Widok z balkonu w Plužine jest niczego sobie 😀.
W tym odcinku nie będę nudził historią i polityką, opisywał kolejnych mordów i tragedii. Skupimy się na pejzażach 😛.
Pivsko jezero to największy sztuczny zbiornik Czarnogóry. Jego budowę zakończono w 1975 roku, zalało one wówczas stare Plužine, które trzeba było przenieść wyżej. To dlatego w miasteczku nie ma obecnie żadnych wiekowych obiektów.
W budynku po prawej chyba też oferowali noclegi 😉.
Wody zniszczyłyby także zabytkowy monastyr Piva, więc rozebrano go i... złożono z powrotem w innym, bezpiecznym miejscu.
Woda w zbiorniku jest bardzo czysta i bogata w ryby. Sprzyja też rekreacji, na turystów czekają łódki, choć nie wiem czy dzisiaj ktoś się na nie skusi...
Wahałem się nad wyborem dalszej trasy: jechać, jak wczoraj wieczorem, wzdłuż Pivy, zobaczyć wspomniany monastyr i potem już w kierunku atrakcji w głębi kraju albo wrócić się kilka kilometrów i przejechać przez góry. Ostatecznie zwyciężyła opcja numer dwa i był to doskonały pomysł!
Kawałek dalej na północ od Plužine, gdzie znajduje się most nad Pivą płynącą od wschodniej strony, należy skręcić w boczną drogę zaczynają się na skraju tunelu. A potem zaczynają się ostre podjazdy w górę i liczne zakręty. Droga jest stosunkowo szeroka, auta zazwyczaj się miną, ale lepiej nie szarżować; trzeba uważać na kamienie, no i w tunelach nie ma światła, zostają tylko reflektory.
Co jakiś czas z boku znajduje się trochę pobocza, na którym można się zatrzymać i spojrzeć w dół oraz dookoła. A potem zbierać szczękę z ziemi...
W oddali Plužine.
Jadę trochę wyżej. Stamtąd zerkam także w kierunku północnym.
Jeszcze wyżej...
Ostatni punkt z widokiem na Pivsko jezero. Przepięknie!
Droga, którą jedziemy, oznaczona jest numerem R-16 (mapy.cz), P-14 (google maps) albo jeszcze inaczej. Nie ma to większego znaczenia, ponieważ nie sposób jej przegapić z głównej szosy biegnącej w dolinie wzdłuż rzeki. Problem pojawia się później, bowiem co jakiś czas zdarzają się skrzyżowania. Rzecz jasna bez żadnych tabliczek, a odnogi wyglądają tak samo. Bez GPS-a jest ciężko, na szczęście można zasięgnąć języka od ludzi jadących z naprzeciwka. Jedni pokierowali mnie na skrót, którego chciałem uniknąć, bo wiedziałem, że jest on wąski. No i oczywiście na tym odcinku musiałem trafić na półciężarówkę, z którą mijaliśmy się na centymetry 😛.
Przejazd skrótem nie trwa długo, las nagle się kończy i wyjeżdżamy na otwarty teren! To zupełnie inny klimat niż jeszcze chwilę wcześniej!
Jesteśmy w Durmitorze. Zdjęcia tego nie oddadzą, ale ogrom otaczającej nas przestrzeni robi niesamowite wrażenie, które potęguje dość silny wiatr. Temperatura od razu zaczęła spadać. Na razie jesteśmy na wysokości 1300-1400 metrów, lecz już widać, że wkrótce będziemy się wspinać.
Dołączyliśmy ponownie do głównej drogi. Po bokach znajdują się rozrzucone pojedyncze gospodarstwa, jest też coś wyglądającego na ichniejszy PGR. Wszystko to składa się na wioskę Pišče, liczącą 84 dusze.
Na jednym z winkli zatrzymuje się wóz jadący z góry. Okienko się otwiera i Czech po polsku pyta się mnie... jak najlepiej wrócić do domu 😛. Tymczasem krajobraz ciągle się zmienia - szerokie wyżynne łąki zaczynają ustępować skałom, ale całkowicie pola nie oddadzą.
Przekroczyliśmy granicę Parku Narodowego Durmitor, przejeżdżamy także obok charakterystycznego "okna", przy którym mogą fotografować się turyści. Jest tu tak pięknie, że człowiek naprawdę nie wie w którą stronę patrzeć i czym się zachwycać!
Odizolowane gospodarstwa pasterskie. Słychać szczekanie psów, czasem wycie bydła czy innych czworonogów...
Choć stad nie trzeba szukać aż tak daleko - w kilku miejscach pasły się przy samej drodze, a psy... pilnowały je na swój sposób. Myślicie, że się ruszyły widząc samochód? Gdzie tam! 😛
Zdjęcie jak z folderu automobilistów 😛. Próbowałem zidentyfikować górę widoczną w tle - być może to Raklje (2159 m.).
Sylwetki budzą respekt.
Myślałem, że ładniej już tu być nie może, ale myliłem się! Za pewnym zakrętem wyłoniło się coś takiego:
Dwa prawie bliźniacze szczyty: Zupci (po lewej - 2148 m.) oraz Sedlena Greda (2227 m.). A na prawo od nich Izmećaj z imponującą zachodnią ścianą. Kompozycję dopełniają pasterskie chaty, pasące się konie i owce. Szkoda jedynie, że zdjęcia robione pod słońce...
Na kolejnym wirażu stoi drewniane okienko podobne do tego, które spotkaliśmy wcześniej. Wyrastają takie wszędzie jak grzyby po deszczu. Tło faktycznie jest zacne, natomiast reszta średnio się zgadza...
Sedlo to sedlo. Teoretycznie chodzi o przełęcz, lecz ta nie jest w tym miejscu, ale na lewo od kopców. Z drugiej strony na niektórych mapach nazwą "Sedlo" oznaczono Sedleną Gredę! Podana lokalizacja to już w ogóle jakieś kuriozum, gdyż pod tym adresem jest zbocze jakiegoś innego szczytu przy końcu parku narodowego kilka kilometrów od nas! No i "Wild Beauty" już nie takie dzikie przy tej kompozycji...
Okno wydaje się także granicą natężenia ruchu turystycznego. Do tej pory mijaliśmy się z autami jadącymi z naprzeciwka, czasem ktoś jechał również w tę strony co my, ale było tego na tyle niewiele, że aby zrobić zdjęcie innym samochodom to musiałem chwilę się naczekać. Tu jest inaczej - na poboczu stoi kilka pojazdów. Co chwilę podjeżdża jakiś van z zagraniczną grupą. Niektórzy robią zdjęcia i od razu wracają, inni zakładają małe plecaki i zaczynają schodzić w dół. Zapewne są to zorganizowane wycieczki z Žabljaka, czarnogórskiego Zakopanego (jak wiadomo Zakopane jest tak znane na całym świecie, że każde państwo ma swoje własne 😛).
Tak więc ruch się zwiększył, lecz nadal nie są to jakieś przytłaczające nas tłumy. Ciągle można cieszyć się otaczającą nas przyrodą - jedni robią to ze stoickim spokojem, inni wręcz fruwają ze szczęścia 😛.
Okno jest nową inwestycją, jeszcze niedawno stało tutaj tylko kilka drewnianych ławek. Usiąść na nich to czysta przyjemność.
Na następnym odcinku zatrzymuję się kilkukrotnie aby spojrzeć za siebie.
Wreszcie docieramy do przełęczy Sedlo. 1907 metrów i to najwyższe miejsce, gdzie można dojechać samochodem (i prawdopodobnie mój rekord wysokości w tym roku). Tam ruch turystyczny się kumuluje - stoją zaparkowane auta ludzi podziwiających widoki i tych, którzy rozpoczęli pieszą wędrówkę. Wiele osób rusza stąd na Bobotov Kuk. Szkoda, że nie ma na to czasu...
Temperatura spadła do 12 stopni, wieje jak cholera. Dla porównania - w niższych częściach kraju słupek na termometrze przekraczał 30-tkę...
Panoramy z przełęczy w kierunku zachodnim. Bosko!
Kręta główna droga asfaltowa i dochodzące boczne, nieutwardzone. Prowadzą do chatek użytkowanych przez pasterzy, choć podobno przy niektórych z nich są oficjalne miejsca do spania dla turystów, jakieś prymitywne pola namiotowe. Niektórymi gruntówkami można zjechać aż do dolin poza teren parku, ale to raczej nie dla zwykłych samochodów.
Zupci na wyciągnięcie ręki. Po drugiej stronie trochę dalej Uvita greda (2199 m.).
Z przełęczy zaczniemy zjazd w dół, na wschód. Też ładnie, choć słońce zaczynają powoli zakrywać obłoki.
Piękna stercząca skała na końcu to... Stožina 😛.
Jeszcze raz Uvita greda: w wersji kompletnie słonecznej i ze skradającymi się chmurami.
Na Stožinę nie prowadzi żaden oficjalny szlak i wygląda na to, że końcówka wejścia to byłaby niezła wspinaczka.
Zjeżdżając szybko tracimy wysokość i chłoniemy ostatnie krajobrazy odkrytych terenów.
Po prawej stronie ciągnie się Pošćenska dolina z kilkoma wyschniętymi jeziorkami. Strumienie je zasilające chyba także są okresowe. Wśród kamieni posilają się wychudzone krowy.
Chwilę potem pojawiają się pierwsze lasy, a także ośrodek z drewnianymi domkami do nocowania.
Zjechaliśmy w rozległą dolinę. Wioski u stóp Durmitoru są niewielkie, liczą kilkudziesięciu lub nieco ponad setkę mieszkańców (przeważnie Serbów). Składają się na nie mniej lub bardziej podobne do siebie dacze z trójkątnymi dachami. Część pewno wynajmowana jest turystom.
Na jednym ze skrzyżowań mylę się i zamiast skręcić jadę prosto, a w ten sposób jeszcze przez chwilę spoglądam na szczyty za oknem.
A później bajka, niestety, powoli się kończy... Od wschodu góry obiega droga M-6, główna arteria tej części Czarnogóry. Szeroka, bardzo dobrej jakości. Wjeżdżamy na nią i kierujemy się na południe, do serca kraju. Ciągle podziwiamy kształty Durmitoru (choć kolory przez szybę już inne).
Dwukilometrowy tunel Ivica symbolicznie wyznacza granicę pasma. A za nim czekają już inne góry i inne widoki...
----
Jeśli ktoś chce "odwiedzić" Durmitor, a nie ma czasu na pieszą wędrówkę, to droga P-14 (czy R-16 według Czechów) jest najlepszym ku temu sposobem. Góry naprawdę robią wrażenie, nie dziwię się, że już w 1980 roku wpisano je na listę dziedzictwa UNESCO.
Pokonany przez nas odcinek to około 40 kilometrów (jadąc skrótem) lub trochę więcej, gdyby wybrać wariant przez wioskę Trsa. Poza owym skrótem droga wraz z poboczami jest na tyle szeroka, że nie ma żadnych problemów z wyprzedzaniem, ale lepiej uważać na zakrętach, bo czasem zza skały może wyskoczyć obce auto. Ja zazwyczaj trąbiłem przed takimi miejscami, aby oznajmić swoją obecność, co w krajach bałkańskich bywa dość popularne. Przejazd zajął 2,5 godziny - można na pewno szybciej, ale można i znacznie dłużej.
Oczywiście nie ma co liczyć na żadną stację benzynową po drodze, najbliższe są w Plužine i w Žabljaku. Sklepów także nie uświadczycie, chyba, że pohandluje się z pasterzami.
Mniej więcej połowa trasy biegnie przez park narodowy. Spotkać można w nim strażników z mobilnymi kasami sprzedający turystom bilety - 3 euro od osoby. Na szczęście tym razem ich nie było... W parku obowiązują również standardowe ograniczenia, m.in. rozbijać namioty wolno tylko w miejscach do tego przeznaczonych, a nie gdzie popadnie. Normalne (płatne) miejsca noclegowe są u podnóża gór od wschodniej strony i oczywiście w Žabljaku.
Pivsko jezero to największy sztuczny zbiornik Czarnogóry. Jego budowę zakończono w 1975 roku, zalało one wówczas stare Plužine, które trzeba było przenieść wyżej. To dlatego w miasteczku nie ma obecnie żadnych wiekowych obiektów.
W budynku po prawej chyba też oferowali noclegi 😉.
Wody zniszczyłyby także zabytkowy monastyr Piva, więc rozebrano go i... złożono z powrotem w innym, bezpiecznym miejscu.
Woda w zbiorniku jest bardzo czysta i bogata w ryby. Sprzyja też rekreacji, na turystów czekają łódki, choć nie wiem czy dzisiaj ktoś się na nie skusi...
Wahałem się nad wyborem dalszej trasy: jechać, jak wczoraj wieczorem, wzdłuż Pivy, zobaczyć wspomniany monastyr i potem już w kierunku atrakcji w głębi kraju albo wrócić się kilka kilometrów i przejechać przez góry. Ostatecznie zwyciężyła opcja numer dwa i był to doskonały pomysł!
Kawałek dalej na północ od Plužine, gdzie znajduje się most nad Pivą płynącą od wschodniej strony, należy skręcić w boczną drogę zaczynają się na skraju tunelu. A potem zaczynają się ostre podjazdy w górę i liczne zakręty. Droga jest stosunkowo szeroka, auta zazwyczaj się miną, ale lepiej nie szarżować; trzeba uważać na kamienie, no i w tunelach nie ma światła, zostają tylko reflektory.
Co jakiś czas z boku znajduje się trochę pobocza, na którym można się zatrzymać i spojrzeć w dół oraz dookoła. A potem zbierać szczękę z ziemi...
W oddali Plužine.
Jadę trochę wyżej. Stamtąd zerkam także w kierunku północnym.
Jeszcze wyżej...
Ostatni punkt z widokiem na Pivsko jezero. Przepięknie!
Droga, którą jedziemy, oznaczona jest numerem R-16 (mapy.cz), P-14 (google maps) albo jeszcze inaczej. Nie ma to większego znaczenia, ponieważ nie sposób jej przegapić z głównej szosy biegnącej w dolinie wzdłuż rzeki. Problem pojawia się później, bowiem co jakiś czas zdarzają się skrzyżowania. Rzecz jasna bez żadnych tabliczek, a odnogi wyglądają tak samo. Bez GPS-a jest ciężko, na szczęście można zasięgnąć języka od ludzi jadących z naprzeciwka. Jedni pokierowali mnie na skrót, którego chciałem uniknąć, bo wiedziałem, że jest on wąski. No i oczywiście na tym odcinku musiałem trafić na półciężarówkę, z którą mijaliśmy się na centymetry 😛.
Przejazd skrótem nie trwa długo, las nagle się kończy i wyjeżdżamy na otwarty teren! To zupełnie inny klimat niż jeszcze chwilę wcześniej!
Jesteśmy w Durmitorze. Zdjęcia tego nie oddadzą, ale ogrom otaczającej nas przestrzeni robi niesamowite wrażenie, które potęguje dość silny wiatr. Temperatura od razu zaczęła spadać. Na razie jesteśmy na wysokości 1300-1400 metrów, lecz już widać, że wkrótce będziemy się wspinać.
Dołączyliśmy ponownie do głównej drogi. Po bokach znajdują się rozrzucone pojedyncze gospodarstwa, jest też coś wyglądającego na ichniejszy PGR. Wszystko to składa się na wioskę Pišče, liczącą 84 dusze.
Na jednym z winkli zatrzymuje się wóz jadący z góry. Okienko się otwiera i Czech po polsku pyta się mnie... jak najlepiej wrócić do domu 😛. Tymczasem krajobraz ciągle się zmienia - szerokie wyżynne łąki zaczynają ustępować skałom, ale całkowicie pola nie oddadzą.
Przekroczyliśmy granicę Parku Narodowego Durmitor, przejeżdżamy także obok charakterystycznego "okna", przy którym mogą fotografować się turyści. Jest tu tak pięknie, że człowiek naprawdę nie wie w którą stronę patrzeć i czym się zachwycać!
Odizolowane gospodarstwa pasterskie. Słychać szczekanie psów, czasem wycie bydła czy innych czworonogów...
Choć stad nie trzeba szukać aż tak daleko - w kilku miejscach pasły się przy samej drodze, a psy... pilnowały je na swój sposób. Myślicie, że się ruszyły widząc samochód? Gdzie tam! 😛
Zdjęcie jak z folderu automobilistów 😛. Próbowałem zidentyfikować górę widoczną w tle - być może to Raklje (2159 m.).
Sylwetki budzą respekt.
Myślałem, że ładniej już tu być nie może, ale myliłem się! Za pewnym zakrętem wyłoniło się coś takiego:
Dwa prawie bliźniacze szczyty: Zupci (po lewej - 2148 m.) oraz Sedlena Greda (2227 m.). A na prawo od nich Izmećaj z imponującą zachodnią ścianą. Kompozycję dopełniają pasterskie chaty, pasące się konie i owce. Szkoda jedynie, że zdjęcia robione pod słońce...
Na kolejnym wirażu stoi drewniane okienko podobne do tego, które spotkaliśmy wcześniej. Wyrastają takie wszędzie jak grzyby po deszczu. Tło faktycznie jest zacne, natomiast reszta średnio się zgadza...
Sedlo to sedlo. Teoretycznie chodzi o przełęcz, lecz ta nie jest w tym miejscu, ale na lewo od kopców. Z drugiej strony na niektórych mapach nazwą "Sedlo" oznaczono Sedleną Gredę! Podana lokalizacja to już w ogóle jakieś kuriozum, gdyż pod tym adresem jest zbocze jakiegoś innego szczytu przy końcu parku narodowego kilka kilometrów od nas! No i "Wild Beauty" już nie takie dzikie przy tej kompozycji...
Okno wydaje się także granicą natężenia ruchu turystycznego. Do tej pory mijaliśmy się z autami jadącymi z naprzeciwka, czasem ktoś jechał również w tę strony co my, ale było tego na tyle niewiele, że aby zrobić zdjęcie innym samochodom to musiałem chwilę się naczekać. Tu jest inaczej - na poboczu stoi kilka pojazdów. Co chwilę podjeżdża jakiś van z zagraniczną grupą. Niektórzy robią zdjęcia i od razu wracają, inni zakładają małe plecaki i zaczynają schodzić w dół. Zapewne są to zorganizowane wycieczki z Žabljaka, czarnogórskiego Zakopanego (jak wiadomo Zakopane jest tak znane na całym świecie, że każde państwo ma swoje własne 😛).
Tak więc ruch się zwiększył, lecz nadal nie są to jakieś przytłaczające nas tłumy. Ciągle można cieszyć się otaczającą nas przyrodą - jedni robią to ze stoickim spokojem, inni wręcz fruwają ze szczęścia 😛.
Okno jest nową inwestycją, jeszcze niedawno stało tutaj tylko kilka drewnianych ławek. Usiąść na nich to czysta przyjemność.
Na następnym odcinku zatrzymuję się kilkukrotnie aby spojrzeć za siebie.
Wreszcie docieramy do przełęczy Sedlo. 1907 metrów i to najwyższe miejsce, gdzie można dojechać samochodem (i prawdopodobnie mój rekord wysokości w tym roku). Tam ruch turystyczny się kumuluje - stoją zaparkowane auta ludzi podziwiających widoki i tych, którzy rozpoczęli pieszą wędrówkę. Wiele osób rusza stąd na Bobotov Kuk. Szkoda, że nie ma na to czasu...
Temperatura spadła do 12 stopni, wieje jak cholera. Dla porównania - w niższych częściach kraju słupek na termometrze przekraczał 30-tkę...
Panoramy z przełęczy w kierunku zachodnim. Bosko!
Kręta główna droga asfaltowa i dochodzące boczne, nieutwardzone. Prowadzą do chatek użytkowanych przez pasterzy, choć podobno przy niektórych z nich są oficjalne miejsca do spania dla turystów, jakieś prymitywne pola namiotowe. Niektórymi gruntówkami można zjechać aż do dolin poza teren parku, ale to raczej nie dla zwykłych samochodów.
Zupci na wyciągnięcie ręki. Po drugiej stronie trochę dalej Uvita greda (2199 m.).
Z przełęczy zaczniemy zjazd w dół, na wschód. Też ładnie, choć słońce zaczynają powoli zakrywać obłoki.
Piękna stercząca skała na końcu to... Stožina 😛.
Jeszcze raz Uvita greda: w wersji kompletnie słonecznej i ze skradającymi się chmurami.
Na Stožinę nie prowadzi żaden oficjalny szlak i wygląda na to, że końcówka wejścia to byłaby niezła wspinaczka.
Zjeżdżając szybko tracimy wysokość i chłoniemy ostatnie krajobrazy odkrytych terenów.
Po prawej stronie ciągnie się Pošćenska dolina z kilkoma wyschniętymi jeziorkami. Strumienie je zasilające chyba także są okresowe. Wśród kamieni posilają się wychudzone krowy.
Chwilę potem pojawiają się pierwsze lasy, a także ośrodek z drewnianymi domkami do nocowania.
Zjechaliśmy w rozległą dolinę. Wioski u stóp Durmitoru są niewielkie, liczą kilkudziesięciu lub nieco ponad setkę mieszkańców (przeważnie Serbów). Składają się na nie mniej lub bardziej podobne do siebie dacze z trójkątnymi dachami. Część pewno wynajmowana jest turystom.
Na jednym ze skrzyżowań mylę się i zamiast skręcić jadę prosto, a w ten sposób jeszcze przez chwilę spoglądam na szczyty za oknem.
A później bajka, niestety, powoli się kończy... Od wschodu góry obiega droga M-6, główna arteria tej części Czarnogóry. Szeroka, bardzo dobrej jakości. Wjeżdżamy na nią i kierujemy się na południe, do serca kraju. Ciągle podziwiamy kształty Durmitoru (choć kolory przez szybę już inne).
Dwukilometrowy tunel Ivica symbolicznie wyznacza granicę pasma. A za nim czekają już inne góry i inne widoki...
----
Jeśli ktoś chce "odwiedzić" Durmitor, a nie ma czasu na pieszą wędrówkę, to droga P-14 (czy R-16 według Czechów) jest najlepszym ku temu sposobem. Góry naprawdę robią wrażenie, nie dziwię się, że już w 1980 roku wpisano je na listę dziedzictwa UNESCO.
Pokonany przez nas odcinek to około 40 kilometrów (jadąc skrótem) lub trochę więcej, gdyby wybrać wariant przez wioskę Trsa. Poza owym skrótem droga wraz z poboczami jest na tyle szeroka, że nie ma żadnych problemów z wyprzedzaniem, ale lepiej uważać na zakrętach, bo czasem zza skały może wyskoczyć obce auto. Ja zazwyczaj trąbiłem przed takimi miejscami, aby oznajmić swoją obecność, co w krajach bałkańskich bywa dość popularne. Przejazd zajął 2,5 godziny - można na pewno szybciej, ale można i znacznie dłużej.
Oczywiście nie ma co liczyć na żadną stację benzynową po drodze, najbliższe są w Plužine i w Žabljaku. Sklepów także nie uświadczycie, chyba, że pohandluje się z pasterzami.
Mniej więcej połowa trasy biegnie przez park narodowy. Spotkać można w nim strażników z mobilnymi kasami sprzedający turystom bilety - 3 euro od osoby. Na szczęście tym razem ich nie było... W parku obowiązują również standardowe ograniczenia, m.in. rozbijać namioty wolno tylko w miejscach do tego przeznaczonych, a nie gdzie popadnie. Normalne (płatne) miejsca noclegowe są u podnóża gór od wschodniej strony i oczywiście w Žabljaku.
Bardzo ładna kraina. Anektujemy! :-)
OdpowiedzUsuńI od razu z jednej strony postawić pomnik papieża, z drugiej smoleński, a w środku bandę górali ze scypkami i oferujące przejażdżki bryczką do czarnogórskiego Zakopanego :D
UsuńZapomniałeś o misiu do zdjęć na przedłużeniu Krupówek. :-)
Usuń... i koniecznie reklamy klinik dentystycznych, wózków widłowych i blacho-dachówki wzdłuż całej drogi - tak duże, by zasłaniały sobą cały widok ;-)
UsuńMis stałby zamiast tych leżących psów, a reklama kliniki dentystycznej albo chirurgicznej w miejscu owych okien :D
UsuńAura stanęła na wysokości zadania i jak widać, pomogła Wam w możliwie najlepszy sposób docenić uroki tych gór. Znów mieliście farta. ;)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, to chyba jedno z nielicznych miejsc na Bałkanach, gdzie z byle busa nie wychylają się podchmieleni klapkowicze w koszulkach patriotycznych i torbami "Biedronki" na podorędziu. Czy może się mylę?
Współcześni polscy wyklęci koncentrują się na wybrzeżu, w głębi kraju ich nie widać, bo nie mieliby co tam robić :)
UsuńZ wielkim zainteresowaniem przeczytałem relację. A krajobrazy naprawdę urzekające :) Dorzucam sobie do listy miejsc wartych odwiedzenia przy okazji dłuższego pobytu na Bałkanach ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam!
Zdecydowanie warto, tym bardziej, że te widoki są dostępne dla każdego niezależnie od sił i zdrowia :)
UsuńDurmitor genialne pasmo górskie !..., tylko że jakoś nigdy mi tam nie po drodze. A w tym roku byłem bardzo blisko, naprawdę, tylko czasu nie starczyło ;p
OdpowiedzUsuńTam to byś sobie polatał dronem :D
UsuńNie polatałbym bo w Parku Narodowym jest zakaz latania statkami bezzałogowymi. Choć akurat w Czarnogórze to nie wiem jak jest z przepisami.
UsuńSpora część trasy była poza PN, ale nie wiem czy nie mają tam jakieś strefy bezpieczeństwa dookoła. Ciekawe czy te zakazy to dla bezpieczeństwa ptaków czy może aby mieć wyłączność na ładne zdjęcia??
UsuńOd początku tego roku w PL na przykład została zniesiona strefa ochronna w okolicach PN. Teraz u nas można latać w pobliżu granicy PN. Wcześniej taka strefa wynosiła 1 km. Z tą strefą ochronną dla ptaków to jak dla mnie kpina. To tak jakby ptaki były tylko w parkach narodowych :D To raczej nazywa się państwo w państwie ;P
UsuńTeż mi się tak wydaje, podobnie jak się ma rzecz z np. zakazem chodzenia po zmroku. Z tego co pisze w internecie, to loty na niektórymi PN są możliwe, ale za grubą kasę (zezwolenie). Czyli jednak element czysto komercyjny.
UsuńBo jak masz pieniądze to wszystko Tobie wolno ;p
UsuńO Raju! Jak tam jest cudownie! Szkoda tylko, że tak daleko i ciężko będzie przekonać mojego towarzysza podróży do takiej eskapady ;-)
OdpowiedzUsuńNa upartego można by dojechać w 2 dni :)
Usuń