wtorek, 2 lutego 2016

Spacerownik katowicki: Załęże (Zalenze). Pokręcona Gliwicka.

Z założenia ma to być początek cyklu traktujący o różnych ciekawych miejscach na terenie Katowic...

Na zachód od centrum znajduje się Załęże (Zalenze). Mimo, że od głównego dworca kolejowego dzieli je dziesięć minut spaceru, to rzadko można tam spotkać mieszkańców innych dzielnic oraz gości spoza miasta. 

Załęże ma długą historię, sięgającą XIII wieku, to jedna z najstarszych dzielnic stolicy województwa śląskiego. W XVIII i XIX stuleciu nastąpił w niej gwałtowny rozwój przemysłu (kopalnie, huty i fabryki), który trwał do początku obecnego millenium, kiedy upadły największe zakłady... dzisiaj Załęże służy jako sypialnia oraz skupisko problemów społecznych. Jest tutaj największy procent bezrobotnych w całym mieście, a liczba klientów pomocy społecznej stawia okolicę na drugim miejscu podium. Gdyby połączyć wskaźniki osób bez pracy, zagrożonych biedą, alkoholizmem i przestępczością to dzielnica dzierży palmę pierwszeństwa w Katowicach. 

I właśnie dlatego Załęże kusi ;) 

Życie toczy się wzdłuż głównej szosy - Gliwickiej. Załęże to typowa ulicówka, a Gliwicka jest niespotykanie jak na miejską ulicę pokręcona - to pozostałość po dawnej wiejskiej zabudowie. 
 

Za czasów niemieckich nosiła ona nazwę Moltkestraße, a w okresie międzywojennym i do 1954 roku Stanisława Wojciechowskiego. Potem dawny prezydent podpadł komunistom i nazwę Gliwickiej, która do tej pory biegła tylko w centrum, przedłużyli też na Załęże. 

Na mapie poniżej widać dzielnicę w okresie międzywojennym. 
 

Puste pola zostały zastąpione blokowiskami, poniżej linii kolejowej powstało całe nowe Osiedle Witosa, dziś osobna jednostka administracyjna. Natomiast zdecydowana większość zabudowy wzdłuż głównej ulicy istnieje do dzisiaj - to kamienice i domy robotnicze z przełomu XIX i XX wieku. 

Obiekty leżące zaraz za granicą ze Śródmieściem są okazałe - to secesyjne białe elewacje i eleganckie restauracje. 
 

Ale zaraz potem zaczyna się typowa górnośląska proza - wielorodzinne kamienice i domy czynszowe z mniej lub bardziej zaniedbanymi ścianami, pociemniałymi od zanieczyszczeń. 
 
 
 

Na przeciwko, po południowej stronie ulicy - ostatnia ostoja cywilizacji wielkomiejskiej: kino wielosalowe. Wybudowano je w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się boisko Baildonu Katowice lub KS Naprzód. 
 

Dalej już próżno wyglądać szukających rozrywki katowiczan ;) 

Na rogu z ulicą Żelazną (kiedyś Hüttenstraße - bo prowadziła do huty Baildon) sklep nawiązujący asortymentem do nazwy :D 
 

Wizawi kościoła św. Józefa (o którym napiszę kiedy indziej) kilka bardziej reprezentacyjnych domów. 
 

Pod numerem 79 w okresie międzywojennym mieściło się kino. Prosto z mszy można było wpaść na film. 
 

Jak zwykle warto przyglądać się detalom, które gęsto występują na bogatszych kamienicach. 
 
 

Pod numerem 85 znajduje się najstarszy budynek Załęża - dom z 1833 roku. Typowy dom, a właściwie chata wiejska (warto pamiętać, że wówczas i same Katowice były niewielką wsią). Opuszczona, niszczejąca, nie jest wpisana na listę zabytków. 
 

Podobnie jak np. ta boczna kamienica, z której wyciągają jakiś gruz. 
 

Dla tego domu już za późno... 
 

Niezamieszkałych, zabitych deskami obiektów jest w Załężu sporo. Nawet siedzibę PZU potraktowano w ten sposób, chyba nie mieli co ubezpieczać. 
 

O ile w centrum Katowic zabudowa ma podobną wielkość, o tyle tutaj mamy gwałtowne skoki poziomów dachów. Widać, że budując nowe obiekty w różnych latach nie przejmowano się sąsiedztwem. Na zdjęciu ciekawa dobudówka. 
 

Niedaleko kościoła w niewielkim żółtym budynku mieści się moja ulubiona spelunka... 
 

...regularne karaoke z najnowszymi przebojami :) 
 

Miałem tam też okazję oglądać mecz w fusbal Niemcy-Polska. Wszyscy byli zadowoleni niezależnie od wyniku, bo przeca i tak wygrajom nasi :D . 

Generalnie jednak knajpki upadają - do tej zdążyłem jeszcze parę razy zajrzeć, a teraz otworzono w niej salon gier :( . Pamiętam gdy przechodząc na szybko zamówiłem tam małe "piwo" - pani zza baru była załamana :D 
 

Moim ulubionym ujęciem jest pewien familok, za którym czai się wysoki wieżowiec. 
 

Wygląda to surrealistycznie - brukowana ulica po kilkunastu metrach kończy się nasypem, a za nią stoją bloki osiedla Janasa, wybudowane na nieużytkach przełomem lat 70 i 80 ubiegłego wieku przez hutę Baildon. 
 

Z 1897 roku pochodzi urząd gminy Załęże (do Katowic włączono je dopiero w 1924 roku). Ciekawostką jest fakt, że początkowo jako samodzielna gmina wchodziła w skład powiatu bytomskiego, do katowickiego przyłączono ją w latach 70. XIX wieku, gdy dzisiejsza stolica Śląskiego otrzymała prawa miejskie. Klasyczny neogotycki budynek mieści dziś MOPS. 
 

Na fasadzie umieszczono dawny herb - żołędzie. Od nich pochodzi zapewne dzisiejsza nazwa - pierwotne "żołyndzie/zołynzie" Niemcy wymawiali i pisali jako ''Salensche" a potem "Zalenze". 
 

Kontrapunktem urzędu gminy są dwa lokale, bez których żadna szanująca się miejscowość nie umie dziś funkcjonować - Żabka i apteka ;) 
 
 

Wewnątrz jednego z podwórek kryje się inna pozostałość po dalekiej przeszłości - dom rodzinny z rozpadającą się laubą. Ten charakterystyczny dla Górnego Śląska element wielu budynków rzadko można już znaleźć poza skansenami... 
 

Na Gliwickiej 127 działa poczta. Musiano ją otworzyć już przed Wielką Wojną, o czym świadczą symbole na fasadzie. 
 
 

Jedna z wielu częściowo pustych kamieniczek. 
 

Dla kontrastu - ponownie zadbana secesja. 
 

Zajrzyjmy na chwilę w otwarte drzwi sieni lub do przejść prowadzących na podwórza. 
 
 
 
 
 
 
 

Te ostatnie jest z kamienicy mieszczącej elegancką restaurację :) 

Za pierwszym rzędem domów często mieści się zieleń - np. ogródki działkowe. 
 

Gliwicka na chwilę przestaje się kręcić i zmienia charakter architektoniczny północnej strony ulicy - w miejsce ceglanych, rudo-szarych gmachów pojawiają się otynkowane (dawno temu) wille. 
 
 

Dotarliśmy do tzw. załęskiego pałacu. Był to dworski folwark (jak to na wsi!) wybudowany w latach 80. XIX wieku w otoczeniu rozległego parku. Potem do 1945 roku służył jako siedziby firmy Giesche. 
 

Współcześnie usadowił się w nim prywatny szpital. Po drugiej stronie ulicy, w drugiej części parku tworzącego kiedyś całość, kamień z tablicą poprawną politycznie - wspomina nie tylko pomordowanych ze Śląska ale i z Zagłębia ;) . To plac Józefa Londzina (Freiheitsplatz)
 

Co chwilę mija nas tramwaj - na tych liniach dominują niezmordowane Konstale 105Na. Widoczny na zdjęciu wyjechał z fabryki w 1977 roku. 
 

Przed nami ulica Bocheńskiego (Bernhardtstraße, a w latach 1939−1945 Danziger Straße), przecinająca Załęże mniej więcej na pół. Żeby jednak tekst nie był jeszcze dłuższy to o tamtej części położonej wzdłuż Gliwickiej napiszę kiedy indziej :) .

Na koniec jeszcze trochę zdjęć podczas zbliżającego się wieczoru... Załęże nabiera wtedy nieco magicznego kolorytu :) .
 

Wielki, błotnisty plac w okolicach kościoła to zapewne efekt jakiś wyburzeń. To jedna z nielicznych wolnych przestrzeni, bo większość zabudowy Gliwickiej jest zwarta. 
 

Kolorowe światła przed spelunką i pojedyncze zapalone w oknach wieżowca. 
 

Gdy zrobi się zupełnie ciemno to trochę przypominają mi się Sklepy Cynamonowe i piosenka Dżemu. 
 
 
 
 

Centrum aktywności jest całodobowy kebab. Jest to jednak kebab zgodny z polską racją stanu - nie muzułmański, lecz ormiański, więc chrześcijański ;) 

4 komentarze:

  1. melduje się nowa czytelniczka, bardzo fajny blog i piękne zdjęcia, rozgoszczę się u Ciebie na dłużej:)
    Czytelniczka85

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny wpis. Założę jest mi znane o połowy lat 80-tych, kiedy z Kato przeniesiono szaberplatz.Te stare chatki chyba najwięcej emocji wywołują :) Piękna robota.
    Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stare chatki wzbudzają emocje bo albo może ich wkrótce nie być, albo są ostatnimi śladami przeszłości wśród nowej architektury. I jedno i drugie daje do myślenia :)

      PS>coś ciągle Twoje komentarze wrzucane są podwójnie :P

      Usuń