicę, iż
to teren i rzeka dostosowała się do potrzeb miasta, a nie odwrotnie. W razie
ataku obrońcy mogli zalać sztucznie powstałe baseny, jak i też fosy oraz rowy.
Paradoksalnie największe straty przyniosły Terezínowi nie działania ludzkie,
ale powódź z 2002 roku.
Każdy obiekt forteczny posiadał unikalny numer - większość z nich do dziś
widnieje nad bramami i drzwiami. W tym przypadku Red. 19 oznacza
Reduit, a po polsku reditę, wewnętrzną dodatkową mini-fortecę
w rawelinie numer 19.
Armia opuściła twierdzę dopiero w XX wieku. Pozostały po
niej dziesiątki budynków, przeważnie o sporych gabarytach. Wiele z nich
niszczeje, w innych zadomowiły się jakieś graciarnie, warsztaty (na
pomarańczowo zabudowany bastion nr 6).
Tutaj z kolei działa "Wyższa Szkoła Psychologii Stosowanej" (Vysoká škola
aplikované psychologie). Wygląda na taką, co to taśmowo produkuje "magistrów
do wszystkiego".
Najciekawsze okazały się dawne koszary drezdeńskie. Gmach jest
fragmentarycznie zawalony, ale nie to mnie przyciągnęło...
Nad budką strażników zachowało się piękne, starannie wykonane hasło:
VARŠAVSKÁ SMLOUVA ŠTÍT SOCIALISMU! "UKŁAD WARSZAWSKI TARCZĄ SOCJALIZMU" -
tak zapewne chciano to tłumaczyć, ale znaczenie może być dwuznaczne: "štít"
to przecież także szczyt, a więc skoro Układ Warszawski był szczytem
socjalizmu, to potem musiał nastąpić nieunikniony spadek 😛.
W szczytowym okresie ludność cywilna Terezína liczyła ponad siedem tysięcy
osób, obecnie zaś niecałe trzy. Widać to na ulicach - przechodniów
niewielu, sklepów również, knajpy mijałem chyba dwie... Za to pod marketem trwała mała libacja.
Sąsiadujące ze sobą budynki koszarowe oraz pojedyncze bloki z czasów
komunizmu. Czasem oko przykuje nietypowy detal (np. mundurowy uczący swego
syna czytać).
Na tym podwórzu musieli trzymać coś cennego, skoro na bramie wywieszono
tablicę z zakazem fotografowania.
Potężne i zaniedbane gmaszysko fortecznego składu żywności (głównie mąki,
soli, cukru i pieczywa). Wraz z drugim takim budynkiem mógł zapewnić
zaopatrzenie dla 70. tysięcznej armii przez trzy i pół miesiąca.
Magdeburská kasárna to dawne koszary jazdy.
Centrum miasta garnizonowego był, jak przeważnie w takich przypadkach, duży
plac (Náměstí ČSA). Stoją przy nim ratusz, kościół w stylu empire z
początku XIX wieku (to też bardzo częsta sytuacja w twierdzach), a na środku
leje się woda z fontanny.
Przejdźmy do mniej przyjemnych zagadnień: drugowojenna historia Theresienstadt zaczęła się w czerwcu 1940 roku, kiedy
to Gestapo otworzyło w Małej Twierdzy więzienie polityczne
(dotychczasowe na praskim Pankracu przestało wystarczać). Z kolei w listopadzie 1941
w mieście (czyli głównej części twierdzy) otwarto getto. Formalnie
nie był to więc obóz koncentracyjny, ale tak jest zazwyczaj
traktowany.
Getto w Terezínie było pod wieloma względami nietypowe. Przede wszystkim
funkcjonowało jako obóz zbiorczy dla Żydów z różnych stron: głównie z
Protektoratu Czech i Moraw, ale także z terenów dawnej Austrii, Rzeszy,
Holandii, Danii, a w późniejszym okresie również ze Słowacji i Węgier. Po
pobycie w Terezínie Żydzi kierowani byli zazwyczaj dalej, już do obozów
zagłady. Drugim celem przyświecającym nazistom była propaganda.
Theresienstadt przedstawiano jako modelowe miasteczko żydowskie, gdzie Naród
Wybrany mógł spokojnie żyć pod opieką Niemców. Z tego też powodu reżim bywał
tu niekiedy łagodniejszy niż w innych gettach, o obozach koncentracyjnych i
zagłady nie wspominając: uwięzieni ludzie po godzinach pracy mogli się
swobodnie poruszać po większości terenu, a rozdzielone rodziny spotykać.
Kwitło życie kulturalne i artystyczne, co związane było z faktem, że
trafiała tu żydowska elita: aktorzy, piosenkarze, politycy, nauczyciele,
działały więc orkiestry, teatry, kabarety, odbywały się koncerty. Prężnie
działał wewnętrzny samorząd, choć oczywiście ściśle kontrolowali go Niemcy. Jednocześnie warunki bytowe i tak były bardzo trudne:
przeludnione kamienice (z których wyrzucono dotychczasowych mieszkańców -
ale za skromnym odszkodowaniem) i budowane naprędce szopy i poarmijne
kazamaty, wilgoć, brud, zimno, niemożliwe do wyplenienia robactwo, brak
higieny, głód. Masowo szerzyły się choroby i to one były głównym powodem
śmierci (zbiorowe mordy raczej się nie zdarzały).
Propaganda jednak działała: w 1944 getto odwiedziła delegacja
Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i wyniosła pozytywne wrażenie, ale trudno
się dziwić, gdyż hitlerowcy odpowiednio Theresienstadt przygotowali: nadmiar
Żydów wywieziono do Auschwitz, wysprzątano ulice, odświeżono budynki,
pochowano strażników, pokazywano radosnych i najedzonych "mieszkańców". Pokłosiem tej wizyty było
nakręcenie filmu pod nieoficjalnym tytułem "Der Führer schenkt den Juden eine Stadt" ("Führer podarował Żydom miasto"). Reżyser Kurt Gerron (grał u
boku Marleny Dietrich w "Błękitnym Aniele") w ramach podziękowania wybrał się w podróż w jedną stronę do Oświęcimia...
Ogólnie przez cały okres funkcjonowania przez getto przewinęło się 140
tysięcy ludzi plus 15 tysięcy w ostatnim okresie wojny z "transportów
śmierci". W sumie holokaustu nie przeżyło 118 tysięcy, a w samym Terezínie
zmarło 35 tysięcy osób.
No dobrze, ale czemu w ogóle wybrano tę lokalizację? Powodów było kilka.
Gotowe miasteczko twierdzowe z obwarowaniami oraz budynki wojskowe
umożliwiały łatwe skoncentrowanie dużych mas ludzkich i ich kontrolowanie
(Terezína pilnowała załoga SS, czescy żandarmi - często pomagający
uwięzionym - oraz żydowska policja wewnętrzna). W pobliżu biegnie ważna
linia kolejowa z Pragi, do tego Theresienstadt leżał jeszcze w
Protektoracie, ale bardzo blisko granicy z Rzeszą (Litomierzyce).
To samo przyświecało wcześniejszej organizacji więzienia gestapo w
Małej Twierdzy. To ją chcemy zwiedzić, bo oprócz tragicznej historii można
się tam także przyjrzeć technice fortecznej. W drodze z rynku
przekraczamy Ohrzę, nad którą stoi budynek starego młyna.
I tam zachowała się pewna ciekawostka związana z zupełnie innymi
wydarzeniami, a mianowicie Praską Wiosną i interwencją radziecką: na murach
i ścianach widać napisy, zarówno w cyrylicy (bodajże "nie kontrrewolucji!")
jak i po czesku, adresowane do Ivana.
Na terenie dawnego basenu zalewowego, między główną a Małą Twierdzą, założono
po wojnie cmentarz (Národní hřbitov Terezín). Spoczywają na nim szczątki
około 10 tysięcy ofiar, już z ostatnich miesięcy funkcjonowania więzienia.
Chrześcijanie i żydzi. Nekropolia zrobiła na mnie spore wrażenie, potęgowane
jeszcze przez mroczną aurę.
Brama Małej Twierdzy.
Mój niesmak wzbudza fakt, iż zwiedzanie jest płatne i to niemało. Uważam, że
takie miejsca powinny być zawsze dostępne za darmo, zarabianie na czymś
takim jest co najmniej wątpliwe moralnie. Płatny wstęp może odstraszyć niektórych
potencjalnych zwiedzających, a powinno się nieustannie przypominać do czego
są zdolni ludzie, bo wielu zdaje się o tym zapominać...
W ramach biletu można się wybrać także na trasę z przewodnikiem. Zwykle nie
lubię takich form zwiedzania, ale tym razem postanowiliśmy zaryzykować i był
to dobry pomysł, bo trafiła nam się sympatyczna, inteligentna kobieta (to
wcale nie bywa normą w muzeach), w dodatku cała grupa liczyła... nas i ją
😏.
W przeciwieństwie do głównej twierdzy tutaj trzymano głównie gojów. 90% z
nich to Czesi i Morawianie, przeważnie członkowie ruchu oporu oraz nielegalnych
organizacji, politycy, żołnierze, urzędnicy i inni, którzy podpali
okupantom. Początkowo sami mężczyźni, po zamachu na Heydricha kierowano tu
także kobiety, pojawili się także przedstawiciele innych narodów: Sowieci,
Polacy, Francuzi, Brytyjczycy, Niemcy, a także kilkuset jeńców. Żydzi
pojawiali się raczej wyjątkowo, najczęściej za złamanie zasad panujących w
sąsiednim getcie. Theresienstadt także i w tym przypadku był jedynie
przystankiem do dalszej drogi, ale z 32 tysięcy więźniów około 2,6 tysiąca
zakończyło swój żywot w Małej Twierdzy z powodu chorób, wycieńczenia, głodu,
a niektórych rozstrzelano.
Na zdjęciach dziedziniec, na którym odpowiednio "witano" nowo przybyłych.
Kończy go brama ze znanym na całym świecie napisem.
Po bokach znajdują się pomieszczenia służby więziennej, niektóre umeblowane
(pani przewodnik nie gwarantowała, że meble są oryginalne). W wielu
miejscach nadal widnieją inne oryginalne napisy.
Kolejny dziedziniec otoczony celami zbiorowymi, pojedynczymi i izolatkami. W
zbiorowych mogło się gnieździć i kilkaset osób. W pojedynczych zdarzało się,
że spano na stojąco.
W salach unosi się dziwny zapach. Mam wrażenie, że nadal czuję mieszaninę
stęchlizny, potu, strachu, bólu i to raczej nie są omamy. A ponieważ jesteśmy
tu sami, nikt nas nie pogania, nikt nie wrzeszczy, więc ta cisza w połączeniu
z zapachem tworzy bardzo niepokojącą atmosferę.
"Prysznic" z lodowatej wody przed celami pojedynczymi (czyli dla
kilku-kilkunastu osób).
Wspominałem już, że również wcześniej Mała Twierdza służyła za więzienie
polityczne. Najsławniejszymi lokatorami byli uczestnicy zamachu na arcyksięcia
Ferdynanda, w tym ten, który w Sarajewie pociągnął za spust -
Gavrilo Princip. Trzymany w fatalnych warunkach zmarł na gruźlicę kości w kwietniu 1918 roku. Nie żal mi go ani trochę, ale obok jego celi
umieszczono tablicę mówiącą m.in. o tym, że "dla większości słowiańskich
mieszkańców Austro-Węgier był symbolem oporu przeciw Habsburgom, stał się
bohaterem dla Serbów oraz w Czechosłowacji". To typowa propagandowa bzdura -
owszem, Serbowie czczą swego mordercę-krajana, ale na pewno w ówczesnych
Austro-Węgrzech nie było wśród Słowian szerokiego poparcia dla jego czynu.
Owszem, wśród części Słowian południowych i części Czechów, ale cała reszta
bynajmniej nie była nastawiona do monarchii naddunajskiej wrogo. W 1914 roku
Austro-Węgry były jednym z najbardziej demokratycznych państw świata z
powszechnymi wyborami do austriackiej części parlamentu, niezależną prasą i
sądownictwem, gwarantującymi szereg praw dla swoich obywateli. Kraje powstałe
na ich gruzach rychło zmieniły się w dyktatury. Princip zabił dwoje niewinnych
ludzi, a historia zapewne zachichotała, gdyż akurat arcyksiążę miał plany
szerokiej przebudowy państwa i planował, że trzecim "narodem rządzącym" staną
się Słowianie południowi, których przedstawiciel go zamordował. Już nie
wspominając, że pośrednim następstwem zamachu była śmierć milionów w okopach.
Wracając do późniejszych czasów: więzienie posiadało własną łaźnię, lecz
nigdy nie została ona użyta, służyła jedynie do prezentacji w razie międzynarodowej kontroli. Z kolei "szpital" różnił się od zwykłej celi tym,
iż stały w nim łóżka i lekarze-więźniowie, natomiast lekarstw i sprzętu
medycznego nie uświadczano.
Wewnętrzne przestrzenie twierdzy oraz jedyny niski fragment murów,
wykorzystany do co najmniej jednej udanej ucieczki.
Kilkusetmetrowy korytarz w środku obwarowań, dzięki któremu szybko
przeniesiemy się w inne miejsce. Gestapo akurat z niego nie korzystało.
Na terenie dawnej strzelnicy austro-węgierskiego wojska od 1943 roku
wykonywano egzekucje. Największa (52 osoby) odbyła się kilka dni przed
likwidacją więzienia.
Jeden z kilku pomników, postawiony w pobliżu ogródka uprawianego przez
więźniów.
Tzw. czwarty dziedziniec, gdzie panowały najgorsze warunki i było
najbardziej tłoczno, ludzie cisnęli się jak bydło. Wiosną 1945 wybuchła tu
epidemia tyfusu, zbierająca żniwo także po zakończeniu wojny.
Theresienstadt został zajęty bez walki w maju 1945, personel uciekł kilka dni
przed wkroczeniem Rosjan. Szybko doszło do zmiany warty - na czwartym
dziedzińcu urządzono czeskie więzienie dla Niemców i podejrzanych osób
(oficjalnie: obóz internowania). Znaleźli się w nim głównie cywile, całe
rodziny z dziećmi. Terror zaczął przypominać ten sprzed kilku miesięcy:
zatrzymanych bito i zabijano, kobiety gwałcono. Po interwencji znanych lekarzy
warunki stopniowo poprawiły się, lecz i tak kilkaset osób nie dotrwało do
wywózek. Za komuny ten etap w historii Terezína był tematem tabu.
Żegnamy się z panią przewodniczką i idziemy pokręcić się jeszcze sami, bo
zajrzeć można w naprawdę wiele miejsc, cel, podwórek i tym podobnych.
Budynki administracji więzienia, mieszkania komendanta i załogi.
Strażnikom zapewniano dodatkowe rozrywki - mogli korzystać m.in. z basenu oraz
kina.
Żeby zobaczyć wszystkie miejsca związane z twierdzą i II wojną światową
potrzeba naprawdę dużo czasu. My i tak opuściliśmy muzea w samej miejscowości,
ale kolejnego dnia kontynuowaliśmy obchód.
W pobliżu południowej bramy we wnętrzach murów samorząd getta zorganizował
kolumbarium, gdzie w papierowych urnach składowano prochy spopielonych Żydów
(o krematorium jeszcze wspomnę). W 1944 na rozkaz SS urny zakopano na jednym z
pól, a później znacznie większą ilość wysypano do rzeki, zachowała się tylko
ich niewielka część. W sąsiedztwie znajdowała się także sień przedpogrzebowa,
gdzie rodziny mogły pożegnać swoich zmarłych (w obozach zagłady i
koncentracyjnych rzecz nie do pomyślenia).
Tory dociągnięto do twierdzy specjalnie na rozkaz komendanta getta, aby
strażnicy nie musieli się fatygować na najbliższą stację.
Na sam koniec udajemy się za teren twierdzy, na południe od właściwego miasta.
Znajdziemy tam cmentarz żydowski. W zbiorowych i pojedynczych grobach
pochowano około 9 tysięcy osób.
Gdy liczba zmarłych zaczęła rosnąć, Niemcy postanowili w 1942 roku wybudować
krematorium. Spopielono w nim większość ofiar getta, więzienia Gestapo,
a także nieboszczyków z niedużego obozu koncentracyjnego w Litomierzycach.
Mimo, że widziałem już krematoria w innych miejscach, to zawsze wywołują one
wstrząsające wrażenie.
Cmentarz żydowski powstał w pobliżu dotychczasowej nekropolii miejskiej, w
jego okolicy chowano także m.in. jeńców rosyjskich z Wielkiej Wojny. Kompleks
uzupełnia pomnik Armii Czerwonej z ogromnym sierpem i młotem.
----
Terezín położony jest kilka kilometrów na południe od Litomierzyc, od których
można dojechać komunikacją publiczną (autobus z dworca kosztuje 16 koron) lub
przejść się piechotą szlakiem rowerowym albo wzdłuż rzeki. Najbliższe stacje
kolejowe to właśnie Litomierzyce (Litoměřice město) i Bohušovice nad Ohří
(pociągi m.in. z Pragi).
Jeśli chodzi o samochód, to działa kilka płatnych parkingów (np. obok Małej
Twierdzy), natomiast parkowanie na ulicach było darmowe, podobnie jak przy
krematorium.
W 2020 roku łączony bilet wstępu (Muzeum Getta + Mała Twierdza + Koszary
Magdeburskie) kosztował 220 koron, natomiast tylko do Małej Twierdzy 180
koron. Cena ta zawierała oprowadzanie z przewodnikiem. Bez biletu można
zwiedzać kolumbarium, krematorium i kirkut. Mieliśmy szczęście, bo to był
ostatni weekend z czynnymi muzeami, potem wszystko zamknięto. Biorąc pod
uwagę, że spotkaliśmy jedynie garstkę innych zwiedzających, to na pewno krok ten pomógł w walce z
epidemią.
Aktualne informacje z Památníku Terezín znajdziemy
pod tym linkiem. Oprócz instytucji związanych z II wojną światową w Terezínie działa kilka
innych muzeów - m.in. nostalgii, samochodowe, geocachingu, Franciszka Józefa i
twierdzy. Kopalnią wiedzy o miejscowych fortyfikacjach jest
ta strona.
Bardzo ciekawa notatka - nigdy jakoś nie widziałem tak szczegółowych fotografii z Terezina.
OdpowiedzUsuńA samo miasteczko na fotkach sprawia wrażenie bardzo schludnego i zadbanego, jak na tak niewielką mieścinę.
No fotkach może, ale ja akurat odniosłem wrażenie, że dość sporo zabudowy jest zaniedbanej, zwłaszcza dalej od rynku ;)
UsuńSama twierdza jest bardzo ciekawa, ale historia tego miejsca-tragiczna. Wizyta w obozie koncentracyjnym zawsze robi na mnie wstrząsające wrażenie, ale trzeba te miejsca pokazywać i chronić. A co do haseł, to u nas na moście przez lata wisiało takie "ZSRR awangardą narodów". Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze około 2000 na tyłach jednego sklepu widniało "Jaruzelski Smok Wawelski" :D. Szkoda, że coś takiego znika, to taka sama pamiątka historyczna, jak wiele innych.
UsuńObozy to nie jest łatwa i przyjemna turystyka, ale jaka życiowa, niestety...
Pozdrowienia :)
Cóż za piękny i imponujący rekord podróży. Wzdrygam się również z przerażenia, czytając twoje wyjaśnienie o sypialnianej części tego bardzo dużego i zabytkowego zamku ..., musi być tam nawiedzony, gdy zapada noc. Nie można zaprzeczyć, że architektura fortu jest szczegółowa i niezwykle skomplikowana.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Indonezji.
Dodaję do miejsc, które koniecznie chcę odwiedzić - lubię takie "creepy" destynacje... :P
OdpowiedzUsuńW sensie lubisz straszne historie? :>
UsuńSą ludzie, którzy potępiają turystykę cierpienia/ofiar. Ale zwiedzanie tylko miejsc ładnych i przyjemnych to jakby patrzeć na świat tylko przez pryzmat reklam ;)
Strasznych historii samych w sobie nie, ale lubię (choć może czasownik "lubić" tu aż tak nie pasuje, jak bardziej "interesować się" ;) ) zwiedzać miejsca martyrologii - muzea w stylu Pawiaka czy Alei Szucha, obozy koncentracyjne, miejsca upamiętniające wojnę... Zresztą też bardzo dużo na takie tematy czytam. Wizyta w takich miejscach nie sprawia mi przyjemności w sensie turystycznym, ale porusza mnie emocjonalnie, sprawia, że czuję, że dowiedziałam się czegoś ważnego i potrzebnego, nigdy nie mam potem poczucia, że "o, kolejne muzeum odwiedzone"... :)
UsuńBędę tam niebawem. Usiłuje poznać historię twierdzy i jej stronę techniczną do czasów II wś. To jest kłopot, nawet numeracja obiektów fortecznych problemowa. Czasy obozowe bardzo utrudniają dotarcie do informacji.
OdpowiedzUsuńBo najważniejsza tam jest historia drugowojenna, starszą traktuje się po łebkach.
Usuń