Na powitanie najlepiej nadaje się most Friedensbrücke przerzucony nad Szprewą, skąd jest piękny widok na starówkę i pozostałości obwarowań.
Kamienny kościół zwie się Michaeliskirche i pochodzi z XV wieku. Na
lewo od niego Alte Wasserkunst, renesansowa wieża wodna, która wydaje
się krzywa i to nie tylko wina obiektywu. Kolejna, młodsza wieża wodna,
wznosi się na prawo.
Nad miastem góruje katedra św. Piotra, z kolei żółty obiekt w środku to ratusz.
Budziszyn, choć położony w Saksonii, uznawany jest także za nieformalną stolicę Górnych Łużyc i jest jednym z centrów kulturowych Serbołużyczan. W związku z tym na budynkach użyteczności publicznej, dworcu oraz przy nazwach ulic umieszczone są tablice w języku łużyckim. Wszystko to wydaje się jednak jedynie dekoracją, ponieważ nie słychać, aby ktokolwiek go używał w normalnych rozmowach. Podczas wizyty nie usłyszeliśmy go ani razu, również łużyckie napisy nieurzędowe prawie nie istnieją. Łużyczanie oczywiście tu żyją, ale wielowiekowa germanizacja i asymilacja sprawiła, że stali się niewielką mniejszością w swojej ojcowiźnie (szacuje się, że stanowią ledwie 5-10% mieszkańców Budziszyna).
Taka ciekawostka językowa - pomimo, że nazwa "Bautzen" pojawiła się już w 16. stuleciu, to jednak aż do 1868 roku miasto oficjalnie nazywało się "Budissin".
O tym, że znajdujemy się także na terenie dawnego NRD przypomina sygnalizacja świetlna z charakterystycznymi Ampelmännchen - "ludzikami ze świateł" 😊.
Schodzimy nad Szprewę. Stąd wieża wodna robi nawet większe wrażenie niż z mostu.
Mühltor - najmniejsza ze średniowiecznych bram. Wybudowana w XV wieku po dwukrotnych napadach husyckich na miasto.
Pora na najważniejszy zabytek sakralny - wspominaną na początku katedrę św. Piotra. Kościół jest najstarszy na Górnych Łużycach i jednym z najstarszych i największych w całej Saksonii. Wybudowany został w miejscu starszego parafialnego, a oficjalnie konsekrowano go w 1221 roku.
Niezwykłość świątyni polega na tym, iż jest tzw. kościołem symultanicznym, czyli używanym przez dwa różne odłamy chrześcijaństwa, w tym przypadku rzymskich katolików i ewangelików. Kościoły takie istnieją przede wszystkim w Niemczech, w innych krajach to rzadkość (choć zdarzają się w Polsce takowe cerkwie, a najsłynniejszymi obiektami na świecie są bazylika w Betlejem oraz bazylika Grobu Bożego w Jerozolimie).
Budziszyńska katedra oficjalnie ma taki status od 1543 roku. W uproszczeniu wygląda to tak, iż prezbiterium z ołtarzem głównym należy do katolików, a główny korpus do luteran. Każde wyznanie ma za to swoje własne organy (ale do siebie dopasowane brzmieniowo 😏).
Część ewangelicka: ambona, empora organowa i "loża książęca", z której książę nie korzystał.
Katolicki ołtarz główny i ewangelicki ołtarz boczny.
Epitafium poległych w 1870 roku - na wojnie z Francją, a także jeden na Bliskim Wschodzie.
Budziszyńskie wieże dawnych murów miejskich: od lewej Schülerturm, Wendischerturm oraz Reichenturm.
Ta ostatnia, Bogata wieża, rzeczywiście jest krzywa - jej odchylenie
od pionu wynosi 144 centymetry. Barokowe zwieńczenie przyozdobiono herbami Elektoratu
Saksonii oraz miejskim. Choć równie dobrze może to być herb Łużyc, gdyż są
takie same.
Na szczycie działa punkt widokowy, więc płacę kilka euro i włażę po kilkuset schodach na górę. Panorama miasta całkiem sympatyczna.
To wygląda jak wielka prowizorka 😏.
Reichenstraße - główny deptak Budziszyna.
Wendischer Turm oraz białe dawne koszary, obecnie urząd finansowy.
Trochę nowej zabudowy w południowych dzielnicach plus zielone wzgórza Pogórza Łużyckiego (Lausitzer Bergland).
I jeszcze spojrzenia na trochę dalsze okolice - niebieska tafla sztucznego zbiornika Talsperre Bautzen i horyzont z kominami elektrowni Boxberg.
W drodze do samochodu zaglądam jeszcze na rynek, gdzie uchowała się fontanna z ciekawymi rytami po bokach.
Ratusz z XVIII wieku w prawie pełnej krasie.
Na kolejnej z wież obronnych (Lauenturm) zobaczymy płaskorzeźbę z konnym
przedstawieniem Alberta I. Monarcha ten, podobnie jak jego bratanek Fryderyk
August III, ostatni dotychczasowy król Saksonii, zmarł w swojej śląskiej posiadłości pod
Wrocławiem.
Wizytę w centrum zakończyliśmy, ale przed opuszczeniem miasta zajeżdżamy jeszcze do dzielnicy Seidau (Židow). Do 1922 roku była to samodzielna wioska, obecnie geograficznie bliskie przedmieście, lecz znacznie tu spokojniej niż na nieodległej starówce. Niska zabudowa, szkoła, dzieciaki szalejące po boisku i kaplica na zboczu dawnego grodziska.
Ładny stąd widok na zamek oraz domki nad Szprewą.
Nekropolia jest cicha, uporządkowana i zadrzewiona. Przechadzamy się pustymi alejkami przyglądając się nagrobkom. Wiele z nich (w przypadku nowszych większość) nie posiada żadnych religijnych symboli.
Ha! Czyli Kloss jednak istniał naprawdę! Zawsze w to wierzyłem.
Jedyny grób z napisami po serbołużycku. Ale nie ma się co dziwić, spoczywa w nim jeden z przywódców łużyckiego odrodzenia narodowego Jan Arnošt Smoler oraz jego rodzina.
I na tym zakończymy wycieczkę po Budziszynie. Miasto na pewno warte jest
kilkugodzinnych odwiedzin, zwłaszcza, że można do niego łatwo i szybko dotrzeć
autostradą spod granicy.
Ciekawe miasto, nie spodziewałem się aż tylu zabytków. Mieliśmy je w planach, gdy odwiedzaliśmy Drezno, ale brakło czasu a potem jakoś się nie składało. Tym postem przypomniałeś mi o dawnych planach i może trzeba do nich wrócić. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńW sumie ja się spodziewałem, bo Niemcy są pod tym względem bardzo niedoceniane. Mimo ostatniej wojny to została tam masa zabytków, oczywiście w NRD trochę mniej, bo komuniści średnio o to dbali, ale i tak znacznie więcej niż na Ziemiach Wyzyskanych, gdzie po wojnie często zniszczono więcej niż w czasie przechodzenia frontu.
UsuńW samej Saksonii to można by pewnie jeszcze znaleźć sporo takich miast. Oby w niedalekiej przyszłości szło je spokojnie zwiedzić. Pozdrowienia :)
Niesamowite miasto. Widać, że chyba nie było mocno zniszczone w czasie ostatniej wojny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :) Chyba dobrze znasz język niemiecki, ze to wszystko obczaiłeś ;)
Myślę, że częściowo zostało odbudowane, choć z drugiej strony nie wiadomo ile tam było de facto zniszczeń ;) Ale widziałem zdjęcia z lat 50. i np. te wieże z murów obronnych stały w całości, więc możliwe, że nie ucierpiały tak mocno.
UsuńNiemiecki znam raczej średnio, na szczęście w internecie jest trochę opisów również po angielsku (a nawet po polsku - bo Bautzen ma i taką wersję językową), a dodatkowo... po czesku ;) Czesi wydają się bardziej zainteresowani Łużycami niż Polacy. Pozdrowienia :)
Bardzo ciekawe; jakoś nie bardzo widać zniszczenia połowy infrastruktury. Prawda że po warszawskiej Starówce tych 100 procent też nie widać. ;-) No ale Budziszyn to nie stolica, tylko Pipidówka na krańcach.
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj, aż 100% w Warszawie nie było, "tylko" 90... ;) Ponoć przetrwało 6 domów. Ja mam jednak często wrażenie przechadzając się po stolicy, że to taka jakaś większa dekoracja, bez duszy.
UsuńŁadnie to wszystko wygląda. A mnogość różnego rodzaju wież i wysokich budynków powoduje, że dawny charakter miasta pewnie został w większości zachowany. Mimo tego że jak zauważyłeś, Budziszyn w zawierusze wojennej ucierpiał znacznie.
OdpowiedzUsuńNazwać Budziszyn "miastem wież" nie byłoby przesadą :)
UsuńJak pojedziesz do gruzińskiej Mestii czy włoskiego San Gimignano to dopiero zobaczysz miasto wież ;-)
Usuń