Monastyr Ostrog jest najbardziej znanym obiektem sakralnym Czarnogóry. Turystów przyciąga do niego niezwykłe położenie: wysoko i główna świątynia zdaje się wyłaniać ze skały. Klasztor widać z daleka - na tym zdjęciu to biały punkt w górnym, lewym rogu.
Zanim jednak tam dotrzemy to czeka nas trochę kilometrów wśród gór do przebycia. Wyjechaliśmy z Durmitoru, ale pasma nas otaczające w ogóle się nie kończą. Podjazdy i zjazdy, poniżej widzimy auto, które właśnie nie wytrzymało i wypuściło wielką chmurę.
Gdy robiłem zdjęcia zaczepił mnie facet wychodzący z wozu czarnogórskiej telewizji. Zobaczył polskie blachy i bardzo się interesował skąd dokładnie jesteśmy. Z dużym uśmiechem chwalił się ze swojej wizyty w Polsce i jakie to ciekawe rzeczy odwiedził.
Punkt widokowy nad miastem.
Zmiana krajobrazu - pojawia się kotlina, dość szeroka.
Niebieska tafla wody, której się w tej okolicy nie spodziewałem - Krupačko jezero. To zbiornik retencyjny, powstały na potrzeby hydroelektrowni.
Przejeżdżamy też obok Nikšića. Liczy ponad 50 tysięcy mieszkańców, czyli prawdziwa metropolia jak na czarnogórskie warunki. To nie żart, tylko Podgorica jest większa 😊.
Nikšić posiada kilka ciekawych zabytków, ale zamiast ich zwiedzania wolałem przejażdżkę przez Durmitor. Teraz jedynie staję obok drogi i robię kilka zdjęć na miasto. Widać twierdzę Bedem, bloki i jakiś kościół.
Kawałek za Nikšićem pojawia się drogowskaz na monastyr. O drodze dojazdowej również krążą legendy: że ciasna, że niebezpieczna, że osoby z lękiem wysokości mają zamknąć oczy (zwłaszcza kierowcy), że są problemy z mijaniem... Jadę z lekkim uczuciem niepokoju, które wzmaga jeszcze autochton zagadnięty o właściwy kierunek: zanim odpowiedział, to najpierw się szybko przeżegnał 😛.
Oczywiście znowu się okazało, że strach ma wielkie oczy. Rzeczywiście miejscami jest dość wąsko, ale bez przesady. Aby spaść w przepaść trzeba by się mocno postarać. Mieliśmy też trochę szczęścia, bo trafiliśmy na mały ruch i niewiele aut jechało z naprzeciwka, choć jeden z kierowców grzał jak szalony.
Od zjazdu z głównej drogi do dolnego monastyru jest około 8 kilometrów i trzeba nabrać 350 metrów wysokości, czyli wcale nie tak dużo, jak się wydaje patrząc na klasztor z daleka.
Dolny monastyr jest stosunkowo młody, bowiem powstał w 1824 roku. Oprócz cerkwi znajdują się tu mieszkania mnichów (żyje ich w klasztorze kilkunastu) oraz noclegi dla pielgrzymów.
Biorąc pod uwagę, że Ostrog to główny cel pielgrzymkowy prawosławnych z Czarnogóry oraz cel wielu zorganizowanych wycieczek z wybrzeża, to spodziewałem się w tym miejscu całych rzędów autokarów. A zastałem jedynie jednego albo dwa, do tego kilka busików oraz trochę osobówek. Pustawo wręcz... Czytałem, że do górnego monastyru najlepiej się dostać z dolnego piechotą albo podjechać za kilka euro busem. Na spacer jest już zdecydowanie za ciepło, a podwożących nie widać, więc po prostu dojedziemy tam naszym samochodem.
Górny monastyr tam w górze, na wysokości 800 metrów.
Ten odcinek drogi jest węższy, ale przy odrobinie dobrej woli wszyscy się spokojnie miną. Co ważne, nie pchają się tam autokary. Na końcu czeka na nas duży, bezpłatny parking z darmowymi toaletami. Można?
Przy górnym monastyrze ludzi jest więcej, lecz nie są to ogromne tłumy.
Wygląda zacnie: budynki przyklejone do góry.
Ta część powstała w XVII wieku, założył go niejaki św. Bazyli Ostrogski. W monastyrze zmarł, a wierni pielgrzymują do jego szczątków. Obiekt, oprócz funkcji religijnych, spełniał także militarne - chronili się w nim walczący z Turkami. W czasie ostatniej wojny światowej w świętym miejscu zabunkrował się oddział czetników. Doścignęli ich komunistyczni partyzanci i zaproponowali darowanie życia w zamian za poddanie się. Czetnicy się zgodzili i zostali zamordowani...
Niewątpliwie największe wrażenie robi główna cerkiew, częściowo wykuta w skale.
Widoczki z murów są całkiem miłe dla oka. Pod nami dolina Zety, dostrzec można główną drogę prowadzącą do Podgoricy, a także wiele innych z obowiązkowymi zygzakami.
Za to wnętrza rozczarowują: pierwsza kaplica z odnowionymi freskami to de facto sklep z dewocjonaliami.
W drugiej, położonej na piętrze, spoczywa fundator. Jest nieduża i nie można wykonywać w niej zdjęć. Współczesne mozaiki zdobią ścianę balkonu i to przy nich ludzie robią sobie słitfocie.
Nie wiem czemu, ale chyba spodziewałem się czegoś innego... Piękne położenie, panorama okolicy, ciekawa sylwetka wystająca ze skały, lecz nijaki środek wszystko psuje...
Mimo wszystko warto było tu zajrzeć i wyrobić sobie własne zdanie.
W dół zjeżdżamy inną drogą, na Danilovgrad. To podobno nowa szosa, jest szeroka i przejazd nią nie stanowi żadnego problemu. Mijamy m.in. kamienny kościół.
Okolica chyba nie cierpi na nadmiar mieszkańców.
W Danilovgradzie uwieczniam Pomnik Poległych z czerwoną gwiazdą. Upał daje się coraz bardziej we znaki...
Kolejnym punktem programu dzisiejszego dnia będzie Podgorica, a właściwie teren położony tuż obok stolicy Czarnogóry. Oglądając mapy zauważyłem tam dwa ciekawe miejsca. Jednym z nich jest samotne wzgórze, które z dołu wygląda tak:
Można na nie wjechać autem, ale podjazd jest stromy i cholernie ciasny. Bez szans na mijankę, modliłem się, aby nie pojawiło się coś z naprzeciwka.
Na szczycie wznosi się pomnik upamiętniający ofiary różnych wojen, w których Czarnogórcy brali udział. Wybudowano go w 1967 roku, odnowiono w 2001.
Jeszcze bardziej interesujący jest widok na okolicę! Doskonale widać, jak kończą się góry (zdaje się, iż nazywają je Komovi) i zaczyna płaski teren, na którym leży główne miasto kraju.
Rzeka Zeta, która za chwilę wpadnie do Moračy.
A tam zaraz będziemy - starożytne ruiny!
D(i)oclea. Miasto założone przez Rzymian w I wieku naszej ery. Dogodna lokalizacja i klimat sprawiły, że mieszkało w nim 8 do 10 tysięcy osób. Pod koniec trzeciego stulecia ośrodek zyskał awans na stolicę prowincji Praevalitana. Później oczywiście przyszedł kres świetności: wpadli z wizytą Wizygoci, a to, czego nie zniszczyli, rozwaliło trzęsienie ziemi. Prawdopodobnie przybyli na te tereny Słowianie odbudowali miasto po swojemu, ale nie wiadomo, kiedy ostatecznie osadnictwo zniknęło...
Do dzisiaj pozostały resztki murów, fragmenty kolumn, nagrobków i innych elementów po upadłej cywilizacji. Zarysy niektórych budynków są czytelne, innych mniej, ale Czarnogórcy postarali się o ustawienie tabliczek informacyjnych. Wejście na teren ruin jest bezpłatne, brama była otwarta.
Rozległy plac, czyli dawne forum.
Duża antyczna bazylika. W tym przypadku raczej nie była to świątynia, ale budynek sądowo-targowy stojący obok forum.
Prace archeologów nadal trwają.
Niektóre odkopane fragmenty Doclei znajdują się poza ogrodzonym terenem. Z kolei okoliczne pola przedzielają kamienne murki - zastanawiam się, czy do ich wzniesienia nie użyto starożytnego budulca?
Podgorica jest uznawana za mało ciekawe miasto, ale na pewno interesujące rzeczy obejrzymy w jej pobliżu i Doclea oraz widokowe wzgórze z pomnikiem to potwierdzają.
Centrum stolicy tym razem sobie darujemy. Przemykamy przez nie szybko, gdyż ruch jest jakiś taki niewielki, a jedyną trudnością stanowi brak oznaczeń na skrzyżowaniach. W bardziej oddalonych dzielnicach ścigam się ze stołecznymi maszynami.
Pociąg na stacji kolejowej Zeta. To pewna ciekawostka, gdyż obecnie w Czarnogórze nie ma żadnej miejscowości o takiej nazwie. Zeta to rzeka, a także średniowieczne królestwo, utworzone w miejscu rzymskiej prowincji i zamieszkałe przez słowiańskich Duklan (tak, nazwę wzięli od Doclei).
Widokowy odcinek, na którym przejeżdżamy obok jeziora Szkoderskiego.
A później tylko płatny tunel Sozina i wkrótce ujrzymy morze.
Na Ostrog i Doclea nie starczyło mi już czasu podczas kilku dni w Czarnogórze... Widzę po zdjęciach, że warto będzie kiedyś jeszcze wrócić i o parę dodatkowych miejsc zahaczyć :)
OdpowiedzUsuńWiele osób nie wie, że Czarnogóra to nie tylko morze :) Ale Ty zwiedziłaś dokładnie Podgorice, mnie to się ciągle nie udało :D (nawet jeśli nic w niej nie ma :P)
UsuńMonastyr wbudowany w skały robi wrażenie. W tym roku oglądaliśmy zamek wbudowany w skały w Predjamskim Gradzie w Słowenii też ciekawy. Widoki w czasie podróży zapierają dech, a drogi wymagają koncentracji czyli pasażer ma najlepiej:)
OdpowiedzUsuńKlasztor przypomina mi Monastyr Uspieński na Krymie - i też był zakaz robienia zdjęć we wnętrzach ;-)
OdpowiedzUsuńBrak zakazu robienia zdjęć to raczej wyjątek w prawosławnych monastyrach, oni strasznie pilnują tego swojego "sacrum" (a raczej "profanum" :)).
UsuńUspieński rzeczywiście podobny, zamek wspomniany przez wkraja w Słowenii także.
No cóż, łza w oku się kreci jak oglądam takie krajobrazy i budowle. Mam wrzenie jakby życie się tam toczyło wolniej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wolniej to się kręcą głównie kierowcy ;) Ale faktycznie - ludziom się mniej spieszy, choć w takim upale jest to jak najbardziej wskazane :)
Usuń