środa, 5 lipca 2017

Beskid Żywiecki (i Makowski) klasycznie: Diablak - Głuchaczki

W dniu zakończenia roku szkolnego postanowiłem w duecie z kumpelą skoczyć w końcu gdzieś w polskie Beskidy. Po krótszym i dłuższym namyślaniu zaproponowałem Żywiecki w wersji klasycznej z najwyższymi szczytami tego rejonu. Nie oponowała.

A za klasyką mocno już się stęskniłem i chciałem przypomnieć sobie wędrówki sprzed lat, kiedy to pasmo żywieckie często mnie widywało, gdy przemierzałem tamtejsze szlaki.

Początek wyprawy stanął pod znakiem potężnej ulewy w Krakowie, po której miasto stanęło w jednym gigantycznym korku. Nasz busik wyjeżdżał ze stolicy królów z dobre półtorej godziny, następnie doszło jeszcze kilka remontów i w efekcie na parking w Zawoi-Markowej dotarliśmy dopiero przed 17-tą. Plus był z tego taki, iż kasa była już zamknięta i nie trzeba było płacić haraczu Babiogórskiemu PN 😉.


Przywitał nas dziadek na wózku. Mieszkał w najbliższym domu i pewno z nudów udawał się na początek szlaku, aby zaczepiać turystów 😛. Na szczęście nie był namolny, a nawet dość sympatyczny, często powtarzając "tak to bywa panowie" 😏.

W tych okolicach ostatni raz byłem jeszcze w poprzedniej dekadzie, pod koniec lata 2008 roku, więc już kompletnie pozapominałem jak wyglądają szlaki. A ten od Markowej przez pierwszy kilometr przypomina szeroką i płaską drogę leśną, częściowo z resztkami asfaltu.


We wiacie przy Pośrednim Borze robimy postój. Zauważyłem, że obok wybudowali drugą chatkę, z zamykanymi drzwiami. Ciekawe po co? A ogólnie najbardziej charakterystyczny element krajobrazu to setki składowanych pni drzew. Ta część Parku Narodowego wygląda jak normalny las gospodarczy - co chwilę przecinają ścieżkę rozjeżdżone przez ciężki sprzęt drogi, pełno błota i syfu, widać po bokach kolejne sterty przygotowane do wywózki...

Szlak zaczyna piąć się pod górę. Spora jego część to wyłożony kamieniami chodnik. Chyba dość niedawno jest w takim stanie, bo dookoła pełno tabliczek z informacjami o remoncie pod nazwą "UTRWALENIE UZYSKANYCH EFEKTÓW EKOLOGICZNYCH W BABIOGÓRSKIM PARKU NARODOWYM POPRZEZ OPTYMALIZACJĘ SYSTEMU UDOSTĘPNIANIA TERENU PARKU DLA TURYSTYKI". Co za bełkot.



Około 19-tej dodreptujemy do celu, jakim są Markowe Szczawiny. Podczas mojej ostatniej wizyty budynek nowego schroniska dopiero był wznoszony. I tak jak twierdziłem wówczas to stwierdzę i dziś: ładny to on nie jest.


Do brzydkich też bym go nie zaliczył, po prostu bezpłciowy klocek bez duszy. Jadalnia jak w pensjonacie. Noclegi do tanich nie należą, w bufecie już zwyczajna drożyzna. Ściany cieniutkie, słychać bardzo dokładnie sąsiadów, a mieliśmy w pokoju obok trójkę młodych tatusiów z bachorami.

Ale nie skreślam kompletnie tego obiektu - ciepła woda przez całą dobę, mają do dyspozycji suszarnię, kuchnię turystyczną z wrzątkiem dostępnym non stop i schowek na przedmioty, co wcale nie jest normą w bardziej klimatycznych obiektach.

Na szlaku spotkaliśmy kilka osób i taka skromna frekwencja jest również w schronisku. Dzień później, w sobotę, wszystkie miejsca w pokojach były już zarezerwowane.

Około 3-ciej w nocy wracając z kibelka widzę na dworze światła czołówek - to jakaś ekipa wybiera się na Babią Górę powitać wstający dzień. Wysiłek prawdopodobnie poszedł na marne, ponieważ zgodnie z zapowiedziami miało być o tej porze pochmurnie i chmurzysto.

Kilka godzin później pogoda była już znacznie bardziej łaskawsza.


Po szybkim śniadaniu także wyruszyliśmy na najwyższy szczyt polskich Beskidów - na lekko, plecaki zostały w piwnicy. Było stosunkowo wcześnie, więc na razie szlaki jeszcze niezbyt zatłoczone, ale dosłownie z każdą minutą przybywało od dołu ludzi.

Najpierw szybki szpil Górnym Płajem zabezpieczonym od lewej strony belką drzewa, chroniącą przed niebezpiecznymi zachowaniami.


Potem żegnamy się ze szlakiem niebieskim i rozpoczynamy stopniowe gramolenie się w kierunku Perci Akademickiej. Tędy szedłem kiedyś tylko raz i to w nocy, teraz za dnia bardzo mi się podoba ten chodnik.



Powoli las zaczyna odsłaniać coraz więcej skośnych ścian źlebów.


Wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy i inne zabezpieczenia. Co prawda w tych warunkach większość z nich jest tutaj niepotrzebna, ale zawsze dobrze czegoś się złapać 😉.



Panorama jaka się przed nami rozpościera nie jest zbyt imponująca, co wynika z kiepskiej przejrzystości. Najlepiej widać wyciąg na Mosorny Groń. Obok Cyl Hali Śmietanowej. Na lewo szczyty Pasma Jałowieckiego (Jałowiec i Magurka) oraz Lachów Groń. Ale to wszystko w odległości 10 kilometrów. Dopiero za nimi słabo się prezentujący Beskid Mały z Leskowcem i Łamaną Skałą.


Zaczynają nas wyprzedzać grupki ludzi. Zwłaszcza w przypadku jednej rodzinki (starsi rodzice plus syn w wieku +/- 25 lat) mamy problem, ponieważ regularnie blokują bardziej newralgiczne miejsca. Ojciec koniecznie chce uwieczniać każdy chwyt za łańcuch i każde podciągnięcie się. Potem jeszcze i ja muszę mu udokumentować, jak dzielnie pokonuje kolejne skałki.


Niebezpieczeństwa się kończą, szczytowanie coraz bliżej. Widać, że w dole zaczyna robić się tłoczno, grupa pościgowa coraz liczniejsza.




Spotykam tatę z małym synkiem schodzącym z góry.
- A pan wie, że to jest szlak jednokierunkowy? - zagaduję.
- Taak, kiedyś był, ale teraz u góry nie ma żadnej informacji o zakazie, są normalne znaki na zejście - odpowiada. - Dużo się pozmieniało od czasu, gdy tu byłem kilkanaście lat temu.

Moim zdaniem nie dużo, bo nadal część użytkowników gór to osoby posiadające bardzo duże problemy ze wzrokiem i mózgiem.


Już prawie jesteśmy. Spojrzenie w kierunku doliny...


...i zza grań, na Pilsko. Z tej perspektywy wydaje się ono mniejsze od Lipowskiej i Rysianki.


Nagle względny spokój się kończy: na szczycie Diablaka spory tłumek. Najwięcej dotarło od strony Krowiarek.


Mamy pełny przekrój najnowszej odzieży turystycznej.


Proszę wąsatego człowieka o zdjęcie zdobywców na tle obelisku ustawionego przez Węgrów w 1876 roku, upamiętniającego wizytę arcyksięcia Józefa Habsburga. To chyba najwyższy punkt góry.


Z pozostałości historycznych to pierwszy raz zauważyłem płytę z okresu międzywojennego na cześć głównego zamachowca majowego a obok podpis wandala z 1927 roku ;).


Między ludźmi ustawił swoje stanowisko krótkofalowiec, zagadujący eter w różnych językach. Pytam się go później z jak daleka złapał sygnał; mówi, że na pewno z Hiszpanii i Wysp Brytyjskich, a być może nawet i z Syberii.


Widoczność w żadną stronę nie powala. Tereny za Jeziorem Orawskim praktycznie giną w niebycie.


Zdecydowanie najbardziej malowniczo prezentuje się Mała Babia Góra i przełęcz Brona.


Robi się coraz gęściej, więc postanawiamy dyskretnie się oddalić z Teufelspitze.


Schodzenie to sycenie wzroku w kierunku zachodnim.



Z tej strony Diablak wygląda jak wielka kupa kamieni naniesiona przez turystów.


Dopiero po oddaleniu zaczyna przypominać dzieło natury ;).



Przy punkcie widokowym za Kościółkami siedzi matka z nastoletnią córką.
- Gdyby ten szczyt był bliżej, to byśmy tam poszły. Ale niee, to jest za daleko. Przedtem wyglądało to bliżej.

Z tego miejsca ładnie prezentuje się Polica.


Niektórzy jednak wolą fotografować co innego 😉; a potem tyle wypadków przez te selfie.


Na przełęczy Brona krótki postój. Nie będziemy wchodzić na Małą Babią Górę, złazimy do schroniska po nasze plecaki.


Pod PTTK-iem frekwencja oczywiście liczniejsza niż rano, lecz udaje nam się znaleźć stolik w cieniu. Dla nabrania sił zjadamy frytki i uzupełniamy płyny.


Wędrówkę z obciążeniem kontynuujemy czerwonym GSB, który trawersuje główną grań. Nigdy jeszcze nim nie szedłem, a teraz wydaje się idealny, ponieważ aż do najbliższej przełęczy niemal nie ma podejść.


Pod koniec ubiegłej dziesięciolatki szlak na kilka lat zamknięto z powodu osuwiska. Mapy przy schronisku są tak aktualne, że nadal opisują go jako remontowany. Spadająca ziemia i kamienie zniszczyły kilkuset metrowy odcinek, mniej więcej tam, gdzie na zdjęciu stoi Neska ;).


Tak jak się spodziewałem - tłumów tutaj już nie spotykamy, mija nas w sumie kilkanaście osób. Ale coś za coś - większość pokonujemy w lesie, jedynie z zarastającej Hali Czarnej coś widać.


Na Żywieckich Rozstajach natknęliśmy się na ostatnią większą (kilkuosobową) grupę turystyczną tego dnia. Wróciliśmy też do zielonego szlaku granicznego.


Przełęcz Jałowiecka Południowa to granica BgPN z niedużą wiatą oraz dużą tablicą pełną groźnych zakazów i nakazów. Przełęcz Jałowiecka Północna to z kolei dawny szlak przemytników - od bydła po zapalniczki i tytoń (stąd Tabakowe siodło). Jest to także granica między Beskidem Żywieckim a Makowskim według podziału Jerzego Kondrackiego, którego zawsze się trzymam, wchodzimy więc w nowe pasmo 😛.

Przy czarnym szlaku na Czatożę można jeszcze raz spojrzeć na Babią Górę.


Po słowackiej stronie co jakiś czas na drzewach znajdują się niebieskie oznaczenia. Ten szlak miał zostać zlikwidowany, podobnie jak usunięto polskie szlaki graniczne dublujące się ze słowackimi. Stan oznaczeń zdaje się to potwierdzać, bowiem niemal wszystkie są już słabo widoczne, od dawna ich nie odnawiano. A tymczasem spotykamy świeże (z 2015 lub 16 roku) tabliczki z czasami przejść!


Czyżby jednak go nie zlikwidowano? Może Słowacy już zakładają, że Polska wyleci albo wyjdzie z EU i Schengen i wolą się zabezpieczyć na przyszłość?? Co ciekawe, na części map (również najnowszych) go naniesiono, na innych (w tym hiking.sk) już nie.


Podejście pod Mędralową (Modrálová) ma ostrą końcówkę, ale na szczęście jest dość krótkie. Tabliczka słupkowa znajduje się jednak nie na właściwej Mędralowej (1169 metrów) lecz na niższym wschodnim szczycie (1150), który jest najdalej na północ wysuniętym punktem Słowacji.


Samego głównego szczytu w żaden sposób nie oznaczono (poza zarośniętym słupkiem geodezyjnym), co dość dziwne, biorąc pod uwagę, że to najwyższa góra Beskidu Makowskiego. Jednego dnia zaliczyliśmy dwa punkty z listy Korony Gór Polskich  😛 .

Na Mędralowej jestem pierwszy raz i nie wiem czemu, ale sądziłem, że to dość wybitny szczyt i do tego widokowy. A to w sumie dawna polana pasterska.


Szałas na hali jest jednym z bardziej znanych w Beskidach. Zachowany w przyzwoitym stanie (zwłaszcza pięterko), gdyż od czasu do czasu remontowało go SKPB i inni górołazi. W środku był nawet piec, ale ukradli go "biedni ludzie".


Pora na obiad i relaks :).


Okoliczne góry widać de facto tylko z jednej strony: na prawo Jałowiec i Beskidek (z polaną), na lewo Lachów Groń, w środku Leskowiec. Gdzieś ze skraju czai się Potrójna.


Gdy zbieramy się do dalszej drogi przychodzi dwójka chłopaków na nocleg, potem jeszcze dojeżdża para rowerzystów, którzy też szukają jakiejś miejscówki.


Zaczynamy schodzić, momentami robi się stromo. Kolory nieba zmieniają się w coraz bardziej wieczorne.



Na przełęczy Głuchaczki (Hluchačky) wracamy do Beskidu Żywieckiego, wizyta w Makowskim była zatem krótka ;). Od strony słowackiej nominalnie prowadzi żółty szlak, który często używany jest jako skrót dla turystów idących od Babiej Góry (już także w okresie międzywojennym). Nominalnie, bo w terenie kompletnie brak znaków.


Jesteśmy coraz bliżej dzisiejszego ostatecznego celu, gdyż słychać odgłosy pił i kosiarek. Tymczasem znów widać Pilsko.


Nocować będziemy w bazie namiotowej Głuchaczki. Co prawda oficjalnie rozpoczyna działalność dopiero od jutra, ale kontaktowałem się z opiekunką i powiedziała, że można pojawić się już dzisiaj, kiedy trwa jej rozstawianie.


Część namiotów jest już w gotowości, inne dopiero czekają na swoją kolej. Praca wre również przy wiacie, na której wymieniany jest dach. Lada moment podłączą wodę do kranu i pod prysznic. 


Wieczór spędzamy przy ognisku 😊.


4 komentarze:

  1. Całkiem niezła wycieczka, widoki tez niczego sobie mimo nie najlepszej przejrzystości powietrza :) To schronisko wygląda z zewnątrz jak dosyć drogi pensjonat, PTTK wyłożyło fundusze na jego budowę? Normalnie nie uwierzę ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to obiekt PTTK-u. Oni potrafią wyłożyć kasę, jeśli widzą w tym swój interes - Hala Miziowa pod Pilskiem to gabarytowo niemal hotel, budowali to wiecznie i za grube pieniądze... Problem zaczyna się, kiedy trzeba doinwestować obiekty mniej popularne :P

      Usuń
  2. I tak się Wam udało ... nie zostać zadeptanym. Z zasady nie chodzę na Babią latem. Chociaż ostatnio to i w innych porach roku trudno o chwilę ciszy czy to na szlaku czy na szczycie.Ale jeszcze się zdarza. Co do schroniska - byłem tam tylko raz i więcej tam nie będę. Tak samo nijakie jest nowe schronisko na Pilsku. I nie chodzi o bryłę - jest szkaradna , ale o atmosferę - której nie ma. I raczej mieć nie będzie. To jest już typowy MOP jak na autostradzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Miziowej przynajmniej jest alternatywa do spania, przy Babiej nie ma. Mimo wszystko chyba jednak Babia wydaje się trochę sympatyczniejsza od Miziowej... W piątek mieliśmy wieczorem spokój, przy sobotnich tłumach człowiek czuł się jak na deptaku jakimś ;)

      Usuń