Loučná nad Desnou (do 1948 roku Vízmberk, niem. Wiesenberg) - to gmina wiejska położona u stóp Jesioników, poniżej przełęczy Červenohorské sedlo (Roter Berg Sattel). Znajdzie się tutaj kilka ciekawych rzeczy zarówno dla miłośników zwiedzania, jak i amatorów sportów zimowych.
W centrum stoi pałac, którego początki sięgają XVII wieku - wybudował go ród Žerotín.
Następnie kilkukrotnie zmieniał właścicieli, ostatnimi od 1844 do 1945 była rodzina Klein, miejscowi przemysłowcy, którzy wzbogacili się na budowie dróg i kolei w monarchii austriackiej, a następnie otrzymali szlachectwo.
Po II wojnie światowej pałac ukradło państwo; mieścił się w nim m.in. internat i zakład wychowawczy, ale ogólnie to niszczał. Rozpoczęty remont nigdy nie został ukończony. Już za czasów demokracji potomkowie Kleinów i gmina chciały urządzić w nim hotel, lecz brakło pieniędzy. Dziś znów jest prywatny i nie można go zwiedzać, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie zajrzeć do parku.
Metalowe rzeźby z XIX wieku, wykonane w pobliskich zakładach Kleinów odrestaurowano na początku tego stulecia.
Po drugiej stronie ulicy za pozostałościami bramy znajdował się kiedyś cmentarz założony w XVIII wieku. Z powodu wysokiego stanu wód gruntowych (co powodowało problemy z wykopaniem grobów oraz rozkładaniem się ciał) zlikwidowano go w latach 60. XX stulecia. Pozostawiono dwa nagrobki oraz kaplicę wybudowaną przez Kleinów w 1846 roku.
Kaplicę mylnie wziąłem za grobowiec rodzinny, który znajduje się kilkaset metrów z boku. Tutaj upamiętniono dwóch miejscowych farorzy, ich nagrobki stoją obok wejścia.
Przed dawnym cmentarzem można znaleźć przybytek znacznie bardziej dla żywych - miejscowy, rodzinny browar . Jest zamknięty, lecz piwo można kupić w sąsiedniej restauracji - niestety, podczas mojej wizyty mieli tylko półciemnego bocka.
Sama restauracja to z kolei dawny zajazd pocztowy z 1847 roku i gospoda, gdzie zmieniano konie - stąd nazwa Na Staré poště.
Osobom lubiącym przebywać na świeżym powietrzu na pewno spodoba się kompleks rekreacyjny - z obiektami do imprez, toaletami, placem zabaw, skate-parkiem, mini-golfem i innymi urządzeniami.
Narciarzom gmina proponuje kilka ośrodków - w większości są małe z jednym nieszczęsnym orczykiem. Obecna zima jest tak marna, że próżno szukać tam śniegu. Znaleźć go można jedynie w Koutach nad Desnou (Winkelsdorf), dawnej samodzielniej osadzie, a dziś części miejscowości położonej najbardziej na północ, tuż pod górskimi przełęczami.
Kouty reklamują się jako najnowocześniejszy ośrodek na Morawach, co biorąc pod uwagę co tam zastaniemy Morawom chluby nie przynosi. Szczycą się pierwszą w Republice Czeskiej 6-cio osobową kanapą. Fakt - jest szybka i ma dobrą przepustowość.
Niestety, postanowiono oszczędzić i nie posiada ona plastikowego dachu co w razie niepogody szybko o sobie przypomina. Dzień po zrobieniu tego zdjęcia jeździłem w ulewnym deszczu i bardziej zmokłem podczas wjeżdżania na górę niż w czasie szusowania...
Kanapa wywozi nas na odległość około 1100 metrów, gdzie śnieg powinien utrzymywać się nawet w czasie takiej zimy jak tegoroczna. Ze stojącej tam wieży można podziwiać panoramę okolicy.
Oprócz kanapy narciarzy wożą dwa orczyki, czyli żadna rewelacja. Trasy są ciekawe i wymagające, lecz ich przygotowanie pozostawia sporo do życzenia... Pod orczykami lodowisko (jeśli ktoś jeździł w dwie osoby to wie, co to za mordęga), na trasach dla odmiany albo mocne zlodowacenia albo ciapa. Obok stoją bezczynne armatki śnieżne, których nocne użycie mogłoby poprawić warunki do zjeżdżania. Ale po co - skoro ludzie i tak tutaj są liczni? Na szczęście nie uświadczyłem tam długich kolejek, zazwyczaj wchodziło się na wyciąg z marszu lub po minucie - dwóch oczekiwania.
Gastronomiczne też szału nie ma - jeden bufet na górze w którym tłok. Jedna restauracja na dole, w sporym oddaleniu od wyciągów i tras, więc raczej odpada na przerwę obiadową. A co z plusami oprócz wspomnianych ciekawych tras? Widoki bywają ładne...
W czasie mojej wizyty była możliwość spróbowania swoich sił w slalomie i zmierzenia sobie czasu. Miałem chyba najgorszy wynik .
Kouty są dość drogie - całodzienny skipass to 650 koron czyli w lutym 2016 roku ponad 100 złotych. Moim zdaniem nie są warte swojej ceny przy tym co Czesi tutaj oferują.
Jakby na potwierdzenie mych słów pod koniec dnia narciarskiego zerwała się lina w jednym z orczyków - czegoś takiego jeszcze nie widziałem .
Na koniec jeszcze kilka słów o dojeździe - zmotoryzowani mają zimą do dyspozycji drogę numer 44, prowadzącą przez wspomniane już Červenohorské sedlo. Przez niemal cały ubiegły rok część tej szosy od przełęczy w kierunku Loučnej była w remoncie. Jego efekt jest raczej mizerny - na sporym odcinku nadal tylko polepiony asfalt albo takie dziury jak na jakiś Bałkanach!
(Co ciekawe - z jednej strony przełęczy zima, z drugiej - wczesna już wiosna).
Podejrzewam, że w tym roku znowu droga ta będzie zamknięta z powodu prac remontowych - ciekawe, czy tym razem coś zrobią?!
Dla niezmotoryzowanych pozostaje boczna linia kolejowa z Šumperku (Mährisch Schönberg) do Koutów, którą zarządza stowarzyszenie miejscowych gmin. Pociągi jeżdżą w miarę często. Na ostatnim dworcu biletu w kasie się nie kupi, lecz można przenocować w... pensjonacie .
W centrum stoi pałac, którego początki sięgają XVII wieku - wybudował go ród Žerotín.
Następnie kilkukrotnie zmieniał właścicieli, ostatnimi od 1844 do 1945 była rodzina Klein, miejscowi przemysłowcy, którzy wzbogacili się na budowie dróg i kolei w monarchii austriackiej, a następnie otrzymali szlachectwo.
Po II wojnie światowej pałac ukradło państwo; mieścił się w nim m.in. internat i zakład wychowawczy, ale ogólnie to niszczał. Rozpoczęty remont nigdy nie został ukończony. Już za czasów demokracji potomkowie Kleinów i gmina chciały urządzić w nim hotel, lecz brakło pieniędzy. Dziś znów jest prywatny i nie można go zwiedzać, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie zajrzeć do parku.
Park wygląda tą smętną "zimą" dość ponuro, lecz w cieplejsze miesiące zapewne kwitnie w nim życie.
Po drugiej stronie ulicy za pozostałościami bramy znajdował się kiedyś cmentarz założony w XVIII wieku. Z powodu wysokiego stanu wód gruntowych (co powodowało problemy z wykopaniem grobów oraz rozkładaniem się ciał) zlikwidowano go w latach 60. XX stulecia. Pozostawiono dwa nagrobki oraz kaplicę wybudowaną przez Kleinów w 1846 roku.
Kaplicę mylnie wziąłem za grobowiec rodzinny, który znajduje się kilkaset metrów z boku. Tutaj upamiętniono dwóch miejscowych farorzy, ich nagrobki stoją obok wejścia.
Przed dawnym cmentarzem można znaleźć przybytek znacznie bardziej dla żywych - miejscowy, rodzinny browar . Jest zamknięty, lecz piwo można kupić w sąsiedniej restauracji - niestety, podczas mojej wizyty mieli tylko półciemnego bocka.
Sama restauracja to z kolei dawny zajazd pocztowy z 1847 roku i gospoda, gdzie zmieniano konie - stąd nazwa Na Staré poště.
Osobom lubiącym przebywać na świeżym powietrzu na pewno spodoba się kompleks rekreacyjny - z obiektami do imprez, toaletami, placem zabaw, skate-parkiem, mini-golfem i innymi urządzeniami.
Narciarzom gmina proponuje kilka ośrodków - w większości są małe z jednym nieszczęsnym orczykiem. Obecna zima jest tak marna, że próżno szukać tam śniegu. Znaleźć go można jedynie w Koutach nad Desnou (Winkelsdorf), dawnej samodzielniej osadzie, a dziś części miejscowości położonej najbardziej na północ, tuż pod górskimi przełęczami.
Kouty reklamują się jako najnowocześniejszy ośrodek na Morawach, co biorąc pod uwagę co tam zastaniemy Morawom chluby nie przynosi. Szczycą się pierwszą w Republice Czeskiej 6-cio osobową kanapą. Fakt - jest szybka i ma dobrą przepustowość.
Niestety, postanowiono oszczędzić i nie posiada ona plastikowego dachu co w razie niepogody szybko o sobie przypomina. Dzień po zrobieniu tego zdjęcia jeździłem w ulewnym deszczu i bardziej zmokłem podczas wjeżdżania na górę niż w czasie szusowania...
Kanapa wywozi nas na odległość około 1100 metrów, gdzie śnieg powinien utrzymywać się nawet w czasie takiej zimy jak tegoroczna. Ze stojącej tam wieży można podziwiać panoramę okolicy.
Oprócz kanapy narciarzy wożą dwa orczyki, czyli żadna rewelacja. Trasy są ciekawe i wymagające, lecz ich przygotowanie pozostawia sporo do życzenia... Pod orczykami lodowisko (jeśli ktoś jeździł w dwie osoby to wie, co to za mordęga), na trasach dla odmiany albo mocne zlodowacenia albo ciapa. Obok stoją bezczynne armatki śnieżne, których nocne użycie mogłoby poprawić warunki do zjeżdżania. Ale po co - skoro ludzie i tak tutaj są liczni? Na szczęście nie uświadczyłem tam długich kolejek, zazwyczaj wchodziło się na wyciąg z marszu lub po minucie - dwóch oczekiwania.
Gastronomiczne też szału nie ma - jeden bufet na górze w którym tłok. Jedna restauracja na dole, w sporym oddaleniu od wyciągów i tras, więc raczej odpada na przerwę obiadową. A co z plusami oprócz wspomnianych ciekawych tras? Widoki bywają ładne...
W czasie mojej wizyty była możliwość spróbowania swoich sił w slalomie i zmierzenia sobie czasu. Miałem chyba najgorszy wynik .
Kouty są dość drogie - całodzienny skipass to 650 koron czyli w lutym 2016 roku ponad 100 złotych. Moim zdaniem nie są warte swojej ceny przy tym co Czesi tutaj oferują.
Jakby na potwierdzenie mych słów pod koniec dnia narciarskiego zerwała się lina w jednym z orczyków - czegoś takiego jeszcze nie widziałem .
Na koniec jeszcze kilka słów o dojeździe - zmotoryzowani mają zimą do dyspozycji drogę numer 44, prowadzącą przez wspomniane już Červenohorské sedlo. Przez niemal cały ubiegły rok część tej szosy od przełęczy w kierunku Loučnej była w remoncie. Jego efekt jest raczej mizerny - na sporym odcinku nadal tylko polepiony asfalt albo takie dziury jak na jakiś Bałkanach!
(Co ciekawe - z jednej strony przełęczy zima, z drugiej - wczesna już wiosna).
Podejrzewam, że w tym roku znowu droga ta będzie zamknięta z powodu prac remontowych - ciekawe, czy tym razem coś zrobią?!
Dla niezmotoryzowanych pozostaje boczna linia kolejowa z Šumperku (Mährisch Schönberg) do Koutów, którą zarządza stowarzyszenie miejscowych gmin. Pociągi jeżdżą w miarę często. Na ostatnim dworcu biletu w kasie się nie kupi, lecz można przenocować w... pensjonacie .
Fajna i praktyczna recenzja.
OdpowiedzUsuńJak widać, w wielu miejscach Czesi też dają sobie na wstrzymanie i nie angażują się za bardzo w promowanie "białego szaleństwa". ;) Na nartach nie jeżdżę co prawda, ale kiedyś z przyjemnością zajrzałbym tam jesienią lub nawet latem, bo widzę że widoczki tam niezgorsze a i pewnie jest też gdzie łazić. O ile dobrze kojarzę, to niedaleko jest dość znana lokalna atrakcja, czyli Vysoký vodopád?
Czesi coś tam się reklamują (zwłaszcza w południowej Polsce), ale do Słowacji im daleko. Wodospad jest dalej, już w górach, przy szlaku na Pradziad. Ale tam nie byłem.
UsuńZnaczy się, Słowacy stoją wyżej w rankingu? ;)
UsuńWybacz że pytam, jestem laik w temacie, a na Słowacji nawet nie byłem :/
Słowacy mają wyższe góry, więc mogą budować ośrodki narciarskie położone wyżej, więc ciut mniej podatne na warunki atmosferyczne. Taki Chopok to odpowiada zachodniej Europie. Ogólnie mają nowocześniejsze ośrodki, choć też w tych mniejszych spoczęli na laurach.
Usuń