W piątek wstaję o czwartej. O piątej jestem w autobusie, o szóstej w pociągu. Od tego czy będzie on punktualnie zależy skąd ruszymy na Babią, gdyż w Krakowie na przesiadkę mam całe dziewięć minut. Jeśli się uda to jedziemy do Zawoi Policzne, a jeśli zug się spóźni, to pozostaje kurs na Markową. O dziwo, pociąg wtacza się na krakowski dworzec nawet chwilę przed czasem. Pędzę na MDA, gdzie czeka już Kasia i pakujemy się do pustego busika.
Po ponad dwóch godzinach wysiadamy w Zawoi Policzne. Wiosna atakuje w pełni: słońce praży, na asfalcie zalega paskudna breja, a jedyna zwarta warstwa śniegu rozciąga się pod smutno kołyszącymi się kanapami nieczynnej kolejki na Mosorny Groń.
Na Krowiarkach jeden parking jest zajęty, ale drugi pusty, zatem kompletu turystów nie ma. O dziwo, nie działa kasa z biletami wstępu. Babiogórski Park Narodowy odpuścił taki zarobek?
Zarzucamy plecaki i wmaszerowujemy na Główny Szlak Beskidzki. Mamy dziś do pokonania ponad tysiąc metrów przewyższeń, ale chyba pierwszy odcinek do Sokolicy jest najbardziej stromy, a przynajmniej takie mamy wrażenie.
Wokół nas nadal króluje zima, choć słońce w połączeniu z temperaturą
powoduje przyspieszone topienie śniegu leżącego na drzewach i co chwilę
słychać huk spadających kawałków. Czasem są to wielkie bryły lodu,
więc strach przystawać, aby nie oberwać w łeb.
Podejścia i zejścia.
Bardzo mi się podoba to zdjęcie - wspinaczka w naprawdę wysokich górach 😊.
Już wiemy, że z dalekich widoków nici, o panoramie Tatr można zapomnieć.
Główny szczyt coraz bliżej, a chmur coraz więcej.
Wreszcie jest Diablak. Ostatni razu byłem na nim prawie cztery lata temu.
Frekwencja się zwiększyła, lecz nie przeraża - w sumie kilkanaście osób. Nie ma też prawie wiatru. Rozkładamy się za murkiem, a ja kręcę się po okolicy w oczekiwaniu na pojawienie się słońca. Co prawda przez krótką chwilę sypał śnieg, ale wkrótce w chmurach powinna pojawić się dziura.
Z zainteresowaniem przyglądam się głównemu słupkowi granicznemu - widać wyraźnie, że przebieg granicy został "przebity" na nową wersję.
Słupek ten, podobnie jak wiele w Beskidzie Żywieckim, pochodzi z czasów II wojny światowej i wyznaczał granicę słowacko-niemiecką. Już wspominałem, że Słowacja anektowała wtedy całą Orawę, więc granica ciągnęła się do Krowiarek, a po 1945 roku przywrócono stan przedwojenny i wykuto kolejną kreskę.
Pomnik arcyksięcia Józefa Habsburga, pierwszej ważnej persony, która weszła na Babią Górę. A w tle Polica.
Wszystko co fajne szybko się kończy, zatem pora ruszać dalej, gdyż mamy jeszcze sporo do przejścia.
Na zachodnich zboczach Babiej śniegu mniej, zerwał się też wiatr. Ale dzięki słoneczku kolory są lepsze.
Przełęcz Brona i Mała Babia Góra. Na tę drugą początkowo
chcieliśmy nawet wejść, ale ostatecznie ją odpuściliśmy na rzecz uzupełnienia
zawartości brzuchów.
Zejście do przełęczy momentami jest strome i śliskie, Kaśka zalicza dwa i pół
wywrotki, mnie udaje się przebrnąć bez bliskiego spotkania z ziemią.
Świeże ślady po narciarzach.
Na Bronie po stronie słowackiej stoi bałwan. Robimy krótką przerwę, uwieczniamy po raz ostatni Diablaka i zaczynamy schodzić, a właściwie zsuwać się w dół czerwonym szlakiem. Jakieś bałwany (a może właśnie ów słowacki?) urządziły sobie na nim zabawy z dupolotami, więc jest on tak wyślizgany, że nawet w raczkach czy nakładkach normalne zejście staje się niemożliwe...
Na szczęście po chwili się wypłaszcza i już na spokojnie dreptamy pod schronisko na Markowych Szczawinach. Oprócz nas przy stoliku siedzi tylko jedna rodzinka z dwójką dzieci, bardzo zainteresowanych naszymi kijkami, raczkami i... moją frotką.
W schronisku można zamówić jedzenie oraz picie, lecz... nie można skorzystać z toalety. Genialny patent na zafajdanie całej okolicy, zapewne w weekend będzie tu masa ludzi i każdy zostawi coś po sobie w najbliższych krzakach. Z takim debilizmem nie spotkałem się nawet w ubiegłym roku, kiedy to obiekty górskie także sprzedawały tylko na wynos. A jesienią Markowe nie były takie konsekwentne w przestrzeganiu przepisów...
Kupujemy żurki ("zaraz dam cieplutkie", ale cieplutkie nie były) oraz piwa (które dla odmiany szybko stają się lodowate). W ogóle temperatura zaczęła się obniżać, więc to znak, że nie możemy siedzieć zbyt długo.
Wchodzimy na Górny Płaj pod stokami Małej Babiej Góry. Są śpiewające ptaki i zmieniające swe kolory słońce.
Idąc z Krowiarek na Babią spotkaliśmy kilkadziesiąt osób. Na szczycie kilkanaście. Na odcinku do schroniska kilka, a teraz już nikogo. W ogóle tego szlaku używa niewielu turystów, co widać po słabiej wydeptanej ścieżce.
Czarna Hala - jedyne miejsce nie porośnięte w całości lasem.
Zachód słońca zastaje nas na Żywieckich Rozstajach.
Niebo pozbyło się wszystkich chmur, zatem nawet po zachodzie jest jeszcze na
tyle jasno, że przez jakiś czas możemy się poruszać bez latarek. Piękny,
spokojny wieczór...
Mijamy przełęcz Jałowiecką Południową, a następnie Północną, gdzie według podziału Jerzego Kondrackiego kończy się Beskid Żywiecki, a zaczyna Beskid Makowski. Pozostało ostatnie podejście, na szczęście niezbyt długie, na Mędralową. Mędralowa znana jest z dwóch rzeczy - to najbardziej wysunięty na północ punkt Słowacji (Mędralowa Północna) oraz posiada na polanie całkiem dobrze zachowany szałas (przy Mędralowej "właściwej"). I w nim właśnie będziemy spać.
Siadamy sobie wygodnie przy piecyku, konsumujemy napoje rozgrzewające, a przy
okazji się dowiedziałem, ile naprawdę mam lat. Ogień za szybą przyjmuje różne
dziwne kształty.
Regulamin BgPN wiele wyjaśnia :) ja się zdziwiłem odwrotnie, że pobierali kasę w ostatni weekend listopada...
OdpowiedzUsuń"Opłaty za wstęp pobierane są w okresie od ostatniego weekendu marca do 30 listopada każdego roku. Opłaty, o których mowa powyżej uiszcza się w formie wykupu biletu wstępu jednorazowego w miejscach pobierania opłat."
Super malkontenci w szałasie :)
Aaa, czyli następnego dnia już byśmy zapłacili haracz :D Zawsze to zaoszczędzone na pół piwa w Markowych ;)
UsuńLudzie z szałasu byli mało szałasowi ;) Ale za to mieli profesjonalny sprzęt do wędrówki :D
Każdemu wedle potrzeb. Ty tradycyjnie przecierasz górskie szlaki a mnie znowu wywiało na Kaszuby ;-)
OdpowiedzUsuńMam zdecydowanie bliżej w góry niż na Kaszuby, więc tak się mogę tłumaczyć ;)
UsuńNigdy zimą na Babiej nie byłem. Twoja relacja pokazuje, że jest tam wspaniale o każdej porze roku. Co do zamkniętych toalet, to pewnie w ten sposób chcą użyźnić ziemię wokół schroniska przed wiosenną wegetacją roślin.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nawóz nawozem, ale te dodatki w postaci papierów i innych elementów...
Usuń