Tradycyjnie grudniową porą podążam na zagraniczne
jarmarki bożonarodzeniowe i zazwyczaj udaję się do Republiki
Czeskiej. Tym razem wybrałem Pardubice (Pardubické Vánoční Trhy). Byłem
już tu na jarmarku w 2013 roku i wówczas bardzo mi się podobał, z nadzieją
więc jechałem i tym razem. Preferuję niezbyt oczywiste miejscówki na takie
imprezy, gdyż wtedy jest szansa, że nie zadepczą nas tłumy. Niestety, powtórna
wizyta w Pardubicach przyniosła pewna rozczarowania, ale po kolei.
Pardubicki jarmark odbywa się na rynku (Pernštýnské náměstí) - jest to bardzo
ładny plac otoczony urokliwymi kamienicami oraz pięknym, neorenesansowym
ratuszem. W środku stoi Kolumna Maryjna oraz oświetlone, wystrojone drzewko.
Jarmark rozpoczął swoją działalność w ostatnią niedzielę listopada, czyli w
pierwszą niedzielę adwentu. Potrwa, jak co roku, do 23 grudnia. Stanęło tu nieco ponad dwadzieścia budek oraz
scena, na której odbywają się różnego rodzaju koncerty, a także wyświetla się
filmy. Brzmi nieźle.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to brak ludzi! Pustki!
Zarówno w sobotnie wieczór, jak i przez całą niedzielę jarmark odwiedzało
niewiele osób. Frekwencja lekko zwiększała się po zmroku, lecz bez przesady.
Podobnie było w piątek. A przecież to są dni i terminy, kiedy powinno się kręcić najwięcej odwiedzających, rodziny z dziećmi i tym podobne. Nie żebym
narzekał na brak kolejek do stanowisk oraz brak ścisku - bynajmniej za tym nie
tęsknię. Po prostu tak niskie zainteresowanie świadczy, że coś jest nie tak,
gdyż nie sądzę, aby mieszkańcy Pardubic nagle stwierdzili, iż jarmarki
bożonarodzeniowe są bez sensu... Próżno też szukać zagranicznych turystów, co akurat uznaję za plus.
Co jest najważniejsze na takiej imprezie? Myślę, że większość osób zawoła
"grzańce"! W tym roku podstawowe wersje tego napitku, czyli
svařák (klasyczne grzane wino) oraz punč (mieszanka różnych
alkoholi) kosztowały 60 koron za kubek. Dużo czy mało? Dla porównania z
poprzednimi latami:
* 2021,
Praga
- 45 - 60 - wyjątkowo 70 koron,
* 2019,
Liberec
- 45 koron,
* 2018,
Zlín
- 30 - 40 koron,
* 2017,
Brno
- 30 - 40 koron,
* 2016,
Ołomuniec - 30 - 35 koron.
Nie da się zatem ukryć, że były to najdroższe trunki w historii i trudno się
dziwić: drożyzna, inflacja, a przy okazji chęć niektórych sprzedawców do
zwiększonych zysków nie pozostawiają złudzeń. Nie mniej taka cena (12 złotych)
to i tak taniej niż na polskich jarmarkach. Niestety, w Pardubicach
nie posiadali żadnych pamiątkowych kubeczków z kaucją, wszystko spożywa się w
jednorazowych plastikowych, choć zdobionych.
Alternatywą było podgrzewane wino z porzeczek (rybízové víno), bardzo
smaczne zresztą, za 55 koron. A także alkohole z dodatkowymi wkładkami, lecz
to już kosztowało 80-90 koron.
To jednak nie ceny mnie drażniły (choć portfel oczywiście bolał), ale brak
konkurencji! Kiedyś jarmarki bożonarodzeniowe, zarówno w dużych, ale i w
mniejszych miastach (a Pardubice to wszak stolica kraju, a więc nie zapadła
dziura), polegały na wędrowaniu pomiędzy poszczególnymi stoiskami i
porównywaniu cen, kosztowaniu gdzie lepsze, smaczniejsze, ciekawsze... Nie tym
razem! Napoje obsługiwała jedna lub dwie firmy (stylistycznie wyróżnić można
było dwa rodzaje punktów sprzedaży, lecz pracowali tam ci sami ludzie), więc
nie ma mowy o rywalizacji. Nawet lokale na rynku dostosowały swoje ceny do
jarmarcznych, mieliśmy więc klasyczną zmowę cenową. Smakowo także nie było
różnic pomiędzy stanowiskami (w jednym tylko punč sprawiał wrażenie
bardziej doprawionego procentami 😏), tak więc cały urok odkrywania nowych
doznań poszedł się paść... Na szczęście napoje były dość przyzwoite, zwłaszcza
punč. Istniała możliwość wrzucenia do płynu dodatków typu
ananas, maliny czy miśki, lecz za każdym razem trzeba się było o to prosić
przy zdumionych minach sprzedawców (najwyraźniej zakładali, że nikt się na to
nie skusi).
Znacznie gorzej wyglądała kwestia jedzenia. Jarmarki w Czechach to cała gama
produktów, które zazwyczaj można dostać tylko tam, gotują się w wielkich
garach i patelniach zachęcająco dymiąc. I w tym przypadku Pardubice to ogromny
zawód! Dominowały zwykłe, ordynarne fast-foody! Hot-dogi, hamburgery, pity,
gyrosy... Po najmniejszej linii oporu, zupełnie do grudniowej atmosfery nie
pasujące!
Co oprócz tego na ciepło? Wyjątkowo skromnie. Smażone
čínské nudle s kuřecím masem (makaron "chiński" z kawałkami kurczaka), grube bramboráki, langosze,
kiełbaski i mięso "od diabła". No i "serki góralskie", gdyż od kilku lat także
Czesi traktują je jako must have. I to właściwie tyle. Fakt, że
gastronomia poszła cenowo wyżej niż napoje, także nie poprawiał humoru, choć
tego się spodziewałem.
Chwała Dzieciątku, ale nie zabrakło trdelníka, bo byłoby już naprawdę słabiutko 😏. To w sumie jedyne przypadki, gdzie tworzyły się
kolejki, zarówno do budki, jak i do lokalu w kamienicy specjalizującej się w
tym przysmaku. Ceny zaczynały się od 70 koron, co akurat nie stanowi tak
dużego wzrostu w porównaniu z okresem sprzed pandemii (wówczas zazwyczaj 50 -
60 koron).
Jeśli chodzi o inne produkty: można było nabyć "węgierskie" mięsa i kiełbasy,
"słowackie" sery, jakieś ryby, pierniki (Pardubice z nich słyną), trochę
słodyczy. Z rzeczy niejadalnych kapcie, ciuchy z wełny lub nie, kalendarze
oraz elementy do zdobienia domów.
Najbardziej fotogeniczny sprzedawca - przez cały dzień fajka w gębie, ręce w
kieszeniach, a biznes się kręcił 😏.
Program artystyczny przewidywał w weekendy projekcję czechosłowackich filmów
rodzinnych oraz koncerty, zazwyczaj jeden dziennie. Oczywiście miały to być
jakieś miejscowe, amatorskie zespoły, czasem chór dziecięcy, czasem grupowe
śpiewanie kolęd. Nam trafiło się trzech dziarskich staruszków o nazwie
Isbina grających i śpiewających covery legend rocka, głównie Beatlesów. Całkiem
miło mi się wyginało w takt znanych dźwięków, lecz byłem w mniejszości - pod
sceną stało może z piętnaście osób, bawiło się pięć, a w przypadku pozostałych
można stwierdzić, że śnięte ryby są bardziej żywe. Nic dziwnego, że po wybiciu
umówionej godziny, panowie pożegnali się i zniknęli, nawet nie myśląc o
bisie...
Z rzeczy praktycznych: ustawiono kilka zadaszonych stolików oraz kilkanaście
nieosłoniętych. Liczne kosze na śmieci i worki sprawiały, że żaden syf nie
pałętał się po bruku. Co ważne - nie zabrakło darmowych toalet! Co prawda w
formie trzech toi-toi, lecz zawsze! Mogłoby się wydawać oczywiste, że na
takich imprezach muszą występować, lecz od kilku lat ciągle były z nimi jakieś
problemy - a to płatne, a to w centrum handlowym, które wcześnie zamykano, a
to konieczność proszenia o wpuszczenie do restauracji, a to zupełny brak, co
oznaczał wizyty... w bramach.
Po zmroku wszystko nabierało uroku w świetle lamp i przytłumionych kolorów
odbijających się z kamienic. Całość prezentowała się bardzo atrakcyjnie pod
względem wizualnym, więc wielka szkoda, że organizatorzy (lub sprzedawcy)
poszli na łatwiznę w kwestii asortymentu. A może po prostu nie było chętnych
na większą i bardziej zróżnicowaną ofertę?
Wyjazdu do Pardubic bynajmniej nie uważam za stracony. Trzeba tylko mieć
świadomość, że to nie Praga, Brno, Ołomuniec i inne miasta z jarmarkami, gdzie
naprawdę można było poszaleć. Ale jeśli ktoś chce zobaczyć całkiem ładną
miejscowość i połączyć to z wypiciem grzanego wina, to jak najbardziej.
Jednak w przyszłym roku raczej wybiorę się do miejscowości, gdzie będzie
większa szansa na konkurencję i wybór pomiędzy stoiskami.
-----
Podsumowanie jarmarku w Pardubicach:
+ lokalizacja w ładnej scenerii,
+ brak kolejek do stoisk, brak problemów z wolnym miejscem przy stoliku,
+ grzańce całkiem smaczne,
+ bezpłatne toalety w formie toi-toi,
- brak konkurencji, zmowa cenowa w przypadku napoi,
- bardzo słaba oferta gastronomiczna,
- słabe zainteresowanie mieszkańców imprezą, klimat gdzieś umyka.
Wybrane ceny:
* svařák, punč - 60 koron,
* grog, miodówka, rum, śliwowica, inne procentowe - od 40 do 60 koron,
* wino porzeczkowe - 55 koron,
* grzane napoje bezalkoholowe (dětský punč), gorąca czekolada - 50
koron,
* kiełbasa "od diabła" - 100 koron za naprawdę duży kawałek,
* mięso z ogniska - 99 koron za 100 gram,
* makaron "chiński" - 100 koron za porcję,
* trdelník - od 70 koron,
* langosz - 120 koron,
* párek v rohlíku - 40 koron,
* placek kartoflany - 100 koron,
* grilowany serek - 50 koron (1 sztuka), 90 koron (2 sztuki),
* zdobiona jemioła - 60 koron.
Porównując z cenami ze śląskich jarmarków - z Katowicami, Opolem i Wrocławiem - są to niemal w każdym przypadku nadal niższe wartości.
Program i wieści z jarmarku oraz z imprez towarzyszących znajdziemy
pod tym adresem
- działa co roku.
I jeszcze garść informacji praktycznych na rok 2022:
* dojazd samochodem jest nieskomplikowany - najlepiej przez Kudowę - Zdrój,
następnie Náchod (w dni powszednie mogą tworzyć się korki z powodu polskich
tirów, a w weekendy z powodu czeskich klientów polskich targowisk) i drogą
numer 33 w kierunku Hradca Kralove. Absolutnie nie ma potrzeby wjeżdżać na
płatną autostradę, należy jechać równolegle aż do ronda, gdzie
wjedziemy na szosę numer 11. Na obwodnicy Hradca Kralove wypatrujemy znaków na
Pardubice i numeru 37, a dwie stolice krajów łączy szybka dwupasmowa droga, w
większości posiadająca status ekspresówki. Dojazd z Nachodu powinien przy
normalnym ruchu zająć około godziny.
* parkowanie w centrum Pardubic jest płatne -
https://www.dpmp.cz/dalsi-sluzby/parkovani-v-pardubicich.html. Niektóre okolice przez cały tydzień, inne niedzielę mają wolną. Godzina
kosztuje przeważnie 20-30 koron.
* komunikacja autobusowa i trolejbusowa działa sprawnie -
https://www.dpmp.cz/cestovani-mhd/tarif-jizdneho-mhd.html. Bilet jednorazowy kosztuje 19 koron w biletomacie, natomiast u kierowcy 30
koron.
* dworzec kolejowy położony jest na zachód od rynku i oddalony jest o niecałe
dwa kilometry.
Niby trochę już po Czechach pojeździłem ale do Pardubic jeszcze nie dotarłem. Faktycznie rynek może się podobać, bardzo ładne kamieniczki i ratusz. W takich okolicznościach grzane wino pewnie smakowało. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, grzańce odpowiednio łechtały kubki smakowe, zwłaszcza po zmroku ;) Pozdrowienia!
UsuńObávám se, že lidé se (nejen) o Vánocích koncentrují spíše v nákupním centru Atrium a v jeho okolí, ne tolik v historickém středu města kolem Pernštýnského náměstí. Je to škoda, ale co naděláme. Osobně bych doporučoval prohlédnout si Wernerovo nábřeží a zámek, i když tam bude ještě méně lidí.
OdpowiedzUsuńJinak jízdenka se dá zaplatit přímo v autobusech nebo trolejbusech pouhým přiložením platební karty. Není třeba to řešit s řidičem.
Zámek a další atrakce Pardubic budou v jinem článku ;) Na zámku bylo trochu lidi, protože bylo pěkné počasí.
UsuńBohužel - nákupní centrum Atrium je ošklivé, a tam bylo příliš mnoho lidí :|
Podczytuję z uwagą, gdyż mam mocne niedobory w zwiedzaniu czeskich miasteczek. Na jarmark świąteczny się tam nie wybiorę, ale może na wiosnę? Pobliski Hradec Kralove też wygląda interesująco.
OdpowiedzUsuńO Hradcu Kralove tu już kiedyś pisałem - bardzo ładne miasto, choć o nieco innym charakterze, bo tam jest bardzo dużo czechosłowackiego międzywojennego modernizmu. I oryginalna rusińska cerkiew drewniana ;)
UsuńW Pardubicach też jeszcze nie byłem. Ładne te okolice rynku, a wieczorem nabiera to wszystko zupełnie innego wymiaru. Szkoda jednak, że gastronomicznie tak bez polotu, oraz jak opisałeś- zainteresowanie dość znikome. Może po prostu trafiłeś na jakiś wyjątkowo "słaby" frekwencyjnie dzień? ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie to był cały słaby frekwencyjnie weekend ;)
Usuń