poniedziałek, 21 grudnia 2020

Góry Bardzkie: Szeroka Góra, Kłodzka Góra, Bardo i trzy kalwarie.

Położone na styku Dolnego Śląska i ziemi kłodzkiej Góry Bardzkie nie należą do pasm bardzo popularnych wśród turystów. Owszem, są na nich miejsca z większą frekwencją odwiedzających, ale ogólnie ludzie raczej wybierają inne części Sudetów. W moim przypadku jest podobnie: doszedłem do wniosku, że tak naprawdę nigdy po Górach Bardzkich... nie chodziłem! Owszem, raz kiedyś okrążyłem spacerkiem Fort Ostróg na Ostrej Górze, ale trudno uznać to za pełnowartościową wizytę. W listopadzie postanowiłem to zmienić, aby wymazać niektóre białe plamy na mej sudeckiej mapie.

Ponieważ na wycieczkę wybraliśmy się w szerszym gronie, w tym z dwójką dzieciaków, trasa musiała być w miarę krótka i niezbyt wymagająca. W przedpołudnie 11 listopada, w szary i pochmurny dzień, zaparkowaliśmy na przełęczy Kłodzkiej (Neudecker Pass). To najbardziej położona na wschód część Gór Bardzkich i przełęcz oddziela Sudety Środkowe od Wschodnich (a konkretniej to Bardzkie od Rychlebów/Gór Złotych). Jest tu również granica ziemi kłodzkiej i Śląska - będziemy się wzdłuż niej poruszać przez niemal całą drogę w stronę najwyższego szczytu.

Z leśnego parkingu wchodzimy na niebieski szlak. Najpierw ścieżka ma łagodne oblicze...


 ...ale szybko zaczyna się gwałtownie piąć w górę! Najostrzejsze podejście przytrafiło się już na samym początku, co towarzystwu niezbyt się podoba 😏.


Zdobywamy pierwszy wierzchołek dzisiejszego dnia - leżącą kilkadziesiąt metrów od szlaku Podzamecką Kopę (Passberg, 614 n. p. m.). Widoki (na Góry Złote za przełęczą) zapierają dech w piersiach.

Szlak co chwilę schodzi w dół, po czym pcha się na kolejną górkę. Alternatywą jest biegnąca z boku droga omijająca te nierówności. Dziewczyny, dzieci i Bastek decydują się na skorzystanie z jej usług, natomiast ja z Regisem dzielnie cisnę na następne podejścia.

Szczyt numer dwa to Grodzisko (Burggraben - Berg, 734 metry). Nazwa ta i poprzedniej góry sugeruje, że w przeszłości mogła się tu znajdować jakaś warownia.

O ile punkt szczytowy Podzameckiej Kopy leży po kłodzkiej stronie, o tyle Grodzisko centralnie na granicy. Drzewa w tle zdjęcia to Śląsk, ja stoję na ziemi kłodzkiej. Widoczny w dole słupek oznaczał koniec dóbr wioski Podzamek (Neudeck), natomiast z drugiej strony wyryto inicjały opata zakonu cystersów z Kamieńca Ząbkowickiego (Camenz), do którego należały grunty w śląskiej części góry. Informacje te podaję za blogiem zajmującym się wszelkimi słupami granicznymi i tym podobnymi: Ścieżką w bok.

Szczyt numer trzy - zalesiona jak poprzednie Jelenia Kopa (Hirschkoppe, 747 metrów n.p.m.). Gdzieś stamtąd pokazał się nasz główny dzisiejszy cel.

Poniżej znajduje się przełęcz Trzy Granice (Drei Grenzen). Sądziliśmy, że spotkamy tu resztę ekipy, bo w końcu szli łatwiejszą ścieżką, lecz ich jeszcze nie ma. Dzwonimy: nie wiedzą, gdzie są... fajnie. Może już minęli to miejsce? Wkrótce jednak słyszymy z oddali głosy i cała banda gramoli się pod górkę.

  Gdzie by teraz pójść? Może na Laski?

Tak naprawdę mamy do wyboru dwie opcje: Szeroka Góra i Kłodzka Góra. Ta ostatnia do niedawna była uznawana za najwyższy szczyt Gór Bardzkich, co mnie trochę zdziwiło, bo nawet w terenie można odnieść wrażenie, iż Szeroka jest wyższa. Błąd ten może sięgać nawet XIX wieku, kiedy to Niemcy z jakiegoś powodu pomylili wysokość obu gór i źle oznaczyli je na mapach (tak wniosek wysunięto m.in. na wspomnianym już wcześniej blogu). W Polsce nie robiono dokładnych pomiarów i dopiero jakiś czas temu postanowiono je zmierzyć - według nich Szeroka jest o kilka metrów wyższa od Kłodzkiej. Nie zmienia to faktu, iż w Koronie Gór Polski (a także Koronie Sudetów) nadal widnieje Kłodzka Góra - prędzej chyba piekło zamarznie, niż w KGP ktoś zdecyduje się zmienić listę.

Zgodnie z palmą pierwszeństwa zaglądamy najpierw na Szeroką Górę. Według Wikipedii jej niemiecka nazwa to Glatzer Berg, lecz na mapach widnieje Der breite Berg, czyli dokładnie tak samo jak po polsku. Różnie podawane są też wysokości: raz 765, raz 766 metrów. Oznaczenie szczytu jest specyficzne, bo w postaci talerza anteny satelitarnej.


W ogóle na wszystkich mijanych szczytach wiszą tabliczki wykonane w amatorskiej formie z ręcznymi napisami. Ewidentnie to dzieło jakiś zapaleńców, bo na pewno nie PTTK. Ktoś też z własnej inicjatywy przedłużył na Szeroką żółty szlak z Kłodzka, co spotkało się z oburzeniem części turystów. No bo to prawdziwy skandal, taka samowola!

Pamiątkowe zdjęcia pod satelitą i z rozgrzewaczami - w końcu jest chłodno i wilgotno 😏.

Najwyższy szczyt leży na Śląsku, zdetronizowany na ziemi kłodzkiej. Kłodzka Góra (Glatsenkoppe, 757 metrów n.p.m.), pomimo utraty swego statusu, nadal pełni rolę celebryty. Z podsłuchanych rozmów wynika, iż wiele osób nie wie, iż nie przebywają na najwyższym wzniesieniu Bardzkich. Możliwe, że w ramach pocieszenia Kłodzka Góra została obdarowana wieżą widokową. To nowiutka konstrukcja z lata tego roku. I całkiem spora.

Panorama z najwyższej platformy jest bardzo okazała. Przynajmniej tak wynika z zamieszczonych tam zdjęć, bo nasze przeżycia są zgoła inne.


Nie wszyscy od mojej ekipy weszli na górny poziom. Nie pomagały okrzyki: "kto nie wchodzi, ten za PiSem!". Woleli się zdekonspirować, niż pokonać lęk wysokości. Hasła podziałały za to na innych, bo wpadli na schody z takim impetem, że prawie doszło do bijatyki.
- Panie, co pan się pcha, przepuśćcie nas!
- Człowieku, najpierw pozwala się ludziom zejść.
- Gówno prawda, ja mam pierwszeństwo!
- Na czerwonym też wjeżdżasz?
- #%@@&&!
Ostatnie pytanie mogło być retoryczne, bowiem na parkingu stało czarne BMW i możliwe, że zadałem je właśnie kierowcy z tego wozu. Na szczęście pan uprzejmy raczył się oddalić.


Jak już pisałem - pomimo, iż Kłodzka Góra aktualnie nie dzierży zaszczytnego tytułu najwyższej, to pod względem popularności Szeroką deklasuje. Tam nikogo, tutaj - kilkadziesiąt osób. Niewątpliwe główny magnez stanowi wieża. Oprócz niej i wyciętego lasu nie ma żadnej innej infrastruktury (pomijając kilka podejrzanych ławek). Podobno rozpisany jest już przetarg na budowę wiat. Z jednej strony rozumiem, że pieniądze publiczne powinny być wydawane w sposób przejrzysty, z drugiej - w tym kraju miliony przepieprzane są w chamski sposób, a na postawienie jakiejś pierdołki czeka się miesiącami...

Liczyłem, że na szczycie uda się zrobić ognisko. Nie musieliśmy nawet tego robić, gdyż jedna z rodzin zdążyła już rozpalić swoje, do którego ochoczo dołączali się kolejni ludzie, znosząc drzewo i nabijając wuszty na patyki.



Rozmowy siłą rzeczy schodzą na temat koronawirusa. Podejrzewam, że jakby w tym momencie na Kłodzkiej Górze pojawił się jakiś przedstawiciel rządu i zaczął głosić hasła o izolacji i lockdownie, to zostałby niechybnie spalony na stosie.

Do samochodu wracamy nie szlakiem, ale zachodnią odnogą Singieltracku Glacensis. Poruszanie się nim pieszo jest jak najbardziej legalne, choć trochę ryzykowne, uznaliśmy jednak, że przy takiej pogodzie nie spotkamy zbyt wielu rowerzystów, no i mieliśmy rację. Co ciekawe - ruch pieszych dozwolony jest jedynie w kierunku zjazdu. To akurat bez sensu, przecież znacznie lepiej widać nadciągający rower z naprzeciwka, a nie zza pleców!



Wycieczka udana, bo odwiedziliśmy nowe miejsca, ale pogoda nie była zbyt łaskawa. Półtora tygodnia później zapowiadano zupełnie inną aurę, niebo miało być czyściutkie. W tym samym składzie znów udaliśmy się w Góry Bardzkie, w samo ich serce: do Barda (Wartha). Tym razem to nie żadne pogranicze dwóch krain, a wyłącznie Dolny Śląsk.

Początkowo wydawało się, iż ten dzień rzeczywiście będzie bardzo słoneczny, więc radośnie robię zdjęcia w pobliżu parkingu i uwieczniam Nysę Kłodzką, bazylikę oraz kamienny most.


 
Zaraz potem nadciągają chmury, które przyczepiają się okolicy jak kupa do psiego tyłka. Takie przepowiednie pogody mają wartość planów prezentowanych przez ministerstwo zdrowia...

W powietrzu czuć lekki mróz, kałuże są zamarznięte, więc nie ma co tracić czasu, tylko trzeba się rozgrzewać. Między innymi wędrówką, zatem kierujemy się na południe od miasta, na połączone szlaki koloru niebieskiego i zielonego. Prowadzą one jarem wzdłuż niewielkiego potoku, gdzie w latach 30. XIX wieku ustawiono Drogę Krzyżową kończącą się na szczycie. Droga ta stanęła na tzw. "niemieckiej" ścieżce pątniczej. Oprócz niej na górę można się było dostać ścieżką "polską" i "czeską", lecz tę ostatnią zlikwidowano już w 19. stuleciu, bo była ponoć zbyt niebezpieczna dla pielgrzymów.
 
 
Bardzka kalwaria jest znacznie bardziej rozbudowana od tradycyjnej - rozpoczyna ją  "Przepowiednia Symeona". To jedna z kaplic Siedmiu Boleści Maryi, odnoszących się do życia matki Jezusa - to jakby równoległa Droga Krzyżowa, a jej obiekty mają trochę inny kształt. Obok stacji dostrzegamy dwa stare nagrobki dziecięce, które służą chyba jako coś w rodzaju... płotu. To również jedne z nielicznych pamiątek pisarstwa po dawnych mieszkańcach, bowiem wszędzie indziej niemieckich napisów pozbyto się bardzo dokładnie.

Kolumna Maryjna tak wtopiła się w otoczenie, iż początkowo sądziliśmy, że to drzewo 😛.

Idziemy dalej, stopniowo nabierając wysokości.


Przy trzeciej stacji Siedmiu Boleśni (nie mylić ze stacjami Drogi Krzyżowej, gdyż tych minęliśmy już siedem 😏), skręcamy w boczną ścieżkę, zapraszającą...

...do reliktów średniowiecznego zamku. Prawdopodobnie była to jedna z dwóch warowni znajdująca się kiedyś w Bardzie (drugą ulokowano w dolinie, gdzie dała początek miastu). O historii tej niewiele wiadomo, ale zapewne jej upadek związany jest z wojnami husyckimi. W kolejnych stuleciach o ruinach zapomniano, a odkryto je ponownie pod koniec XIX wieku. Dokładniejsze badania archeologiczne przeprowadzono dopiero w schyłkowym PRL-u, a to co widzimy obecnie to efekt prac z tamtego okresu, gdy wyeksponowano pozostałości murów oraz wieży.



Po powrocie do kalwarii natykamy się na źródło Marii (Marienbrunnen). Tutejsza woda znana jest od 300 lat, podobno ma właściwości uzdrawiające (jako jedyny odważnie jej skosztowałem, lecz nie poczułem się wcale lepiej). Kapliczkę wzniesiono w 1893 roku, a scenę z Jezusem i Samarytanką namalowano dwa lata później, aczkolwiek obecny rysunek jest inny od oryginalnego, więc musiała powstać jego nowa wersja.


Fragmenty ścieżki zostały "poprawione" - pojawiły się schody, a nawierzchnię wyłożono drobnymi kamykami.


Oprócz nas kręci się po lesie trochę osób, ale tłumów nie ma. Jedna para przyciąga wzrok: nawet tutaj chodzą szczelnie okryci maseczkami, mimo, że nikt się do nich nie zbliża. To już chyba jakaś forma choroby psychicznej...

Ta okolica Gór Bardzkich nie obfituje w widoki, ale jest jeden wyjątek.


W sierpniu 1598 roku po długotrwałych opadach Nysa Kłodzka wezbrała tak mocno, iż podmyła część zbocza. Osuwające się skały i ziemia na pewien czas zablokowały rzekę, co spowodowało powódź i zalanie Barda. Ówczesna katastrofa stała się jednak rozwiązaniem korzystnym dla przyszłych turystów, którzy mogą dziś oglądać wijącą się Nysę oraz miasteczko. Obryw bardzki ma wysokość około 90 metrów i uznaje się go za największy w Sudetach. Jak zwrócono mi uwagę na forum sudeckim - obryw ten w rzeczywistości jest osuwiskiem.

Zabytkowa zabudowa: bazylika, klasztor ojców dyrektorów, rynek i mosty nad rzeką.

Widać namacalnie gdzie kończy się ładna pogoda, a gdzie zaczyna front chmurowy, nadciągający od strony Kłodzka.


Między drzewami dostrzegam kolejną Drogę Krzyżową otaczającą ogródki działkowe. Zajrzymy tam na sam koniec dnia.


 Oczywiście w takim miejscu nie mogło zabraknąć krzyża.

Z obrywu skalnego idziemy przez pewien czas szlakiem zielonym, gdzie nieustannie należy patrzeć pod nogi.

Szlak mocno kręci, aż w końcu na jednym z rozdroży zmieniamy go na trasę rowerową. Zwykłą, nie żaden singletrack.


Na rowerowym jesteśmy zupełnie sami. Trasa ta obchodzi dookoła Kurzyniec (Hahnenschleife), robimy duże kółko.

Na przecince pokazują się inne góry - tam chmur nie ma w ogóle. Pierwsze wrażenie - Śnieżnik! Ale nie, to za blisko! W rzeczywistości podziwiamy Jawornik Wielki, a na lewo Borówkową z wystającą nad drzewami wieżą.

Druga, skromniejsza Droga Krzyżowa na "polskiej" ścieżce pątniczej. Biegnie w poprzek szlaków, więc korzystamy z niej, aby szybciej wdrapać się na Bardzką Górę (zwaną też Górą Kapliczną i Kalwarią, a po niemiecku Warthaberg oraz Kapellenberg).


Bardzka Góra mierzy 593 metry, zatem nie zdobywamy dziś monstrualnie wysokich szczytów. Tę "niskość" rekompensuje mnogość spotykanych obiektów. Na Bardzkiej Górze stoi kaplica Matki Bożej z początku XVII wieku. To do niej udawali się pielgrzymi ze wszystkich stron.


Kaplicę wybudowano w miejscu, gdzie w 1400 roku miała się objawić Maryja. Po tym jak uniosła się do nieba w skale zostały ślady stóp i rąk. Faktycznie za budynkiem leży jakiś kamień, ale ponoć to rekonstrukcja, bo wcześniejszy pielgrzymi... rozłupali, aby wziąć do domu. Ciekaw jestem w jaki sposób można zrekonstruować skałę?
 
 
Robimy popas połączony z konsumpcją kanapek, kabanosów i ciepłej herbaty. Potem schodzimy główną Drogą Krzyżową. Niektóre stacje wymagały wspomagania.



W dolnych partiach zmieniamy trochę trasę i znów odbijamy na znaki rowerowe, które wyprowadzają nas na skromny punkt widokowy na zboczu Brony (Brunnu). W przeszłości był on mniej zarośnięty.

Pod nami stuletni klasztor urszulanek. Zdecydowanie w Bardzie jest bardzo religijnie.

Wychodzimy na ulicy Krakowskiej, gdzie od razu czuć smród z kominów. Każę się uwiecznić z bidonem w ręce i na mostku prowadzącym donikąd.

Równolegle do ulicy znajdują się tory kolejowe linii Wrocław-Kłodzko. W kierunku stolicy ziemi kłodzkiej znikają one w tunelu, którego wlot dokładnie lustrujemy.

Stacja kolejowa Bardo Śląskie. Drewniany budynek stacyjny przechodzi aktualnie remont.



Etap górski zakończyliśmy, ale to jeszcze nie koniec zwiedzania. Samochodami podjeżdżamy do centrum, aby trochę się tam pokręcić.
 
Bardo to bardzo stara miejscowość, pierwsza wzmianka o nim pojawia się już w kronikach z XI wieku. Sto lat później pojawili się tu joannici, później augustianie, a w 1301 roku cystersi z Ząbkowic i byli oni właścicielami miasta aż do sekularyzacji w czasach pruskich. W XX wieku ich miejsce zajęli redemptoryści, do których należy bazylika - sanktuarium maryjne.


Na ulicach pustki. Na niewielkim rynku nie ma wręcz nikogo.


Wielką radość wzbudza znalezienie miejskiego szaletu. Tylko minimalnie mniejszą sklep z piernikami. Wypiekano je w Bardzie co najmniej od XV wieku (Warthaer Pfefferkuchen), po wypędzeniach Niemców tradycja ta zanikła, ale kilka lat temu reaktywowała ją grupa pasjonatów. Ceny wysokie.


Kręcimy się tu i tam... Zaglądamy na gotycki most, a właściwie jego rekonstrukcję, gdyż średniowieczną przeprawę wysadził w 1945 roku wycofujący się Wehrmacht. To była jedna z niewielu wojennych strat miasta. Podczas odbudowy usunięto figurę Nepomucena, ponownie stanęła ona tu rok temu. W końcu na Dolnym Śląsku Nepomucen stać musi!




Ruiny młyna nad brzegiem Nysy. Powyżej Dom Rekolekcyjny sióstr marianek. Przez wiele lat mieścił się w nim także dom dziecka, ale niedawno zakonnice stwierdziły, że im zbyt ciasno i dzieciaki trafiły do innych placówek.

Na tym słupie ogłoszeniowym zapewne wisiały jeszcze orędzia Adolfa.


Bardo to jedne z najmniejszych miast w Polsce; mieszka w nim ledwie dwa i pół tysiąca ludzi. Przy takiej małości tym widoczniejsza staje się obecność kościoła katolickiego. Dwa zakony żeńskie, jeden męski, bazylika, kościółek na Bardzkiej Górze, dwie kalwarie górskie. I trzecia w samej miejscowości - tzw. Droga Różańcowa na Górze Różańcowej. Jej pomysłodawcą był przeor redemptorystów, który na początku 20. stulecia wykupił spory teren i zaczął tam wznosić kolejne obiekty. Powstało w sumie kilkanaście kaplic, każda w unikalnym stylu i wyglądzie. Pierwsze pochodzą z 1904 roku, przedostania z 1936 lub w 1939, a potem projekt przerwano z powodu wojny i zmian granicznych. Z pierwotnego planu nie powstały cztery kaplice, lecz w 1990 roku Polacy jedną z dołożyli - Ukoronowania NMP.


Żeby zobaczyć resztę ruszamy na ostatni spacer, tym przyjemniejszy, że niebo oczyściło się z chmur.


Idziemy od tyłu, więc jako pierwszą oglądamy Kaplicę Zesłania Ducha Świętego i Zmartwychwstania. To typowy neogotyk z czerwonej cegły. Rozmiary budynków przypominają mniejsze kościoły.


Kaplica Ukrzyżowania z pamiętnego 1933 roku ma formę otwartej kompozycji rzeźbiarskiej.

Neoromański domek z apsydami to Kaplica Dźwigania Krzyża. Dla odmiany jest jedną z najstarszych (1905 rok).


Ciekawie prezentuje się Kaplica Cierniem Ukoronowania - kamienna baszta z blankami, mająca kojarzyć się z brutalną siłą.

Kamienną postać ma również nieduża Kaplica Modlitwy w Ogrójcu.

W tym przypadku mam skojarzenia z synagogami w stylu mauretańskim i to nie przypadek - Kaplica Znalezienia w Świątyni.

Kaplica Ofiarowania w Świątyni - skromna, otynkowana i ośmioboczna. Jako ostatnia wybudowana przez Niemców.

W rzędzie mamy jeszcze Kaplicę Narodzenia, zaprojektowaną przez Ludwiga Schneidera, autora wielu kościołów na Górnym i Dolnym Śląsku.


W ten pobożny sposób zakończyliśmy wizytę w Bardzie i okolicy. Wycieczka (ta i poprzednia) była dobrym przykładem, iż nie trzeba zdobywać wysokich szczytów, aby ciekawie spędzić dzień. Rozdziewiczyłem Góry Bardzkie, wpadł także kolejny punkt na liście Korony Polskich Gór 😊.


14 komentarzy:

  1. Góry Bardzkie warte są "każdych pieniędzy", bardzo lubię to pasmo. Na KG odkąd postawili wieżę jeszcze nie byłem, ale mam wizytę zakodowaną.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i uświęciłeś się tymi dróżkami maryjnymi oraz Drogą Krzyżową tak, że sam ojciec dykrator byłby z Ciebie dumny. Oj byłby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że byłby dumny dopiero po tym, jakbym mu przekazał maybacha ;)

      Usuń
  3. Bardzo mnie zaciekawiło to miejsce widokowe na Bardo. Chętnie zaliczyłbym spacer na pokazany taras. Latem wracając z Kudowy zrobiliśmy w Bardzie krótki postój, ale ze zwiedzania to tylko byliśmy w bazylice. Mam nadzieję, że następnym razem zobaczymy więcej, jest tam sporo ciekawych miejsc.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obryw jest łatwo dostępny, jakieś pół godziny drogi od parkingu. Trochę pod górę, lecz nic strasznego ;)

      Usuń
  4. Kłodzka i Szeroka Góra to było zwieńczenie i ostatni dzień mojego super urlopu w Sudetach:)
    Te kapliczki i Obryw Bardzki są super, pierwszy raz o tym czytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc sam do tej pory o nich nie słyszałem, dopiero szukając miejsca na wyjazd wpadły mi w oko :)

      Usuń
  5. Kłodzką Górę odwiedziłem w tym roku na wschód słońca, bo nowa wieża mnie zachęciła. Byłem mocno zawiedziony tym, że na szczycie w sumie nic nie ma z infrastruktury turystycznej. Myślałem, że jak postawili wieżę, to chociaż jakiś stół czy wiatka powstała przy okazji. A tu nic nie ma, jedynie placek wyciętych drzew dookoła. W takim razie muszę śledzić temat, czy tam coś postawią jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć mają być jakieś wiaty, a to oznacza, że powstanie potencjalna miejscówka na nocleg :) Bo na tej wieży to średnio chciałoby mi się spać.

      Usuń
    2. No nie, ta wieża do spania to się nadaje bardzo słabo. Jedynie przy bezwietrznej pogodzie można spróbować.

      Usuń
  6. No...ładne te widoczki z platformy nad obrywem. Widok na tę część Przełomu Bardzkiego może się podobać. Dokładniejsze zwiedzenie Barda i najbliższych okolic tego pasma mam w planach, podobnie jak dotarcie do nowo wybudowanej wieży na Kłodzkiej. Zdaje się, że aktualnie należy ona do najwyższych tego typu konstrukcji w Sudetach. Tak czy inaczej, potencjał widokowy ma spory.

    Z tą infrastrukturą to oczywiście poważna wtopa. Podejrzewam że "turyści" z BMW, tudzież innych modnych wehikułów tam zajeżdżających, raczej śmieci ze sobą zabierać nie będą. Zatem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja osobiście uważam, że w takich miejscach powinny stać kosze na śmieci. I nie przekonują mnie argumenty, że "prawdziwy turysta zniesie je ze sobą". Nieprawdziwy wyrzuci w las. Ale może część się zreflektuje i wrzuci do kosza. Zawsze to mniej syfu. A Lasy Państwowe po tym co wyczyniają z wycinkami to na brak funduszy nie mogą narzekać i mogą opróżniać takie kosze regularnie - zwłaszcza, że na Kłodzką dojechać terenówką można, skoro zbudowano wieżę.

      Usuń
  7. Byłem krótko w Bardzie przejazdem trzy lata temu i obiecuje sobie, że przy okazji może się kiedyś uda je odwiedzić. Jednak ten obryw skalny i widok rozkłada na łopatki. Jakoś gdzie indziej nie było o tym wzmianki. Czas kiedy nie ma liści na drzewach jest odpowiedni na wycieczkę do Barda.
    Dzięki wielkie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń